Skocz do zawartości
Nerwica.com

Załamana86

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Załamana86

  1. Eh ci rodzice i ich wymagania... Polina, ja podobnie miałam i mam nadal właściwie - z tym że we mnie strasznie wszyscy wierzyli i w ogóle, że mi się powiedzie w świecie muzycznym, normalnie kariera od 7 roku życia i w ogóle, presja 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, z nasileniem w wakacje, ochom i achom końca nie było (nawet wtedy kiedy sama myślałam, że to właśnie droga mojego życia, nawet wtedy kiedy dostawałam ostrego rozstroju żołądka na myśl o wyjściu na scenę, z której rozciągał się majestatyczny widok na widownię wypełnioną po brzegi itd, itp). Myślałam, że się przyzwyczaję, że to minie. Ale nie, teraz stwierdziłam, że to nie dla mnie i niech się wszyscy wypchają, co mnie próbują "wypromować" i zrobić ze mnie nie wiadomo co, mówiąc, że mam potencjał. Blackperson ja wiem, że trudno to przyjąć będąc w nerwach, ale izolacja to chyba jedna z gorszych rzeczy jakie można zrobić. Wiem z własnego doświadczenia - sama w niej trwam już tyle lat że aż trudno doliczyć. Właściwie to nie jestem pewna czy w moim życiu kiedykolwiek było inaczej. Może i by było, gdyby rodzina na czas wykumała czaczę i zaprowadziła mnie do psychologa/psychiatry, na rozmowę, spróbowała zmienić moje środowisko które mi nerwów nie mało zżarło w dzieciństwie, kiedy sama jeszcze na to nie wpadłam. Przynajmniej z facetem nie mam problemów, ale to z jednego prozaicznego wręcz powodu - bo żadnego nie mam (jakoś wolą "lachony" ganiające na imprezy i do pubów - czyli w miejsca do których mnie nie zaciągnie żadna siła, z powodu z którego jestem na tym forum jak i z odmiennych upodobań). Zresztą... Kto by wytrzymał z kimś, kto dostaje szału na dźwięk muzyki ? (chyba reakcja zwrotna po 14 latach zmuszania mnie do słuchania muzyki wszelkiej maści po 12 godzin dziennie, dzień w dzień). Ale może tak będzie lepiej (skoro inni wytrzymują sami całe życie, to ja też^^). Ktoś tu pisał, że ma dość tego że wszyscy jej się żalą? Witaj w klubie Ja robię za skrzynkę zażaleń dla babki, która według własnego mniemania jest najnieszczęśliwszą kobietą na ziemi "bo jest wrażliwa" jak sama to mówi (co nie przeszkadza jej urządzać awantur średnio 2 razy dziennie), rodziców, któzy też swoje problemy mają + ludności z uczelni i nawet kilku bezdomnych już próbowało na ulicy.
  2. Ja przez lata próbowałam uciekać w różne rzeczy, ale nie działało, a strach przed przyszłością jakoś dalej trzyma teraz chyba nawet ciut mocniej (jak to u progu wejścia w dorosłe życie). Terapii nie próbowałam jeszcze bo w ogóle od niedawna się leczę, ale może warto...?
  3. Faktycznie, taka reakcja mnie by najbardziej zdenerwowała i jeszcze spotęgowała by mój napad. Cóż, ja z kolei od 2 tygodni chodzę po ścianach (jeszcze do mnie nie dotarło że mam i nerwicę i depresję, po prostu zawsze mi się wydawało, że to jest coś co łapie innych, a nie mnie, a ja to najwyżej za bardzo wszystko biorę do siebie i przepracowana jestem). A tu bach A do tego wszelkie czarne myśli typu "ja to na pewno się z tego nie wygrzebię, a jak już to za 100 lat, jak dożyję", że świat taki beznadziejny, że się do niego dopasować nie można - pędzi na przód, a ja nie nadążam, mimo że młoda jestem i w ogóle beton jeden wielki jak to u nas na wsi Szczecińskiej mówią
  4. ...wiem, że nie wszyscy wierzą... ale polecam modlić sie do Judy Tadeusza, albo innych świętych, zresztą depresja jest czymś co spotyka wszystkich (przypomina mi się historia japońskiego reżysera, który chorował 10 lat i na końcu wyszedł z tego sam (!) a później był tak mocny, że już nic nie mogło go złamać). Też miałam podobnie, chociaż z kolegą - powiesił się bo pękła mu struna od gitary (wcześniej rodzice się rozwiedli, dziewczyna go zostawiła, miał problemy w szkole). Struna była tą kroplą która przepełniła kielich. Miał 17 lat.
  5. Witam, ja również jestem ze Szczecina, rocznik 86, z tym badziewiem męczę się 9 lat (chociaż dopiero nie dawno dowiedziałam się, co mi jest), wcześniej też miałam różne dziwne sytuacje, ale nie potrafiłam z tego wyciągnąć wniosków.
  6. Załamana86

    To już siedem lat!

    Witaj Mam podobnie, jak chyba większa większość tu obecnych
  7. Mnie też ostatnio nachodzą myśli samobójcze... Nigdy nie byłam optymistką - zawsze na uboczu, najpierw przez chorobę, która zżarła mi dzieciństwo, później przez jej skutki, później przez nerwicę która uniemożliwiła mi chodzenie na np imprezy. Przez długi czas niby wszystko było w miarę ok, ale ostatnio "wyszłam z kąta" (dosłownie i w przenośni), próbuję normalnie żyć, ale nic mi to nie wychodzi... Nerwica i jakiś nie dający się rozplątać konflikt wewnętrzny zatruły mi życie do tego stopnia, że po prostu nie widzę innego wyjścia z sytuacji. Pewne rzeczy można przezwyciężyć, ale jak przezwyciężyć coś, co prześladuje mnie cały czas, coś czego uniknąć się nie da? (boję się muzyki - zaczęło się od tego że bałam się jednego konkretnego utworu, ale odkąd przestałam słuchać jej 10 godzin na dobę to boję się każdej jednej zasłyszanej piosenki - że będzie mi się tłukła w nieskończoność po głowie). Z jednej strony są moi kochani rodzice, zwłaszcza mama, która walczyła o mnie zażarcie jeszcze zanim przyszłam na świat, która zawsze służyła i służy wsparciem, mimo że sama borykała się przez lata z lękiem przed śmiercią. Z drugiej strony mój lęk przed tym, że nigdy nie wyzbędę się lęków, że już do końca życia będzie ono piekłem... Przeraża mnie myśl o wyjściu za mąż w przyszłości, o założeniu rodziny, a najbardziej o tym, że miała bym żyć jeszcze np 40-50 lat (mam 21). Ostatnio zwłaszcza coraz bardziej kusząca wydaje mi się perspektywa zakończenia tego wszystkiego w taki właśnie sposób...
  8. Witam wszystkich, Jestem studentką drugiego roku teologii, na to forum trafiłam przypadkiem, szukając w internecie ludzi którzy cierpią podobnie jak ja. Od wczesnych lat dziecinnych użeram się z nerwicą, dopiero zaczynam się leczyć (zawsze słyszałam, że przesadzam, że sobie wymyślam, że zajmuje się pierdołami). W sumie nie mogę powiedzieć, że np ostatnio świat zawalił mi się na głowę, ale z jakiegoś powodu nie jestem szczęśliwa... Nigdy nie byłam. (przewlekła choroba od 3go roku życia, izolacja społeczna, napiętnowanie, a teraz jeszcze "to").
  9. Witam wszystkich znerwicowanych, Ja cierpię na podobny problem, także związany z nie tolerancją pewnych odgłosów, ale od początku. To że na świecie w ogóle jestem, graniczy z cudem (ginekolog mojej mamie powiedział już na początku ciąży, że nie ma szans donosić i wręcz upierał się na aborcję), po urodzeniu przez jakiś czas był problem - traciłam przytomność, było podejrzenie uszkodzenia mózgu, jednakże badania nic nie wykazały. Ok 3 roku życia zapadłam na dziwną chorobę, której lekarze nie potrafili zdiagnozować (zanik słuchu, zanik mięśni w całym ciele, bóle, bezsenność). Choroba trwała do 8 roku życia, wyciągnęłam się z niej cudem dosłownie, dzięki medycynie naturalnej (głuchota cofała mi się w sumie najdłużej, bo do ok 11 roku życia). W międzyczasie zaczęłam si ę interesować muzyką, bo jak się okazało mam predyspozycje w tym kierunku (nie małe ponoć) i oto jak miałam 11 lat, w wakacje stało się coś, co przewróciło mi życie do góry nogami. Najpierw spełniło się moje wielkie marzenie - dostałam psa. Radość jednak była krótka - nie mogłam znieść ciągłego piszczenia czworonoga. Na szczęście to się skończyło dość szybko, bo po ok 3 tygodniach od jego przybycia do mojego domu. Na początku sierpnia 98' mój genialny starszy brat wpadł na pomysł podłączenia komputera do kolumn (gdyż jego zdaniem zwykłe głośniki miały za małego kopa) i przez następnych 8 godzin, w całym domu rozlegała się niezwykle mroczna, oparta dosłownie na 3, powtarzających się dźwiękach muzyka z pewnej gry komputerowej. Nie jestem Wam w stanie powiedzieć, jakie to u mnie przerażenie wywołało, przez następny miesiąc dochodziłam do siebie, najgorsza była reakcja mojej znerwicowanej matki, która nie wiedziała jak mi pomóc z jednej strony, a z drugiej nie mogła zrozumieć co się ze mną dzieje. Metodę wtedy miałam jedną - by męczącą mnie melodię zagłuszyć innymi. Minęło prawie dziesięć lat od tamtego wydarzenia, do tej pory jeszcze raz zdarzyło mi się przeżyć pewną melodię w podobny sposób, w wakacje po pierwszej klasie lo. Wtedy też zagłuszyłam tą melodię inną melodią. Problem zaczął się ostatnio - sfrustrowana tym, że nic nie udało mi się osiągnąć w dziedzinie muzyki, którą się zajmowałam jeszcze miesiąc temu, roztrzęsiona domową awanturą na Wszystkich Świętych i podjudzona kolejną melodią, która wywołała u mnie napady paniki odstawiłam muzykę, ponieważ moje lęki zawsze brały się z tego jednego źródła ---> z kąta mojego pokoju, w którym przesiedziałam ostatnie 14 lat mojego życia, niezdolna w pełni do normalnego funkcjonowania pośród innych ludzi, odkąd w skutek wyżej opisanej przeze mnie choroby zostałam "wyklęta" na dzielnicy tak przez koleżanki i kolegów ze szkoły jak i przez ich rodziców i rzez nauczycieli. Ostatnio, jak słyszę muzykę, gdziekolwiek jestem, zaczynam wpadać w panikę - boję się że zwariuję od tego, ponieważ nawet jak już jej nie słyszę uszami, to kołacze sie w mojej głowie, nie mogę tego "wyłączyć" a im bardziej próbuje tym bardziej mnie to męczy, nie mogę już przed tym uciec, nawet nie jestem w stanie zająć się prostymi aczkolwiek koniecznymi czynnościami codziennymi, strach przed muzyką, która w najmniej odpowiednich momentach pojawia się w mojej głowie i nie chce zamilknąć doprowadził do znacznego pogorszenia się moich wyników w nauce (jestem na II roku studiów dziennych). Swędzenie mózgu swędzeniem mózgu, ale jak tu żyć z czymś takim? Jutro wybieram się do psychiatry (próbowałam się zarejestrować wcześniej, ale u nas w mieście jest z tym nie mały problem) Mam 21 lat, i naprawdę nie wyobrażam sobie życia z tym "czymś" przez następnych np 50 lat...
×