Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alusia329

Użytkownik
  • Postów

    79
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alusia329

  1. Wiesz co , to była taka jedna kulka pod pachą , na początku zdiagnozowałam sobie raka piersi no bo wiesz, guzek więc jedna myśl od razu w głowie. to była dokładnie taka kuleczka o średnicy mniej więcej takiej jak 5 groszy. Jedna z lekarek powiedziała mi wtedy, że węzły mogą być powiększone pod pachami nawet wtedy jeżeli masz jakieś drobne zmiany na skórze np lekki trądzik itp bo to już jest jakaś infekcja i węzły tak reagują, nawet jak wycinasz skórki przy paznokciach to też bo to również ingerencja w skórę. Tak powiedział lekarz. Teraz natomiast nie mam pod pachą kulki, tylko tak jakby wyczuwam małe zgrubienie jednego z węzłów o średnicy mniej więcej 5 mm a że to zupełnie coś innego niż wtedy no to już sobie wmawiam, że to rak. Jakbyś chciała pogadać czy coś to jestem do dyspozycji bo widzę , że męczymy się z tym samym, dlatego własnie szukałam forum, w grupie zawsze raźniej
  2. Kochani, opowiem Wam moją historię, może ktoś miał lub ma podobnie i będzie mógł coś doradzić. Pół roku temu mój tata zmarł na chłoniaka. Po 2 miesiącach żałoby zaczęłam zadręczać się myślami o chorobach, że pewnie też będę miała chłoniaka. Lekarz rodzinny powiedział, że chłoniaki nie należą do nowotworów dziedzicznych ale to mnie nie uspokoiło. Robiłam badania krwi , które wyszły w miarę ok, natomiast 2 miesiące temu wpadłam w panikę , bo wyczułam pod pachami powiększone węzły chłonne. Oczywiście od razu sama sobie zdiagnozowałam raka. Po namowach narzeczonego, którego już denerwowały moje ciągłe płacze bez powodu ( ciągle myślałam o chorobach i o tym, że umrę, po wstaniu z łóżka myślałam od razu tylko o tym pomimo pięknej pogody, tego że mam dopiero 24 lata i niedługo wychodzę za mąż ) poszłam w końcu do lekarza. Lekarz wymacał i stwierdził, że to nie węzły, że to zapchane gruczoły od antyperspirantu, który kazał mi odstawić na jakiś czas. Po 2 tygodniach bez antyperspirantu węzły nadal były powiększone , a ja w międzyczasie rozchorowałam się na grypę. Poszłam do kolejnego lekarza , który powiedział , że to reakcja obronna organizmu i przy chorobie powiększone węzły to norma. Ale to mi nie wystarczyło. Potem byli kolejni lekarze, każdy powiedział, że to na pewno nie rak bo nie mam innych objawów a ja nadal chodziłam do kolejnych tak jakbym na siłę szukała takiego, który wreszcie powie mi że to chłoniak. Paranoja. Tak jakbym chciała tej choroby. W końcu przeszło mi. Przerzuciłam się na narzeczonego, zaczął się obsesyjny strach o jego życie, zdrowie, telefony co godzinę do niego czy wszystko ok. Natomiast 2 dni temu znów wyczułam, że chyba mam powiększony jeden węzeł pod pachą, nie bardzo, delikatnie, ale już znów wmawiam sobie raka, czytam te wszystkie fora w internecie i sama się dołuję, już szukam lekarza do którego powinnam iść. Męczy mnie to strasznie bo nie potrafię normalnie funkcjonować , ciągle myślę o umieraniu , chorobach . . . Czy ktoś z Was miał podobnie?
  3. Dziękuję za odpowiedź U mnie niestety póki co jest taki etap, że zamiast traktować to jako natręctwa i ignorować to ja wmawiam sobie, że może to jakieś przeczucia? Może naprawdę coś się stanie?
  4. Witam Was wszystkich serdecznie. Na początek chcę poinformować, że jestem tutaj nowa, więc proszę o wyrozumiałość, nie wiem przede wszystkim czy opis mojego problemu umieszczam w dobrym dziale W każdym razie będę wdzięczna za wszelką pomoc z Waszej strony Zacznę od początku. Jestem DDA. Moi rodzice byli alkoholikami, wychowała mnie babcia. Ja jednak nigdy kontaktu z rodzicami nie zerwałam, co więcej zawoziłam im czasami ostatnie pieniądze , które wiadomo na co szły. Chyba chciałam w ten sposób kupić ich miłość. W każdym razie mam teraz 24 lata, narzeczonego, własny dom. Pół roku temu mój tata zmarł n a nowotwór. Cierpiałam, jakby nie było to jednak mój ojciec. Po ok. 2 tygodniach płaczu bez przerwy udało mi się względnie pozbierać. Natomiast zaczął się inny koszmar. Pomimo tego, że nowotwór ojca nie jest dziedziczny zaczęłam doszukiwać się u siebie na siłę chorób. Wmawiałam sobie, że na pewno też mam raka, kiedy wstawałam z łóżka nic mi się nie chciało, chciałam tylko płakać, od rana myślałam o śmierci. W końcu narzeczony wysłał mnie siłą na wszystkie badania i jak się łatwo domyślić okazało się , że jestem całkowicie zdrowa. Byłam przeszczęśliwa. Tak minęły 2 miesiące. Wraz z narzeczonym zaczęliśmy planowanie ślubu. I od tego momentu rozpoczął się inny koszmar. Cały czas panicznie się o niego boję. Ciągle myślę, że nie przeżyłabym tego gdyby jemu coś się stało. Ciągle płaczę. Wmawiam sobie, że może mieć jakiś wypadek, że wychodząc z domu mogę już go więcej nie zobaczyć, jak gdzieś wychodzi ja trzęsę się ze strachu. To jest nie do zniesienia. Powinnam cieszyć się ślubem i zająć przygotowaniami a ja nie potrafię. To jest pierwsza osoba, która tak naprawdę mnie pokochała, nie chcąc niczego w zamian. Czy dlatego tak panicznie boję się że go stracę? Wydaje mi się ciągle, że to wszystko jest zbyt piękne aby było prawdziwe i zaraz stanie się coś takiego, że wszystko się skończy. Nie wiem jak mam sobie z tym radzić ale chciałabym żyć normalnie, cieszyć się każdym dniem i nie myśleć ciągle o tym, że Jemu coś się stanie, nawet w pracy co chwilę biegam do łazienki i płaczę . . . Oczywiście zapisałam się do psychologa ale termin na nfz dopiero za 6 miesięcy, a ja boję się, że do tego czasu zwariuję. Czy ktoś miał może podobnie? Będę wdzięczna za wszystkie odpowiedzi, pozdrawiam Was serdecznie.
×