
p_inka
Użytkownik-
Postów
25 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia p_inka
-
Hej Jeżeli założyłam nieprawidłowo wątek to przepraszam, ale już sama nie wiem czego szukać. Od kilku lat mam częste stany lękowe. Zaczęło się chyba od napadu padaczkowego kilka lat temu, potem poturbowałam się ogromnie tracąc przytomność. Wpływ mogło mieć także to, że mój ojciec był alkoholikiem (nie pije od kilku lat) a moja mama zmaga się odkąd pamiętam z poważną depresją i hipochondrią. Ja do pewnego momentu prowadziłam normalne życie, potem pojawiły się objawy IBS i ograniczyłam wychodzenie z domu. Potem pojawił się lęk przed chorobą i śmiercią i ciągłe zamartwianie się przyszłością. Często nie potrafię sobie poradzić z natrętnymi myślami. Oprócz tego mam uciążliwe dolegliwości, ciągły ból głowy, karku, mięśni, uczucie zapadania, niekontrolowane napinanie mięśni, zawroty głowy i oczywiście bóle brzucha... Psychiatra przepisał mi Citabax i proszę, nie linczujcie mnie, ale panicznie boję się go brać... Boję się nawet brać Apap! Ale w sumie to nie o tym chciałam. Powód, dla którego piszę w tym, a nie innym dziale, to moje doświadczenie z dwóch ostatnich dni. Wczoraj czułam się tragicznie. Myślałam, że nie ma sensu dalej żyć, płakałam cały ranek, miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Czułam się czasami, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg. Dzisiaj natomiast... tańczyłam. Idiotycznie to brzmi, ale puściłam muzykę i zaczęłam tańczyć jak wariatka, śmiać się. Potem rozbolała mnie głowa, więc przestałam, ale dało mi to do myślenia. Takie nagłe zmiany nastroju, ze skrajnie złego do bardzo dobrego to nie jest chyba norma. Dlaczego o tym piszę? Chciałabym dowiedzieć się, czy moje objawy da się jakoś "wcisnąć do jednego wora", bo odnoszę wrażenie, że każdy z nich świadczy o czymś innym. Podkreślę, że byłam u psychiatry, ale niestety nie wysłuchał mnie do końca, nie mogłam pochwalić się wszystkimi swoimi szaleństwami. Pozdrowienia
-
Słuchajcie, przepisała mi p. psychiatra lek Citabax (połówkę). Ale ja się boję nawet Apap czasami brać, w obawie przed skutkami ubocznymi itp. (mam fioła na punkcie swojego stanu zdrowie, częste lęki przed chorobą, cierpieniem i śmiercią). Potrzebuję chyba kogoś, kto kopnie mnie w tyłek i powie: p_inka, masz brać ten cholerny Citabax. Ktoś? Coś?
-
Już po wizycie, dałam radę jakoś. Dostałam lek Citabax, pół tabletki co rano.
-
To jest fajna sprawa, bo na chwilkę oderwałam się od rzeczywistości i trochę doświetliłam swoje trupioblade oblicze :) Ale z drugiej strony, chwile posiedziałam, a potem głupie myśli w głowie: a bo ludzie sobie myślą, że jestem życiowym przegrywem, że tak sama siedzę i w tym pełnym słońcu pewnie widać, jaka szpetna jestem , albo zaraz będę musiała lecieć, bo boli mnie brzuch, co zrobię z tą herbatą? I tak dalej, i tak dalej... Ale i tak było dużo lepiej, niż mogło być. Nie rozpłakałam się, nie zaczęłam wrzeszczeć, nie wyskoczyłam przez barierkę (4 piętro)... Mam zamiar praktykować dalej te chwile sam na sam, na spokojnie. Chociaż podobnie jak Ty, najbezpieczniej czuję się w swoim łóżku, z psiakiem na kolanach. Ewentualnie we własnej łazience. I tyle. Każde inne miejsce przyprawia mnie o niepokój; nawet do "teściów" nie jeżdżę, bo się boję. A oni się obrażają i wysyłają mi coraz mniej ciastek. Co do leków, to nie brałam, bo zawsze jakoś myślałam, że moje problemy to nic wielkiego i jakoś dam radę. Ale wczoraj, gdy zwykła mucha sprawiła, że zaczęłam bezgłośnie wrzeszczeć (wiesz o czym mówię?), a potem zgięłam się w pół i zaczęłam wyć - tak, wyć, nawet nie płakać; zrozumiałam, że potrzebuję pomocy. Przy okazji skonsultuję się w sprawie moich problemów natury neurologicznej. A końcem miesiąca marzy mi się wizyta u psychologa. Dziękuję bardzo, na pewno napiszę. :)
-
Moja głowa też tak działa niestety, ale pracuję nad tym. :-) Ja dziś niestety 7 godzin na uczelni, to była męka. Chociaż postanowiłam nieco umilić sobie czas, dlatego wypiłam herbatkę na tarasie budynku i podziwiałam złotą polską jesień. Było miło, dopóki po herbacie (!!!) nie rozbolał mnie brzuch i nie zaczęłam marzyć o powrocie do domu. Teraz boli mnie głowa też. Ale żyję! I wybieram się jutro do neurologa/psychiatry, po zaświadczenie na uczelnię i obawiam się, że jakieś leki też.
-
Anke, tak czy owak, bardzo się cieszę, że przetrwałaś. Nie uciekłaś z ręcznikiem na głowie, to dużo! Może jeśli będziemy się przełamywać co jakiś czas, to w końcu "przyjemne" czynności naprawdę staną się przyjemne. :)
-
Cześć Ktosiu. Rozumiem Cię doskonale, co prawda jestem już na ostatnim roku studiów, ale mam poważne obawy co do tego, czy je skończę. Bardzo denerwuję się za każdym razem, gdy mam jechać na zajęcia, a gdy już tam jestem, to myślę tylko o tym, by wrócić do domu. Nie mam niestety żadnej złotej porady dla Ciebie, bo sama do żadnych wniosków jeszcze nie doszłam, ale mogę powiedzieć tyle: nie pozwól, żebyś została sama z tym problemem; musisz szczerze i otwarcie porozmawiać z rodzicami, albo z inną bliską osobą. Tym bardziej, jeśli masz myśli samobójcze! Może warto byłoby też porozmawiać z psychologiem na ten temat? Dobrze chyba byłoby dojść do źródła problemu. Indywidualne nauczanie to nie jest do końca głupi pomysł, sama mam zamiar starać się o Indywidualną Organizację Studiów, Pamiętam, że w gimnazjum miałam znajomą, która przez nerwicę miała nauczanie indywidualne i teraz ma się bardzo dobrze, założyła rodzinę i wydaje się być szczęśliwa :) Z drugiej jednak strony, po sobie widzę, że zamiatanie problemu pod dywan jest kiepską taktyką. Przynajmniej u mnie wygląda to tak, że jeśli zamknę się w domu na jakiś czas, to potem opuszczenie go wymaga nadludzkiego wprost wysiłku. że nie jesteś z tym problemem sama. Na pewno jest sposób, żeby Ci jakoś pomóc. Wybacz, że moja wypowiedź nie wnosi zbyt wiele tematu, ale chciałam tylko zaznaczyć, że nie jesteś z tym problemem sama. Na pewno jest sposób, żeby Ci jakoś pomóc. :-) Powodzenia!
-
captain obvious strikes again. Na terapie uczęszczasz? Bo naprawdę twój masochizm (którego de facto ciężko się pozbyć wraz z rozwojem świrozy) utrudnia żywot wam obu,takie poczucie nie pomoże, tylko pogłębia to co gorsze,sęk w tym by raczej dążyć do tego,by się wyrwać z pętli samojebania się jak stado niewyżytów . Ale to w praktyce je lvl ultra hard Masz niestety rację. Na terapię wybieram się końcem listopada, mam nadzieję; póki co mnie nie stać
-
Nie musi, ale najwidoczniej chce. Nie sądzę, by dawanie wsparcia kochanej osobie czyniło kogokolwiek nieszczęśliwym. Nie wymyślaj więc... No w sumie racja, ale cały czas jakiś złośliwy głosik podpowiada mi, że powinnam dać mu spokój, zanim on sam zorientuje się, że nie chce ze mną być. Nie jestem z tego dumna, przeciwnie. Ale nic nie poradzę
-
Daj potem znać, jak poszło :) To sporo razy :) Ale rozumiem. Mam w głowie ciągły lęk przed ośmieszeniem, boję się, że ktoś mi coś wytknie i wyjdę na kogoś niefajnego. Echh...
-
Ostatnio duże wrażenie zrobił na mnie film Whiplash. Nie jest lekki i przyjemny, ale daje do myślenia.
-
Chciałabym wykładać i zostać profesorem. Wydać książkę i mieć lampkę nocą Tiffaniego :-) I znów wyjechać do Anglii i żyć tak, jak żyłam zanim wszystko się posypało....tylko lepiej! ;-)
-
Nie umiem zedytować postu, a przypomniałam sobie o czymś ważnym. Czasami ni z gruchy ni z pietruchy pojawia mi się w głowie jakaś głupia myśl, np. zabarwiona erotycznie i związana z kimś, z kim nie powinnam mieć broń Boże takich skojarzeń (aż wstydzę się napisać co dokładnie mam na myśli, to strasznie zboczone). I wtedy czuję taki wstręt do siebie i staram się wyrzucić to z głowy a nie mogę i zapętlam się. Ohyda. Albo jak siedzę obok przypadkowego człowieka to zastanawiam się, co by było, gdybym tak nagle się na niego rzuciła, pocałowała albo go uderzyła. Miał ktoś tak kiedyś? Czasami mam też tak, że robię coś i boję się, że jakaś dusza mnie obserwuje. I czuję wtedy dziwny dyskomfort. To dopiero ciekawe zachowanie
-
To straszne, w jak wielu działach tego forum się odnajduję Co do moich małych "dziwactw": - mam obsesję liczenia: czy to schodów, czy to łyków, które biorę, czy - uwaga - liczby "wyciśnięć" żelu pod prysznic. czasami, jak np. jem ciasteczka, to mówię sobie: zjem jeszcze 5; a potem zjadam szóste i muszę dobić do 10. A że słodycze kocham, to się to tak ciągnie i ciągnie... - przed wyjściem z domu potrafię sprawdzić kilka razy, czy wszystko jest pozamykane, powyłączane, czy gaz jest zakręcony i takie tam (jak byłam mała, to w moim domu wybuchł pożar, pewnie dlatego) - gdy stoję np. na dworcu, potrafię kilkanaście razy otworzyć i zamknąć torebkę, by sprawdzić, czy portfel i telefon w jakiś magiczny sposób się z niej nie teleportowały - zdrapuję lakier z paznokci; nienawidzę tego, ale palce same działają ^^ - zawsze jestem przerażona, że źle wypełniłam jakieś dokumenty i wnioski; także e-maile i sms sprawdzam 50 razy przed wysłaniem - staram się nie zapeszać w myślach, nie kusić losu (czasami sama się sobie, albo komuś ? w głowie tłumaczę, jeśli moje myśli są zbyt "zuchwałe" ) - to może trochę nie w temacie, ale czasami, gdy rozmawiam z innymi ludźmi i w głowie pojawi mi się jakaś dobra riposta, to wałkuję ją w głowie tak długo, że aż zaczynam tracić oddech i się trząść, a gdy w końcu jestem gotowa, by ją wypowiedzieć na głos, to jest już nieaktualna Tyle mi teraz do głowy przyszło. Stuknięta jestem
-
Skąd ja to znam! Ostatnio byłam u fryzjerki, która - swoją drogą - ma salon kilka metrów od mojego domu. Przez bite dwie godziny wierciłam się na fotelu i zamiast cieszyć się chwilą, prowadziłam w głowie kalkulacje, czy jeśli przebiegnę dystans salon fryzjerski - dom z folią aluminiową na głowie, to ktoś uzna mnie za wariatkę. Po prostu świadomość, że jestem tam niejako uwięziona, nie dawała mi się uspokoić. Ale dałam radę i Ty też na pewno dasz. Będę mocno trzymać kciuki. :-)