Skocz do zawartości
Nerwica.com

barikello

Użytkownik
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez barikello

  1. No więc od 14 sierpnia nie wysłaliśmy do siebie ani jednej wiadomości - gdzie w okresie 'fascynacji' sobą rozmawialiśmy non stop, nawet będąc (w miarę możliwości) w pracy. To chyba już koniec. Mam ciągle jego numer, ale coraz rzadziej zerkam na jego profil, czy jest online. Widzę, że coraz rzadziej jest, więc przypuszczam, że i tak z kimś się spotyka. Pierwszy tydzień był bardzo trudny, bo tęskniłem bardzo... ale już powoli oswajam się z myślą, że chyba nawet znajomości z tego nie będzie. Jestem zaprawiony w takich 'bojach', więc to chyba kwestia przyzwyczajenia. Wiadomo, że początkowo się tęskni za osobą, z którą intensywnie się rozmawiało, która się podobała i gdzie była ta 'chemia' - a niełatwo trafić na taką osobę. Może musiałem na niego trafić i może musiałem to zepsuć, żeby mieć nauczkę. Czuję, że nawet jeśli nigdy więcej się nie skontaktujemy, to i tak dał mi pozytywnego kopa do działania :) Może ja mu po prostu zazdroszczę tego jego życia - fajnie ułożonego. Niby zwykły facet, a jednak z fajnym życiem, gdzie mu tylko miłości chyba brakuje, kogoś na stałe. Pora się ogarnąć, iść naprzód, nie rozpamiętywać tego co było i nic więcej już nie psuć :)
  2. Nieco ponad miesiąc temu poznałem osobę, z którą intensywnie pisałem i rozmawiało się na tyle dobrze, że zdecydowaliśmy się spotkać po niespełna trzech tygodniach. Problemu nie stanowiła nawet odległość kilkuset kilometrów. Niestety w międzyczasie dały o sobie znać moje kompleksy, narzekanie na siebie, zniechęcanie na siłę... i tak dostałem drugą szansę od tej osoby, bo mogło nawet nie dojść do naszego spotkania. Przez swoje zachowanie zbudowałem dystans, mur między nami. Wcześniej było miło i uroczo. Samo spotkanie niestety wyszło już drętwo, nie tak jakbym chciał... zapewne przez to o czym pisałem. Żadne z nas nie czuło się chyba swobodnie. Jedynie na sam koniec szczerze porozmawialiśmy i usłyszałem, że mogę liczyć jedynie na znajomość (zdałem sobie sprawę, że nie jestem w typie tej osoby - no tak, wcześniej widziała moje zdjęcia, a to nie to samo; poza tym wiele wymaga i pod względem wyglądu i charakteru - np. optymisty, kogoś kto potrafi rozśmieszyć - a mi tego chyba brakuje... pod oboma względami , do tego nie poradził sobie jeszcze ze stratą poprzedniej bliskiej osoby, z którą był w związku). Najgorszy dla mnie jest jednak fakt, że w przeciwieństwie do mnie, ta osoba na żywo wywarła na mnie super pozytywne wrażenie. i z wyglądu i z charakteru. Brakuje mi naszych rozmów (mam na myśli te dobre chwile, a nie moje 'narzekanie' na siebie), myślę, rozpamiętuję... Jednak wiem, że nic więcej z tego nie będzie. Coraz rzadsze rozmowy tylko o tym świadczą... a jeśli już nawiążę rozmowę, to czuję już niestety niechęć z jego strony, chęć jak najszybszego zakończenia konwersacji Muszę zapomnieć o tym kimś, a sobie z tym nie radzę - często zerkam, kiedy jest online, podglądam by sobie chociaż na niego spojrzeć. Chyba mi to nie pomaga, a tylko szkodzi. To człowiek z dobrym sercem i chciałbym, żeby był szczęśliwy i kiedyś ułożył sobie z kimś życie. Ja też chcę być szczęśliwy, dlatego muszę iść naprzód... Co mam robić? Jak zapomnieć i zająć się sobą, kiedy na ten moment tylko myślę i myślę o nim?
  3. Pewnie i była tu cała masa takich tematów, ale chciałbym byście polecili mi jakieś dobre, ciekawe książki stricte pod moje problemy Macie tu masę propozycji w innych tematach, dlatego zależy mi, by wybrać sobie coś dla siebie. Jeśli ktoś z Was jakąś zna i będzie miał czas, by tu coś skrobnąć, to proszęęęęęę ładnie 1. Przede wszystkim coś - jak mówi temat wątku - szukam czegoś o tym, jak zmienić się z pesymisty widzącego świat w szarych barwach, w optymistę - coś jak poradnik pozytywnego myślenia 2. Coś nt. kompleksów, jak sobie z nimi radzić i jak je wyeliminować ze swojego życia. 3. Jak zwalczyć nieśmiałość, być wesołym, jak nauczyć się być bardziej rozmownym, zabawnym, jak sprawić by ludzie mnie polubili. 4. Wszelkie afirmacje i tym podobne... I wszystko co mi się może przydać w moich problemach... Za parę dni będę w Polsce i pochodziłbym do księgarni :)
  4. Pisałem tą część w wątku powitalnym, dla zdaje mi się, że tu bardziej pasuje. Mam 27 lat, jestem gejem, mieszkam za granicą, mam masę kompleksów, mało do powiedzenia przy ludziach, dość nieśmiały... a chciałbym być inny, zupełnie. Byłem u faceta, którego poznałem prawie miesiąc temu(o nim wspominałem w pierwszej wiadomości wątku powitalnego, w ostatnim zdaniu - to na nim mi tak zależało)... poleciałem do niego do UK na weekend. Ledwo się spotkaliśmy, przez moje zniechęcanie go do siebie. Na początku było super (jak się poznaliśmy na początku lipca), ale z czasem to ja zbudowałem potworny dystans i teraz tego żałuję. Mówiłem swoje, że jestem beznadziejny, że na niego nie zasługuję a on cały czas się starał i był słodki. Na żywo wywarł na mnie super wrażenie (w przeciwieństwie do mnie na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach - ale przede wszystkim o charakter chodzi... wieczny optymista i to mnie ujęło), niestety ja na nim raczej nie. Tuż przed wyjazdem zapytałem, czy dalej będziemy budować taki dystans, czy jednak mogę go przytulić - odpowiedział, że jednak teraz to tylko znajomość. Na początku było mi przykro, ale to zrozumiałem. Nie wiem co by było, gdybym od początku był pozytywnie nastawiony i nie jęczał mu tyle. Myślę, że jednak niczym nie ująłem go w tzw. realu..może i mu się nie spodobałem, na pewno chodzi też o charakter - on potrzebuje kogoś kto go rozśmieszy w każdej sytuacji, a ja tego nie umiem - za mało czasu spędzałem z ludźmi, nie mam wielu tematów, nie mam tzw. 'gadanego', nie wiem czy mam super poczucie humoru... często muszę myśleć i myśleć, by powiedzieć coś zabawnego, a nawet cokolwiek. Z pewnością mu się to nie spodobało. Ale on i tak kocha swojego faceta, z którym był kilka lat, a który odszedł do innego.... więc nie miałoby to sensu. Nawet gdybym nie był taki, jaki jestem. Trochę tylko dziwnie, inaczej jest jak już mało teraz ze sobą piszemy....Ale nakierował mnie na parę rzeczy... powiedział, bym walczył i się nie poddawał, dla siebie - i ma rację! Najfajniejsze z nim było chyba pójście na dyskotekę - nie byłem chyba z 12 lat na żadnej wcześniej.. tańczyć nie umiem i się bałem, ale chcę to zmienić bo było super... i nie tylko to chcę zmienić. Chcę być weselszy, do ludzi, uśmiechnięty, chcę być optymistą... tylko czy po tylu latach tak łatwo będzie to wszystko zmienić? Zacząłem szukać polskojęzycznego psychologa w swoim mieście. Już lata temu powinienem się był zmusić do podjęcia tego kroku. Nie lubię póki co siebie, mam masę kompleksów, porównuję się do innych ludzi - twierdzę, że nawet jeśli kogoś bym poznał, to i tak nie miałbym szans na długo go sobą zainteresować - i obojętnie czy chodzi o faceta, czy przyjaciela/przyjaciółkę.. nie chcę by dłużej tak było. Mam już 27 lat i mam dość stania w miejscu. Pora z tym coś robić. Czy ktoś ma takie zmiany za sobą? Szukam pomocy, bardzo jej potrzebuję.
  5. Ja też mam taką nadzieję. Nie poddam się i będę walczył... tym bardziej, że ktoś mi otworzył oczy na wiele spraw. Wiem, jak jest z tym w Polsce, z nastawieniem do ludzi innej orientacji. Ja się z tym nie afiszuję, ale to jest jeden z powodów mimo wszystko, który do powrotu zniechęca. Tu gej, lesbijka mogą się czuć swobodnie, przyznajesz się spokojnie w pracy, że jesteś gejem i nikt nie ma z tym problemu... tylko w Polsce byłoby łatwiej kogoś poznać, teoretycznie. z o.o - oczywiście, jeśli nie przeoczysz mojej odpowiedzi i będziesz jeszcze chciał/-a - to jak najbardziej możemy porozmawiać:) Sorry za to ł/-ła, ale z wiadomości nie mogłem wywnioskować, czy jesteś facetem czy kobietą:) Jakkolwiek - jest mi to obojętne :) ____________
  6. No wiem, wiem... spotkania na żywo przede wszystkim. Zdaję sobie z tego sprawę; życie w internecie to nie życie. Niestety ja na tym bazuję, tu jakoś nie mam odwagi gdzieś wyjść, na imprezę. Zresztą tak jak mówię, tu 95 % facetów szuka tylko jednego, a z Polakiem nikt by nie chciał wchodzić w inne relacje chyba. A ja tak niewiele wymagam, nie wymagam od razu przyjaźni, tylko spędzenia razem czasu, konsekwentnego budowania znajomości.. ciąg dalszy będzie, albo nie - nigdy nic na siłę. Zresztą nauczyłem się nie przywiązywać do ludzi zbyt szybko, kiedyś było inaczej i się sparzyłem - dlatego to zmieniłem. Ja mieszkam niby w sporym mieście, ale niewielu tu Polaków (facetów), a jeśli się już jakiś pojawi to też szuka na raz...z reguły. Myślę, że jeśli będzie tak jak jest to faktycznie wrócę do Polski. Pieniądze nie są w życiu najważniejsze... tam miałbym teoretycznie większe szanse na poznanie ludzi; a jeśli kiedyś bym chciał, to znowu mogę wyjechać za granicę. Nie jestem tu szczęśliwy. Czuję się zabity psychicznie, przez taki system życia. Chcę żyć. Normalnie.
  7. Często zastanawiam się nad powrotem do Polski, ale tam też musiałbym wszystko zaczynać od nowa. Spaliłem za sobą wszystkie mosty. Są może z 2 osoby w Polsce, z którymi mam jakiś kontakt.. ale byłoby sporym nadużyciem stwierdzenie, że są to jakieś przyjaźnie. Ale tu przez 4 lata nie poznałem w zasadzie nikogo do trwałej znajomości, od tak by po prostu z kimś pogadać, gdzieś wyjść... moje życie to tylko praca- dom.. ostatnio do tego doszedł kurs językowy. Ale co to za życie? Bez znajomych, przyjaciół... jeśli chodzi o facetów, to tu w Niemczech jest takie wyzwolenie, że każdy chyba tylko szuka jednego. Friends with benefits albo tylko 'benefits'. I gdzie tu poznać kogoś sensownego.... człowiek czuje się strasznie samotny. Tym bardziej, że widzę że jak jest się Polakiem lub w ogóle obcokrajowcem, to ludzie czują tu niechęć do takich osób z innych krajów. Ale jak bywam w Polsce to też jest niewiele lepiej, rzadko trafia się ktoś normalny z kim można pogadać. A jak już ktoś taki się pojawi, to to psuję...przez swoją osobowość, kompleksy. Twierdzę po prostu że nie zasługuję, rodzice mi chyba wpoili do głowy, że jestem do niczego i tak już mam. Dlatego nie chcę ich znać. Nie wiem jak byłoby mi w Polsce.. na razie i tak nie mam z czym wracać. Nie zarabiam tu dużo, ciężko mi coś odłożyć, a jeszcze mam raty do spłacenia. A życie ucieka przez palce... nie wiem naprawdę co robić. W sierpniu będę na kilka dni w Polsce, może mi się tyle chociaż przyda...
  8. Cześć, to mój powrót na forum po dłuższej nieobecności; dlatego witam wszystkich ponownie Wcześniej się tu jakoś specjalnie nie udzielałem, ale szukam pomocy, rozwiązania swoich problemów - złotego środka (o ile taki istnieje). Mam 27 lat i ciągle tkwię w miejscu. Kiedyś nie napisałem tu o sobie całej prawdy, przedstawiając się na forum. Teraz to zmienię, bo myślę że tak będzie najlepiej. Otóż zacznę od tego, że jestem gejem - jeśli ktoś ma z tym problem, niech po prostu ominie ten temat. Wiem jak ludzie potrafią być nietolerancyjni a zapewniam, że mam już wystarczająco dużo trosk na głowie (stąd m.in. obecność tutaj) i nie potrzebuję czytać przykrych wiadomości, komentarzy, które utkwiłyby mi tylko w głowie i pogłębiły moje problemy. Problemu z samoakceptacją akurat nie mam, w sensie orientacji - jest jak jest i już. Jednak mam masę kompleksów; począwszy od wyglądu, przez brak osiągnięć, generalnie jest to kompleks niższości. Jestem samotny; wyjechałem prawie 4 lata temu za granicę, w Polsce też nie mam wielu znajomych bo każdy poszedł w swoją stronę. Zerwałem kontakt z rodziną praktycznie od razu po wyjeździe - długa historia nie warta opowiadania - wiecznie toksyczne relacje; to w dużej mierze przez rodzinę jestem teraz w takim miejscu, w jakim jestem...w domu wieczne kłótnie o pieniądze (ojciec hazardzista) i o inne sprawy, brak miłości, zrozumienia itp. Głupio i wstyd pisać to facetowi, ale tak wyglądało moje dzieciństwo i lata aż do 22 roku życia. Prawie całe moje życie. Gdy mimo przeciwności chciałem coś dla siebie zrobić, kończyło się to podcinaniem skrzydeł przez rodziców. Bo mi się nie uda, bo 'po co', albo wzdychanie 'aaaaa...eeeee, na co ci to'. Nie mam wiary w siebie, twierdzę że nie zasługuję na nic dobrego, że do niczego się nie nadaję, że zostanie jak jest. Nie mogę nikogo poznać, chcę, próbuję coś zmienić....ale zaraz odzywają się głęboko zakorzenione w głowie, negatywne myśli, kompleksy, zaczynam zniechęcać do siebie ludzi i odpychać ich od siebie. Piszę to, bo szukam pomocy. Cokolwiek co by mogło coś zmienić w moim życiu na lepsze, każda porada, rozmowa, jakieś afirmacje, czy nawet przydatna książka do czytania. Nie chcę by mijały kolejne lata i nic się nie zmieniało. Chcę być szczęśliwy, nie chcę być sam. Nie poznałem tak naprawdę życia, dużo rzeczy mnie ominęło. Ludzie się bawią, tańczą - a ja? Nigdy w życiu nie byłem na głupiej dyskotece. Nikt mnie nigdzie nie zaprasza. Nie widziałem świata. Jeśli gdzieś wyjeżdżam to sam i każdy kolejny wyjazd jest gorszy i coraz smutniejszy. Nie chcę takiego życia więcej. Mam już 27 lat i nie wiem czy to jeszcze czas by coś się poprawiło, ale szukam.... nadziei Ostatnio mi na kimś zależało i było mi bardzo źle, bo znowu to zepsułem, odepchnąłem kolejną osobę od siebie. Dlatego tu jestem...
  9. Trochę mało jak dla mnie, porównując to do osiągnięć innych, no ale ...powiedzmy, że na początek wystarczy i fakt, że żyję To co dalej?
  10. Cześć, nowy tu nie jestem, ale mało się udzielałem, więc w zasadzie można uznać niejako, że jestem tu nowy, czy raczej początkujący (w sumie niewielka różnica między jednym a drugim ). Wracam, by nabrać dystansu do pewnych spraw, trochę podpatrzeć jak sobie radzicie, coś poczytać - może i ja wyciągnę z Waszych doświadczeń jakieś nauki dla siebie. Ciut o mnie i o tym jaki tu mam cel. Mam problemy, chociaż kiedyś było z tym gorzej - od samooceny, przez kompleksy, na wyglądzie i poczuciu niższości skończywszy. Mając 26 lat, nic nie osiągnąłem, nie wiem wiele na temat 'jak się cieszyć życiem', mało widziałem świata, często byłem zdołowany sukcesami innych; zmuszony też byłem zerwać toksyczne relacje z rodziną. Znajomych niestety też nie mam wielu. Pora się ogarnąć i małymi krokami iść do przodu. Chciałbym pocieszyć się obecnością na tym świecie i akceptować siebie, zanim zakopią mnie 2 metry pod ziemią, w końcu mamy jedno życie
  11. Tylko jak osiągnąć szczęście bez działania? To wyklucza się nawzajem, tak mi się wydaje. Potrzebuję zmian, które wymagają działania, a tylko to jest drogą do szczęścia. Wydaje mi się, że jakiś wybrakowany nie jestem. Potrafię rozmawiać, może nie jestem wybitnie interesującą jednostką, ale skoro wielu ludzi poznaje znajomych i przyjaciół, bo wiedzą co się dzieje na imprezach, jakie są trendy (nie, żeby mnie takie tematy interesowały), to ja też mogę mieć coś do powiedzenia. Na pewno nie chciałbym się bawić w puste znajomości, nic nie warte kontakty. Teraz mi jednak nawet na forum nie wychodzi poznawanie ludzi; nie mówię o tym konkretnym przypadku. Już jakiś czas temu poczułem się wypalony, stwierdziłem, że skoro nie potrafiłem nikogo poznać, to nic się nie zmieni. Ale samotność robi swoje. Ja już nie mam od lat prawdziwych znajomych... ostatnie lata "towarzyskie" miałem chyba jako uczeń podstawówki, kiedy z kumplami robiliśmy jakieś bazy, miałem niezły kontakt z ludźmi. Potem coś się zepsuło (już ja wiem co zawiniło) i zaczęło się przesiadywanie w domu... tylko szkoła, która była traumą, gimnazjum, później poszło dalej, zrobił się ze mnie odludek. A chciałbym żyć jak inni. Teraz jestem za granicą, albo pójdę na kurs i spróbuję w ten sposób, albo wrócę do Polski i zacznę chodzić na terapię Potem szkoła zaoczna, praca... tylko zawsze mam problem z początkami, pierwszym wrażeniem. Później wychodzę na niemowę, nieśmiałego... wszystko też przez moją nieśmiałość i przez obawy, że powiem coś głupiego.
  12. nieboszczyk, ładne porównanie ale ze mną chyba aż tak źle nie jest. po prostu nie potrafię nikogo poznać, a to z powodu niskiej samooceny, a to dlatego że mam mnóstwo negatywnych myśli w głowie, szybko się zniechęcam, wolę pierwszy się zniechęcić niż żeby ktoś mnie odstawił na bok. Zauważyłem zresztą, że strasznie dużo wysiłku trzeba żeby kogoś poznać. Czasami mi się nie chce już poświęcać komuś czasu, bo nie wiem i tak czy "coś" z tego będzie. A teraz jeszcze cholerne Niemcy, gdzie jeszcze ciężej poznać ludzi. Nie mówiąc o Polakach, ciężko o kogoś życzliwego, wszyscy patrzą na siebie "wilkiem" Najlepsze, że nie mam cierpliwości do ludzi podobnych do siebie. Z kolei do "wyższej półki" towarzyskiej nie pasuję; nigdy pewnie nie będę imprezowiczem, któremu gładko będzie przychodziło poznawanie nowych ludzi. Zresztą nie na tym mi zależy. Po co się chwalić 1000 znajomych na facebooku, skoro 80 % z nich będzie znana tylko z widzenia? Ja chciałbym nawiązać wartościowe kontakty, ale chyba dużo pracy przede mną. Tzn. na pewno... jak można zacząć?
  13. Nie wiem czy tytuł jest do końca trafiony, ale chyba można się domyślić o co mi chodzi. Miałem swoje problemy; depresje, później wmówiona (lub nie) fobia społeczna - w jakimś stopniu pewnie ją miałem, wyobcowanie, do tego kiepskie relacje w domu z rodziną. Stałem się odludkiem bez znajomych (nie wspominając o przyjaciołach), który jak ognia z czasem zaczął też unikać spotkań rodzinnych - czy to na święta, czy normalne odwiedziny weekendowe, które kiedyś były tradycją. Miałem pewien okres w swoim życiu, kiedy było mi wszystko jedno, nie lubiłem ludzi, twierdziłem, że nie są mi potrzebni, a takie sprawy jak prawdziwą przyjaźń wolałem włożyć między bajki - bo ludzie prędzej czy później skrzywdzą, więc lepiej zająć się samym sobą i nie zawracać sobie głowy takimi sprawami. Ile to trwało? 10-12 lat? Połowa mojego życia Jaki teraz jestem...można się domyślić; część już wiecie z drugiego akapitu. Widzę wielu ludzi i nie chcę żeby tak dłużej było. Zazdroszczę im życia towarzyskiego, tego co robią w życiu - i nawet bez Tylko czy dla mnie nie jest za późno? Nie umiem nawiązywać kontaktów z ludźmi, może nawet działam odpychająco, bo z reguły jestem pochmurny. Pewnie nigdy nie będę duszą towarzystwa, ale chciałbym poznać kiedyś ludzi, którzy by mnie zaakceptowali i dzięki którym mógłbym się zmienić, śmiać się, poznawać "świat", robić rzeczy, których nigdy do tej pory nie robiłem i być w miejscach, w których nigdy nie byłem. Wielu by się zdziwiło, jakie małe rzeczy by mnie ucieszyły... takie pewnie, dla większości które są normalne, codzienne, powszednie. Czy po kilkunastu latach stagnacji można nauczyć się poznawać ludzi? Być optymistycznie nastawionym i się nie zrażać? Chciałbym być potrzebny. O. Jak przyjaciel, ale na to trzeba czasu. Dużo mnie ominęło w życiu. Chyba za dużo.
  14. Absinthe, niby nie uciekną, ale nie po to inwestowałem w książki i kursy, by teraz leżały. Poza tym mieszkam (póki co przynajmniej) w Niemczech, mój język jest mizerny, w pracy jestem traktowany chyba trochę jak idiota z tego względu. A na razie nie mam kiedy tego poprawić. Przed podpisaniem umowy mówiono mi, że dostosują grafik do mnie jeśli będę chciał robić kurs w profesjonalnej szkole językowej. Niedługo będę chciał go zacząć. Zobaczymy czy się wywiążą z umowy. Jeśli nie, to chyba zrobię to, co napisała Evia, przepracowałem już na tyle długi okres czasu, że mogę się ubiegać o zasiłek... nie żeby był to dla mnie jakiś zaszczyt - serio, wolałbym pracować, ale nie na takich zasadach. Co to za życie, kiedy tylko harujesz na nocki i nie mogą ci dać chociaż tych dwóch dni wolnych z rzędu, żebyś miał czas na zrobienie czegoś sensownego dla siebie? Przez 8 miesięcy tak było. I jest.
  15. Nie jestem pewien, czy to temat na kategorię "depresja", ale... ...może macie jakieś porady dla kogoś, kto nie ma pomysłu jak zarządać swoim czasem? Chodzi o mnie Chciałbym zrobić jakieś postępy w nauce języków, powinienem się więcej uczyć, ale kiepsko mi to wychodzi. To też przez pracę. Zmiany nocne, dużo zmian nocnych. Przykładowo 6 z rzędu. Kiedy mam zrobić cokolwiek w kierunku nauki, czy cokolwiek innego dla siebie, skoro mam czas jedynie na pracę i pospanie kilka godzin? Jestem już zmęczony i niezadowolony z takiego obrotu sprawy w pracy. Ale nic nie mówię i nie narzekam, bo potrzebuję pieniędzy... ale w takim tempie to ja się nie nauczę języka. Mam spać po 3 godziny i potem chodzić pół-żywy?
  16. Lepiej tak nie pisz, niektórym może się zrobić przykro, mimo, że Twoje słowa nie są kierowane bezpośrednio do jakiejś jednostki Spoko, do grubasa mi daleko. 171/60.. chyba trzymam się w normie Aaaa, no i wiem, że jestem mały To dziś zjem tą paczkę i od maja się zabieram za siebie... Tym razem, po raz 10000000000 i ostatni. Na pewno
  17. Nie tylko kobiety maja z tym problem Otwieram właśnie kolejną pakę z ciastkami. Bo do filmu, wieczorem, jest fajnie coś zjeść. Co drugi- trzeci dzień potrafię zjeść litr lodów w ciągu jednego wieczora. Chipsy, frytki, czasami pizza. A pomyśleć, że miałem iść na siłownię. Na razie jednak moja motywacja jednak gdzieś zanikła. To chyba też przez pracę...za dużo na nocki, gdzie by się komuś później chciało zap...dalać coś podnosić, gdy trzeba się wyspać, żeby za paręnaście godzin znowu wrócić do tego kołchozu Na szczęście, na razie się trzymam i nie jestem gruby. Chociaż chyba i tak przytyłem. Do 60 kilo
  18. Nawet jeśli nie "uzdrowię" swoich relacji z rodzicami poprzez wspomożenie się terapią (a wątpię, by było możliwe polubienie kogoś, kto przez większość życia był obojętny, lub był nawet przeze mnie znienawidzony), to ta przydałaby się przy innych problemach, z którymi raczej sam sobie nie poradzę. Od lat stoję w miejscu, tak mi się wydaje...nie, jestem tego pewien, więc jeśli terapia miałaby pomóc, to czemu nie. A wolałbym się chyba jednak już skupić na sobie niż na rodzinie, która nie dała mi wiele dobrego - poza życiem (nie wiem do czego im byłem potrzebny) i jakimś wychowaniem (w, z reguły, kiepskiej atmosferze). Na razie jest dobrze jak jest. Nie tęsknię, bo nie mam za kim. Tłumaczę też sobie, że nie tylko ja odcinam się od rodziny, że takie rzeczy się zdarzają, ba - nawet dużo poważniejsze. Nie chcę już kontroli ze strony matki, wtykania nosy w moje sprawy, wypytywania, pretensji, krzyków. Dużo życia zmarnowałem, więc teraz wolałbym się zająć sobą. Tak chyba będzie najlepiej. Oni mają siebie nawzajem, ja wolę szukać nowego miejsca.
  19. [videoyoutube=eRqOxxyHN28][/videoyoutube]
  20. Tak, z tym masz troch racji. Od połowy ubiegłego roku jestem za granicą. Chciałem się wyrwać; niekoniecznie z kraju, ale na pewno ze swojej miejscowości - wiedziałem, że nic ani nikt mnie tam nie trzyma. I szczerze, od rodziny też chciałem uciec. Kiedy rodzice przyjechali na urlop do Polski na miesiąc, już po tygodniu zaczęły się kłótnie - ja z nimi, oni między sobą; matka zapłakana i tak dalej...zmęczyła mnie już taka atmosfera, która towarzyszyła mi przez spory kawał życia. A z tą samotnością... wiadomo jak jest za granicą. Przyjechałem na zaproszenie 'znajomych', którym jestem potrzebny do opłacania czynszu. Raczej nie są to ludzie, z którymi się rozumiem. Słabo znam język (niemiecki) i też raczej niemożliwe jest by kogoś poznać bez tego. Miałem zaczynać kurs językowy, ale teraz się już zastanawiam czy warto. Myślę o powrocie, choć też nie wiem do kogo i po co? Żeby znowu żyć w strachu czy znajdę pracę i przeżyję od 1ego do 1ego. Ale tutaj też nie jest jakoś specjalnie różowo. W Polsce jednak czułem się swobodniej, można było coś załatwić przynajmniej samemu. Poza tym myślę o dalszej nauce; najpierw o zwalczeniu kompleksu, który się za mną ciągnie - zdaniu matury. Potem pewnie coś więcej. No a poza tym tak, jestem tu samotny, ale tak chyba byłoby wszędzie Tak się moje życie potoczyło, że znajomych brak, nie mówiąc już o przyjaciołach, bo to już chyba dla mnie ewidentnie za wysoka półka, nie wiem co to znaczy mieć przyjaciół. Kiedyś, swego czasu zostawiłem ludzi na podobnym forum (już pisałem, że od czasów gimnazjum byłem trochę odizolowany i przez internet najłatwiej było kogoś poznać) - może mnie przerosły i też zmęczyły ludzkie problemy, i postawiłem na hmm..."towarzystwo", które nie było warte zachodu. Dałem sobie spokój, a teraz chyba wróciłem wypalony i nawet nie umiem nikomu pomóc, czy nawet rozmawiać tak jak wcześniej. Kiedyś to ja uciekałem i broniłem się przed ludźmi, teraz jakby jest na odwrót. Mniejsza z tym, już i tak się przyzwyczaiłem. Rozumiem Cię; często też mam wrażenie, że rodzinie byłem potrzebny tylko po to, by za jakiś czas być kimś, kto będzie się nimi zajmował. Miłości też nie zaznałem, przynajmniej ja tego nie odczułem... jeśli była, to chyba okazywana w bardzo dziwny sposób. Zastanawiam się po co przyszedłem na świat Mam też siostrę, ale z nią również nie mam dobrych relacji; zresztą ona też odzywa się dopiero wtedy, gdy jej czegoś trzeba. Ja bym chyba tak nie potrafił; wolałbym chyba zginąć niż dać dowód swojej słabości; przestałem już oczekiwać czegokolwiek od rodziny. Może tak zrobię. Jeden telefon raz na jakiś czas; choć jestem pewien, że przy pierwszym zaczną się krzyki i pretensje, o których wspominałem. Zniechęcę się do kontaktu na kolejny rok Psychoterapia to też pomysł; od dawna chcę spróbować; tylko spróbować. Zawsze mnie ciekawił taki sposób ... walki z problemami? A nastawienie do rodziny nie jest jedynym... Kiedyś się temu opierałem. Ale chyba musiałbym wrócić do Polski
  21. Nie wiem, ostatnio rozmawiałem z pewnymi osobami i miałem wrażenie, że krzywo zaczęły na mnie patrzeć, gdy mówiłem im o fakcie, że nie mam kontaktu z rodziną i jest to mój własny i świadomy wybór. Kolejny powód, by się do mnie zrazić. Dlatego mam wątpliwości. Moja rodzina nigdy nie byłą wzorową rodziną, jak ze zdjęcia... mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, ale w moim przypadku nawet tam było chu...wo. Jeśli miałbym utrzymać kontakt to nie wiem po co? Żeby mieć możliwość powrotu, gdyby znowu nie wyszło mi usamodzielnienie się w życiu? Dzięki...nie chcę znowu wracać jako porażka i czuć wstyd, że mi znowu nie wyszło. Nigdy nie lubiłem udawać przed kimś, jeśli nie czuję potrzeby żeby mieć z nimi kontakt, to już i to problem ludzi, jeśli tego nie zaakceptują. Ale jeszcze nie zdecydowałem. Imieniny matki się zbliżają, poza tym Dzień Matki.... byłby pretekst żeby się odezwać, ale nie wiem. Mam dylemat.
  22. Po części gdy to czytam to tak jakbym czytał o pewnej osobie, którą kiedyś poznałem na innym forum,a po części o sobie. Po pierwsze, wiem że jest ciężko i pewnie nie masz ochoty tam przebywać, ale staraj się nie lekceważyć szkolnych obowiązków i chodzić do szkoły. Szczególnie teraz postaraj się dobrze wybrać szkołę średnią. Ja byłem wiecznie niezdecydowany, nie wiedziałem na co postawić i jaką szkołę wybrać (najpierw siostra zasugerowała mi, że byłbym dobrym dziennikarzem sportowym - akurat...z moim niewygadaniem i nieśmiałością ) - i też dużo opuszczałem - bywało że w półroczu opuściłem 200 lub ponad 200 lekcji i sam wszystko usprawiedliwiałem; potem matka musiała za mnie świecić oczami na zebraniach. Oczywiście przypłaciłem to kiepskimi ocenami, zaległościami i balansem na krawędzi klasyfikacji. To się zaczęło w gimnazjum, gdzie się nie wpasowałem w grupę. Trzy lata stania na uboczu zrobiły swoje, później było gorzej, nie miałem o czym rozmawiać z ludźmi w nowym otoczeniu - mimo, że już się wydawali o wiele bardziej w porządku niż ci z gimnazjum. Dużo w życiu straciłem - nie zdobyłem przyjaciół, nawet normalnych znajomych, nie zdobyłem zawodu, nie zorganizowałem "osiemnastki", bo nie było nawet dla kogo i po co, i nie byłem na studniówce, etc. Nie idź tą drogą. Jeśli jest jakiś sposób, który mógłby Ci pomóc, to z niego skorzystaj. Im dłużej będziesz się opierać, tym trudniej będzie później się pozbierać. A czas biegnie, sam o tym wiem. Może to łatwo mówić, ale gdybym sam miał tyle lat, co Ty, to pewnie bardziej bym się postarał, by walczyć ze swoimi problemami. Mając 16 lat, na nic nie jest jeszcze za późno. Może faktycznie potrzebna byłaby jakaś terapia w Twoim przypadku? Jeśli ktoś Ci zasugeruje taką pomoc, nie odmawiaj. Spróbuj. Warto spróbować różnych sposobów. Im szybciej, tym lepiej. Walcz o swoją przyszłość, żeby była jak najlepsza.
  23. Dzięki za odpowiedzi. W takim razie mam sprawę do przemyślenia. Chociaż... szczerze mi nie brakuje rodziny. Nic nie czuję, żadnej tęsknoty. Wiem, że gdybym teraz się odezwał, a tym bardziej później to pierwsze od czego by się zaczęło, to wielkie pretensje, wyrzuty i mnóstwo pytań, dlaczego nie dawałem znać o sobie przez ten czas. Znam rodziców... W sumie to oni mi odbierali w bardzo dużej mierze ochotę do działania, pracy nad sobą. Uważali chyba, że ja sobie nigdy nie poradzę i chcieli ze mnie zrobić życiową kalekę, co im się chyba po części udało - nie mam dobrej pracy, ani bliskich przyjaciół...etc. Widzieli, nic nie robili; wiecznie tylko kłótnie o kasę, bo to w okół niej się wszystko kręciło, a do mnie wieczne pretensje że sam sobie zgotowałem swój los. Matka jeśli dzwoniła zza granicy raz na jakiś czas, to i tak rzadko się zdarzało, że rozmowa była miła, lub - jeśli tak - to tylko przez moment. Potem znowu zaczynały się natrętne pytania, które prowadziły do sprzeczek. Chyba nie, nie mam potrzeby kontaktu. Obawiam się tylko, czy nie zostanę uznany za "dziwnego" przez innych ludzi, ze względu na fakt, że w zasadzie nie mam rodziny. Chciałbym kogoś poznać; mimo że teraz pewnie nie mam nic specjalnego do zaoferowania, to kiedyś chciałbym poznać ludzi i dać poznać siebie, zdobyć przyjaciół, znajomych. Tylko czy ktoś zaakceptuje człowieka, który zdecydował się na zerwanie kontaktu z rodziną? Aczkolwiek nie chcę się zmuszać do niczego... chyba nie ja jeden jestem w takiej sytuacji.
  24. barikello

    Co teraz robisz?

    Zastanawiam się, czy ta wiadomość nie będzie miała 'za mało znaków'. Napisałem posta jakiś czas temu, potem wszedłem na forum i okazało się, że go nie ma. Napisałem znowu, i znowu się nie pojawił...właśnie z uzasadnieniem, że wiadomość miała za mało znaków... ciekawe, to się chyba trzeba tu bardzo rozpisywać Mi tak kiepsko idzie pisanie a tu się znowu trzeba będzie zastanawiać co napisać, od nowa, uoeeeeee
  25. Właśnie, pytanie tylko czy moja rodzina była aż tak zła i tak bardzo mnie skrzywdziła, że nie zasłużyła aby z nią utrzymać kontakt? Czy ja aby też nieco nie uciekam? Wiem, że nie mogę dużo zrobić dla rodziców, a kiedyś to pewnie oni będą potrzebowali ode mnie pomocy. A ja nie jestem w stanie prawie nic dla nich zrobić. Są mi raczej obojętni, bardziej tęsknię za domem samym w sobie - ciepłym kątem, swoim pokojem, kotem , przyrodą, lasami w rodzinnej miejscowości, niż za samą rodziną. Nie czuję wielkiej potrzeby utrzymania kontaktu, choć jakieś ludzkie odruchy się we mnie pojawiają... i dlatego czasami mam wątpliwości. Ale chciałbym żyć po swojemu też.
×