Skocz do zawartości
Nerwica.com

Relief

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Relief

  1. Dzięki za odpowiedź, Vengence. Akurat ze sportem i ruchem u mnie nie ma problemu, bo chodzę na siłownię i gram w piłkę. Więc ta strona aktywizacji jest bez zarzutu. Gorzej jak po pracy ludzie mnie gdzieś zapraszają, a ja nie mam ochoty. Albo pod wpływem impulsu umawiam się na coś, a im bliżej terminu, tym mniej mi się chcę i w końcu wymyślam jakiś pretekst, żeby zostać w domu. Nic mnie nie cieszy praktycznie, nie sprawia radości. Z jednej strony doskwiera mi samotność, a z drugiej jak sobie pomyślę, że miałbym się umówić na randkę, flirtować itd. to sobie stwierdzam, że nie mam na to psychicznej energii. Dlatego chodzi mi po głowie ta fluoksetyna, zwłaszcza że psychiatra-terapeuta też mi ją chciał wypisać, ale jak sobie pomyślę, że nawet jakby mi pomogła, zacząłbym się z kimś spotykać, to potem i tak nie wiadomo czy nie kij z tego, jak mi obetnie libido. Myślę też o tianeptynie, tylko nie wiem czy nie nasila ZOK. Widziałem sprzeczne raporty na ten temat. U mnie ZOK występuje raczej epizodycznie, bo takich pierdoł typu wstawanie prawą nogą, czy nieustawianie głośności na "13" jednostek nie liczę, bo mi to w niczym nie przeszkadza. Ale pamiętam jak kiedyś po wieloletnim paleniu marihuany odstawiłem ją całkowicie i przez 3 miesiące ostro męczyłem się z mocną depresją, lękami, które aż mnie skręcały w łóżku w nocy - a powodem tego była obsesyjna myśl i ciągłe sprawdzanie/upewnianie się. Na szczęście jakoś sam z tego stopniowo wyszedłem bez leków, ani terapii. Zresztą to wielogodzinne czasami czytanie o lekach, porównywanie, stawianie na szali plusów i minusów, upewnianie się, szacowanie potencjalnych strat i korzyści też ma znamiona myślenia obsesyjnego i de facto pozostaję w miejscu :). A agomelatyna wiem, że nie ma dobrych opinii. Brałem ją naprawdę raptem kilkanaście dni, ale jedno co zauważyłem to podobieństwo do działania jakieś słabej amfetaminy. Byłem lekko pobudzony, pamiętam nawet, że potrafiłem rozbawić dziewczyny do rozpuku, ale sam czułem się taki "sztywny" jak właśnie na amfetaminie i mnie dziwiło z czego one się właściwie śmieją. A ma ktoś jakieś doświadczenia z subterapeutycznymi dawkami fluoksetyny? Np. 10 mg/dzień? Może na takie dystymiczne problemy jest to jakieś rozwiązanie i zadziała lepiej niż placebo, dziurawce itd. a jednocześnie nie upośledzi libido?
  2. Witajcie, ostatnio znowu czuję, że dopada mnie depresja/dystymia daje się we znaki. Nie brałem dotychczas żadnych leków psychotropowych poza jakimiś 3 tygodniami brania valdoxanu, z czego połowa tego czasu to było pół minimalnej dawki. Przez ten czas nic mi nie pomógł, ani nie zaszkodził, ale bałem się o wątrobę i ogólnie nie byłem przekonany do psychotropów. Teraz się zastanawiam nad fluoksetyną. Moja depresja przejawia się głównie w niechęci do kontaktu z większością ludzi, niechęcią do odzywania się, unikaniu towarzystwa i wyjść ze znajomymi. Do tego często dręczę się myślami o swojej samotności, w którą sam swoimi wyborami się wpędziłem. Do tego dochodzi niepokój, a nierzadko lęk zwłaszcza w sytuacjach społecznych. Też zaburzenia snu - nie mogę długo zasnąć, wybudzam się w nocy, budzę przed budzikiem. Z tej perspektywy SSRI i jej działanie na serotoninę wydają się chyba dobrym wyborem (poprawcie mnie jeśli się mylę). Ale boję się jednego - wpływu na libido. Stąd moje pytanie (przede wszystkim do mężczyzn) - jak to z tym libido i fluoksetyną jest. Czy branie tylko 20 mg dziennie ma znaczący wpływ na libido czy raczej tylko wyższe dawki? Czy dotyczy to wszystkich użytkowników czy tylko jakiegoś odsetka, a jak odsetka, to jakiego? Czy ten wpływ u mężczyzn objawia się przeważnie słabszą erekcją, mniejszą chęcią, słabszymi doznaniami? Słyszałem, że opóźnia orgazm, co by jeszcze nie było takie straszne. Ale osłabienie erekcji powodowałoby u mnie od razu wyrzut lęków, czy to się nie skończy PSSD. Czuję, że to jest lek dla mnie, gdyby nie ten jeden cholerny mankament. Obecnie mogę nawet ze 3 razy dziennie, jak mam natchnienie, zwykle jest to 1 raz dziennie, przy czym od jakiegoś czasu niestety załatwiam to własnoręcznie :). Nie piszę tego, żeby się chwalić czy żalić, tylko żeby ktoś mógł to odnieść do siebie i coś mi poradzić. Mam prawie 30 lat. A jeśli nie SSRI, to co? Zastanawiam się nad: wellbutrinem, tianeptyną i agomelatyną. Z powyższych względów właśnie te. Stare generacje odpadają, bo nie chcę przytyć. Mógłby ktoś doradzić, które z powyższych trzech dałoby najlepszy rezultat na objawy opisane w drugim akapicie? Wiem, że sprawa jest bardziej skomplikowana i u każdego jest inaczej, ale jakaś generalna propozycja na podstawie tych dolegliwości może mogłaby się pojawić. Zdaję sobie sprawę, że zasypałem mnóstwem pytań i być może odbierzecie moją postawę jako roszczeniową, ale ja naprawdę nie mam o to kogo spytać, lekarz mnie zbędzie, mówiąc, że za bardzo wnikam, a to nie pomaga. Jasne, że nie pomaga, ale dla niego wypisać receptę to pryszcz, a dla mnie może światło w tunelu albo w drugą mańkę - tragedia. Dlatego będę ogromnie wdzięczny za każdy głos odnoszący się do moich pytań. Życzę wszystkim zdrowia :)
  3. Dobra, pobrałem ten lek przez 2 tygodnie i nie czytając powyższych postów (dopiero dzisiaj je widzę), wypstrykałem resztę opakowania do kibla i bez żalu spuściłem wodę. Jedyny zauważalny i pewny efekt działania to zaparcia :). Z innych to wpłynął trochę na sen tak pozytywnie, jak i negatywnie. Raz spało mi się dobrze, aż za dobrze, bo długo nie mogłem się podnieść. Innymi razy budziłem się co jakiś czas. Sny miałem wyraziste, realne, niekoniecznie koszmary, choć i te się zdarzały. Ale to samo miałem przed tym, jak zacząłem brać, a kiedy odstawiłem marihuanę, której dłuuuugo byłem zagorzałem hmm użytkownikiem. Ja potrzebuję czegoś, co zniweluje moje lęki. A działanie przeciwlękowe tego było niezauważalne, a jeśli już coś tam świtało, to raczej na zasadzie placebo. Do niczego mnie nie zaktywizował, wręcz przeciwnie, rozleniwiłem się chyba jeszcze bardziej. Humoru też mi nie poprawił. A ciągle miałem rozterki czy brać czy nie brać, czy dobrze robię itd. Dodatkowo nie mogłem normalnie pójść na imprezę - ja muszę się socjalizować, trenować to, wódka to może nie najlepszy sposób, ale w okazyjnym imprezowaniu, wyjściu do pubu i poznaniu nowych ludzi nie ma nic złego. Z tym hepatoksycznym gównem byłoby to ciężkie. Podkreślam, że lek brałem tylko przez 2 tygodnie, więc dla wielu moja opinia może być o kant dupy potłuc. Dlatego zostaję przy psychoterapii + propranolol na drżenie rąk, głosu i serca bębnienie. A jak już naprawdę będzie źle (odpukać), to spróbuję bardziej sprawdzonych środków
  4. Dzięki za odpowiedzi. Wszystko fajnie, ale jak tak dalej pójdzie, to przestanę to brać z dużo bardziej prozaicznego powodu. Mianowicie - zaparcia. Biorę tylko pół tabletki, a z dnia na dzień stolca wychodzi ze mnie coraz mniej. Dzisiaj to był jakiś 10 gramowy bobek Aż dziwi bierze, gdzie człowiek całe to gówno mieści.
  5. Dzięki, tego się będę trzymał. We wtorek mam wizytę, to porozmawiam z lekarzem. A póki co, nie będę tu wchodził, żebym się niczym nie sugerować, za jakiś miesiąc zdam relację. Pozdrawiam. -- 15 lis 2014, 13:30 -- No i dupa, zamiast brać i nie myśleć o tym, to ja tracę godziny na czytanie raportów, forów itd. Mój terapeuta mówił, że jak nie będę wierzył, że mi te leki pomogą, to mi nie pomogą. A ja mam takie nastawienie, że martwienie się samym faktem brania wydaje się silniejsze niż ewentualne pozytywne efekty brania. Doszło do tego, że po 3 dniach zwątpiłem - rano pojechałem rowerem do koleżanki, dojechałem zapocony, czułem się przez parę godzin jak na amfetaminie i to wcale nie pozytywne uczucie. Jakichś wielkich różnic nie widzę, jeśli już to na minus. Ale podejrzewam, że jakieś mini lęki i stany hmmm zwątpienia wynikają bardziej z samej obawy niż z faktycznego działania. Tak czy inaczej nie wiem, czy z takim nastawieniem jest się sens użerać z tymi lekami, czy może lepiej się skupić tylko na samej terapii i zmianach nawyków myślowych. Zwłaszcza, że depresji nie mam, lęków też od dawna nie, a teraz się czuję, jakby to wszystko miało zacząć pukać do drzwi. Do tego dochodzi sen - spałem bez tego dobrze i długo, czasem nawet za długo. Odkąd zacząłem to brać, to budzę się kilkakrotnie w ciągu nocy, wybudzam bardzo wcześnie. Dzisiaj jeszcze miałem zjazd na studiach, a ja co - ucieczka. Wyłączyłem budzik i pod pretekstem niewyspania, nie pojechałem i spałem dalej - nie chciało mi się siedzieć wśród ludzi, którzy gadają, żartują ze sobą i mają świetny humor, a ja wśród nich - odludek. Wczoraj wziąłem tylko pół tej tabletki i tak zamierzam je brać do wtorkowej wizyty, a potem z lekarzem ustalić, co dalej. Jeszcze dzisiaj wyczytałem to: The bioavailability estimate was 2-fold higher for women compared to men, 3-fold higher in non-smoker women under oestrogen treatment compared to non-smoking women without oestrogen treatment, and 3-fold higher at a.m. administration compared to p.m. administration. A lower bioavailability was observed among smokers, and higher bioavailability was observed in elderly versus younger in some analysis, but the data of different studies were conflicting. To by wyjaśniało, czemu wiele kobiet gorzej reaguje na lek, a jeśli biorą antykoncepcję, to już w ogóle. Biodostępność kilkukrotnie wyższa. Lepiej by chyba było dzielić tabletkę na 3. Ja jeszcze biorę propranolol, który też jest inhibitorem CYP1A2, więc też może kilkukrotnie zwiększać biodostępność agomelatyny. Doszło do tego, że olałem wieczorne podania i biorę propranolol tylko rano. Jedno jest pewne - za dużo czasu tracę na przejmowanie się tym i skutkami ubocznymi. Boję się, że wpadnę w lęki, depresję, a już najgorzej w zamknięte koło brania kolejnych innych "cudów" farmakologii. -- 18 lis 2014, 23:00 -- Szkoda, że edycja posta po kilku dniach nie podbija tematu do góry, bo może ktoś by się wypowiedział. Mija mi chyba jakiś ósmy dzień brania i chyba zaczyna mi pomagać (po 3 dniach, kiedy brałem 25 mg, przerzuciłem się na 12,5 i mam zamiar to kontynuować jeszcze przez jakieś 10 dni i wrócić do dawki 25 mg) . Zamulenie w ciągu dnia kończy się coraz szybciej. Wieczorem czuję subtelne działanie anksjolityczne - dzisiaj grałem mecz koszykówki, czułem się bardziej wyluzowany, mięśnie bardziej rozluźnione i taką "miękkość" - pozytywne uczucie. Skutków ubocznych wynikających bezpośrednio z brania leku nie mam. Trochę zamulenie, słaba koncentracja, senność, ale to wg ulotki ma minąć po 14 dniach. Oby. Teraz mam parę pytań głównie do Miko, bo widzę, że wiedzę tak teoretyczną, jak i praktyczną ma sporą: - Jest to mój pierwszy (mam nadzieję, że ostatni) lek psychotropowy - myślisz, że może on powodować spłycenie afektu? Np. po pół roku brania? Czytałem, że za to odpowiedzialne są głównie serotoninowce, ale coś tam mi się przewinęło o antagonistach 5-HT2c, a agomelatyna właśnie takim jest (słabym, bo słabym, ale jednak) - Czy po rzeczonym pół roku, jak to odstawię, to wszystkie negatywne skutki, jeśliby wystąpiły w trakcie brania, ustąpią po zaprzestaniu? Czy np. spłycenie afektu po ssri ustępuje po zaprzestaniu brania? - Czy zdarza(ło) Ci się pić piwo, dwa, biorąc ten lek? Albo jeszcze mocniej - czy można raz na jakiś czas iść na imprezę i pić wódę, oczywiście nie biorąc potem w ten dzień leku? Pytań mam więcej, ale nie chcę zawracać dupy swoją roszczeniowością. Ale jeśli Miko, lub ktoś jeszcze, będzie skłonny odpowiedzieć na te zadane, to myślę, że przyda się to nie tylko mi. Zdaję sobie sprawę, że moja postawa może być nieco wku..rwiająca dla stałych forumowiczów, którzy próbowali już różnych środków, mają pewnie większe problemy (bez urazy), a ja się zachowuję jak księżniczka, która by chciała same plusy z leku, a tak w ogóle to nic poważnego jej nie jest. Po prostu próbuję sam ze sobą ustalić, czy gra jest warta świeczki. Bo to, że boję się odezwać w grupie na studiach, czy poderwać dziewczynę, czy wypaść pewnie i efektownie na rozmowie kwalifikacyjnej, albo że zagajony przez kogoś, robię się czerwony i wali we mnie fala gorąca to jeszcze nie jest tragedia i może można to wytrenować bez leków. I teraz jeśli minusy okażą się silniejsze niż potencjalne plusy, to nie mam zamiaru się tym faszerować. Zdrowia wszystkim życzę.
  6. No i zwlekałem długo, ale w końcu zacząłem - dla zainteresowanych: mój "debiutancki" wpis na poprzedniej stronie. Ale kurde, boję się. Skutków ubocznych, tego, że więcej będzie lęków niż plusów - przypominam, że nie mam depresji, humor mam normalny, ale lekarz mi to wypisał na fobię społeczną, po tym jak mu powiedziałem, że nie chce SSRI, bo blokują sprawność seksualną. Teraz naczytałem się negatywnych opinii, między innymi niejakiej pani Anny, która tu pisała, że leczyła tym bezsenność, której nie wyleczyła, a w zamian nabawiła się depresji i lęków :/ Tak to bym nie chciał. Zwłaszcza, że lęki myśli obsesyjne miewałem po odstawieniu marihuany. Teraz czuję się względnie dobrze i zdrowy, ale postanowiłem powalczyć o siebie i o to, żeby bardziej korzystać z życia - udałem się na psychoterapię i przy okazji wziąłem ten Valdoxan. Obecnie właśnie połknąłem 3 tabletkę, wielkiej różnicy nie widzę, może śpi mi się troche gorzej (przebudzenia i szybsze budzenie), ale zdaję sobie sprawę, że 3 dni to nic. Ewentualnie trochę czuję niepokój od czytania tych wszystkich opinii - nocebo. Pocieszam się trochę tym, że zadowoleni na forach nie tracą czasu. I teraz nie wiem, czy sobie tego jednak nie odpuścić - to mój pierwszy lek psychotropowy i w dodatku przepisany nie na depresję. Naprawdę mam sporo wątpliwości i nie wiem, czy nie zostać przy samej psychoterapii. A jeśli przerwać, to najlepiej teraz, po 3 dniach czy może lepiej przeczekać tę jedną paczkę? Jakieś porady? Słowa otuchy :) Ogólnie jestem mocno podatny na nocebo chyba, bardziej niż na placebo. Jestem lękowcem, ale zawsze takim na skraju potrzebuję pomocy/a może jednak nie potrzebuję. Pocieszam się tym, że to forum to specyficzna grupa i summa summarum mały odsetek użytkowników. Może faktycznie lepiej nie czytać tych wszystkich opinii i ulotek.
  7. No dobrze, mili Państwo. Widzę, że sobie tu pięknie dyskutujecie na temat, przeczytałem kilka stron, przewinąłem na koniec i pragnę zapytać, czy to ustrojstwo będzie dobre z mojej perspektywy. Dla nielubiących czytać lub zwyczajnie niezainteresowanych pogrubiam kluczową kwestię na dole tego elaboratu. Poszedłem do psychiatry (i psychoterapeuty w jednym), bo mam fobię społeczną, która skutecznie mi utrudnia korzystanie z życia. Nie mam depresji (puk, puk), miewałem (i miewam) stany depresyjne (ma na to wpływ odstawienie marihuany), ale to raczej nic przy prawdziwie chorujących na to gówno. Ciężko te stany pomylić ze zwyczajnym dołem, mają zabarwienie, że tak powiem, bardziej chorobowe, w każdym razie nie nic ciężkiego i luz. Powód mojej wizyty i rozpoczęcia terapii u tego (uznanego) terapuety jest taki, że chce być "bardziej do ludzi", nie bać się co kto o mnie pomyśli, nie peszyć, nie trząść się jak osika, gdy przyjdzie mi się wypowiedzieć w większym gronie itd. I teraz: o terapii za wiele powiedzieć nie mogę, dopiero 2 wizyty - po pierwszej nie byłem jakoś przekonany, po drugiej już jest ze mną lepiej, dostałem kilka praktycznych porad, które chyba mi pomagają i stwierdzam, że gość jest bardzo dobry. Mówił mi, że będzie mi ciężko bez wspomagania i zalecił Bioxetin i Propranolol. O ile to drugie - chętnie, bo somatycznych objawów mam sporo, to co do fluoksetyny nie byłem przekonany, a najbardziej się obawiałem wpływu na seksualność (czytałem wcześniej o PSSD i o tym, że nawet lata po odstawieniu ludzie są seksualnie zblokowani - co z tego, że to dotyczy 1 na 1 i ileś tam zer - dla mnie wystarczy, żeby się obawiać). I po wysłuchaniu moich zastrzeżeń lekarz (bez przymusu i decydowania za mnie) podpowiedział ten Valdoxan, który na libido i ogólnie sferę seksu nie wpływa. Powiedział, że jest skuteczniejszy niż Tianeptyna, o którą go pytałem. I teraz sobie myślę, że może i bym spróbował, ale chciałbym się poradzić praktyków - czy Agomelatyna to dobry wybór, jeśli idzie o "pewność siebie" "lęk przed rozmawianiem z ludźmi", ewentualnie ruminacje itd? O to mi głównie chodzi, a nie o depresję. Choć jak ureguluje mi sen i dobry humor, to też by było super. Proszę o jakieś porady doświadczonych. Pozdrawiam. -- 15 paź 2014, 22:25 -- Nie wiem jak edytować (gdzie ten cholerny guzik?), więc piszę jeden pod drugim: poczytałem trochę więcej ten wątek i wiem już, że jakiś pozytywny wpływ na moją przypadłość może Valdoxan mieć. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się jeszcze bardziej podzielić swoją wiedzą na temat wpływu lek na fobię społeczną, będę wdzięczny. Może są lepsze leki? Ale jeśli lepsze, to fajnie by było, żeby pozostawały bez wpływu na fajfusa. Wiem, że ktoś wyżej polecał kombinacje, ale nie chcę się zbytnio truć. Idąc do psychiatry, oczekiwałem bardziej pomocy przez psychoterapię, a nie farmakoterapię i dalej tak jest. Jeśli jednak jest coś, co mi pomoże w walce i nie wpłynie zanadto na organizm, to super. -- 15 paź 2014, 22:25 -- O jednak wiem, jak edytować
×