brzydka cera, kiepskie wlosy, male cycki to z tych najbardziej "doskwierajacych"
z tych mniej -ale tez nie dodajacych mi uroku: lekko odstajace uszy, lekko krzywe zeby... cos jeszcze by sie znalazlo...
i to nie jest tak ze jestem niezadbana bo jestem i wersji zrobionej mam jakies tam powdzenie ale co z tego ? nie wyobrazam sobie pokazac sie facetowi w wersji naturalnej np rano w łóżku
przez to wszystko juz mi odwala powaznie, nienawidze calego swiata za to ze musze sie z tym zmagac ze ot tak po prostu w wyniku przypadku/ zrzadzenia losu mam gorzej. swiat stal sie dla mnie jedna wielka obluda to pieprzenie o milosci...czy inne slodko pierdzace banialuki majace na celu ozlocic nam ochydna rzeczywistosc i zwierzece popedy
EDIT:
uwazam ze kiedys bylam inteligentna, teraz po 4 latach brania psychotropow zaczynam sie czuć tępa, brakuje mi słow, ciezko o skupienie czy pamiec