Czołem, Mattheo! :) Jestem w podobnej sytuacji. Maturę zdałam, ale też jestem z rocznika '95 (byłam w liceum). Co nas łączy? To, że nie możemy narzekać na swoje rodziny, a mimo to brakuje nam bliskości. Nie przypominam sobie, żeby rodzice kiedykolwiek powiedzieli mi, że mnie kochają. Czuję się niedowartościowana, brakuje mi pewności siebie, ale idealnie to ukrywam. Bardzo szybko przywiązuję się do ludzi. ''Kręciłam'' z jednym chłopakiem, mieliśmy szybkie tempo, ale niestety- o jedną ''awanturę'' za dużo. Moje zaburzenia emocjonalne i huśtawki nastrojów plus jego egoizm sprawiły, że nawet nie potrafimy się do siebie odzywać :/ Nie wiem nawet, co mam o tym myśleć. Z jednej strony chciałabym wykrzyczeć mu w twarz, że jest dupkiem, z drugiej mocno się do niego przytulić. Mam dosyć tego, że nie potrafię nad sobą zapanować. Czasem wystarczy pierdółka i JEBUT :/ Potrafię się obrazić o błahostkę, nie przemyślę swojego zachowania, działam pod wpływem emocji, a potem wszystkiego żałuję. Zdarzają mi się tzw. doły. Nagle dopada mnie zły humor albo nawet mam łzy w oczach z nieuzasadnionego powodu.
Tak jak Ty, często zastanawiam się nad sensem mego życia. Dla mnie to nawet nie jest życie, a trwanie. Mam marzenia, a nie robię nic, aby je zrealizować. Nie potrafię wbić sobie do głowy, że powinnam czerpać z życia, ile się da, wykorzystywać każdy dzień na maxa. Nie jestem szczęśliwa, bo nie jestem spełniona.
Też zdaję sobie sprawę ze swojego problemu i też chciałabym coś zmienić w swoim życiu.
Nie wiem, jakich wskazówek mogłabym Ci udzielić. Może ''rachunek życiowy''?
Pozdrawiam serdecznie :)