Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wkurzysław

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Wkurzysław

  1. Posłuchaj sobie trochę ciekawych nagrań na youtube: BTW. Przed chwilą przeszedłem jakiegoś 2-godzinnego doła :/ masakryczne są te nerwicowe wahnięcia nastrojów. Dzisiaj bardzo krótko spałem i mam wzmożoną wrażliwość na zagrożenia
  2. madziaq, Ja mam podobnie. Od rana się męczę, wieczorami jestem dużo spokojniejszy i radosny :) Tyle, że nie chcę już prochów :/ Po nieudanym podejściu do wenlafaksyny w Święta, zdałem się na psychoterapię, jogę, religię, treningi autogenne, etc. Plus jest taki, że jak dziś ta ku..a mnie dopadła to pomyślałem "no to chodź, bierz mnie" i cały atak trwał może 2 minuty. Widzę, że to podręcznikowe otwieranie się bardzo pomaga. Jedyne co jest cholernie męczące to cały czas trzymający mnie niepokój (do wieczora) i nawracające natrętne myśli, które próbują podkopywać spokój jaki wytrwale buduję. Staram się jednak uśmiechać, nawet sztucznie (to działa!), nabijam się sam z siebie i chodzę w takim dziwnym stanie - z jednej strony kręci mi się w głowie i jestem oszołomiony jak podczas ataku, a z drugiej uśmiecham się i gdzieś obok tego niepokoju czuję radość, że sam to przechodzę. Ale uwierz - jeszcze 2 tygodnie temu myślałem, że zaraz umrę, a w najlepszym wypadku skończę w pokoju z gumowymi ścianami. Nic oprócz wiary mi nie zostało i może dlatego jest lepiej. Według książek i psychoterapeuty akceptacja siebie w taki sposób jakby nerwica była cukrzycą albo nadciśnieniem, z którym po prostu musisz żyć to najlepsza droga do polepszenia. Wiem, że to takie gadu-gadu i sam wcześniej nie byłem w stanie tego pojąć. Każdy atak to była nieuchronna śmierć :) Pewnie pomogło mi to, że po wenlafaksynie dostałem koszmarnych lęków (tak na oko kilka razy mocniejsze niż to co przechodziłem bez leków), które nawracały w dzień i w nocy. Po 6 dniach czułem się jak wrak, a jednocześnie zdałem sobie sprawę, że przecież nie umarłem. Pomogła też wyrozumiała żona, która nie traktuje mnie jak wariata tylko bardzo wspiera.
  3. Ja przed Świętami miałem taki koszmarny napad. Zaczęło się jednego dnia wieczorem, niedługo po tym jak wziąłem 100mg 5-htp na uspokojenie i spanie. Jak po 2 godzinach udało mi się względnie uspokoić i zasnąć to obudziłem się następnego dnia o 7 rano z narastającym lękiem, szalejącym sercem i poczuciem nieuchronnej śmierci. I chociaż podręcznikowe napady paniki trwają do godziny to mnie mdliło do 14... Współczuję Ci
  4. Pluszowa, a może to celowo, żebyś nie umarła od objawów niepożądanych? :) schatten, im dłużej będziesz z tym schodził tym dłużej będziesz się męczył. ja przy pierwszej, 2,5-letniej przygodnie z wenlafaksyną próbowałem schodzić, ale to było na tyle męczące i deprymujące, że po prostu odstawiłem (przy 150 to oczywiście odpada, ale przy 75 to już nie powinieneś mieć oporów). było to bolesne, prądy, strzały, mdłości, paskudne sny, ale to co najgorsze minęło po 4 dniach. co prawda później miałem spadek nastroju przez jakieś 2 miesiące, ale z dzisiejszego punktu widzenia cieszę się, że to przeszedłem. BTW - czy można oddać do apteki lek kupiony tydzień wcześniej? Bo wykupiłem 3 opakowania Effectinu zapisane przez psychiatrę, ale wystartowałem z posiadanych jeszcze resztek Velafaxu. No i po nieudanej próbie zostałem z tymi trzema nowymi opakowaniami...
  5. I don't :) drugi dzień bez czuję się dużo lepiej, ale mimo że to było tylko 6 dni to dziś w nocy miałem ultrarealistyczny sen katastroficzny. Obudziłem się pewien, że trwa Armagedon... no i mam ciągle wahnięcia nastroju - rano od lęku do chęci płaczu, a potem pobudzenie i dopiero wieczorem względnie dobrze.. mam nadzieję, że to mi się nie zawiesi :)
  6. agusiaww, z mdłościami czy szczękościskiem jeszcze bym sobie poradził. Ale to ultrapobudzenie jak po amfetaminie jest nie do zniesienia. Rozsadza czaszkę, czuję że wariuję. Dlatego jutro już raczej nie wezmę.
  7. SADer, dzięki za info, ale dziś odsypałem ok. 1/4 kapsułki i mimo, że był to 6 dzień stosowania wytrzepało mnie jeszcze mocniej niż wczoraj. Coś jak przedawkowanie amfetaminy. Mam wrażenie, że o ile mdłości czy jadłowstręt są coraz mniejsze to pobudzenie psychoruchowe, szczękościsk i uczucie splątania od 3 dni narasta. Myślałem, że zwariuję. Po 2 godzinach zadzwoniłem na izbę przyjęć psychiatryka i zapytałem lekarza co powinienem zrobić. Stwierdził, że jutro już nie brać skoro nie pomaga. Łyknąłem 0,25 afobamu i po 20 minutach zacząłem łapać zamułę, a po ok. godzinie doszedłem do siebie. Pie...ę, widać po pół roku przerwy straciłem kompatybilność z tym lekiem. Generalnie to przez te kilka dni dostałem taki wycisk, że chyba skoncentruję się na psychoterapii, zwłaszcza że mam dobre doświadczenia z tym związane
  8. Dziś odsypałem jakąś 1/4 kapsułki, zażyłem ok. 9 na pusty żołądek i jakieś pół godziny później zaczęło mnie telepać. Zająłem się czymś, ale ciężko mi usiedzieć w miejscu. Przed chwilą nie wytrzymałem i zadzwoniłem na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego. Lekarz stwierdził, że ten lek ma mi pomóc, a nie dołożyć dodatkowych objawów i w związku z tym powinienem go jutro odstawić, w razie potrzeby brać afobam i jak najszybciej skontaktować się z psychiatrą... makabra :)
  9. Odświeżam temat :) Mam pytanie do doświadczonych "wyjadaczy" - wróciłem do wenlafaksyny po pół roku przerwy (nerwica lękowa; 75 mg). Wcześniej wskoczyłem na wenlę z escitalopramu i praktycznie nie pamiętam efektów ubocznych (ale zaczynałem od 18 albo 37 mg). Zero jakiegoś ekstra pobudzenia czy problemów ze snem. Teraz lekarz kazał mi brać od razu 75 mg i jadę na tym 5 dzień. Czuję się jak zombie. Zasypiam z trudem i śpię od 3-5 godzin (5 tylko po afobamie). Dziś nie śpię od 2 nad ranem. Jest już po 22, a ja się czuję jakbym wziął wczoraj amfetaminę. Koszmar. Mam powiększone źrenice, czuję lekki niepokój, jadłowstręt, etc. Po porannej dawce wenli myślałem, że eksploduję. W innym wątku zadałem pytanie czy nie zejść do połowy dawki, a w tym chciałbym zapytać czy moje objawy są czymś normalnym i czy to minie, czy przestałem być kompatybilny z tym lekiem i myśleć o zmianie? Nie jestem w stanie dłużej funkcjonować z takim deficytem snu.
  10. Wkurzysław

    Czołgiem!

    :) Zazdroszczę, że Ci się udało. Mi przez ten dołek po wenli nie udawało się dłużej zlewać wszystkiego i coraz więcej rzeczy brałem do siebie. Magnez też stosuję, ale niestety - ataków nie powstrzymuje Natomiast co do podejścia do nich - o ile jestem w dobrej kondycji to mogą atakować. Ostatnio byłem immunologicznym i psychicznym wrakiem i dlatego dałem się zwyciężyć. A teraz walczę z wenlafaksyną i wykańcza mnie bezsenność. Z deszczu pod rynnę.
  11. Wkurzysław

    Czołgiem!

    Masakra, współczuję bo mi dopiero niedawno, po 2 miesiącach ciągłych infekcji udało się stanąć na nogi :/ Nie przepraszaj, dobrze że mogę to przeczytać.
  12. Wkurzysław

    Czołgiem!

    Janek - no u mnie jest właśnie problem :) Może napiszę krótką biografię mojej choroby - 3 lata temu na własne życzenie wpędziłem się w nerwicę lękową (stres w pracy, absurdalne ciśnienia i robota 12x7, kilka redbulli dziennie, a na wieczór 2-3 piwka na sen i tak przez kilka miesięcy). Organizm dawał mi sygnały przez wiele tygodni (zawroty głowy, narastające duszności), ale gasiłem to łykami redbulla albo coli. W końcu dostałem bardzo silnego ataku z widzeniem tunelowym, dusznością, prądem w rękach i szczękościskiem. Od internisty dostałem Afobam i zalecenie szybkiego kontaktu ze specjalistami. Afobam pomógł doraźnie. Poszedłem na psychoterapię, a psychiatra dała mi Mozarin, który po kilku miesiącach przestał działać więc zastąpiła go Velafaxem. Przejście było płynne, na początku brałem 37,5 mg (a być może nawet połowę ale nie pamiętam), a po tygodniu czy dwóch już 75 mg. Nie odczułem praktycznie skutków ubocznych, a lek działał. Epizody lękowe zdarzały się rzadko i właściwie na własne życzenie - a to za mocno popiłem, a to zarwałem 2 czy 3 noce (jestem wrażliwy na deficyt snu). Generalnie jednak nieźle się trzymałem, po roku skończyłem też psychoterapię i ciągnąłem tak na wenli do maja tego roku. Przyznam, że męczył mnie ten obowiązek tabletkowy i w maju podjąłem decyzję o przerwaniu leczenia. Odstawiłem z dnia na dzień, męczyłem się po tym ze 4 doby, ale w końcu się udało. I dalej było nieźle bo lęki utrzymywały się na takim samym, niskim poziomie. Jedyne co mnie dopadło to jakiś rodzaj depresji i emocjonalnej pustki. Nigdy czegoś takiego nie miałem i popełniłem duży błąd nie idąc na psychoterapię. Obniżenie nastroju spowodowało, że coraz więcej rzeczy brałem do siebie, co w połączeniu z kolejnym stresującym okresem w pracy i niezbyt udanymi wakacjami sprawiło, że znów zacząłem podupadać na zdrowiu. Tym razem przed nawrotem lęków zaczęła się seria nieustających przeziębień. Osłabienie immunologiczne zaczęło nakręcać lęki. No i w końcu, po kilkutygodniowej walce, z bardzo silnym, wielogodzinnym napadem lęku znów trafiłem do psychiatry. Znów dostałem wenlafaksynę, tym razem jednak nie jest różowo. Od razu zapodał mi dawkę 75 mg i od kilku dni konam. Wspomagam się Afobamem, ale nie jestem fanem tego specyfiku. Poszedłem także znów do psychologa i czuję się trochę jak syn marnotrawny bo zaprzepaściłem rok psychoterapii wpadając w pętle idiotycznego lęku... Sorry, miało być krótko, ale się rozpisałem.. A Ciebie co spotkało? Albo w którym wątku o tym przeczytam?
  13. Czołem, mam pytanie. Zacznę jednak trochę od początku. Niedawno, po półrocznej przerwie wróciłem do wenlafaksyny (nerwica lękowa). Wcześniej brałem 75 mg i pomagało, ale zaczynałem od 37 (a może i połowy tego, nie pamiętam) i przechodziłem z Mozarinu. Wszystko bez efektów ubocznych. Teraz, po bardzo silnym napadzie lękowym, lekarz kazał mi od razu wziąć 75 mg. Na moje zdziwienie stwierdził, że już brałem i organizm nie powinien jakoś strasznie negatywnie zareagować, ale jak chcę to mogę wziąć 37,5 mg na spróbowanie, ale najwyżej 4 dni, a najlepiej od razu pełną dawkę. Wziąłem więc 37,5 mg (szybkie uwalnianie) w sobotę rano. Nie było różowo - zawroty głowy, mdłości, zły nastrój, jadłowstręt, suchość w ustach... Kiedy po kilku godzinach przestało działać - zaczął się napad lęku. Wspomogłem się Afobamem 2 x 0,25 (też zaleconym przez lekarza do doraźnego stosowania). Następnego dnia, idąc za radą lekarza, wziąłem 75 mg (przedłużone działanie) no i było podobnie. Wieczorem nie brałem Afobamu, tylko malatoninę 5 mg i ziołowe tabletki uspokajające. Wystarczyło na jakieś 5 godzin snu. Trzeciego dnia było jednak strasznie, mimo wyraźnego działania wenlafaksyny, czułem paskudne napady paniki przez pół dnia (i to niespotykane przeze mnie wcześniej - np. przed wyjściem z domu). Po południu doszło do tego uczucie odrealnienia. Znów sięgnąłem po Afobam. Tego dnia wziąłem 2 i jeszcze trzeci w nocy. Spałem jakieś 5 godzin. Czwartego dnia (wczoraj) miałem spotkanie z psychologiem, które mi bardzo pomogło i pomimo notorycznych prób mojej choroby - utrzymywałem napady w ryzach przez cały dzień. Wieczorem nie mogłem jednak zasnąć, czułem w głowie jakiś ocean dopaminy i niepokój. W końcu pomogła mi melatonina i przespałem całe 3 godziny.. Od drugiej w nocy już tylko przewalałem się w z boku na bok, pociłem jak prosiak i czytałem książkę. Dziś rano (dzień piąty) byłem totalnie wyczerpany i już zastanawiałem się czy wziąć kolejną kapsułkę. Wziąłem. Zrobiłem sobie trening rozluźniający, ale poza kolejnym litrem wylanego potu niezbyt mi pomogło. Zamiast tego zaczęło mnie rozsadzać od wewnątrz, jakbym zażył amfetaminę. Okropność. Próbowałem się czymś zająć, ale ten stan był nie do wytrzymania. Do tego skoki pulsu i kłucie w sercu. Pobiegłem do pobliskiej przychodni, żeby zapytać się lekarza czy może mi przepisać coś na uspokojenie (niestety, nie mam prywatnego telefonu do swojego psychiatry). Usłyszałem, żeby nie przerywać wenli, brać Afobam, a po świętach, jak nie przejdzie skonsultować się z psychiatrą. Po kolejnej godzinie walki z mdłościami, pobudzeniem, itd. wziąłem jedną tabletkę Afobamu 0,25. Trochę mnie zmuliło, a po 2-3 godzinach wpędziło w dół. Udało mi się jednak te emocje wypłakać. W tym momencie czuję się względnie dobrze, ale wiem że nie zasnę bez Afobamu. Przeraża mnie to bo obawiam się benzodiazepin, ale kolejnej nocy bez snu nie wytrzymam (mam bardzo słabą odporność na jego brak). No i teraz mam pytanie - czy Waszym zdaniem jutro też mam ładować w siebie 75 mg czy mogę na kilka dni zejść z dawką do 37,5 a później znów wrócić do aktualnego poziomu? Czuję, że wariuję...
  14. Wkurzysław

    Czołgiem!

    Cześć, jestem tu nowy, chociaż od 3 lat zmagam się z nerwicą lękową i wiele razy korzystałem z Waszych porad. Teraz zdecydowałem się w końcu zarejestrować się i do Was dołączyć. Dzięki, że jesteście.
×