Skocz do zawartości
Nerwica.com

ane23

Użytkownik
  • Postów

    93
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ane23

  1. Alusiu, też mam schizy co by było gdybym zaczęła się spotykać z jakimś kolegą męża, lub moim byłym - a męża przyjacielem. Też mnie to męczy, mimo że przecież wcale tego nie chce, nie dążę do tego, a jednak pojawia się myśl że może chcę ale o tym nie wiem. Nawiazując do postu Agi, czytałam kiedyś taki artykuł o miłości i różnych jej fazach, potem odnalazłam to w Wikipedii, pozwolicie że zacytuję: '1. Faza zakochania Zaczynają rozwijać się trzy składniki, przy czym najsilniej przybiera na sile namiętność. Pojawią się symptomy charakterystyczne dla miłości. 2. Faza romantycznych początków Charakteryzuje się wzrostem intymności. Jest zazwyczaj krótkotrwała. Rozbudzeni namiętnością partnerzy zaczynają częściej się spotykać, rozmawiać o sobie, lepiej się poznawać, efektem tego jest wzrost intymności. Pojawia się także decyzja co do utrzymania związku i przechodzi on w fazę trzecią. 3. Faza związku kompletnego Charakteryzuje się występowaniem wszystkich trzech składników. Wiąże się to zazwyczaj z podjęciem decyzji o ślubie, zamieszkaniu razem, a więc decyzji co do trwania danego związku. Jest to faza najbardziej zadowalająca dla partnerów, a także najbardziej nasycona emocjami. Osiągają oni najwyższy stopień intymności. Podobnie teraz ich zobowiązanie jest bardzo mocne. Koniec tej fazy jest jednoznaczny z nieuchronnym końcem namiętności. Nagłe osłabnięcie namiętności wyznacza wejście w fazę czwartą. 4. Faza związku przyjacielskiego Jest pozbawiona składnika namiętności, który jeśli był utożsamiany z samą miłością, może oznaczać, że w danym związku miłość wypaliła się. Dla wielu ludzi wejście w fazę związku przyjacielskiego oznacza najbardziej satysfakcjonujący okres dla ich związku. Uwzględniając fakt, że w fazie tej dominuje zaangażowanie, które jest zależne od naszej woli, jak i intymność, która tylko po części także jest od niej zależna, możemy stwierdzić, że przedłużenie tej fazy jest zależne od woli obojga partnerów. Problemem może być dla nich podtrzymanie intymności na wysokim poziomie, a więc wzajemne zaufanie, lubienie się, chęć pomagania i otrzymywania pomocy. Jeśli nie uda się podtrzymać intymności, związek przechodzi w ostatnią z faz. 5. Faza związku pustego Charakteryzuje się jedynie zaangażowaniem, które jest jedynym składnikiem podtrzymującym go. Diada taka jest jedynie pozostałością po miłości, gdyż opierając się na samym zaangażowaniu należy się liczyć z możliwością, że któryś z partnerów zapragnie zmiany i zrezygnuje z dalszego trwania takiego związku. Jest to faza, która nie musi pojawić się w związku, o ile partnerom uda się podtrzymać intymność. Jednak w momencie spadku intymności, zaangażowanie może również podtrzymywać dany związek z równie dobrym rezultatem. Jeżeli dochodzi do tej fazy najczęściej związek przechodzi w fazę szóstą. 6. Rozpad związku' Tak więc to od nas zależy w której fazie związku się znajdziemy, jeśli chcemy to możemy być wciąż w fazie 1 czy 2, i wiele osób ucieka gdy związek wchodzi w kolejną fazę, znajduje nowego partnera, potem znów go porzuca i tak jak Aga napisała - koło się zamyka. Telewizja, gazety przedstawiają nam cudowne miłości od pierwszego wejrzenia, ludzi zakochanych w sobie przez całe życie, ktore to życie w dodatku usłane jest różami, bohaterzy są zawsze pewni swoich uczuć, swojej miłości, nikt nigdy nie ma wątpliwości. Ja przez bardzo długi czas sądziłam że coś ze mną nie w porządku skoro nie czułam żadnych 'motyli w brzuchu' skoro trudno mi okazać uczucia, myślałam i chyba myślę nadal że może nie umiem kochać. Jednak myślę że są ludzie bardziej i mniej wylewni, jedni są romantykami inni nie, i nie da się przypisać do konkretnego modelu, bo każdy z nas jest inny i inaczej czuje i przeżywa swoją miłość, inaczej nie znaczy gorzej. Mimo że to wszystko niby wiem, i tak mam wątpliwości, obawy, czy dobrze zrobiłam wychodząc za mąż, zastanawiam się czy nie lepiej zostawić męża, bo skąd mam wiedzieć czy to miłość, jak poznać że go kocham? Miłości to nie choroba, nie ma jej objawów, więc skąd to się wie, skoro nie można jednoznacznie stwierdzić że się to czuje. Myślę że wiele osób się po prostu nad tym nie zastanawia, nie analizują i nie rozmyślają nad tego typu rzeczami, dla wielu naturalnym jest że po prostu są z bliską osobą, tworzą związek i rodzinę. Dla mnie też normalne jest że kocham moich rodziców, ale jakbym się zaczęła zastanawiać skąd to wiem i za co kocham, to sama nie wiem, po prostu, bo tak, bo są. I co jeszcze chciałam dodać, że nie można napisać wiersza nie potrafiąc pisać, tak samo nie można obdarzyć uczuciem miłości kogoś, nie umiejąc pokochać najpierw siebie.
  2. we mnie jest bardzo dużo złości, nawet agresji bym powiedziała. wciąż się z kimś kłócę, wszystko mnie denerwuje, często wręcz płaczę ze złości.
  3. tak stosuję się do tego, tłumaczę sobie że tak nie myślę, że to nie prawda, ale czasem wpadam w taką panikę, czuję takie obrzydzenie i wstyd że nie mogę wytrzymać. to narasta i narasta i już moje wytłumaczenia nie pomagają, już nie umiem siebie przekonać, to dla mnie bardzo przykre tym bardziej że jestem bardzo zżyta z moją rodziną, nie wiem dlaczego o bliskich tak myślę, bo myśli o obcych osobach nie wywołują we mnie takich emocji
  4. Jak w temacie, mam okropne myśli na temat moich bliskich - przypisuję im najgorsze cechy i sytuacje które nie miały miejsca (np. że ciotka była prostytutką itp), pojawiają się w nich najgorsze wyzwiska na nich. Niby wiem że oni o tym nie wiedzą, ale wciąż odczuwam poczucie winy, myślę że gdyby im się do tego przyznać znienawidziliby mnie, więc czuję się okropnie, zastanawiam się jak mogę wogóle myśleć w ten sposób. Czasem dochodzi do tego że mówię mamie czy mężowi co złego o nich pomyślałam, czekam na reakację jak na skazanie, potem mi bardzo wstyd, nie mogę spojrzeć na siebie w lustrze, ale jednak przychodzi jakaś ulga. Problem w tym że nie jestem w stanie każdemu powiedzieć co o nim pomyślałam bo to upokarzające, czuję się podle i fatalnie. Ranię w myślach najbliższych mi ludzi, i choć to tylko myśli, wciąż nie mogę się pozbyć tego co by było gdybym im powiedziała. Wiadomo że każdy czasem sobie coś na temat drugiej osoby pomyśli, ale ja to odbieram jakby kilka razy mocniej, od razu zaczynam się dręczyć tym że przyszło mi to do głowy, że jestem bardzo złą osobą. Strasznie mi z tym źle.
  5. No dobra, a czy człowiek który zdaje sobie sprawę ze swoich natręctw i stara się je jakoś pokonać, ignorować może się choroba u niego połębiać? Zawsze mi się zdawało że osoby które nie mają świadomości choroby są bardziej narażone na wystąpienie u nich poważniejszych stanów. Myślałam że jeśli ktoś wie co mu jest, i wie jak z tym walczyć to nie pogłębi się nic u niego. Ja nie chodzę na terapię, chodziłam do pscyholog przez rok i mam wrażenie że więcej sama sobie pomogłam niż ta lekarka mi poradziła.
  6. jest dokładnie jak piszesz, jak pojawia się myśl, to staram się ją odgonić, ale ona sie znów pojawia, potem pojawiają się obrazy i kolejne myśli 'pokrewne'. Czuję się nienormalna, dziwna, zastanawiam sie skąd to mi się wzięło, czemu tak myśle, czasem wpadam w taką panikę że boję się że zaraz zwariuję, zacznę krzyczeć czy coś. Wiesz mam też skojarzenia, ide do znajomych którzy mają dziecko i wszystko jest OK, dopóki nie przypomne sobie swoich myśli, wtedy zaczynam być zdenerwowana, myśle co czuje, czy jestem zła, czy chce dziecko skrzywdzić. Odpycham więc dziecko, nie dotykam go i nie patrzę na nie. Tak samo jest ze wszystkim i to jest okropne, zaczynam unikać, dzieci, zwierząt, koleżanek, kolegów - wciąż boje sie że wrócą myśli, albo zrobie coś niekontrolowanego. Kompletnie nie umiem sie tego pozbyc, bo nawet jak już jest wszystko w porządku, i zapomne o tym, i np, ide do kina, to nagle w kinie przypomini mi sie jaka jestem zła i koniec oglądania, znów zaczynam myśleć
  7. no ale jak powiązać myśli o zoofilii czy pedofilii z lękami z dzieciństwa ? Może jakiś film? Może coś zasłyszanego w TV? Ja zawsze bardzo przeżywałam takie informacje np. w wiadomościach, od razu miałam taki obraz przed oczami i długo nad tym myślałam, ale jako myśli nerwicowe zaczęło to przychodzić stosunkowo niedawno. Może to kwestia wrażliwości? Już sama nie wiem jak to zlikwidować, no bo przecież nie przez wykonywanie tych myśli. Odczuwam ogromny lęk przed samą sobą, że mogłabym te myśli kiedyś zrealizować
  8. aga nie wiem, siostra exa wiele mi niemiłych słów powiedziała, obwiniała mnie za zachowanie exa, za to że chłopak z dobrego domu, najlepszy uczeń wpadł w złe towarzystwo. a czemu uważają mnie za dziwaczkę? chyba sama tak uważam. od początku, od kiedy pamiętam z góry zakładałam że dzieci (koleżanki, koledzy) mnie nie polubią, bo byłam tzw. maminsynkiem, płakałam w przedszkolu w szkole, pewnie ze strachu. A potem jakoś samo się to ciągnęło. Zawsze chciałam być kimś kim nie jestem, ubierałam się w rzeczy do których nie bylam przekonana, po to żeby ludzie mnie lubili, kupowałam ciuchy jak koleżanka, bo myślałam ze jak bede jak ona to mnie polubią, zawsze to ja zabiegałam o przyjaźnie, jak ja do kogoś nie podeszłam to nikt się ze mną nie chciał zapoznać, nikt się mną nie interesował, więc potem chciałam udowodnić że jestem super, że warto sie ze mną przyjaźnić, nawet jak robiłam to wbrew sobie. No a teraz? w sytuacji z exem, czuje sie niekomfortowo, czuje że on nadal mnie o wszystko obwinia, mam różne myśli na jego temat, że go kocham, rownież jakieś wspomnienia z naszych intymnych chwil, mimo ze wcale ich nie chce,mam poczucie winy, jakby zdradzała męża. Bardzo mi z tym źle
  9. ane23

    Natręctwa myśli...

    chodziłam prywatnie i do psychologa przez rok - wydaliśmy na leczenie pewnie z kilka tysięcy, i u psychiatry prywatnie, ale w różnych lecznicach. Do NFZtu nie chodzę od kilku lat, wkurza mnie ta biurokracja, ciągłe oczekiwanie (miesiącami) na wizyty, niemiłe recepcjonistki, a że mam możliwość darmowego korzystania z prywatnej przychodni (pakiet socjalny męża) to korzystam. Niestety wizyty u psychologów i psychiatrów są tam płatne Nie stać mnie już na leczenie za pieniądze, to będzie kolejnych kilka lub kilkanaście tysięcy złotych, nie stać mnie też na kilkumiesięczne codzienne leczenie w ośrodku - straciłabym pracę. Nie wiem co dalej, rozglądam sie za jakąś publiczną przychodnią, jednak nie chcę iśc do pierwszego lepszego terapeuty, no i pewnie czekać będę kilka miesięcy zanim mnie przyjmie, no ale wyboru nie mam. Gdybym wiedziała że to się nie pogłębi nie bałabym się tak bardzo, ale pewności nie mam. Zdołowałam sie znów i znów pokłóciłam z mężem ;(
  10. ane23

    Natręctwa myśli...

    Ja chodziłam do psychologa prawie rok, niestety niewiele mi to pomogło, stwierdzam że więcej pomogłam sobie sama niż te wizyty. Po prostu sama nauczyłam się co robić by pewne rzeczy ignorować, mimo że nie zawsze mi się to udaje to jednak widzę wreszcie przewagę dobrych dni nad tymi złymi. Tylko wciąż mam w głowie słowa tej lekarki, że człowiek w tym przypadku sam sobie nie pomoże, trochę mnie to dołuje
  11. ane23

    Natręctwa myśli...

    Myślisz że pomoże? że człowiek jest sobie w stanie sam poradzić z takimi problemami? Lekarka powiedziała mi kiedyś że tak samo jak nie możemy sami zobaczyć swoich pleców, to nie umiemy wyleczyć się z nerwicy Straciłam nadzieję że dam radę, chyba w końcu zdecyduję się na psychoterapię.
  12. Wiesz no ludzie różne przykrości sobie robią, czasem człowiek powie coś głupiego, a potem załuję. Nikt w rodzinie mnie nie wyzywa, nie rani. Rodzice mnie akceptują choć na początku sami przyznają że byli mocno zdziwieni tym, że spotykalam się z tamtym, a wychodze za mąż za tego. Ale pogodzili sie z tym, choć mimo wszystko czasem mam wątpliwości że uważają mnie za dziwaczkę. Moj były natomiast po naszym rozstaniu powiedział mi kilka słów, niezbyt przyjemnych, równiez jego siostra, zresztą ona nie znosi mnie do tej pory. Właściwie nie wiem co mogło spowodować te myśli i lęki, gdzie leży przyczyna
  13. no ale w jakim celu organizm to robi? Może jakby zlikwidować przyczynę to by przestał?
  14. Owszem rozmawiałam z nim o moich myślach, lękach i obawach.On uważa że nie należy się tym przejmować i cierpliwie slucha moich problemów. Jesli chodzi o tamtego to nie wiem co mnie denerwuje, chyba to że nie jestem pewna siebie, swoich uczuć, swoich decyzji, emocji, zachowań, tego że mogę kochać tamtego a nie męża. Boję się że go zranię, wogóle dochodzę do wniosku że często u podstawy poich myśli jest to że kogoś skrzywdzę, zranię, rozczaruję, zasmucę. Z tamtym bylismy blisko, spotykalismy sie kilka lat, on bardzo cierpial, obwinial mnie o ten rozpad, kiedys nie czulam sie winna, to przyszlo gdy zaczely pojawiać sie myśli, a pierwsza była taka że kochając sie z meżem przypomniał mi sie tamten, jego twarz, i jak z nim było w takich chwilach. No i zaczęła sie analiza, czemu tak pomyslałam, co to znaczy - może wole być z tamtym, i to trwa do dziś. Ogólnie z tamtym rozmawiam, jest kulturalnie (mimo ze przez pewien okres nie bylo, on mnie nie tolerowal), z jego narzeczona rowniez kontakt poprawny. Ja sie obawiam ze cos moge do niego poczuc i rozbic swoj zwiazek i jego, ale z drugiej strony nie chce tego! Ale powiem ci ze czasem mam cos takiego wobec obcych facetów (również kobiet), np. jadę autobusem spojrzę na jakiegoś faceta tyłek czy krocze - ot tak zupełnie przypadkiem - i jak tylko sobie to uświadomie gdzie patrzę, myślę że może to znak, że nie kocham mojego, bo oglądam się za innymi. ja siebie nie akceptuję, nie wierzę w siebie ani sobie Na każdym kroku sobie to udowadniam szukając w każdym moim postępowaniu, geście, słowie czegoś negatywnego, jakiegoś podstępu, drugiego dna. Jakaś autodestrukcja.
  15. też się obawiałam tego 'fantazjowania' tym bardziej że moje netręctwa to myśli o podłożu seksualnym, ale ksiądz powiedział że wie trochę o nerwicy natręctw i zapewnia mnie że te myśli to konsekwencja tych zaburzeń i to nie grzech, niezależnie czego dotyczą. inny problem - ja mam tylko ślub cywilny, przed każdymi świętami, czy rodzinnymi uroczystościami kościelnymi odczuwam strach i wielki dyskomfort że nie mogę się wyspowiadać, to jest jakby obsesja która mija po świętach. boję się że bóg mnie za to ukarze, mimo że jak już pisałam rozmawiałam o tym z księdzem, ale to i tak wraca
  16. ech ja nowe ubrania składam i wkłądam do szafy, osatatnio znalazłam bluzkę sprzed 3 lat, jeszcze z metką mam szafę pełną przepięknych ciuchów, kolorowych, markowych, niektóre nowe inne z lumpeksu - większości nie noszę z obawy że się zniszczą, zostawia je na 'specjalne okazje', ale gdy zdarza się jakieś 'wyjście' to znó wybieram inny znoszony ciuch bo uważam że będzie ważniejsza okazja by założyć tą nową piękną rzecz. W efekcie przestałam się ładnie ubierać, chodzę w wyciągniętych swetrach i niemodnych dżinsach, przestałam się malować (kosmetyki też oszczędzam), najpierw oszczędzałam ciuchy, a teraz to już nawet mi się nie chce stroić, po co? nie warto - tak myślę
  17. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:03 pm ] mam to samo, ale tylko i wyłącznie gdy spotykam lub pomyślę o moim byłym, z którym bardzo przyjaźni się mój mąż. Po prostu jak wiem że mam go spotkać to mam strasznego stresa, zaczynam się denerwować, głośno mówię, śmieję się, skręca mnie w żołądku, chce przed nim jak najlepiej wyglądać, czasem wystarczy że sie zastanowię: co u niego słuchać i to już dla mnie znak że nie kocham męża. I zawsze myśle 'to wszystko znaczy że coś do niego czujesz, ale ukrywasz to sama przed sobą'. Wiem że tak nie jest, bo na codzień o nim nie myślę, nie czuję też nic w tych nomalnych chwilach, czyli wtedy kiedy myślę trzeźwo i logicznie, nawet nie chciałabym z nim byc, zresztą on ma narzeczoną - przed nią notabene też chcę się zawsze dobrze prezentować i tak samo się denerwuję. Już sama nie wiem co myśleć, nie wiem czego chcę, nie wiem co czuję. Czasem przywołuję myśli o byłym specjalnie, to wiem. ot tak żeby sprawdzić co się stanie, czy nadal wzbudza we mnie takie emocje. Kompletnie nie wiem co to znaczy myśle sobie że może u mnie tak jak na filmie, kocham jednego, ale jestem w innym i ukrywam tamto wielkie uczucie, ale z drugiej strony k...wa nie, bo przecież tamten kompletnie nic dla mnie nie znaczy (i znów pytanie: a może mi się wydaje że nic?). Wiem jedno, nie tęsknię za tamtym, nie widzę swojej przyszłości u jego boku, no ale te myśli i te dziwne reakcje. Nie mam pojęcia co znaczą?
  18. Ja też logicznie umiem wytłumaczyć sobie że moje myśli są najczęściej bezpodstawne i kompletnie niemożliwe. Np. tak jak ty obawiam się że mogłabym być homo. U mnie to chyba ma podstawy w tym że ja boję się ośmieszenia, braku akceptacji, ponadto od kiedy pamiętam jestem hipochondryczką, ale o ile na różne choroby mogę się przebadać i choroby mają swoje objawy, tak homoseksualizm nie ma (bo w sumie jak to jest to się czuje od początku? a ludzie którzy mając partnerów hetero nagle zostają homo, to co wcześniej nie czuli, nie wiedzieli?). No więc ja tak sobie myśle że może o tym nie wiem, a jestem lesbijką (choć mam męża), boję się że oszukuję siebie i wszystkich bliskich, wciąż podejrzewam siebie o złą wole czy złe uczynki, ciągle mam poczucie winy, właściwie mnie ono nie odstępuje. Wiem jednak że im mniej o tym mówię tym jest lepiej, czasem jak wpadam w nastrój depresyjny to rozmawiam z kimś bliskim na temat moich myśli, zaczynam szukać w necie, jestem łatwo podatna na sugestie z filmów czy książek i jakby sama się nakręcam na to. Potem te dni mijają i jest lepiej, potrafię spojrzeć na siebie obiektywnie, wytłumaczyć sobie wszystko, albo zignorować daną myśl. Tylko jak zrobić żeby tak było zawsze, i żeby nie wracały te złe dni
  19. Aga, napisałaś: 'Wiecie co, z tego co ja zauważyłam to natręctwa dotyczą ciemnej strony człowieka jego wad, popędów itp. a osoby, które nękają próbują o nich zapomnieć, stłumić je.' ja chcę o wielu moich myślach nie pamiętać, są tak obrzydliwe, a mimo to ciągle wracają aż zaczynam się bać że kiedyś naprawdę coś złego zrobię. Jeśli chodzi o znajomych to wiesz ja mam ogromne poczucie winy do Wojtka, że go zostawiłam dla męża. teraz zastanawiam sie i analizuje, przychodą myśli że może jestem z meżem by być bliżej wojtka, bo nadal go kocham, albo że zostawiłam wojtka z premedytacją by go zranić. Czuję się przez to okropnie, czuję jakby zdradzała męża. Wielu znajomych uważało mnie za dziwną osobę, twierdzą że to związek zbudowany na nieszczęściu innej osoby, a moje poczucie winy rośnie. Ja jestem osobą potrzebującą akceptacji, bo sama siebie nie umiem zaakceptować, a tu wiele osob równiez mi bliskich było przeciwko temu związakowi i małżenstwu. Gdy kiedys myśli nie miałam to to olewałam, ale teraz jak sie pojawiły nie dają mi spokoju, że to co mówią ludzie jest prawdą, że jestem złą osobą, że nie zasłużyłam na to co mam, że za dużo grzechow młodości mam. Zresztą ja to zawsze mówie ludziom, historie mojego związku, patrze na ich reakcje, musze im to mówić bo czuje sie nieuczciwie, wydaje mi sie ze gdyby wiedzieli to by mnie nie lubili, wiec chce byc uczciwa. Czasem mysle ze załuje tego slubu. napisałaś: 'Na pierwszej wizycie pani psycholog zapytała mnie po co mi wiedzieć czy kocham Michała czy nie, zgadzam się z moim kolegą, że o miłości będzie można powiedzieć dopiero po kilkunastu, kilkudziesięciu latach. ' zgadzam sie, musi sporo czasu upłynac by się na sobie poznać. Jednak OGROMNYM problemem bylo (i nadal jest) wzięcie ślubu, bo wszyscy mowili ze slub bierze sie z miłości, a skad mialam wiedziec czy to milosc?
  20. ane23

    Natręctwa myśli...

    Dzięki, poszukam w księgarni tej książki, a czy pamiętasz może autora? Widzisz po 4 beznadziejnych dniach, kiedy myślałam że to już koniec i nie dam rady, nastały dni spokojne, mniej piszę na forum, mniej jest myśli, zawsze zastanawiam się jak długo to potrwa
  21. Aga, wiesz masz dużo racji, moi rodzice byli swojego czasu troche nadopiekuńczy, kiedyś byliśmy bardziej zamożni niż inni, i dzieci w przedszkolu mnie nie lubiły bo miałam lepsze zabawki. Zresztą już wtedy czułam sie gorsza, bałam się że będa sie ze mnie wyśmiewać, nie bede akceptowana. Potem to samo w szkole, też wmawianie sobie z góry że nikt mnie nie lubi, zawsze to ja zabiegałam o nowe koleżanki, przynosiłam im słodycze, potrafiłam być nawet fałszywa, żeby wszyscy mnie lubili I tak dalej i tak dalej, aż do teraz czyli do pracy, tak samo balam sie ze jestem beznadziejna, a jak juz polubiłam kilka koleżanek to zaczęłam mieć myśli ze może jestem lesbijką i to nie lubienie a coś więcej. Tak jakby te myśli chciały zniszczyć wszystko, cokolwiek miłego sie nie stanie, cokolwiek dobrego nie zrobię to zaraz pojawia się myśl okropna, nie do zaakceptowania, jakby chciała zniszczyć moją pewność siebie, to że po zrobieniu dobrego uczynku czuję się lepiej, i w efekcie nie czuję się lepiej tylko gorzej. Np. zaprosiłam w wakacje koleżankę na imieniny, i cieszyłam sie że przyjdzie i nagle pojawiła sie myśl że jestem lesbijką, albo że koleżanka jest ładniejsza i mój mąż będzie mnie z nią zdradzał. Przeszła mi cała radość, poczułam się obrzydliwie, i że tak pomyślałam i że gdyby tak sie stało to przeze mnie, bo ja ją zaprosiłam. Te myśli nie pozwalają mi zaakceptować siebie, nie pozwalają by wzrosła moja samoocena. A jeśli chodzi o znajomych, no cóż straciłam wielu gdy zaczęłam spotykać się z mężem, ludzie gadali jaka ze mnie s..ka że wczesniej byłam z jego kumplem. Czulam sie podle, ale nie przejmowałam sie tym, aż w pewnym momencie BUM, i sie zaczęły myśli, co by było gdybym nie kochała męża, albo kochała exa, itd.
  22. Wiem, ale wiesz ja mam chyba wybujałą wyobraźnię, ciągle widzę to w myślach, gdybam że może się kiedyś coś takiego zdarzy, wtedy czuję do siebie straszne obrzydzenie. Ja tak jakbym nie ufała sobie, jakbym straciła kontrolę nas sobą i życiem. Mam sporo kompleksów, wciąż myślę o sobie źle, że jestem beznadziejna, nic mi sie nie uda. Więc dopuszczam i myśl że może kiedyś te paskudztwa zrealizuję, czuję się paskudnie naprawdę.
  23. ane23

    Natręctwa myśli...

    ja zauważam u siebie silny związek z pogodą, im lepsza pogoda tym łatwiej sobie radzę z myślami.
  24. Jak to jest z naszymi myślami. Czy nerwicowiec je realizuje, nie mówię o kompulsjach, ale o różnego rodzaju myślach np. o zabójstwach, gwałtach, pedofilii, zoofilii itp. Ja nie dość że boję się tych myśli to jeszcze obawiam się czy kiedyś ich nie zrealizuję. Na samą myśl mi słabo. Czy te myśli na zawsze pozostaną tylko myślami? Znalazłam też gdzies taką definicję: "Natręctwa są myślami, impulsami skłaniającymi do działania, lub wyobrażeniami uporczywie narzucającymi się, albo też czynnościami wielokrotnie wykonywanymi, mimo przeświadczenia o ich niedorzeczności. Osoba doznająca natręctw ocenia je krytycznie. Próbuje odsunąć od siebie uporczywie powracające myśli lub usiłuje zaprzestać wielokrotnego wykonywania tych samych czynności. Próby te są zwykle nieudane i tylko nasilają uczucie niepokoju i wewnętrznego napięcia, które rozładowuje się dopiero po ich wykonaniu i to jedynie na pewien czas." I strasznie zaczęłam się bać zdania: że napięcie rozładowuje się po wykonaniu tych czynności.
×