
nuth.red
Użytkownik-
Postów
18 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez nuth.red
-
dojeżdżam do i z pracy tramwajem, i sukcesem jest to, że od kilku dni potrafię przejechać całą trasę za jednym zamachem . wcześniej zaliczałam trzy-cztery przesiadki .
-
na chwilę obecna mam jedno postanowienie . przestać być życiową pierdołą i człowiekiem-demolką . [tak, chodząca katastrofa w mojej osobie poparzyła sobie pół twarzy w wigilijny poranek, żeby przypadkiem nie mieć za dużo radości ze świątecznego jedzonka ]
-
odbiera radość to może faktycznie zbyt mocno powiedziane, ale jest to uciążliwe . chociaż może to dlatego, że uważam się za wolnego człowieka i męczy mnie świadomość zależności od czegokolwiek [bądź też kogokolwiek] . co jest doskonałym połączeniem z moją skłonnością do dziwnych uzależnień . ale nikt nie mówił, że będzie łatwo !
-
uczę się, trochę pracuję dorywczo, robię duuuużo rzeczy . no i z jednej strony wiem, że jak zacznę to głupie uzależnienie powstrzymywać to będzie ciężko na początku... a z drugiej strony, niby to niegroźne, niby mi nie szkodzi, a męczy mnie strasznie, odbiera dużo radości z życia .
-
strzał w dziesiątkę prawie ze wszystkim, co napisałaś :) co do stabilizacji - w porównaniu z całym tym rokiem i z poprzednim, przez ostatnie dwa miesiące poukładało mi się w życiu na tyle, że śmiało mogę powiedzieć - tak dobrze ustawiona to nigdy nie byłam ! ale i w tym coś pewnie jest, poza świadomością, że mam gdzie mieszkać i za co na spokojnie żyć, wszystko inne to jednak wielka niewiadoma .
-
jejku, jak ja nie lubię siebie samej za to, że przychodzę tu na forum tak sporadycznie ... Śląsk poleca się na rozmowy i spotkania, no a w Trójmieście byłam przez wakacje ... oczywiście gdybym w swojej mądrości zajrzała tu wcześniej, to dałabym znać .
-
nie wiem, pod co to podpiąć ... czy pod zaburzenia odżywiania, czy pod uzależnienia, czy pod nerwice . ale niech już będzie tu, najwyżej gdzieś się przeniosę [lub wyniosę, jeśli będzie potrzeba ] otóż tak . mój problem jest dość nietypowy . od zawsze borykam się z różnego rodzaju jedzeniowymi perypetiami, po długiej podróży trochę się pozmieniało, trochę sobie krzywdy narobiłam, dorobiłam się problemów z żołądkiem i nerwicy [mogę szerzej opisać, jeśli ktoś ma jakieś pytania] . od kilku miesięcy mam też problem z poruszaniem się komunikacją miejską, zwyczajnie duszę się i mnie mdli, kiedy jadę tramwajem/autobusem . znalazłam na to sposób, i to jest początek mojej zguby . jak w temacie : czuję miętę . miętowe cukierki, dropsy, gumy do żucia . i do momentu, kiedy to było takie sobie żucie gumy podczas jazdy, to było dobrze . teraz praktycznie nieustannie mam w ustach coś miętowego, bez takiego miętusa czuję panikę i duszę się pięć razy bardziej . sama sobie ten los chyba zgotowałam, i kompletnie nie wiem, jak z tego wyjść - tak, jestem specjalistką od uzależniania się od absurdalnych rzeczy . nie wiem, czy zmieniać dietę i naprawiać żołądek, czy rzucać palenie, czy pracować nad nerwicą która już sobie przecież dawno poszła, czy co mam zrobić . a pytam teraz, bo właśnie zamierzam iść spać ... i uświadomiłam sobie, jak bardzo niepewnie czuję się, nie mając przy łóżku paczki miętusów w razie nagłej potrzeby w środku nocy .
-
nienie, nie leczę się, nic się nie bój :) samo mi odpuściło, zaczęłam zauważać, w jakich momentach mam takie napady i staram się tych sytuacji unikać jak ognia, ostatnio za dużo stresu i podróże w planach, więc wróciło .
-
Mam tak czasami; kiedy gasząc coś przełącznik za słabo "pstryka", czuję "za mało wyłączenia", nie do końca wierzę nie tyle własnym oczom, co palcom, bo w to że nie ma światła wierzę jak najbardziej - widzę że jest ciemno - ale nie ufam przełącznikom. Wydaje mi się że to odruch po wszystkich walkmanach i innych sprzętach, w których wyczerpały mi się baterie czy w których nieintencjonalnie nabijał się prąd przez to, że tylko wydawało mi się że coś wyłączyłem a w istocie pracowały nadal. Mówiąc krótko, gdy przy gaszeniu światła nie usłyszę porządnego "kliku" to "nie do końca wierzę" w to że światło zostało zgaszone "prawidłowo" i czasem odruchowo sprawdzam czy wszystko jest tak jak powinno. Ale nie uważam tego u siebie za jakiegokolwiek typu zaburzenie, nawyk raczej, odruch, przyzwyczajenie. (?) Zwłaszcza że jak już to robię, to raz, a nie siedem czy trzynaście pod rząd tak, tak, tak . ja się boję robić nowych rzeczy bo wiem, że wpadnę w spiralę uzależnienia od drobnych czynności i będę musiała robić to już zawsze . jak np. nałożenie maseczki na twarz, zrobię to raz i kolejny wieczór też, i kolejny, i jeszcze następny ...
-
no dobra, po trzech miesiącach wracam tutaj . hm, czemu trudno uwierzyć, że mam problemy ? taki mam już sposób pisania, lata praktyki w zabawie słowami i zarazem lata konieczności ukrywania tego, jak jest naprawdę . a o planach zawsze piszę radośnie, chociaż jak zwykle nic z nich nie wychodzi i tylko siedzenie i myślenie 'jakby to fajnie było pojechać/zobaczyć/zrobić' jakoś mnie trzyma w pionie . a w rzeczywistości wiem, że cykor ze mnie i sama tych planów nie zrealizuję, będę tylko siedzieć bezczynnie i czekać na jakąś okazję . ale jak już się rozpisałam, to zrobię małą aktualizację . tatuowanie i muzyka mi nie wychodzą, bo w jednym i drugim potrzebuję ludzi, a ludzie [przynajmniej ci dookoła mnie] zawodzą mnie raz za razem . niebawem wyruszam nad morze, później na Woodstock - jedyne takie miejsce, gdzie w stu procentach zapominam o tym, co złego siedzi w mojej głowie . a później ... później nie wiem . zobaczę, co los mi przyniesie . próbowałam jakoś się ogarnąć, poznałam nawet kogoś, w planach była przeprowadzka do innego miasta i podjęcie pracy, ale od kilku dni ten akurat aspekt i te plany rwą się jak mokre chusteczki . moja przyjaciółka poleciała do Londynu, za pracą, więc jakimśtam planem dla mnie, takim awaryjnym, jest praca tutaj i odwiedzenie jej tam, w Anglii . kto wie, podróże kształcą . jeszcze może napiszę, czemu wróciłam po kilku miesiącach nieobecności tutaj, hm ? otóż za dużo stresu znów dało się we znaki, prawie nie jem, nie wychodzę z domu, dziś przyszedł atak paniki, mdłości i zawroty głowy . taki trochę duży krok w tył .
-
po kilku miesiącach wróciłam, bo mnie napadło znów . i już wiem, że za dużo stresu mnie tak dziś właśnie wyłączyło . przeczytałam poprzednie kilka stron dyskusji : niebawem też jadę nad morze, samochodem, nie wiem jak przeżyję ... a co do Aviomarinu - zabawna sprawa, ale jakoś mu nie ufam, właśnie dlatego, że 'zamula', a jak mnie tak zamula to boję się mdłości ... błędne koło, hm ? raz w życiu brałam, przed rejsem łodzią [o ja głupia, podróży mi się zachciało ] i fakt faktem, choroba morska odpuściła, ale skutki podróży i Aviomarinu przed nią czułam przez kolejne kilka dni .
-
dokładnie tak, podładować baterie . wyleczyć się po rozstaniu i rozczarowaniach . naprawić głowę, dorobić się czegoś, uzupełnić ekwipunek i ruszać dalej . cieszę się, że tak na dzień dobry ktoś we mnie wierzy !
-
czy warto ? trudno ocenić, bo przed wyjazdem z Polski spaliłam za sobą wszystkie mosty, więc powrót był trudną decyzją . nie miałam niestety innego wyjścia . jak wszystko inne, to wydarzenie ma swoje plusy jak i minusy . nie narzekam, jest lepiej, niż przypuszczałam, no i sama możliwość jakiegoś cywilizowanego życia po półrocznym tułaniu się na dziko to już niesamowity luksus . mój pomysł to kontynuacja tego, co robiłam do tej pory : wychodzenie z gitarą na ulicę i tatuowanie ludzi . udaje mi się poznawać nowych ludzi, próbuję się wyleczyć ze wszystkiego ... powoli, do przodu . ale i tak dopada mnie czasem taki lęk przed kolejnym dniem, że to aż niemożliwe . pomysłów na dalsze podróże jest też kilka . poznać lepiej swój kraj . zobaczyć Skandynawię . polecieć do Londynu . wrócić na Gibraltar . i marzenie od zawsze : Indie .
-
teraz próbuję poukładać sobie życie w Polsce, do której to niedawno wróciłam, zostawiając za sobą wszystko . próbuję podnieść się po rozstaniu, poukładać w głowie nowe doświadczenia, zająć się czymś i przeorganizować bo wiem, że nie usiedzę w miejscu zbyt długo .
-
a to historia długa i zawiła :) w dużym skrócie : jam jest buntownik z wyboru . za czasów szkoły same piątki, aż tu nagle po skończeniu osiemnastki stwierdziłam, że szkołę rzucam . bo tak . bo nudna . zdarzyło mi się dość długo być ulicznym grajkiem . jak już napisałam w jednym dziale : wytatuowałam połowę powierzchni skóry . kolczyków też mam sporo . bez względu na konsekwencje . pół roku włóczyłam się po Europie, autostopem . przygód na tym wyjeździe miałam mnóstwo . rozrabiam gdzie się da, robię rzeczy dziwne, szalone . na które wielu ludzi nie porwałoby się nigdy . odciągam tym samym smutek, choć nierzadko sprawiam sobie więcej problemów .
-
jako, że tu jestem nowa, to zacznę od razu z mocnym kopnięciem . 15 tatuaży / połowa powierzchni skóry [plus sama też się tym zajmuję] 16 kolczyków, w tym całkiem świeży w policzku . pozdrawiam wszystkich, którzy są podobnie zakręceni na tym punkcie :)
-
witam i kłaniam się nisko . coś o mnie ? niemal 23-letnie dziewczę ze Śląska . pozornie szalona kobieta, która narozrabiała w swoim życiu więcej, niż niejedna para staruszków razem wzięta . pozornie silna i radosna mimo wszystkich złych rzeczy, które wydarzyły się po drodze . ale wiecie wszyscy, że pozory mylą . na forum wpadłam przypadkiem, godzinę temu, kiedy zmuszona byłam wstać z łóżka i zająć się czymkolwiek, żeby tylko przestać się dusić . wpisałam w google objawy [dzięki czemu dowiedziałam się na przykład, że ludzi z emetofobią jest dużo], poczytałam trochę o swojej nerwicy, porozmyślałam, dlaczego jestem w tym punkcie mojego życia ... i oto jestem . mam nadzieję, że znajdę wsparcie i sama będę mogła takiego udzielić . ewentualnie oderwać się od bezsenności i depresji, porozmawiać o podróżach, muzyce i szeroko pojętej sztuce . pozdrawiam serdecznie, M .