Skocz do zawartości
Nerwica.com

farfalla439

Użytkownik
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez farfalla439

  1. Tam często oblewają na jakiejś durnej głupocie... :/ Można naprawdę dobrze jeździć, a i tak przypadkiem zrobić coś, że obleją... Niestety nie oblałam na żadnych głupotach i nie mogę na nikogo zrzucić winy... Trudno. Na razie zrobię sobie przerwę, a później walczę dalej. Skoro jeżdżę dobrze, to muszę to zdać prędzej czy później.
  2. We wtorek oblałam czwarty raz egzamin na prawko Już miałam tyle dodatkowych godzin i naprawdę nieźle jeżdżę, więc powinnam to zdać bez problemu a jednak,.. Wstyd mi i czuję się beznadziejna Może wezmę następnym razem coś ziołowego na uspokojenie.
  3. Zrozumiałam, że sama skazuję siebie na niepowodzenia, bo wolę być szarakiem (tak bezpieczniej, większość ewentualnych porażek i wpadek mnie omija w moim mysim kącie). Dzisiaj na moment z niego wyszłam i prawię umarłam ze strachu, choć tak dobrze było przez chwilę postać na świeczniku. Nie ufam sobie, boję się, że gdyby udało mi się zostać pewną siebie i bardziej widoczną osobą, to wszyscy zobaczyliby moje wady i zastanawiali się, po co się w ogóle odzywam, wychylam, skoro jestem taka i taka. Wiem, że tak nie można, ale jak to wyplenić?
  4. Aurora92, Mel B jest bardzo fajna, zwłaszcza dla początkujących. Poza tym polecam basen albo rower. :)
  5. A masz dobrze zbilansowaną dietę, jesz regularnie, zwracasz uwagę na indeks glikemiczny?
  6. bei Ja jej nie mam za złe tego, że ma innych znajomych, ale powinna jakoś dzielić czas, a nie z nimi umawia się bez przerwy, a mnie ma gdzieś... Dzięki za odpowiedź.
  7. W jaki sposób rozmówilibyście się z "przyjacielem/przyjaciółką", który od co najmniej pół roku Was olewa, i spotyka się z innymi znajomymi? Jestem bardzo samotna, jeżeli wychodzę z domu to praktycznie tylko do szkoły, z rodziną lub na zakupy. Początkowo myślałam, że to również moja wina, bo ja też nie zabiegałam specjalnie o bliższy, pozaszkolny kontakt z tą przyjaciółką (oczywiście kiedyś spotykałyśmy się znacznie częściej, inaczej nie zaprzyjaźniłybyśmy się) i zaczęłam proponować jej różne spotkania. Chyba przez te kilka miesięcy znalazła czas tylko raz, nie licząc spotkań w grupie, kiedy ktoś inny zapraszał nas obie i siłą rzeczy się widywałyśmy. Ona ani razu nie zaproponowała mi żadnego spotkania, ani w ogóle nie przejawiała chęci, żeby gdziekolwiek wyjść... I teraz do sedna, jak mam jej powiedzieć o swoich odczuciach? Jestem do niej teraz bardzo zniechęcona, zła i w ogóle nie zależy mi specjalnie, żeby to naprawić, bo my w sumie już od dawna się sobie nie zwierzamy, nie rozmawiamy szczerze, nasza przyjaźń się tak, jakby wypaliła... Jestem osobą zupełnie niekłótliwą, miałam nadzieję, że odezwie się w ten weekend, bo coś tam ode mnie chciała, i wtedy powiedziałabym jej co o niej myślę, ale teraz będę musiała zrobić to w szkole... tak ni z gruchy ni z pietruchy, walnąć, że złość z tych sześciu miesięcy się we mnie skumulowała i nie zamierzam w ogóle się z nią widywać (coś mówiła o jakimś koncercie, na który prawdopodobnie jej koleżanka nie może jechać)... a w środę jeszcze byłam dla niej miła i w ogóle. Od kilku dni dopiero się nad tym zastanawiam, bo wcześniej cały czas ją usprawiedliwiałam, aż teraz ktoś mi powiedział, że nasza przyjaźń w ogóle jest toksyczna... A teraz gratulacje dla kogoś, kto w ogóle to przeczytał. Moglibyście mi coś poradzić?
  8. Podzielę się czymś z wami: https://www.youtube.com/watch?v=uFuOEA0oKWY. Według mnie ma wiele racji, gdyby nie moja obsesja na punkcie zdrowego odżywiania, diety, odchudzania i odtłuszczania się po obżarstwie pewnie żadnego obżarstwa by nie było... Odmawiam sobie wszystkiego, a potem zażeram w ogromnych ilościach. Nie chcę się odchudzać, ale się nie akceptuję, zwłaszcza teraz po napadzie - na pewno tyję.
  9. Kiedyś jadłam sporo słodyczy, ale potem zaczęłam się odchudzać i gwałtownie ograniczyłam kalorie (głodziłam się) - teraz wiem, że to było głupie. Schudłam i miałam niedowagę, a potem, gdy już się ogarnęłam zaczęły mi się kompulsy. Okres świąteczny był istnym koszmarem. Do tej pory, co jakiś tydzień, wpycham w siebie jedzenie, szczególnie słodycze, które poprawiają mi nastrój (bywam bardzo zestresowana, zdołowana, nie spotykam się ze znajomymi, a w domu często bywa napięta atmosfera). Gdy już wciągnę czekoladę, ciastka czy jakiś inny syf, przerzucam się na inne jedzenie, w zależności od tego, co mam w domu. Dwa dni temu nie miałam nic słodkiego, więc zjadłam słoik dżemu i sporo miodu... Problem znika lub wyraźnie staje się mniej szkodliwy, gdy nie ma wokół mnie pokus, ale niestety moja rodzina często coś kupuję albo mnie częstuje (zwłaszcza babcia), a boję się z nimi rozmawiać o napadach, bo po moim odchudzaniu nerwowo reagują na to, że obsesyjnie czegoś unikam, np. ostatnio wylałam posłodzoną herbatę, którą zrobiła mi mama i poszłam po nową... Mogą sobie po prostu pomyśleć, że wpadam w obsesję na punkcie zdrowego odżywiania albo znowu zamierzam się odchudzać (sami nie przywiązują wagi do tego, co jedzą: tłusto, słodko - uważają, że ja przesadzam). Po każdym kompulsie następuje dzień rekompensaty: obniżona kaloryczność (ale nie głodowa), zero węgli prostych i ruch oraz oczywiście wielka psychiczna rozpacz i ocenianie fizycznych strat. Dużo czytam o zdrowym odżywianiu, wiem ile powinnam jeść i czego unikać, tylko co mam zrobić z tym apetytem na słodkie? Ja przez całe życie kochałam słodycze, mój tata dużo mi ich kupował (sam jest otyły lub ma znaczną nadwagę). Nie wiem, czy powinnam się od nich całkowicie odciąć (czytałam, że wtedy organizm wariuje i potem rzuca się ze zdwojoną siłą - tak było, kiedy nie objadałam się przez 16 dni), czy może ograniczyć (ale wtedy ciężko mi poprzestać na małej ilości)? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że za dwa dni mam urodziny i pewnie dostanę jakieś łakocie, później będzie Wielkanoc i masa innych świąt w ciągu roku, a siedzenie przy stole i bierne gapienie się na tacę z ciastami, wręcz boli... Czasami po prostu zostaję w domu, ale nie mogę się izolować ze strachu przed jedzeniem... Czytałam o indeksie glikemicznym i chyba zacznę zwracać uwagę na to, żeby wszystko miało niski, ale to też często kłopotliwe, bo nie zawsze ja decyduję o posiłkach i nie zawsze mam takie produkty w domu. I nie zawsze mam kasę, żeby pójść do sklepu i coś sobie kupić, gdy np. rodziców nie ma w domu (ja jestem niepełnoletnia, więc nie pracuję). Poza tym mam na pewno jakieś zaburzenia hormonalne, bo od września nie miesiączkuję, chyba wybiorę się z tym w końcu do lekarza. I chyba jednak pogadam z mamą o tych kompulsach, jak jej powiem, że zjadłam ponad 2000 kcal w niecałą godzinę, to może nie uzna tego za przesadę... Byłoby mi miło, gdyby ktoś dotrwał do końca tych wywodów i coś mi doradzić, wyraził swoją opinię, bo naprawdę czuję się tragicznie, a nie mam u nikogo wsparcia...
  10. "Przesuń się dziecko, bo przejście torujesz, a ona jest nieśmiała i boi się zwrócić ci uwagę". Musiała tak przy wszystkich na głos? To ja jestem ta nieśmiała i poczułam się tak żałośnie... Co do prostych czynności, najchętniej nie wychodziłabym z łóżka rano...
×