
Lolina
Użytkownik-
Postów
74 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Lolina
-
Dzisiaj w autobusie jakiś chłopak zwymiotował przede mną. Nie będę Wam opisywała szczegółów, ale nie sądziłam, że to aż takie ciśnienie idzie podczas tego. Widziałam to obrzydlistwo do połowy, bo jakiś gość mi zasłonił. I chwała mu za to. Trauma przez resztę wieczoru i obrzydzenie. Nie wiem jak jutro pojadę na uczelnię.
-
Pytanie retoryczne. W życiu. Jeśli się kocha i zależy - jest się, mimo wszystko, mimo każdej choroby, lęku czy strachu. Trzeba walczyć, by tej drugiej osobie z którą kroczymy u boku przez życie było równie dobrze, jak nam. Szczęście trzeba czerpać garściami razem i żaden lęk nie może tego popsuć. Jest tyle pięknych miejsc na świecie, tyle sytuacji w których chciałoby się znaleźć, przyjemności, które mogą przydarzyć się każdego dnia. Sami sobie to psujemy, więc sami musimy to odzyskać. I nie dobijać się przez fobię, a stawać się z dnia na dzień silniejszym, wiedząc co pomaga o tym nie myśleć, co zakłóca ciągłe schizy i strach i to wykorzystywać. I mimo, że tak piszę, to... mam mega dołka. Czuję się beznadziejnie psychicznie. Lokatorki wyprowadzają mnie z równowagi, hałasują, obgadują, nie dają spać, są dwulicowe i złośliwe. Dobrały się, takie same brudasy i chlejusy. A znaleźć mieszkanie to jakiś cud Dzisiaj umówiłam się na oglądanie, przejechałam w nerwach kawał miasta godzinę przed czasem, więc krążyłam po parku i czekałam na wyznaczoną godzinę, po czym, gdy zobaczyłam tę kamienicę, rozpadające się drzwi, a po ich otwarciu czarną otchłań, uznałam, że to bez sensu i będę się bać wracać do domu każdego wieczora. Wczoraj miałam odwiedzić 3 pokoje i zrobiłam to, ale w każdym mieszka obcokrajowiec, to raz, a mój angielski leży, poza tym podobno mają dojeżdżać ludzie i są już w drodze, także nie ma miejsca Mam już dosyć, serio. Nic mi się nie układa, jestem tu sama jak palec. Rodzina daleko, nie mam wsparcia, nie mam z kim iść na głupią kawę, do kina, do galerii, na rynek. Chciałam zapisać się na weekendowy kurs tańca, ale sama? Nie wiem, niektórzy zachęcają żebym szła sama - poznam ludzi, oderwę się. Poracha na całej linii... Jeszcze sprawy sercowe leżą i kwiczą. A dzięki temu zdołowaniu moje lęki się uaktywniają bardziej, bardziej się wszystkiego boję... przez tę samotność niedługo popadnę w kompletną nerwicę.. A miało być tak pięknie. Nowe miasto, studia, nowi ludzie. G*wno.
-
Psychotropka, nie wiem czy jest sens myśleć o poważnej przyszłości. Na razie nie myślę o tym, poza tym, jego chęć i zapał ucichly aktualnie. Dlatego tym bardziej łapię dystans. Co do zębów, to boje się, ale muszę się na to zdecydować. Mam wszystkie 4 do usunięcia. Dentystka poleciła usunąć stronami - dwa z jednej, potem dwa z drugiej strony. Prawdopodobnie za 2 tyg juz pójdę na zabieg. O ile nie umrę do tej pory, bo czuję się koszmarnie przez grypę, mam gorączkę, zawalony nos i lzawiace oczy. No i ciągle mnie mdli, ale to chyba norma przy chorobie. Czekam tylko na cudowne ozdrowienie.
-
Ja odkładam wyrwanie ósemki juz drugi raz. Najpierw nie, bo okres, teraz nie, bo choroba. Ciągle coś. Ale w końcu wybrać się muszę, bo i tak mnie to prędzej czy później czeka. Ale bez znieczulenia? Toś wytrwała. Ja to bym sobie nie dała dłubać, a tym bardziej użyć wiertła bez znieczulenia. Serducho? Nie wiem. Sprawy się odwróciły. Cały czas do mnie dzwonił, przepraszał, jakaś skruchę ukazał, głos momentami mu się tak zalamywal, że czułam, iż rozmawiam nie z tym czlowiekiem. Wytłumaczył wszystko, ale ja nie wiem czy mydli oczy czy nie. Nie ufam, niestety.
-
A ja mam grypę. Na szczęście nie żołądkową, tylko normalną, tradycyjną. Zachciało mi się jechać na uczelnie bez szalika i bez zapiętej kurtki. Doczekałam się najpierw bólu gardła, a teraz już wszystkiego. Łamania w kościach, bólu głowy, gorączki, rozbicia. Zaczęłam brać jakiś pieorzony lek i tak zaczął boleć mnie brzuch , że dziś to odstawiłam. Przez ten ból pojechałam dziś na uczelnię i wróciłam, tak bałam się, że nie wysiedze na zajęciach z tym bólem i zrzygam się na wykładowce. Jestem na siebie zła, zła, że dalej to gówno mnie nie opuszcza, dalej się boję takiej zalosnej rzeczy, błahego rzygania, każda choroba to dla mnie udręka, nie tylko przez ciągły ból, ale wiadomo - choroba to nie przyjemność. Także ja umieram już kolejny raz od gorączki i biorę ciągle jakieś przeciwbóle, ciekawe kiedy rozpieprzę sobie żołądek. Mam nadzieję, że u Was lepiej i fobia na razie śpi, a nie uprzykrza życie.
-
To już nic nie zmieni. Już koniec.
-
Nie mam. Nic nie biorę. Tak mną manipulował, tyle się nacierpiałam. Nawet moje łzy już w ostatnim czasie w ogóle go nie wzruszały. A ja tak bardzo cierpię, nie wiem co mam ze sobą zrobić... Dziwnie wyszło. Ja napisałam, że chce zakończyć. Przegadaliśmy o tym pół dnia. Potem wyszło, że coś czytałam rzekomo, wbilam mu się na tel i stad te wyrzuty. Napisał, że się żegna. A ja potem długi wywód i chyba ja to skończyłam. Nie wiem czy dobrze zrobiłam czy nie. Pewnie czekał aż będę go przepraszać za te schizy.
-
Mój związek się rozpadł. Trzęsę się, ryczę, nie jestem w stanie się nawet napić, wszystko mi się cofa, o jedzeniu nie ma mowy. Czuję się fatalnie, jakby odebrano mi wszystko. A może ja już nie mam nic... nie wiem... czuję, jakby odebrano mi wsparcie od niego, jak ja sobie poradzę... nie poradzę.. fobia mnie zeżre. To już koniec.
-
Chyba nie mogę liczyć na zbyt wiele. Straciłam już nadzieję, że on będzie się starał o mnie i o nas. Może woli się postarać o nią.
-
Psychotropka, od pół roku prawie co weekend, ale nie codziennie. Żadnej dłuższej wymiany zdań, nic. Zero zainteresowania. Ja się nie odezwę już. Człowiek liczy na jakąś wiadomość z przeprosinami chociażby, jakimś żalem, poczuciem winy. I co? Nic z tego, mogę zapomnieć. Ten typ tak ma. Ja też dzieciaków jak na razie nie chcę, mam dość i mnie bardzo denerwują, momentami i przerażają. Przez fobie sama sobą musze się zająć, a co dopiero dzieckiem. Ząb mi napieprza, głowa boli, chyba jakiegoś zapalenia dostałam, musiałabym do dentysty i znów iść i prosić o antybiotyk, a antybiotyk wiadomo - uboki. Chyba tylko ze trzy razy w życiu je brałam. Zawsze się leczę na własną rękę. Ale żyć się nie da, jeszcze okres się zbliża. Czy może być gorzej?
-
W mojej rodzinie na szczęście rzadko choruje się na jelitówkę (całe szczęście) i nie mam takich akcji, bynajmniej nikt mi o nich nie mówi. Ale jak już dowiem się, że ktoś z kim przebywam (znajomy chociażby) jest po chorobie, albo coś go rozkłada to w myślach mam tylko sygnał alarmowy i chcę spitalać. Trzymam się tak sobie. Pisze do mnie codziennie jedna wiadomość, jak gdyby nigdy nic, jakiś link do gry, to jakieś demoty, obrazki, uj wie. Powstrzymywałam się, by do niego dziś nie napisać, ale tak naprawdę... Co miałabym pisać? No właśnie.
-
Psychotropka, współczuję i jednocześnie gratuluję wytrwałości. Mnie chyba samą by pogoniło. Mam nadzieję, że z małym już lepiej. A jak Ty się miewasz, jak z mężem? Ja wczoraj byłam u dentysty i dziś zdycham.
-
Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy :) Dziękuję za wsparcie, trochę mi lżej.
-
Już mi jest trudno. Ciężko mi przeżyć przez niego dzień chore. Dzisiaj podesłał mi tylko jak gdyby nigdy nic jakiś link. Poza tym zero. Ma na dwoje usprawiedliwienie wszystko. Ze go nic nie łączy, że nie kocha jej, że się nie spotyka, blabla. Pier.olenie. Wie, że mam problem z jego byłą. I, że kazał mi iść do psychiatryka. Nie wie skąd wiem, ale i tak widzę, że podczas tłumaczenia powtarza tylko: "nie spotykam się". A teraz na dodatek dowiedziałam się, że on nie wie za co ja się obraziłam.....
-
Wyjazd mieli. Ona zaproponowała, bo coś tam. Nie wiem, jak się tłumaczył, rekompensata czy coś. Dawne sprawy ich. I widzisz... Wybaczylam mu to. I kolejną teraz rzecz mam znów wybaczać? Nie mam już na to siły. Został mi tylko płacz, rozdarcie i bezsilność. I brak zaufania do kogokolwiek.
-
To już druga jego ściema w związku z tą kobietą. W zeszłym roku wyszło, że spędził z nią wakacje, kiedy ja byłam w pracy. Nie wiem czy mu wybaczę, zbytnio mnie to boli. Nadal nic się nie zmienia, on nie zerwie z nią kontaktu zapewne. A mnie mdli od myślenia o tym i układania w głowie obrazów dlaczego nadal się jej trzyma i nie może się od niej odkleić. Dobra, już nie zasmiecam wątku, bo to bez sensu.
-
Uwierz mi, że się starałam. Od początku znajomości słuchałam o byłych, ale początkowo było mi wszystko jedno, nic mnie z nim nie łączyło. Z czasem zaczęło przeszkadzać, to ten zwalał winę na mnie, że jestem zazdrosna i toksyczna. Tyle ile ja się o sobie nasłuchałam od niego, to wierz lub nie... Podziw się mi należy za cierpliwość. Zawsze wracałam. Teraz nie wiem czy chcę. Serce mi krwawi, jak pomyślę, że do niej jeździ, nawet jak ona mu głupie lajki daje do każdego posta, tak jak, cholera jasna, krawiło, kiedy dowiedziałam się, że mnie oklamuje i spotyka się z nią. Nie wiem czy chce dalej to ciągnąć. A rozmowa co zmieni... Znowu mi nawtyka, obróci wszystko przeciwko mnie. Nie przedstawię argumentów, bo wyszło by, że nie byłam fair. Ale jestem pewna, a jego tłumaczenie nie zmieni nic. Boli.
-
alu, nie wiem co zamierzam. Nic. Aktualnie siedzę i ryczę. Tyle tylko mi pozostało, nie odpisuję mu, nie chcę z nim rozmawiać, ani go widzieć. Mam tak ogromny żal, że nie umiem tego opisać słowami. Czuję się tak bardzo oszukana i potraktowana jak zabawka. Trzymaj się i oby żołądek szybko się uspokoił. Może z nerwów Cię pogoniło. Psychotropka, nie chcę z nim dyskutować. Po wczorajszej akcji odechciewa mi się wszystkiego. Żyć, spać, tylko myślę na okrągło o tym, szczególnie o tej dziewczynie, jak na nią patrzę to aż niedobrze mi się robi. Nawet o rzyganiu nie myślę, bo nie mam w głowie na to miejsca. Nie wiem co gorsze - lęk przed rzyganiem, czy taka rana, oszustwa i spotkania jego z byłą. Nie wiem, nie wiem, nie wiem... nic nie wiem. Jestem totalnie rozbita.
-
Nie ma mowy o trzymaniu się. Tyle byłam gotowa zrobić dla niego, tyle poświęceń, oddania. I co ja dostałam w zamian? Kłamstwa, lgarstwo w żywe oczy. Zdradzić fizycznie... Może i nie. Ale co z tego, jak wobec mnie jest tak bardzo nie fair i nielojalny, że nie potrafi postawić mnie ponad wszystko inne, a szczególnie ponad byle. Dzięki za dobre słowo.
-
Nic to nie ma wspólnego z fobia, wiec nie wiem czy warto zaśmiecać wątek. Jestem pewna. Może nie regularnie i na niewiadomo co... Zresztą. Nie wiem co robią. Ona go zaprasza to na kawkę to na herbatkę, na obiadek. On jej komputerek naprawia, chuj wie co jeszcze. Moja psychika dzisiaj wysiadla. Najśmieszniejsze jest to, że ja wiem, że on się spotyka, a ten mi w twarz zaprzecza i pisze, ze nic złego nie robi. I ja niby jestem chora z zazdrości? Bo nie toleruje byłej i kontaktu takiego z nią i spotkań? Psychiatra by mi się przydał? Horror. Zmieszanie z błotem do potęgi.
-
Mój facet spotyka się z byłą. Kontakt kwitnie. Kłamie, że nie, ale ja swoje wiem i mam dowód, którego mu nie podam. Mam już dość tego. Powiedział, że moje zachowanie chorej zazdrości podchodzi pod psychiatrę.
-
Widzę, że jak się pieprzy to u wszystkich. U mnie też źle, a nawet gorzej niż zwykle.
-
Brałam przez kilka miesięcy w zeszłym roku. Mdłości jako efekt uboczny jest często podawany, to prawda. Lecz jest to skutek głównie źle dobranych i niedopasowanych tabletek. Odczuwalam mdłości, ale nie były bardzo dokuczliwe. Przypuszczam, że to wina konkretnych tabsow. Mdłości na pewno nie są tak silne, jak te przy okresie. Nie zastanawiaj się, tylko idź do lekarza i zacznij je brać. Możesz zmienić w każdej chwili na inne, jeśli będziesz czuła się źle.
-
Mnie strach przed grypą żołądkową czasami nawiedza. Gorzej u mnie z bólami głowy. Wczoraj miałam niemiłe, mocno pulsowanie co kilkanaście sekund po trzy-cztery razy z prawej strony, okolice skroni. I były tak silne, co z tego, że krótkotrwałe, aż we łbie mi wirowało. Z trudem zasnęłam, ale oczywiście czarne myśli, bo "co jeśli to migrena i mnie zaraz nad kibel pogoni?"... Męczy mnie to cholernie. Już mi się nie chce o tym tyle myśleć, bo ileż można Ciągle ta sama śpiewka, ciągle wmawiam sobie te same objawy, a jak tak na trzeźwo wszystko przeanalizuję i przypomnę sobie, jak to było 10 lat temu, kiedy zdarzyło mi się zwymiotować, to brzuch bolał niesamowicie, nie umiałam uleżeć, rozsadzał mnie, blada jak ściana i ogólnie samopoczucie było tragiczne, więc to, co dzieje się teraz jest niczym i na pewno nie zwiastuje niczego złego. Ale gadaj sobie, gadaj... potem i tak, jak przyjdzie co do czego to psycha zrobi swoje i strach znowu mnie złapie.
-
Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała. Często łapią mnie schizy w autobusie, bo codziennie dojeżdżam na uczelnię. Ostatnio jestem coraz bardziej zmęczona, bo wiadomo - czas sesji, wielkiej wojny o przejście na kolejny semestr, także zawroty głowy i przysypianie w każdym możliwym miejscu jest normą. Ale potężne ataki, takie, że aż mnie dusi i nie mogę funkcjonować mam bardzo rzadko. Wtedy wiem, że coś ze mną jest już nie tak, bo to nie jest normą w mojej sytuacji. Najbardziej męczy mnie nieszczęsne myślenie codziennie "co by było gdyby jednak" i cały pozytywny dzień trafia szlag. Ale staram się to pokonywać i często jakoś mi się udaje. Tak czy inaczej - im więcej mam pracy i obowiązków, tym mniej dumam i nie miewam ataków. Gdybym nie miała z tym problemu, pewnie staralabym się doradzić Ci co zrobić, kiedy mdłości duszą. Ale nie wiem. Wiem tylko, że trzeba uciekać myślami i leczyć psychikę, bo to ona płata chore figle i doprowadza do takiego stanu.