Skocz do zawartości
Nerwica.com

niobe102

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niobe102

  1. Sens życia? Miałam plany, marzenia, ambicje… ale czasami wszystko wali się jak domek z kart. Zdarzały mi się próby samookaleczenia, kompletnego załamania, ale jednak cały czas „coś” trzymało mnie przy życiu… Skończyłam studia, studiowałam za granicą, uczę się nadal i pracuję. Ale niestety znów powróciły do mojej głowy pytania o sens życia! Problem w tym, że żadnego sensu życia teraz nie widzę… Parę dni temu w pracy przeżyłam potężne załamanie: nie odzywałam się do nikogo przez cały dzień, żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło, oczy bezwolnie zalewały się łzami… Po co ja żyję? Nagle pojawiła się myśl, żeby zakończyć to życie, powiesić się… W głowie od razu pojawił mi się „scenariusz” tego zdarzenia… Znów „staczam się”, a myślałam że będzie inaczej, że inny czeka mnie los, że jestem coś warta… Na dodatek zakochałam się nieszczęśliwie w koledze z pracy, on mnie kompletnie lekceważy. Wszystko to sprawia, że nie mogę się pozbierać. Mam tylko to szczęście, że wspierają mnie rodzice i brat. Boję się myśleć, co by było gdybym ich nie miała…
  2. Mój przypadek: samotność przyczyną depresji. Ale nie można tego jednoznacznie sprecyzować… Taka już jestem: zagubiona dziewczyna pełna różnorodnych sprzeczności. Poniekąd sama wpędzam się w głuchy kąt samotności, bo boję się zaufać innym ludziom. Jest też druga strona medalu: czasami potrzebuje do życia ludzi bardziej niż powietrza, ale pojawia się problem, bo nikogo wokół mnie nie ma… Krąg się zamyka. Tak było, tak jest i obawiam się że będzie…
  3. niobe102

    Enneagram

    mój wynik 1w9 "Idealista" zgadza się prawie wszystko, to zaskakujące ile człowiek może się o samym sobie dowiedzieć... warte przemyślenia...
  4. Mam wrażenie, że w tym roku mój sylwester był udany, albo przynajmniej wyjątkowy (bo nie spędziłam go jak co roku z rodzicami przed telewizorem)... I wcale nie ma znaczenia fakt, że byłam zupełnie sama!! Cały wieczór przesiedziałam na czacie (zazwyczaj tego nie robię, ale cóż), rozmawiałam z różnymi ludźmi, a o północy odliczaliśmy nawet wspólnie sekundy starego roku. Wczoraj miałam wyjątkowo głebokiego doła, ale ku mojemu zdziwieniu zaczęłam się uśmiechać, to wszystko dzięki głupiej rozmowie, ona mnie uskrzydliła i nie pozwoliła zadręczać się problemami, które wciąż gromadzą się w moim życiu... A może to był dobry znak na zaczynający się rok? Obudziłam się o 14:00. Wyszłam na spacer, ulice były puste, wszędzie walały się potłuczone butelki i resztki fajerwerków, pozostałości po dobrej zabawie innych... Wiedziona impulsem, weszłam do kościoła, usiadłam w ławce, wpatrzyłam się w pięknie ustrojone świąteczne choinki... zaczęłam płakać... to musiało głupio wyglądać... Czyżby ten rok zapowiadał się taki sam jak ubiegłe? Dleczego?! Muszę znaleść w sobie siłę, aby wreszcie zacząć żyć normalne! Mam przecież tylko jedno życie, nie mogę go zmarnować... nie mogę...
  5. Cieszę się, że nie jestem sama... chociaż przed kompem:) Popijam piwko i zagryzam paluszki, nic sie już dziś nie zmieni... A mogło byc tak pięknie, chociaz zmusiłabym siebie, żeby czuć się szczęśliwą (jak to mówią: dobra mina do złej gry). Chłopak mnie zostawił... 2 dni temu, ta rana jest jeszcze zbyt świeża. Jestem daleko od domu, od kochanego braciszka i rodziców, nie mam tutaj przyjaciół... po prostu sama spędzam sylwestra. Mam nadzieję, że w Nowym Roku wróci mi siła i chęć do życia. Mam przecież jeszcze tyle do zrobienia... Zyczę wam kochani "forumowicze" nadziei, własnego skrawka nieba, zadumy nad płomieniem świecy, filiżanki dobrej, pachnącej kawy, zwolnienia oddechu, nabrania dystansu do tego co wokół... samych pogodnych dni:)
  6. Doskonale was rozumię. Od kiedy pamiętam jestem sama, chociaż czasem wokoło kręcą się jacyś ludzie. Oni mnie jednak nie rozumieją, a ja tak bardzo potrzebuję chociaż prostej rozmowy. Jestem bezradna, nie mam już na nic siły, tracę wiarę... wiarę w siebie... Czasami godzinami gapię się w sufit, a łzy same napływają mi do oka. Nie zawsze tak było, przecież potrafiłam cieszyć się z codziennych, prostych z pozoru rzeczy... Upływające lata odciskają na mnie swoje piętno... zastanawiam się czasem po co ktoś taki jak ja żyje na tym świecie i tylko psuje życie innym... Dzisiaj chyba mam doła urastajacego do rozmiarów wyrwy po bombie...
  7. Ja również należę do tych osób, które potrafią pocieszyć, szepnąć słowo wsparcia... Mój problem polega jednak na tym, że nikt nie zadaje sobie chociaz odrobiny trudu, aby wyciągnąć do mnie dłoń, kiedy jestem w potrzebie... Mimo, iż sama jestem pocieszycielką, nie potrafie zaufać ludziom, to jak walka z wiatrakami... Czuję, że żyją we mnie dwie (a czasami i więcej...) odmienne osoby! Czasami sama się gubię... bo nie wiem kim jestem...
  8. O wartości miasta nie decydują przedmioty, ale ludzie... Zakochałam się w Szczecinie dopiero na 2 roku studiów (lepiej późno niż wcale). To tutaj poznałam wspaniałych ludzi, którzy zaakceptowali mnie taką jaka jestem, ze wszystkimi moimi wadami...; w tym mieście dostałam świetną pracę, która mnie umacnia i sprawia, że czuje się kimś wyjątkowym (nie przeszkadza mi, że nie zarabiam kokosów...); i wreszcie w Szczecinie przekonałam sie co zanczy kochać i być kochaną... ubolewam tylko, iż to uczucie rozpłynęło się tak szybko... [/i]
×