Skocz do zawartości
Nerwica.com

zobojętniony

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zobojętniony

  1. Nie jest za Tobą - ciągle to widać w Twoich postach.
  2. Że co? "nie pisałbym"? "nie dzwoniłbym"? Gdyby mnie tak potraktowała dziewczyna, którą kocham (sytuacja oczywiście załóżmy, że wygląda podobnie), nie dzwoniłbym. Pewnych rzeczy i słów jednak męskie ego nie potrafi udźwignąć. Nie stoję za nim murem - już to kiedyś napisałem :) Wiem (wnioskuję z Twoich słów), że ci ciężko, dlatego jeśli to w ogóle jest rozwiązanie - zablokuj.
  3. Ja nie pisałbym/dzwoniłbym gdybyś powiedziała mi, że "między nami definitywnie skończone" i "nie mamy sensu". Tak tu przecież napisałaś.
  4. Tak niewielu dziś wspaniałomyślnych ludzi...
  5. Przede wszystkim usiądź, i przeanalizuj sytuację spokojnie. Spróbuj dogadać się z psychologiem - sam osobiście nigdy z jego pomocy nie korzystałem - ale jakby nie patrzeć psycholog to osoba, z którą przynajmniej na zdrową logikę powinno się dogadać jak z nikim innym. Może ustalicie pasujące Tobie terminy, lub cokolwiek. Z drugiej strony, pamiętaj: zdrowie jest najważniejsze!
  6. Masz rację, jest w tym nuta osobistych uczuć, choć nie przesadzaj z tym podobieństwem. Podczas moich sprzeczek rozmawiałem, nie siejąc paniki, ale tamten związek nie był moim pierwszym (drugim, gwoli ścisłości, i trwał prawie dwa lata). Wiem, że uczucia są subiektywne, i nierzadko irracjonalne. Zastanów się jednak nad tym, jaką logiką musiałbym się kierować (będąc M.) by ostatecznie namawiać cheiloskopię do zerwania z nim (w Twoim domniemaniu ze mną). Koleś zrobił wszystko by dać autorce jak najwięcej z siebie i tym ją stracił. Irracjonalne. Choć cheiloskopia dokładnie opisała jak przegiął, i ja jestem tego świadomy. M., którego nie widziałem na oczy nie jest moim kolegą bym stawał za nim murem. Tak jak wy wszyscy wyrażam tu swoje opinie, choć w tym jednym konkretnym poście. Moje uczucia względem I. dawno wygasły, nie kieruje mną tęsknota. A takich sytuacji jak cheiloskopii i M. jest mnóstwo (choć nie wiem czy na tym forum). Skoro cheiloskopia była jego pierwszą kobietą może zwyczajnie potrzebował czasu by nauczyć się życia we dwoje, może faktycznie miał jakieś kompleksy. Sądzę, że cheiloskopia boryka się z syndromem sztokholmskim lecz z tego, co wiem da się z tego wyjść. Tak z grubsza, to mój świat się nie zawali jeśli M. pozostało już tylko zapominanie o niej. Moim zdaniem gościu zrobił co mógł i jak umiał najlepiej. Oklaski mu się za to nie należą, ale sądzę, że był w uczuciach szczery. Ot, moja opinia.
  7. Zacznę od tego, czemu M. nie podołał - powstrzymanie obaw gdy coś się sypie w imię spokoju. Autorka mówi, że jest jego pierwszą kobietą - to okoliczność poniekąd łagodząca, ale nie do końca. M. zawinił, ale czy tym zabił związek? Zdrowe poświęcenie, to nie zmienianie się o 180 st., ale przeanalizowanie swych problematycznych zachowań i pohamowanie ich. To trudne, ale się opłaca. Zdrowe poświęcenie wykazał ów nieszczęsny M. tym wyjazdem do Holandii. Cheiloskopia potrzebuje czasu, M. czuje się odtrącony i wypchnięty. Z pewnością wolałby zostać i jakoś walczyć, a mimo to jedzie na drugi koniec Europy (chyba dla cheiloskopii). Tutaj podołał. Zdrowe poświęcenie to zrezygnowanie z mało istotnych dla związku rzeczy, zajęć. W swym najdłuższym związku byłem dwa lata, potrafiłem zrezygnować z wyjścia na browar z kolegami dla ukochanej i kina czy spaceru z nią - zdrowe poświęcenie. Zdrowe poświęcenie to życie teraźniejszością, a nie przeszłością (czytając to forum aż strach pomyśleć ile w Polsce może być dysfunkcyjnych rodzin). Poświęcasz ból przeszłości w imię teraźniejszości i przyszłości. Zdrowe poświęcenie to starania: o kobietę, o stabilność, o związek. Zdrowe poświęcenie to wytrwałość. Zdrowe poświęcenie to stałość w uczuciu - w życiu przecież nie zawsze jest słodko i kolorowo.
  8. Tak czy inaczej, rzuć go zanim wyjedzie na Zachód. To będzie fair.
  9. To przykre. Po cichu liczyłem, że rozkochany w Tobie M. zasłuży jeszcze na zastanowienie/drugą szansę. W każdym razie cieszę się, że mogłem w jakimś stopniu "zainterweniować" w nieco podobnej sytuacji do mojej historii z przeszłości.
  10. cheiloskopio, jeśli M. jest człowiekiem zdolnym do wierności i wytrwałości, to może po jego powrocie jeszcze wszystko się między wami ułoży On i Ty balansujecie na krawędzi - On irytacji Ciebie, Ty własnej tożsamości. Oboje potrzebujecie czasu, i myślę, że on to wie. Jego zachowanie to reakcja na palenie się mu gruntu pod nogami. W końcu odpuści próby kontaktu, bo wie, że inaczej się poparzy. Wybacz metafory Ja go rozumiem. Czeka go wyjazd za granicę, tu zostawia kobietę, którą kocha (chyba na zabój) i nie wie czy wróci do niej, czy do pustego domu. Rozumiem też Ciebie. Spokój jest Ci wskazany, ale skoro podejmujesz terapię, zyskasz nie tylko spokój ale i fachową pomoc. To bardzo dobrze. Zwyczajnie, życie wystawia was na najpoważniejszą próbę - rozłąkę, tudzież: rozstanie. I to jeszcze w płomieniach. Nie, nie uważam tego za mądre. Przeciwnie - głupio się zachował. Prawdziwą miłość jednak postrzegam jako zdrowe poświęcenie się dla drugiej osoby, dlatego powinien odpuścić takie zachowanie. Tylko chyba wszyscy jak tu jesteśmy wiemy, że uczucia powodują irracjonalne zachowania. To znikome znaczenie kto podniósł, skoro cheiloskopia w nie uwierzyła. I chyba najrozsądniej będzie ponownie opuścić forum, bo nieumyślnie wprowadziłem tu chyba więcej zamieszania niż ładu.
  11. cheiloskopia, widzę, że muszę "otworzyć" się przed Tobą bardziej. Osobiście nie cierpię na jakiekolwiek zaburzenie. Byłem kiedyś po prostu naiwny (mówię o I., mnie i "dresie"). Myślałem, że ma syndrom sztokholmski - taka prywatna diagnoza. Stąd w ogóle rok temu znalazłem się na tym forum. Szukałem odpowiedzi, co zrobiłem nie tak. Obecnie przeglądam wiele wątków, bo na brak wolnego czasu nie mogę póki co narzekać. Dlaczego Twój/wasz wątek? Wiem, że to absurdalne, ale chcę uzmysłowić Ci, że ktoś taki jak ten cały M. wcale nie musi okazać się najgorszym błędem Twojego życia, bo widzę w nim siebie, a w Tobie, "moją" I. Choć wspólnym mianownikiem łączącym was jest zaślepienie tyranem. Chyba szczerze chcę Ci pomóc, choć może bezpośrednio temu całemu M. Ja, w odróżnieniu od M. nie jestem jednak romantykiem, a bardziej powściągliwym słuchaczem, człowiekiem wiedzącym czego chce, i nieco jednak zawiedzionym kobietami - M. jak widać nie jest, skoro o Ciebie walczy mimo trudności. Nie sądzisz chyba, że choćby wątek pt.: "dlaczego zdradzacie?" jest wątkiem bardziej godnym uwagi (będąc teorią) od praktyki. Nie obrażam nikogo, ale po prostu obserwuję Twój post od początku jego istnienia, i od jakiegoś czasu zapałałem chęcią wmieszania się. Poza tym naprawdę dziwią mnie Twoje pytania, i uszczypliwości ze strony innych o datę rejestracji. Siedzę na tym forum z nudów (wiem, to bezczelne) już ponad miesiąc, ale (przepraszam) niewiele jest tu do skomentowania, bo na miejscu wielu ludzi tu publikujących, to bym się po prostu jeszcze raz zastanowił nad słowami, a może byłoby mniej chaosu. Kochałem, szanowałem I. (Ilonę), a ona.... a ona odepchnęła, odpuściła "dresa" i wyjechała.
  12. cheiloskopia, porównaj: i mój fragment historii: Dostrzegasz podobieństwa sytuacji?
  13. - Podejrzewa: mnie o bycie M. - pretensje (bluzganie) i zniesmaczenia odczuwa o: romantyzm, czułość (być może przesadną, nie wiem), obsypywanie ją upominkami. Ja wiem, że własny obraz jaki wywołał tym M. mógł być aż za słodki, ale czy to dotyka aż do żywego? - wybaczyć mógłby (gdyby się dowiedział): zero zaufania (wiem, że cheiloskopia nie jest w najlepszej formie, ale chwilę zastanawiałem się czemu zostałem wzięty za M.) - przykro mi nie tyle z powodu tego, że zostałem M., ale dlatego, że wiem z własnego doświadczenia jak łatwo "stać się" draniem. Moja niespełniona miłość uważała, że dresiarz jest w stanie dać jej szczęście (najczęściej chciał jej dawać je po najebce z kumplami), a ja tylko jej go obrzydzam, dyskredytuję i jestem "cynicznym manipulantem". Kiedy wydarł się na nią, z powodów o których nie chciała mówić, powtarzała tylko: "nie chcę tego rozprzestrzeniać nikomu poza Tobą". I tak w kółko. Raz wyszarpał ją z klubu i zbluzgał bo tańczyła z moim kumplem, którego i on znał (choć uważał za geja, bo mój kumpel był hipsterem), a gdy powiedziałem po tym by go zostawiła w spokoju, dała sobie spokój z uganianiem się za humorzastym despotą (chyba sterydy miały też wpływ na jego zachowanie) kazała mi szukać sobie w "naszym" klubie innej miłostki, bo "łażę za nią jak hiena" i "pies z podkulonym ogonem". Uważała nawet, że ją śledzę (chodzę za nią). - widać też w cheiloskopii totalne zaślepienie.
×