Witam Was,
Z powodu wielu nawarstwiających się problemów z którymi nie mogłem dać sobie rady w danym czasie zwróciłem się bardzo ku wierze katolickiej. Codziennie odmawiałem różaniec, sporo modliłem się i czytałem na temat wiary. Trochę mnie to uspokoiło, jednak zaczęły pojawiać się różne problemy na tle wiary - np. że szatan mnie opęta, że we śnie umrę i pójdę do piekła albo np. jak napiłem się napoju siostry, a wcześniej jej o to nie zapytałem to już sumienie nie dawało mi spokoju, że jestem złodziejem, że ukradłem, że to grzech i pójdę do piekła. Ogólnie te problemy po jakimś czasie mijały, ale pojawiały się nowe. Teraz trochę przystopowałem z religią. Nadal wierzę w Boga, lecz już nie we wszystko w co mówi kościół. Niestety problemy się mnie nadal trzymają i już nie daje rady . W tej mam problem , że na Wielkanoc nie przystąpiłem do spowiedzi. I od tego czasu, a szczególnie od końca okresu wielkanocnego (czyli końca maja) żyję w napięciu. Mam uciski w klatce piersiowej, chce mi się płakać, mam myśli typu, że nawrócił się, że wkrótce umrę i pójdę do piekła, że Jezus przeze mnie cierpi, że ta susza która jest w Polsce to kara za grzechy (!). Jasne na upartego mógłbym iść do tej spowiedzi, ale raz, że gdyby nie te myśli to ogólnie nie odczuwam takiej potrzeby, dwa że nie zgadzam się ze wszystkimi naukami kościoła, co oznacza że ksiądz prawdopodobnie nie da mi rozgrzeszenia i mnie sumienie bierze, a trzy że nie wiem jak mój głupi umysł się zachowa, bo jak myślę o pójściu do spowiedzi to mam uczucie jakbym za chwilę miał zemdleć, a jak ksiądz nie da mi rozgrzeszenia to nawet nie wiem jak zareaguje.
Z tego co wiem to jest to nerwica natręctw i wiem, że samemu nie dam sobie rady. Byłem zapisany do psychologa, niestety od poniedziałku rozpoczynam nową pracę gdzie praktycznie od 7 do 19 będę poza domem, a nie chciałbym brać odrazu urlopu. Niestety jestem na lekach uspakajających, a i tak mam lęki. Co zrobić? Jak sobie z tym poradzić? Ja Was nie proszę, ja Was błagam o pomoc