Skocz do zawartości
Nerwica.com

inoutcest

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez inoutcest

  1. Kwalifikacje trwają tak miesiąc-dwa (w wakacje mogą się przedłużyć, bo są urlopy personelu itp). No i dostanie się to jest kwestia baaardzo losowa, bo zależy to po prostu od tego, kiedy się zwalnia miejsce na oddziale. Ale rzadko jest to dłużej niż miesiąc, ja np. czekałam tydzień. Jedyne, co jest pewne to to, że jeśli dostaniesz się na grupową, to przyjęcie masz albo w czerwcu, albo pod koniec grudnia/początek stycznia, bo wtedy się przyjmuje na grupę. Jeśli macie jakieś pytania to piszcie tu albo na pw. Wyszłam ponad rok temu z 7F i zaglądam sobie tu z ciekawości raz na jakiś czas, także jakby ktoś chciał coś wiedzieć, o czym nie było gdzieś już pisane tysiąc razy, to można śmiało pisać :) Wypisać się możesz i z pobytu diagnostycznego, i z oddziału w każdej chwili.
  2. Tak, bo tam albo dostajesz się na terapię indywidualną albo na grupową. I ludzie się wymieniają tak, że w czerwcu i grudniu przychodzą ludzie na grupową na raz, a Ci, którzy dostają indywidualną, przyjmowani są kiedy jest miejsce. Salka jest, o klucz można poprosić (o ile nie masz przeciwwskazań np. anoreksji). Oprócz tego na terenie szpitala jest też siłownia i można sobie na nią chodzić.
  3. Terminy są przenoszone często, to prawda. Co do dostania się to na grupę owszem, dwa razy w roku są osoby przyjmowane (czerwiec i grudzień), ale jak Cię zakwalifikują na terapię indywidualną to bardzo różnie - może być przyjęcie za dwa dni, może być za dwa miesiące, zależy od ilości wolnych miejsc. Co do jedzenia - jak na szpitalne to jest całkiem znośne, serio. Oprócz tego jak Ci coś nie odpowiada, zawsze można sobie kupić pizzę czy inne pierogi z warsztatów kuchennych za 2 zł :) Diety są, na wizycie lekarskiej przy przyjęciu można powiedzieć, że się jakąś chce konkretną (np. lekkostrawną albo wegetariańską) i jeśli nie ma przeciwwskazań (tzn. jakiś niedobór w badaniach nie wyjdzie albo co), to dają wybraną bez problemu.
  4. Zdarza się, chociaż jest to bardzo "napiętnowane" przez społeczność. Napiętnowane w takim sensie, że ludzie mówią, jak źle się z tym czują, co im to zrobiło itp. i zazwyczaj to się nie powtarza. Tam nikt nikogo za rączkę nie trzyma, na własną odpowiedzialność się decydujesz być na oddziale, a więc i leczyć, a wiadomo, że samookaleczanie do wyleczenia raczej nie prowadzi. Trzeba mieć naprawdę dużą motywację wewnętrzną do zmiany i są ludzie, którzy naprawdę dają radę :) Ach, no i wiadomo - to nie dyskwalifikuje w żaden sposób, sporo osób ma tam takie problemy. A jeśli chodzi o pobyt diagnostyczny to to bardzo dobra opcja jest, możesz zobaczyć, jak to tam wygląda od środka i przede wszystkim diagnoza dzięki temu jest bardziej trafna.
  5. Warunki są dobre. Pokoje 2-, 3- i 5-osobowe (męskie tylko 5-cio obecnie). Jedna łazienka męska (dwie toalety, prysznic), jedna damska + ogólnodostępny unisex (też z prysznicem). Kolejek jakichś wielkich nie ma do mycia i to spokojnie wszystkim wystarcza. Naprawdę nie ma na co narzekać (chociaż znajdą się tacy, co i tak będą, cokolwiek by się nie działo). Tak, terapeuci są normalni i bardzo dobrzy w swojej pracy. Na oddziale zawsze są po dwie pielęgniarki na dyżurach, w nocy oczywiście też. Leki to nie wiem, bo nie brałam; niektórzy mieli z domu, ale tam się je oddaje do dyżurki i dostaje przy wyjściu. Wydają w konkretnych godzinach dawki, jakie są ustalone. Za leki się samemu nie płaci, bo to NFZ, więc nie ma się o co martwić.
  6. Są 42 przepustki na cały pobyt (1 to jakby jedna doba). Przepustki można brać od piątku od 15:00 do niedzieli do 20:00. Jak się bierze na cały weekend od piątku do niedzieli to są traktowane jako trzy przepustki (piątek od 15:00 liczy się jako jedna cała też).
  7. Eee... nie. Normalne badanie lekarskie masz, takie podstawowe, bez żadnych rozbierań się do naga
  8. Na oddziale nie ma internetu. Można mieć swoje laptopy czy inne rzeczy, w tym internet w zakresie własnym. Ew. można zawsze skorzystać z bezpłatnej kafejki internetowej w bibliotece (codziennie jest kilka godzin, w których jest czynna). - jakich nadużyć? Nie ma nadużyć żadnych (w kaftan jeszcze nikogo za mojej kadencji nie zawinęli, błagam ) - taaa... Chorzy tak samo jak pacjenci i pewnie dlatego nas skutecznie leczą -.- Co za bzdura w ogóle. - nie. Chyba, że wszystko co usłyszysz nieprzyjemnego na swój temat odbierzesz jako atak (ale to już Twój osobisty problem jest). W ogóle proponowałabym Wam nie sugerować się forum ani opiniami z internetu, sama tak robiłam i teraz widzę dopiero, jaką sobie wodę z mózgu zrobiłam, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Terapia jest trudna, ale społeczność i personel najlepszy, jeśli chce się faktycznie od nich pomoc przyjąć. Dużo tu zależy od nas samych, naszego zaangażowania i faktycznej motywacji do zmian - niekoniecznie takich, jakie sobie wymyśliliśmy sami w zaburzonych głowach. W każdym razie, mocno oddział polecam, bo działa i faktycznie pomaga wielu osobom.
  9. Na oddział 7F nie biorą "od ręki". Trzeba przejść 4 konsultacje, żeby się w ogóle dostać na leczenie i ten proces trwa dość długo (na pewno nie mniej niż dwa-trzy miesiące, w zależności od terminu 1 konsultacji, którą można przyspieszyć - bo pierwszy termin zazwyczaj jest na parę miesięcy do przodu). Ale jeśli ma się faktyczną motywację do leczenia i zaburzenia osobowości, które tu leczą, to warto czekać. Nie wiem, jak na innych oddziałach, na ogólny chyba można się generalnie od ręki dostać.
  10. niebieska777, wow, nie wiem, co powiedzieć nawet, brzmi to strasznie słabo. Przypuszczam więc, że i ja się nie dostanę z byle jakiego powodu, ogólnie zresztą mam ostatnio wrażenie, że nie ma szans. Hatifnatow5, moim zdaniem jeśli chodzi o powód, to masz święte prawo wiedzieć dlaczego Cię nie przyjęli. Jakby mi nie powiedzieli, to bym pytała do oporu i chciała wiedzieć wszystko, bo w końcu, kurde, jeżdżę na te konsultacje to i chcę wiedzieć, że skoro nie, to co w związku z tym z tego wynika. -- 18 wrz 2014, 21:26 -- No cóż, zostałam przyjęta. Także za trochę ponad tydzień pojawię się na oddziale :)
  11. niebieska777 - cóż, u mnie jeszcze tydzień czekania na ostatnią, także na pewno dam znać jak się dowiem. Koniecznie się odzywaj co i jak u Ciebie poszło :)
  12. Tyrr - Cóż, lekarz na pewno ma rację, że z tamtego się o niebo łatwiej schodzi. Ale w sumie z 10mg paro tak schodzić to się wydaje trochę przesadnie, z drugiej strony mam traumę do zejścia po paro, więc polecam robić wszystko, żeby się tak nie czuć (oprócz wracania do paro) No, tylko, że ja schodziłam z o wiele większej dawki i w krótszym czasie.
  13. Tojaaa, Kat_ - +9kg w 7 miesięcy bez żadnej znaczącej zmiany żywienia w porównaniu z wcześniejszym okresem. Miesiąc tylko miałam do tego Mirtor i pochłaniałam wszystko razem z opakowaniami -.- Do tego 4 miesiące bez orgazmu, potem przeszło, ale i tak jakoś inaczej. No i osłabienie wzroku, który kiedyś miałam świetny, koncentracji, pamięci... Ta, nikomu paro nie polecam teraz generalnie - brałam jakieś 7 miesięcy, udało mi się zejść z dawki 50mg w niecałe 5 tygodni - niesamowicie ciężko po odstawieniu, zawroty głowy, wymioty, ciągłe uczucie mdłości, bóle głowy. Ledwo wstawałam z łóżka, nie łapałam, co kto do mnie mówił, praktycznie spałam przez większość czasu bardzo płytkim snem... Ogólnie masakra, nigdy mi się tak ciężko z leku nie schodziło (a swego czasu brałam z ssri esci i sertalinę, które odstawiłam praktycznie z dnia na dzień i zero czegokolwiek). Wszystko trzymało przez tydzień, teraz zostały tylko zawroty głowy i jej ból, ale na razie się jakoś trzymam wspomagana hydro i apapem, a także mocnym postanowieniem, że kończę z wszelakimi ssri na baaardzo długo. Myślę, że jest teraz tyle leków, które posiadają o wiele mniejsze skutki uboczne, że lepiej od paro nie zaczynać, a i później brać to już naprawdę w ostateczności.
  14. depresyjny - na Hempla to kojarzę całodobową, przynajmniej kiedyś tam była, to ta? Ja się leczę w Abramowicach, za darmo. Trafiłam tam przypadkiem na dość dobrą i konsekwentną psychiatrę (kobietę), która mi zaimponowała jakoś swoim dość ostrym podejściem na początku, no i cóż, zostałam. Wcześniej latałam ciągle po prywatnych i było tylko "co tam pani jest, acha, to tu recepta", dlatego jej zainteresowanie mi się spodobało i tak jakoś mam teraz sentyment. No i ona pierwsza zaproponowała valdoxan, wcześniej nic o nim nie słyszałam znikąd.
  15. Marcin278 - a dziękuję :) Tobie również powodzenia w dalszym życiu bez leków, jakkolwiek to brzmi. Mam bardzo podobnie tzn. chodzę na terapię, zaczęłam latać na fitness, ruszać się trochę i mobilizować sama, a kiedy bywają ciężkie dni najzwyczajniej w świecie odsuwam od siebie złe myśli, co jest trudne, ale po kilku latach możliwe do wypracowania samemu. Też emocjonalnie stałam się hm, inna, mam czasem napady łez w oczach (nie płaczę, tylko takie jakieś uczucie) albo chwilowe ukłucie lęku, ale staram się to odsuwać i tyle, nawet mnie cieszą takie momenty, bo przynajmniej nie czuję się jak zobojętniała wydmuszka. Zdecydowałam, że albo tak będę ciągnąć i sama się ruszać, albo powrót do leków mnie czeka nieuchronny (a to mi się teraz jak coś naprawdę okropnego klaruje w głowie), więc czas próbować inną stroną, trudniejszą zapewne, ale nie niemożliwą :)
  16. depresyjny - gdzie w Lublinie dokładnie? Jestem z Lublina i biorę valdoxan, ale cena mnie tak przerosła finansowo (kupiłam paczkę za 189zł), że nie dałam rady wykupić drugiej. Lek mi pomaga bardziej niż dotychczasowe, a nabrałam się trochę tych psychotropów. Może to zmiana mojego nastawienia, bo w końcu mam konkretną terapeutkę, ale mam wrażenie, że on faktycznie działa, spokojnie i wolno zmienia się coś, a nie czasem jak na paro czy innych ssri życie na chemicznym haju ;d
  17. Ja się właśnie zdziwiłam, że mnie pytano o tę abstynencję na życiorysowej konsultacji, jakby to było coś niezmiernie istotnego do przyjęcia, mimo że wyczytałam właśnie, że to dla uzależnionych... Nigdy nie byłam ani uzależniona, ani nie nadużywałam zbyt długo tych substancji, jedynie dość impulsywnie w nie wchodziłam przy jakichś zbyt ciężkich emocjonalnie wydarzeniach. Więc nie wiem sama, jak to w końcu jest.
  18. Odstawiłam paro, które brałam 7 miesięcy na ciężkie stany depresyjne. Lekarze mi tak skakali dziwnie z dawkami (z racji tego, że studiuję, raz jestem w jednym, raz w drugim mieście), że na początku brałam 20, potem 40, potem 60, finalnie 30. Zgrywało się to niejako z wydarzeniami w moim życiu, do tego ciągle miałam zmieniane na noc a to miansec, a to mirtor, trittico, finalnie imovane... W każdym razie odstawiałam to stopniowo przez miesiąc, schodziłam z dawki 50mg, co tydzień obniżałam o 10mg. Wiem, że to i tak szybko, ale biorąc pod uwagę moje bordeline i tak dziwne, że nie rzuciłam leków na raz ;D Tak ustaliłam ze swoją psychiatrą, która co prawda twierdziła, że trzeba dłużej schodzić, ale cóż, uparłam się, że nie będę tego więcej brać szczególnie, że po pół roku na paro miałam próbę samobójczą. Wszystko było w porządku, dwa dni po całkowitym odstawieniu zero skutków ubocznych. Trzeciego dnia miałam takie zawroty głowy, że nie mogłam wstać z łóżka cały dzień, utrzymywało się to przez 4 kolejne dni, "chodziłam" jakbym miała zaraz paść na ziemię i zasnąć. Do tego wymioty kilka razy dziennie. No i mocne bóle głowy, które utrzymują się od dobrze ponad tygodnia, ale za to już coraz lepiej się czuję fizycznie, zawroty i ciągłe uczucie nudności powoli znikają. Głównym celem tego posta jest stwierdzenie, że nigdy więcej nie wchodzę w psychotropy, bo prawdę mówiąc, jestem przerażona tym, że aż tak ciężko mi się to odstawia po naprawdę niedługim czasie brania. Mam hydroxyzynę i propranolol, które biorę w razie, kiedy już naprawdę bardzo jest źle na schodzeniu, ale i tak jestem dumna, że wytrzymałam, bo miałam ochotę rzucić to wszystko i wziąć paro, żeby już przestać np. pół dnia wisieć nad toaletą -.- Wcześniej byłam na esci przez rok i nic po odstawieniu, jakiś czas temu też na sertalinie i nic, a paro mnie po prostu zmiotło. Ani mi to paro w niczym nie pomogło psychicznie (próbowałam dyskutować i zmieniać, ale dla odmiany dodawano coś do tego i skakano z dawkami), a wręcz fizycznie zaszkodziło (no, już nie mówiąc o +9kg czy osłabieniu świetnego kiedyś wzroku; początkowo miałam również problemy w sferze seksualnej, na szczęście trwało to 4 miesiące, potem już wróciło do normy); nabrałam chyba traumy do tego typu leków.
  19. niebieska777, ja właśnie mam wrażenie, że pierwsza to była tragedia, a dwie następne jakoś za łatwo poszły. Wydaje mi się, że to możliwe, że różne osoby rozmawiają, ale prawdę mówiąc nie wiem, od czego to zależy tak naprawdę. Ja się dowiem w połowie września co dalej, podejrzewam, że się nie dostanę i tak, w sumie wolę być potem mile zaskoczona jak coś niż rozczarowana.
  20. U mnie było w porządku. Tj. 1 konsultację miałam z p.Ordynatorką, trochę byłam po niej przerażona i stwierdziłam, że się na pewno nie dostanę, ale to raczej moje urojenia tylko. Pytano mnie dlaczego się zgłosiłam i o niektóre szczegóły z życia, ogólnie atmosfera dość ciężka była, bo p. Ordynator jest osobą hm, dość surowie i krytycznie patrzącą, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Wyszłam ogólnie strasznie skołowana i pewna, że mnie wyrzucą zanim przyjmą ;D 2ga była życiorysowa z jakimś Panem, więc zasadniczo dostaje się ankietę, wypełnia i opowiada swoje życie, żadnych tam więcej spostrzeżeń nie miałam raczej, chociaż odniosłam wrażenie, jakoby Pan się nieco zagubił, ale w sumie trudno za takim burzliwym życiorysem nadążyć. No i ta 3cia, z miłą terapeutką, miała dość dużo wyrobionych spostrzeżeń na temat mojego chociażby myślenia na podstawie mojej karty wcześniejszej, więc czasem mnie to zaskakiwało. Ale raczej dobrze to przyjmowałam, jestem już dość przyzwyczajona do analizy.
  21. Byłam dziś na 3 konsultacji z miłą Panią terapeutką i dopiero dziś pierwszy raz poczułam, że nie "zawaliłam" konsultacji. Było bardzo w porządku, czułam się właściwie jak na terapii. Teraz tylko czekam do 18 września na decyzję. Poza tym to polecam dzwonić i przyspieszać pierwszą konsultację, mi się udało za pierwszym telefonem przyspieszyć na czerwiec, a miałam termin na wrzesień. Strasznie się boję, że się nie dostanę, z drugiej strony boję się dostać ;D I tak w kółko.
  22. A propos tycia po paro - Zastanawiam się, czy to związane jest z paro czy czymś innym. Od pół roku jestem na dawce 40mg (w międzyczasie przez dwa tyg brałam 20, po drodze przez miesiąc 60). Brałam też przez dwa miesiące mianserynę i mitrazapinę (zamiennie, bo działały na mnie strasznie jeśli chodzi o apetyt, jadłam wszystko jak opętana). Przytyłam w tym czasie (pół roku) prawie 10 kg, a oprócz epizodów z jedzeniem po miansie jem tak samo jak wcześniej. Od ponad miesiąca stosuję dietę (głównie jem po prostu zdrowo, bez pieczywa, makaronów, ograniczam kalorie itp), a udało mi się zgubić jedynie 2kg. Nadmieniam, że w trakcie tego "przejścia" na zdrowe odżywianie zaczęłam również uprawiać sport, przynajmniej godzinę, dwie dziennie, wcześniej z racji depresji ruszałam się z łóżka rzadko. Pytanie moje jest takie - czy paro może wpływać na to, że nie mogę schudnąć? Wydaje mi się, że w tym czasie powinnam naprawdę zrzucić więcej albo chociaż odczuć jakąś różnicę, a ciągle czuję się wielka i jakaś taka napuchnięta. Teraz biorę tylko paro + propranolol i hydroksyzynę.
  23. Mam ostatnio dziwne objawy, może ktoś z Was miał podobnie i wie, z czego to się bierze? Przyjmuję obecnie 60mg paro, 30mg mitrazapiny na wieczór, do tego propanolol i hydroksyzynę 25mg (rano i wieczorem po tabletce). Biorę ParoGen od ponad dwóch miesięcy i czasem na początku występowały niewielkie halucynacje w postaci złotych pyłków przed oczami. Od dwóch tygodni jestem na dawce 60 (wcześniej 40) i miałam wczoraj bardzo zamazany obraz, jakby pół oka widziało rozmazanymi pikselami + do tego jeszcze uczucie wysokiego ciśnienia w głowie, jakby mi się mózg próbował wydostać z czaszki przez cały dzień. Myślicie, że to nadal skutek oboczny czy po prostu mam już tak duże dawki, że serotonina przekroczyła poziom krytyczny? Nie mam pojęcia co to może być, a wzrok mam generalnie zdrowy. Mam wizytę u swojej psychiatry na wtorek i wydaje mi się, że może zasugeruję zmianę leku, bo dziś rano znowu pojawiło się to beznadziejne widzenie i znikęło po półgodzinie.
×