To mój pierwszy post na tym forum, mimo że od dawna lubię przeglądać je jako gość. Zatem witajcie!
Zacznę pewnie jak większość nowych użytkowników tj. od wylania swoich żali, aby już do końca nie oszaleć. Właśnie w tym wątku.
Na depresję cierpię już od wielu (tj przynajmniej od 8 ) lat. W głębi duszy jestem wrażliwy, zbyt wrażliwy, przez co byłem przez wiele osób wykorzystywany, gdyż nie umiałem nigdy powiedzieć "nie". Dlatego otoczyłem się "ochronną", szczelną bańką egoizmu, egocentryzmu i nienawiści do całego świata. aby odbudować poczucie własnej wartości, zacząłem się wywyższać nad innymi, uważać siebie niemal za boga, wyrocznię w każdej sprawie. Gardziłem każdym kto myślał inaczej ode mnie, nawet w tak błahych sprawach jak gust muzyczny. W okropny sposób zerwałem ze swoja dziewczyną (chciałem żeby mnie znienawidziła i dała spokój już na zawsze) W domu bez przerwy prowokowałem awantury a kiedy się wyprowadzałem powiedziałem mamie na odchodnym że jej nienawidzę... Choć to nieprawda. Zupełnie sam w nowym miejscu, nie potrafiłem z powodu takiego nastawienia zawrzeć żadnych nowych znajomości, przez co zacząłem nienawidzić samego siebie. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu - dziewczyna, która potrzebowała wsparcia i pomocy. Dzięki niej mogłem zacząć pracować nad sobą, pomagając jej zdobywałem się na poświecenia do których wcześniej nie byłem zdolny. Czułem jak "naprawiam" swoją wypaczoną osobowość. Niestety, zaangażowałem się emocjonalnie a z wielu powodów nie mogłem z nią być. Czułem zbliżająca się katastrofę, ale mimo to leciałem jak ćma do płomienia. I kilka dni temu ta katastrofa nastąpiła. Podczas niewinnej, drobnej sprzeczki - "różnicy poglądów" powiedziałem jej coś za co nigdy już nie powinna się do mnie odezwać. Na szczęście wykazała się wyrozumiałością na tyle, że dzisiaj zgodziła się wysłuchać moich przeprosin za to, jak bardzo ją zawiodłem. Inaczej nie wiem czy bym jeszcze żył. Tak jak już ktoś wyznał wcześniej w tym wątku, ja również jestem pogodzony z myślą że będę wiecznie samotny. Prawdopodobnie nie ma na ziemi takiej kobiety która by mnie zrozumiała, pozwoliła się otworzyć. Ale czuję, jak znów się staczam w otchłań i cała moja praca idzie na marne. dlatego zdecydowałem się w końcu zarejestrować na tym forum, jest tu mnóstwo dobrych ludzi chętnych do pomocy sobie nawzajem, może dzięki temu forum odnajdę sens życia, albo chociaż uda mi się przetrwać.