Jestem chyba nie normalny, bo wyslalem kwiaty na walentynki do dziewczyny ktorej nie znam(widzialem ja kilka razy).
Ogolnie to juz od dluzszego czasu jestem zdolowany, najpierw mieszkalem z dziadkiem i babcia a dziadek pil i ciagle awantury i strach co dnia jak sie ze szkoly wracalo.
Pozniej pojechalem za granice i tam kontynuowalem szkole, ale tutaj znowu konkubent mamy tez pil i jak to sie mowi wpadlem z deszczu pod rynne. I pozniej bylo co raz gorzej, zadna dziewczyna mnie nie chciala bo bylem gruby, a jak nie wiem jakim cudem udalo mi sie zainteresowac najladniejsza dziewczyne swoja osoba, to zaczalem sie odchudzac(bo jej kolezanka zlosliwie-powiedziala kiedys glosno on jest ladny ale gruby nie wiem co ona w nim widzi) zeby pokazac tej jej kolezance ze jak ona taka jest to ja bede chudy i zobaczymy jaka zrobi mine. Ale jak zwykle z ta ladna dziewczyna wszystko zepsolem bo woda sodowa do glowy mi podeszla i zaczolem zachowywac sie jak przyslowiowy macho.
No to juz zamkniety okres mojego zycia, ale ostatnio wyslalem kwiatka do takiej Hiszpanki z erasmus+ ktora widzialem tylko kilka razy, nawet jej nie znam. No i tez zle to rozegralem bo dostalem kosza(nawet sie spotkac nie chciala...). Mam czasami mysli samobojcze jak to gine w wypadku samochodowym bo juz mialem kilka wypadkow ale zawsze nic mi nie bylo nawet mnie traktor przygniotl ale dalej nic mi nie jest. A ostatnio mialem tak ze mi sie wszystkie sruby w kole urwaly i dalej zyje, wlasnie czesto zaluje ze przezylem ktorys z tych wypadkow. Ogolnie teraz czuje sie tragicznie taki nikomu nie potrzebny, taki przegrany zyciowo... Nawet na studiach mam dobre wyniki ale tez sie nie ciesze z tego powodu, nawet jak dom remontuje to podczas pracy potrafie sie nudzic... bo niby sobie sam tam cos robie ale dalej czuje taki wewnetrzny smutek...
PS. Przepraszam za brak polskich znakow, i za bledy ortograficzne ale szkole skonczylem z granica teraz wrocilem do polski ale studiuje do angielsku i nie mam zbyt dobrego kontaktu z polskim jezykiem pisemnym...