Szubidka, jesteśmy w tym samym wieku :). Byłam w identycznej sytuacji co ty... wiele razy. Do 26 roku życia moje życie to było piekło. Przez jakiś czas włosy wyciągałam pasmami z głowy (z powodu stresu... nie jadłam, wymiotowałam żeby rozładować napięcie). W rodzicach nie miałam oparcia, dołowali mnie, mieli mnie gdzieś (kiedyś jak jechałam do domu na święta pociągiem.. w połowie drogi zażyłam całą paczkę leków nasennych: konduktor to zauważył i wysadził mnie na dworcu dzwoniąc po karetkę). Detoksykologia: ojciec (z matką nie miałam kontaktu od kilku lat, mieszkałam z ojcem) gdy zadzwoniono do niego... powiedział, że go nie interesuje co się ze mną dzieje. Nie miałam nikogo...sama w szpitalu, też byłam wtedy na terapii i też terapia mi wtedy nie wystarczała... za dużo się działo złego...ale wierzyłam i trwałam w tym, że uda mi się to przezwyciężyć, kładłam się i wyobrazałam sobie jak to będzie jak będę zdrowa, nawet jakby to miało być za kilka lat dopiero...chodziłam uparcie na terapię, nie opuszczałam ani jednej sesji. Bierzesz leki? ja miałam to szczęscie, że mój terapeuta jest psychiatrą, więc razem omawialiśmy dawki w zależności od mojego stanu....minęło kilka lat od tego "piekła", ja nadal jestem w terapii, ale moje życie wygląda już zupełnie inaczej. Jest spokojnie, dni nie są już dla mnie udręką, zaczęłam o siebie dbać, lepiej wyglądam (wcześniej nie jadłam, byłam wychudzona, wygłodzona, niezadbana, nie myłam włosów bo mi było wszystko jedno), mieszkam z chłopakiem już 4 lata i sobie spokojnie żyjemy, kurcze, no aż mi się to dziwnie piszę bo nigdy chyba tego tak wprost nie powiedziałam, ale jestem szczęśliwa. Nadal chodzę na terapię i biorę leki (mam super dobrane)... muszę jeszcze popracować nad lękiem (dokucza mi takie ściskanie w brzuchu) no i utrwalam zmiany.
Polecam leki, nowoczesne są teraz, nawet się nie czuje, że się coś bierze, a lepiej się można czuć :)
Będzie dobrze, ale nie odpuszczaj!