Skocz do zawartości
Nerwica.com

barikello

Użytkownik
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez barikello

  1. Nie wiem jak mam zacząć, kiedyś nawet pisanie wychodziło mi jakoś swobodniej. No więc, od ośmiu miesięcy mieszkam poza granicami Polski; wyjechałem z tego samego powodu, z którego wyjechało wielu naszych rodaków. Żyje się tak sobie, wiele mnie stresu kosztowało i nadal kosztuje bycie tutaj. No ale do sedna sprawy. Początkowo nie planowałem zrywać kontaktu z rodziną... i nie wiem tak do końca czy teraz to tylko chęć odpoczynku czy rzeczywiście chęć trwałego zerwania kontaktu. Póki co nie dawałem znaku życia od grudnia. Wcześniej podobne problemy były z moją siostrą, która też wyjechała i przez pewien okres czasu nie dawała nikomu znać o sobie. Tyle, że u mnie jest to chyba spowodowane czymś innym. Nasza rodzina niemal wiecznie była w rozsypce, rodzice od kilku lat mieszkali za granicą. Jedynie na jakiś miesiąc przyjeżdżali do Polski, ale zawsze - dosłownie zawsze krótko po przyjeździe zaczynały się zgrzyty, kłótnie - czasami z byle powodu. Gdzieś od czasów gimnazjum zaczęły się u mnie problemy, można powiedzieć że nie dopasowałem się do reszty, wycofałem się, z czasem wpadłem w jakieś depresje i tak latami... skończyłem jako ktoś z kiepskimi perspektywami na przyszłość, bo nie byłem się w stanie zająć niczym - nauką, czy rozwijaniem zainteresowań. Czasami się pojawiał tylko jakiś słomiany zapał, ale szybko gasł. Dużo moim zdaniem w tym winy rodziców, atmosfery jaka panowała w domu. Wieczne kłótnie, najczęściej o pieniądze, które ojciec przegrywał w kasynie. Matka z kolei za dużo chciała mieć pod kontrolą, w tym mnie. Niby były słowa "chcę pomóc", ale więcej było krzyku niż pomocy. W najgorszym okresie miałem próbę samobójczą - już dość dawno i raczej nie mam zamiaru tego powtarzać - ale zmieniła ona nastawienie rodziny tylko krótkotrwale. Momentami nienawidziłem rodziców. Teraz są mi obojętni, mimo że matka na coś choruje, wydaje się że to nawet nowotwór, choć nie wiem w jakim stadium. Teraz sam nie wiem czy odnowić kontakt, odezwać się czy nie. Skoro mi wszystko obojętne? Jak pomyślę, że się odezwę i znowu zaczną się pretensje i wyrzuty, że nie dawałem znaku życia... to szczerze mi się odechciewa tego. Z kolei z drugiej strony, im dłużej to trwa, tym trudniej będzie później. Przez tyle lat naprawdę bardzo chciałem zerwać kontakty rodzinne - bo z tą dalszą rodziną też miałem słaby kontakt od momentu, kiedy zaczęły się moje problemy. Dziwne by było, gdybym np. pojawił się na jakichś świętach u ludzi, z którymi od kilku lat nie rozmawiałem. Poczułbym się obco. Rodzice też są dla mnie coraz bardziej obcy; z ojcem nie mam o czym rozmawiać, z matką niewiele lepiej. I co? Ciekaw jestem jak się żyje tym, którzy zdecydowali się odseparować od swoich rodzin. Jasne, że jeśli ktoś miał wyjątkowo toksyczną rodzinę, to chyba wybrał dobrze, ale ja sam już nie wiem co robić. Mogłem trafić gorzej... może ograniczyć kontakt do minimum tak bym czuł się swobodnie i nikt nie wkraczał przesadnie w moje życie? Nigdy mi nie odpowiadała chęć kontroli z czyjejś strony i tzw. wtykanie nosa w moje sprawy przez matkę czy ojca.
  2. Ja sam już nie wiem, czy wierzę. Może istnieją tylko chwilowe zauroczenia? Ludzie czasami podejmują szybkie i nieprzemyślane decyzje o byciu ze sobą, a później się okazuje, że popełnili błąd, że to jednak nie jest "to". Zniechęcające jest to, że wiele związków szybko się kończy, a nawet jeśli trwają dłużej to - prędzej czy później - też albo się kończą, ludzie się rozchodzą, albo uczucie słabnie i nie jest już tak jak kiedyś, tzn. na początku. Może miłość istnieje, ta prawdziwa, ale nie każdy będzie miał szczęście jej zaznać. Sam wolę się do nikogo nie przywiązywać, bynajmniej niezbyt szybko. Można się poznać, zaprzyjaźnić jeśli wszystko będzie się układało... ale coś więcej to już bardzo wysoka półka. Lepiej sobie nie robić nadziei, będzie mniej cierpienia.
  3. Ah, nie wiem do końca, jak się przywitać i co napisać... Nie jest to tutaj mój pierwszy profil; czasami (chociaż w sumie chyba trochę częściej niż "czasami" ) miewam ochotę uciec przed wszystkim i wszystkimi, palę za sobą wszelakie mosty...wiecie jak to jest. Ale znowu tu jestem i pewnie pojawię się tam gdzie bywałem kiedyś. Brakuje mi ludzi, tak mi się chyba wydaje. Fakt, że czasami chcę się odizolować, mieć chwilę na swoje przemyślenia, zastanowienie się, zaszycie się w jakimś kącie, nie oznacza że chcę aby w kołko było tak samo... jak? To pewnie kiedyś też napiszę Moje problemy? Niska samoocena = brak wiary w siebie (tym większy problem w tym, że uważam, iż jest ona uzasadniona), co za tym idzie - poczucie niższości, masa kompleksów i na punkcie wyglądu i charakteru, czy jakiegoś tam nawet stylu bycia - uważam się za osobę nieciekawą, tym bardziej wtedy jeśli - spotykając się z kimś - po tym nie widać chęci do utrzymania kontaktu od drugiej strony. Kolejna rzecz jest taka, że nic nie osiągnąłem w życiu - i często zazdroszczę tym, którzy - będąc nawet młodszymi ode mnie - radzą sobie nieźle w życiu. Ja sobie pewne sprawy "zawaliłem", więc chyba mam teraz to, na co zapracowałem. Do tego nadal dosyć często towarzyszą mi "smutne myśli w głowie" - albo nazwijmy to stanami depresyjnymi, jak kto woli. Na szczęście nie mam już myśli samobójczych, jak kiedyś. Nic nigdy ze sobą nie robiłem jeśli chodzi o wizyty u psychologa, psychoterapię etc. Zawsze byłem nastawiony anty- na to wszystko... jedynie czasami, widząc sukcesy u innych, chciałem też pójść tą drogą i poszukać jakichś zmian - w końcu nie mam nic do stracenia. No i samotność..jakaś tam na pewno Obecnie jestem za granicą; przyjechałem tu ledwo znając język, ledwo znalazłem (słabą) pracę; staram się podnieść swoje umiejętności językowe, nie wiem - żeby mieć lepsze możliwości, żeby kogoś może poznać - choć, skoro nawet w Polsce był z tym dla mnie problem, to co dopiero tutaj W kraju nic mnie nie trzymało, słaby kontakt z rodziną, która jest praktycznie w rozsypce - sam od Świąt B.N. nie odzywałem się do rodziców - ale to już może będzie temat na inny dział; nie miałem przyjaciół, przez których miałbym dylemat typu "zostać, czy wyjechać". Ale tu też jest podobnie - jedyna różnica jest taka, że mam pracę, z której znalezieniem miałem w Polsce duży problem. A jednak coraz częściej zastanawiam się nad powrotem. Coś zmienić, nadrobić zaległości w nauce (nie mam matury), może kiedyś pójść na wartościowe studia....zmotywować się do tego, żeby coś w swoim życiu zmienić. Chciałbym znaleźć swoje miejsce (w końcu - a próbowałem już kilku opcji ), poznać ludzi, którzy mnie zrozumieją. Trudno, może nigdy nie będę duszą towarzystwa, nie będę "fajny", czy zaje*isty jak kto woli, może nie będę popularny i cieszył się wielkim uznaniem u ludzi, ale chciałbym wreszcie poczuć, że "to jest to" czego szukałem w życiu. I chodzi mi o różne aspekty... chciałbym być zadowolony z tego, co robię, kim jestem, z tego że ludzie mnie szanują, znaleźć wreszcie swoje miejsce, dom, i kiedyś tam przyjaciół etc. Na razie z różnymi sprawami różnie bywa. Chciałbym to zmienić i dlatego tu jestem - będę pewnie dużo czytał a mniej się na razie sam udzielał, poza tym nie wiem czy na ten moment mam specjalnie coś ciekawego do powiedzenia To tyle moich wypocin, sieeeema
×