Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nervous92

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nervous92

  1. Mam podobnie. Gdy czytam objawy zaburzeń lękowych, nerwic itd. to się uspokajam, bo wiem że to tylko psychika. Ale gdy pojawia się jakiś nowy objaw(np. od paru dni łapie mnie uczucie gorąca na całym ciele, twarzy szczególnie, pierwszy raz myślałem że będę chorował, ale to trwa parę godzin i po jakimś czasie mija, potem czuję się normalnie) to odrazu zaczynam się zastanawiać czy nie mam jednak jakiejś choroby.
  2. Od czasów moich wielogodzinnych ataków/palpitacji serca jestem kompletnie przewrażliwiony i pesymistyczny, trochę to smutne i śmieszne zarazem. Wyjście na basen? Zapomnij, zestresujes się, złapię cię częstoskurcz w trakcie pływania, osłabniesz, utopisz się, umrzesz. Randka? Absolutnie nie, co jak pod wpływem silnego stresu serce ci znowu zacznie walić jak młot całą noc? Skompromitujesz się tylko. Bolą cię nogi, chce ci się sikać? Częstoskurcz nadkomorowy się zbliża, jak nic Może szklanka pepsi? A gdzieżby, odrobina kofeiny i znowu będę umierał wieczorem. Nogi jak z waty? To pewnie stwardnienie rozsiane boczne. Dużo schodów do pokonania. Muszę wchodzić wolno, bo dostanę zawału. itd. itp.
  3. Okej, więc, jestem po wizyciu u kardio i muszę gdzieś wyrzucić moje żale... Pani doktor stwierdziła częstoskurcz nadkomorowy, czyli ten niezagrażający życiu, w sumie stwierdziła że to "powinno minąć"...Jeśli tylko zacznę się ruszać i włączę jakiś zdrowy tryb życia. I żebym póki co wystrzegał się alkoholu, bo połączenie joint+piwo 3 miesiące temu mogło kompletnie rozstroić mój organizm. Zespołu wpw raczej nie podejrzewa, choć i tak właśnie Holtera mam robionego... To i tak wszystko brzmi jak wyrok dla mnie, niby serce zdrowe, a jednak potrafi dawać takie objawy. Fakt, że taki poważny atak już od 2 miesięcy się nie zdarzył, ale po pierwsze, ciągle jest we mnie ta świadomość że to W KAŻDEJ chwili może się zdarzyć, a po drugie, moje życie od tego czasu to kompletna paranoja, unikanie alkoholu, kawy, wychodzenia do znajomych, szybszego wchodzenia po schodach czy generalnie wysiłku fizycznego. Dziś z tego powodu dostałem takiego szału że aż zacząłem rzucać rzeczami o ścianę, bo naprawdę nie chce mi się wierzyć że to samo z siebie minie(tymbardziej że może do końca życia będę musiał się wystrzegać takich rzeczy jak alkohol czy kawa). Sertalina coś na mnie kiepsko działa, nie mam jakichś silnych stanów lękowych jakie miałem po tych arytmiach serca, ale wciąż jest we mnie niepokój i kompletne przewrażliwienie na jakiekolwiek przyspieszenia serca, bóle itd. Generalnie - dramat, który mnie zamknie w czterech ścianach. Nic śmiertelnego, ale znając moje szczęście, będę się musiał z tym męczyć do końca żywota, albo przez wiele lat przynajmniej. No nic, może trochę ochłonę i spojrzę nieco pesymistycznie jak asertin zadziała, jeśli wogóle zadziała, w co też zaczynam powoli wątpić...
  4. Od razu przepraszam za chyba niefortunne dobranie działu, wszakże dotyczy ono leków, aczkolwiek w dziale poświęconym im nie mogę założyć tematu Przechodząc do sedna - od 4 dni biorę asertin, i jestem nieco przerażony. 1 dzień był spokojny, poza poddenerwowaniem związanym w oczekiwaniu na skutki uboczne, na drugi już zacząłem mieć większe chuśtawki nastrojów, natomiast dziś jest dramat, wszystko momentami wydaje się tak mroczne, ciężkie...Czy to normalne? Lek został mi przypisany na nerwice/ataki paniki, aczkolwiek mam wrażenie że z tego przeszedłem do jakiejś depresji...Ktoś mi powie czy to minie, czy już powinienem się udać do psychiatry? Ach, i zaznaczę jeszcze że coraz mniej jem, co też mnie dość martwi...
  5. Nervous92

    Wita świeży nerwus

    W końcu sie odważyłem i wziąłem te cholerne pół tabletki niecałą godzinę temu(ręce tak mi się trzęsły że aż tableteczka mi spadła na podłogę). Trzymajcie kciuki żeby nic się ze mną wielkiego nie działo(bo póki co nie dzieje się, poza tym że w każdym bólu/swędzeniu itd. doszukuje się skutków ubocznych) ;__;
  6. Nervous92

    SSRI-temat ogólny

    Ja mam takie pytanie, psychiatra przypisał mi asertin, i doradził bym brać na noc...A ja do tego nie jestem przekonany. Z jednej strony, niby lepiej brać o tej porze dnia, żeby ewentualne niedogodliwości "przespać", z drugiej, moje lęki nocą się nasilają, a od czytania o skutkach ubocznych wkręcam sobie że obudzę się w środku nocy z bólami brzucha/głowy/dupy/kołotaniem serca itp. itd. Już nie mówiąc o tym że pewnie przed samym aktem stres będzię tak wielki że siłą rzeczy rozbudzi mnie i nie będę mógł zasnąć. A jak wezmę rano, to wiadomo - mój mózg będzię miał istną pożywkę, będę badał i obserwował co się dzieje z moim ciałem. Ktoś doradzi, co z dwojga złego jest lepsze? Rano czy wieczorem?
  7. Nervous92

    Wita świeży nerwus

    Nawet nie zwróciłem uwagi że taka mała dyskusja w moim wątku się pojawiła. Niby do leków jestem przekonany, ale wciąż wzlekam(bo skutki uboczne + "może nie jest ze mną tak fatalnie"). Nie wkręcam sobie że stres czy nerwy mnie zabiją, ale na pewno ciągle we mnie tkwi świadomość że może zrobić mi się od tego gorzej, już nie mówiąc o tym że lęki u mnie pojawiają się gdy np. boli mnie głowa(od jarania pewnie), nogi(od długiego chodzenia), ręka(praca fizyczna). Objawy, na które niegdyś nie zwracałem uwagi, od dwóch miesięcy traktowane są dla mnie jako zagrożenie i sygnał że "zaraz coś mi się stanie"
  8. Nie wiem w sumie czemu tego po prostu nie przyjąłem normalnie, wszakże zdałem sobie z tego sprawę już od jakiegoś czasu. I przez ten mój mały hipochondryzm mam mętlik w głowie a propo leków. Z jednej strony, stany lękowe mam ostatnio rzadziej, objawów somatycznych też zdecydowanie mniej, z drugiej...Totalna paranoja. Przecież ja teraz nawet boję się wypić szklanki pepsi, bo KOFEINA i zrobi mi się przy tym gorzej. I w takim środku się znajduję, z jednej strony nie jest źle, z drugiej wyrzekam się wszystkiego co mogłoby wywołać choć minimalny stres i nerwy, w strachu przed tym co może to wywołać. I nie wiem czy to już jest podstawa do przyjmowania antydepresantów, czy też może psychiatra się nieco pospieszył. Pomijając lęk przed skutkami ubocznymi, boję się też że jestem względnie zdrowym człowiekiem z drobnymi lękami, któremu asertin wyrządzi większą szkodę aniżeli pożytek.
  9. Nie mogę się zgodzić, nigdy nie byłem typem hipochondryka, wręcz przeciwnie, jeśli mi coś dolegało, to wolałem o tym nie wiedzieć. Cała psychika po prostu przestawiła mi się od czasu tego wyjazdu.
  10. Do psycholożki chodzę jakoś ze trzy lata - Podejrzewałem u siebie fobię społeczną, która trwa do dziś, z nieco mniejszm nasileniem. Nie przerażają mnie już np. gwarne miejsca(wręcz uspokajają czasem), imprezy itp., ale np. szukanie pracy to już poprzeczka nie do przeskoczenia prawie że. Po prostu z niektórymi aspektami fobii się uporałem, z niektórymi nie. Psycholożka chyba drąży taką teorię, że uruchomiłem jakby mechanizm obronny, ponieważ tak bałem się spełniania niektórych moich zachcianek czy pragnień, że jestem gotowy sobie wkręcić że to może mnie zabić. Cóż, trochę racji może w tym jest, nie pójdę np. na randkę bo jeszcze zemdleję(nie wiem skąd u mnie nagle fobia przed omdleniem, nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło) albo będę miał zawał Wyjazd był że tak powiem "uczelniany", na zaliczenie przedmiotu.
  11. Dzięki wielkie za odpowiedź Jedyne co mnie martwi, to to, że te "ataki" następowały zarówno w dni ze zwiększonym stresem i wysiłkiem fizycznym, jak i w te spędzone na kompletnym nic nierobieniu. Alkohol po ostatnich przygodach unikam jak ognia, aczkolwiek nie ukrywam nie wyobrażam sobie żebym całe życie miał się tego wystrzegać, papierosy jaram w ograniczony ilościach, do 5-6 na dzień, jako że objawy po nich często się nasilają, z drugiej strony takie trochę zamknięte koło - zapalę --> będzię mi gorzej, nie zapalę --> zdenerwuje się
  12. Witam serdecznie, Pewien czerwcowy dzień tego roku zmienił wszystko. Był wyjazd z wielogodzinnym marszem do naszego celu podróży, na koniec dnia - 3 piwka i joint(nie jestem fanem tego specyfiku, to był dopiero mój drugi raz, ale stwierdziłem że raz się żyję, yolo i te sprawy). No i...skończyło się to fatalnie. W pewnym momencie zakręciło mi się głowie, po powrocie do pokoju świat mi na parę sekund dość mocno zawirował. A potem było tylko gorzej, zrobiło mi się słabo i zaczęło mi serce mocno walić, przeleżałem tak połowę nocy aż w końcu chyba byłem tak wypompowany że jakoś udało mi się zasnąć(czego się bałem, wszakże jeszcze umrę przez sen czy coś). Obudziłem się nieco pozbawiony apetytu i energii, no ale pomyślałem sobie że na szczęścię żyję . Przy tym ataku nie było najgorsze walenie serca czy uczuice utraty kontroli nad nogami(co oczywiścię się nie stało) - najgorsze były paniczne myśli, mój mózg tak mnie zaatakował, że nie byłem w stanie choć na chwilę odciągnąć uwagi od tego co się ze mną dzieje, miast tego tylko przychodziły mi do głowy kolejne obrazy w jaki sposób mógłbym umrzeć. Na drugi dzień stwierdziłem że to jednorazowy przypadek, pewnie trochę ruchu, piwa i marihuaenu mi zaszkodziło i było dość szokujące dla organizmu. Niestety - pod koniec dnia przygotowałem sobie małego drinka, i po 3 godzinach...znów było to samo. Zawrót głowy, panika, walenie serca, nogi jak z waty, no i te okropne myśli. Być może wyolbrzymiałem jakoś mój stan wówczas, byłem u opiekuna ośrodka w którym się znajdowaliśmy, był jeszcze u mnie jeden stażysta, sprawdzali mi puls, nie pamiętam co mi mówili, ale skoro nie wzywali karetki tylko kazali iść spać to chyba nie było ze mną tak fatalnie. Do reszty naszego tripa nie miałem już takich przygód, poza tym że kompletnie przestawiła mi się psychika - ciągle byłem zląknięty, wszystkiego się bałem, nawet gdy się ze mną nic nie działo. Po powrocie do domu to jakby minęło, lekarz rodzinna jakoś zignorowała moją część o lęku, skupiła się na tym że szybko się męczyłem fizycznie, i powiedziała żebym więcej się ruszał(czego nie uczyniłem, bo bałem się że te ataki mogły być wywoływane właśnie przez ruch fizyczny). I wszystko niby w normie, zacząłem normalnie funkcjonować(jak na mnie). Po tygodniu miałem imprezę urodzinową, rodzinną - stwierdziłem że po takim czasie chyba mogę ponownie skosztować alkoholu, i to był niedobry pomysł...Tzn. nic się wtedy nie działo, ale o dziwo, alkohol zamiast mnie wyluzować, tylko pogłębił lęki, zaraz zacząłem mieć wrażenie że robi mi się słabo. Być może było to tylko wrażenie, bo alkohol zawsze na mnie dość szybko oddziaływał. Pamiętaj jedynie, z "prawdziwych" objawów, że jak wyszedłem zapalić to po paru machach miałem wrażenie że ciężej złapać mi oddech. Ale poza tym - nic specjalnego. Kolejny dzień jednak przyniósł przykrą niespodziankę - długo nie mogłem zasnąć, siedziałem do 3-4 rano, zapaliłem(papierosa, ofc)...i zaczęło się to co na wyjeździe, jedyna różnica - tym razem nie było to poprzedzone zawrotem głowy. Panikowałem, chodziłem po pokoju, wyszedłem do sklepu przed 6, bo stwierdziłem że jak zasłabnę to chociaż ktoś mnie zauważy. Do zasłabnięcia nie doszło, po 6 udało się zasnąć. Minął tydzień, sytuacja znów ta sama - zapaliłem przed snem, zrobiło mi się słabo w nogach, serce zaczęło walić, jednak tym razem robiłem wdech i wydech i co najważniejsze, nie leżałem tak z tym sercem bijącym aż do rana, tylko udało mi się zasnąć. Oczywiście te ataki to nie wszystko - miałem ciągły, stale utrzymujący się lęk że coś się zaraz wydarzy, no ale to już pewnie znacie. Byłem u dwóch lekarzy rodzinnych - jedna podejrzewa częstoskurcze i dała skierowanie do kardiologa, druga kazała brać duże dawki magnezu przez miesiąc, wysłała na badania krwi(wszystko w normie, poza tym że TSH trochę duże, ale w normie, poniżej granicy referencyjnej). Ostatni taki atak miał miejsce miesiąc temu, od tego czasu jestem NIECO spokojniejszy - potrafię już się czymś zająć czy zrelaksować, mam tylko drobne stany lękowę, ale z drugiej strony stałem się kompletnie paranoiczny - unikam wszystkiego co mogłoby się wiązać z drobnym stresem, nie wychodzę do ludzi, nie uprawiam żadnych aktywności fizycznych, jak mi radziła pani doktor(bo przecież będe miał zawał czy coś w ten deseń), we wrześniu czeka mnie poprawka, to będzie pierwsza taka stresowa sytuacja od wielu dni i aż boję się jak moje ciało zareaguje. Byłem u psychiatry - stwierdził ataki paniki, przepisał asertin i alpragen - nie zacząłem brać bo naczytałem się w internetach o skutkach ubocznych i robię pod siebie że coś podobnego mogłoby mnie spotkać. Moja psycholożka jest święcie przekonana że to wszystko objawy somatyczne wywołane przez psychikę. Bardzo chciałbym się z nimi zgodzić, ale jednak boję się że najbardziej prawdpodobna opcja to częstoskurcze połączonę z którąś z nerwic - inaczej wygląda atak paniki(z tego co wiem, trwa 15 min. do 2 godzin), nie kończy się chyba całonocnym waleniem serca, jak to miało miejsce w moim wypadku...U kardiologa jeszcze nie byłem(doktor zaleciła badanie holtera), oczywiście będzię trzeba wyłożyć kasę na prywatnego, bo na NFZcie będę czekał chyba z pół roku. Okej, więc teraz parę pytań: 1. Czy było z wami tak że serce, wrażenie słabości w nogach utrzymywało się przez tyle godzin mimo że badania wykazały że jesteście zdrowi jak ryby? Mój psychiatra stwierdził że gdybym miał częstoskurcze to bym leżał, tracił świadomość, mdlał itd., ale niezbyt mnie przekonał...No do cholery, to nie było chwilowe bicie serca, tylko WIELOGODZINNE. 2. Zakładając że mam częstoskurcze - asertin może mi jakoś zaszkodzić czy wywoływać te ataki? PS. Proszę, nie opisujcie mi swoich przypadków po antydepresantach, i tak już jestem wystarczająco nastraszony od czytania o skutkach ubocznych ;__; PS2. Przepraszam za tak długi post, musiałem to wszystko z siebie wyrzucić.
  13. Nervous92

    Wita świeży nerwus

    Witam serdecznie forumowiczów. Mam 22 lata, i od czerwca borykam się z poważnymi problemami psychicznymi i, być może, zdrowotnymi. Oczywiście, już zanim to wszystko się zaczęło, byłem osobą łatwo wpadającą w stres i nerwy(kiedyś zdiagnozowałem u siebie fobię społeczną, która z czasem, być może dzięki moim staraniom, nieco osłabła), jednak nigdy nie dotyczyło to spraw zdrowotnych, nie byłem rodzajem hipochondryka, wręcz byłem zawsze zdania, że jak coś mi dolega to wolę żyć w nieświadomości. Mam nadzieję że te forum przyniesie mi odpowiedzi na pewne pytania, ale o objawach napiszę w innym temacie, jako że boję się że tutaj zostanę niezauważony, a szykuje się dość długi post : p
×