Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pete Doherty

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pete Doherty

  1. ja tez ostatnio coraz czesciej o tym mysle ... chociaz nie nerwica jest tego powodem ... tylko skomplikowana sytuacja sercowa ... i moja była dziewczyna, ktora od miesiąca robi mi piekło z życia ..
  2. hej mozecie mi polecic jakiegos dobrego psychiatre z katowic lub okolic??? bo widze tutaj pelno psychologow, a z tego co wyczytalem oni nie moga przepisywac lekow.. a na tym by mi zalezalo, bo bez nich w moim przypadku sie raczej nie obejdzie. najlepiej prywatni, bo nie chcialbym czekac 2 miesiace na wizyte :) pozdrawiam i z gory dziekuje
  3. heh, w stosunkach damsko-meskich juz nic mnie nie zdziwi.. przed miesiacem rzucila mnie dziewczyna po prawie 3 latach zwiazku. Akurat w momencie,gdy mialem chyba najgorszą 'fale' nerwicy w zyciu. Na dodatek twierdzi,ze wciaz mnie kocha. ale to nic, najlepsze jest to,ze po 7 dniach (tak, dniach!) znalazla sobie juz nowego chlopaka..od jakichs 2 tygodni probuje do niej wrocic, bo bardzo to przezylem, poniewaz tez ja kocham, ale niestety ona po prawie 3 latach zwiazku ze mna i milosci do mnie, nie chce mi dac nawet szansy...dlaczego? nie wiem. przez tydzien nie moglem sie doprosic nawet o spotkanie, caly czas mnie oklamywala, ze nie ma czasu,musi sie uczyc albo ma jakies tam inne zajecia, bardzo zle sie czuje itd a tak naprawde spotykala sie ze swoim nowym chlopakiem. Kiedys chcialem z nia pojsc na impreze na urodziny jej kolezanki, to nie chciala ze mna isc, oklamala mnie,ze nie ma mnie na liscie i oczywiscie umowila sie ze swoim chlopakiem heh.. Nie odbierala moich tel, a na odpowiedz na sms musialem czekac nieraz 3 godziny.. a jak do niej dzwonilem za duzo to po prostu wylaczala telefon.. Kiedys nawet przyjechalem sie z nia pozegnac na impreze, na ktorej byla ze swoim nowym chlopakiem i powiedzialem jej,ze juz nie daje sobie rady i zamierzam popelnic samobojstwo. Nawet to nie zrobilo na niej wrazenia... posiedziala ze mna pol godziny w aucie, a jak jej chlopak zadzwonil zaraz wybiegla do niego.. myslalem,ze choc zostanie ze mna ten wieczor.. pocieszy mnie.. ale mylilem sie. Na 2 dzien po zerwaniu naszego zwiazku wyjechala ze swoim nowym chlopakiem i znajomymi na tydzien w gory. W tym czasie wogole do mnei nie pisala, nie odbierala moich telefonow, a jak juz to po 5 minutach dzwonienia.. po powrocie mowila mi,ze caly dzien jezdzila na desce a wieczorami szybko kladal sie spac zmeczona...nawet jej w to uwierzylem...ale po kilku tygodniach dowiedzialem sie od jej znajomych,ze 'ostro tam imprezowali'... i w tym momencie wszystko juz bylo dla mnie jasne...wiedzialem dlaczego nic nie pisala ani nie odbierala moich telefonow - swietnie sie bawila i zaprzyjazniala ze swoim nowym znajomym.. podczas gdy ja bylem tu sam.. cierpialem i myslalem o niej kazdego dnia..a przed wyjazdem oczywiscie zapewniala mnie,ze zadnych imprez tam nie bedzie, bo 'nie bedzie jej sie chcialo chodzic 7 km do ich hotelu' - tak mi powiedziala. A po powrocie jak zapytalem jak to jest,ze jesdnak jej sie chcialo tyle chodzic to odpowiedziala mi: 'no chodzic mi sie nie chcialo, ale wyciagiem jezdzilam'... Zeby tego bylo malo na gg jak rozmawiamy zawsze pisze mi, jak to jest jej zle beze mnie, jak to mnie kocha i co chwile wspomina nasze wspolne chwile...a wieczorem jedzie do niego i sie swietnie bawią.. i robi mi po prostu totalne g... z mózgu. Do tego kreci, raz mowi,ze gdy caluje sie z nim nie czuje nic, a raz,ze jednak cos tam czuje, raz mowi,ze niebardzo jej na nim zalezy, a kilka dni pozniej,ze jest z nim bardziej szczesliwa niz ze mna eh.. Oklamuje mnie niemal na kazdym kroku. Poza tym, co jeszcze dziwniejsze, mimo tego,ze z nim jest to jak sie spotykamy to np przytulamy sie,calujemy, ona lezy przy mnie naga w lozku, dotykam ją itd.. nawet proponowala mi seks raz, ale nie skorzystalem. Do dzis staralem sie o nia, chcialem z nia byc bo ja kocham no i jednak przezylismy kawal czasu ze soba, bo az 3 lata (a mam 21 lat) .. ale ona nie chce go rzucic dla mnie, mimo tego ze mnie niby kocha ... czy jak to ona mowi 'kocham Cie, ale nie jestem szczesliwa z Toba...' i boi sie,ze nam nie wyjdzie. Fakt, przez ostatnie 9 miesiecy nie bylo miedzy nami idealnie. Duzo bylo w tym mojej winy (czesciowo tez przez nerwice...) ale ja nie zrobilem nic az takiego zlego,zebym nie zaslugiwal na ta ostatnia szanse po 3 latach...zwlaszca,ze nadal sie kochamy... ale ona nie chce nawet wyciagnac do mnie reki.. nigdy jej nie zdradzilem, nawet nie podnioslem na nia reki, nie jestem od niczego uzalezniony itd.. zrobilem kilka rzeczy zle, ale naprawde wydaje mi sie,ze nie powinny byc one powodem do calkowitego skreslenia mnie.. tym bardziej,ze tego jej nowego faceta ona praktycznie nie zna... i jest rok mlodszy od niej... znaja sie z kilkunastu spotkan...a mimo to nie chce z nim zerwac i wrocic do mnie...bo on jest dla niej zawsze dobry i mily i 'maja swietny kontakt' i ona czuje,ze mu naprawde zalezy na niej i ze on moze dac jej spokoj i stabilizacje:| i to wszystko juz wie po niecalych 2 tygodniach zwiazku z nim..i po kilkunastu spotkaniach (gora 20). a ze mna byla szczesliwa przez 2 lata..dopiero w ostatnim roku zaczelo sie sypac, tak jak juz mowilem duzo bylo w tym mojej winy, ale z 2 strony tez ona ma czesto tendencje do robienia z igly widły i po prostu wyolbrzymia niektore moje bledy. No i oczywiscie sama tez nie byla swieta, zrobila mi tez wiele zlych rzeczy. powiedzialem jej nawet, tuz po naszym rozstaniu, ze mam dosc powazna nerwice, ale ona wogole nie skojarzyla tego...i ma to w dupie,ze zostawia mnie samego z tym.. i w dodatku tak sie bawi moimi uczuciami jakbym nie mial z nimi dosc klopotow.. Na szczescie ostatnio przemyslalem sobie wszystko... i juz nie zalezy mi na niej. Nie byla mnie warta.. i dobitnie to pokazala przez ostatni miesiac.. mimo tego,ze ja tez nie bylem idealnym partnerem to jednak sadze,ze nie byla mnie warta. Szkoda,ze poznalem sie na niej dopiero po 3 latach, bo moglem wrocic do mojej poprzedniej dziewczyny, z ktora bylem tez 3 lata..ona byla naprawde wartosciowa dziewczyna, na zdobycie ktorej potrzeba zdecydowanie wiecej czasu niz tydzien .... :) ktora miala szacunek do siebie i moglbym spedzic reszte zycia z nia..na dobre i na zle.. A tak spedzilem 3 lata z egoistyczna lafiryndą (bo jak nazwac dziewczyne, ktora po zerwaniu 3 letniego zwiazku, pomimo milosci, w tydzien znajduje sobie nowego chlopaka i juz jest z nim szczesliwa? normalna dziewczyna chyba przez pierwsze kilka miesiecy nie moglaby patrzec na facetów...czy sie myle..? aha oczywiscie 'przypadkowo' zwiazala sie z takim kolesiem, z ktorym sie kilkakrotnie spotykala w tajemnicy jeszcze jak bylismy razem - juz wtedy mowila mi jaki to on nie jest fajny, sympatyczny itd...nawet pokazywala mi go na zdjeciach:)), ktora ma w glowie tylko zabawe i SWOJE szczescie. A milosc nic dla niej nie znaczy. I chyba mam racje. Dlatego Natalia polecam Ci dystans.. milosc dzisiaj czasem juz nic nie znaczy, mozesz byc z kims 3lata a tak naprawde nie znac go..tego kwiata jest pol swiata jak to mowia:) ja juz tez poznalem kogos nowego.. choc wiem,ze to sie tak latwo mowi, a gdy masz chwile zalamania to nie dociera do Ciebie.. wydaje Ci sie,ze swiat sie wali, przytlacza Cie smutek i pustka.. ale zobaczysz.. to wymaga czasu...jeszcze kiedys bedziesz sie smiala ze swojego spinania nim teraz ... :) pozdrawiam serdecznie!
  4. czesc:( sluchajcie nie wiem co sie dzisiaj po poludniu ze mna stalo ... ;( czuje sie fatalnie, chyba mam juz zalamanie nerwowe ;( caly czas od kilku godzin chce mi sie plakac, z trudem powstrzymuje łzy. caly czas jest mi zimno i czuje sie slabo, mam spocone dłonie do tego do moich objawow nerwicy doszla jeszcze chyba depresja mam juz takie naprawde powazne mysli samobojcze;( dzis dowiedzialem sie,ze byla dziewczyna z ktora sie rozeszlismy ma juz od kilku dni nowego chlopaka;( myslalem,ze jestem na tyle twardy, ze dam sbie rade po zerwaniu z nią i dawalem ale dopoki sie o tym nie dowiedzialem;( totalna zalamka, czuje,ze zaraz zwariuje albo nie wiem umre ... caly czas wyobrazam sobie jak sie bawia razem na imprezie, tancza, caluja ... to jest nie do zniesienia, do tego jeszcze walka z moja nerwica .. a wizyta u psycholozki dopiero w pon.. nie wiem ... nie wiem co mam ze sobą zrobic prosze doradzcie mi cos:( mam uczucie takiej przytlaczajacej pustki, takiego paralizujacego smutku powiedzcie czy to depresja?? ledwie mam sily sie ruszyc z fotela, mam napady drgawek ... boze jeszcze nigdy sie tak zle nie czulem
  5. czesc:) dzieki za zainteresowanie. Myselw, fajnie wiedziec, ze ktos ma podobną sytuację. To podnosi na duchu. Troche sie rozpisalem, ale pisalem tego posta przez kilka dni. Jak bedzie zainteresowanie to dopisze to, o czym zapomniałem lub co pominąłem. akurat ostatnio czesto wracam pamiecia do tamtego najlepszego okresu mojego zycia .. wehikuł czasu to bylby cud .. Mam zamiar zadzwonic dzis do psycholozki i umowic sie na pon na wizytę. Moja mama jeszcze chce mnie umowic z jakims swoim kolega psychologiem. No i musze ojcu powiedziec o tym. Wczoraj bylem na imprezie i o dziwo nerwica mi jej nie uprzykrzyla. Pierwszt raz od chyba 1,5 roku mialem taką spokojna impreze. Az dziwne bo do tej pory zawsze mialem ataki lekow, niewazne czy pilem, paliłem czy tez zachowywalem calkowita abstynencje. Chociaz marihuana je zawsze łagodzi. Ale wczoraj wypilem tylko 4 piwka i zero lęków, nawet objawow somatycznych nie bylo :) tak wiec szalalem ze znajomymi na parkiecie od 12 do 4 rano non-stop. i nawet znow odzyskalem troche pewnosci siebie i pobawiłem sie troche z dziewczynami :) dowartościowałem sie. Skoro wciaz jeszcze zwracaja na mnie uwage to znaczy, ze nie jest ze mną tak źle. dawno juz nie czulem sie tak dobrze, jak wczorajszej nocy. Takie małe wspomnienie dawnych lat. Byc moze zrobilo mi sie podświadomie lżej bo powiedzialem o mojej chorobie juz łącznie 3 osobom - mamie, bylej dziewczynie i jednej z naszych kolezanek na forum. pozdrawiam
  6. Czesc Na wstępie może powiem, ze to mój pierwszy post na forum, ale czytuje je już od ponad roku). Dzięki Wam dowiedzialem się,ze mam nerwice i wielu informacji na ten temat, za co z góry dziekuje:) wcześniej myslalem,ze jestem opętany czy coś i już w to prawie uwierzylem.. Tak w ogole to jestem facetem i mam 21 lat :) Heh w sumie to nie wiem od czego zacząc .. pierwsze objawy nerwicy zauważyłem u siebie niecałe 2 lata temu. Byłem wówczas na 1 roku studiów na Politechnice Śląskiej, studiowałem dziennie jeden z najtrudniejszych kierunków (transport) i po prostu nie dawałem sobie rady. Ale może od początku .. Żeby ta ‘opowiesc’ miala ręce i nogi musze sięgnąc pamięcią do roku 2002, w którym to zacząłem nauke w liceum. Do tej pory wiodłem zwykłe, normalne, szare i przeciętne życie jak każdy inny dzieciak. W kazdym razie bez zadnych większych ‘ekscesów’. Wszystko zmieniło się we wrześniu 2002r. Dostalem się do zwykłego, nie wyrozniajacego się niczym (może poza wyjatkowo brzydką elewacją) liceum na obrzeżach miasta. Pierwsza leckja – szok – męska klasa. Tego się nie spodziewałem. Troche mi się to nie podobalo, bo zawsze lubilem towarzystwo dziewczyn. Minusem było tez to,ze nie miałem nikogo znajomego w tej klasie. Ale mimo to ekipa wydawała się fajna. I rzeczywiście od tego momentu rozpoczął się najlepszy, pełen wrazen, najciekawszy i najbardziej ‘odjechany’ okres w moim życiu, trwający 3,5 roku. W tym czasie przeżyłem i doświadczylem tyle,ze wspomnień starczyłoby na 10 nastolatków. Nie jestem tutaj w stanie opisac wszystkiego (zresztą czesci już pewnie nawet nie pamietam). Dlatego postaram się w mairę sensownie zakreslic mój zyciorys z tamtego okresu. Tak więc po krótce .. znaczna czesc kolegów z klasy okazała się tzw. ‘złym towarzystwem’ czy jak to mawiaja dorosli ‘chacharami’ itp. Ja stety/niestety już od podstawówki miałem sklonnosc do przebywania w takim towarzystwie i charyzme, która dzialala najbardziej wlasnie na takich nastolatków. Tak więc już na 1 roku szybko zgrała się paczka kilkunastu osób, i nawet nadaliśmy sobie szumną nazwe ‘loża szyderców’. Choc nie było tak łatwo, gdyz niemal wszyscy z tego złego towarzystwa znali się już wczesniej z poprzednich szkol, a ja byłem sam. A jako,ze tez jestem wygadany i pewny siebie nawet w pojedynke tak jak oni w grupie to tez chcialem sobie zyskac respekt w klasie. I to było powodem naszych pierwszych ‘starc’ jednak ja skutecznie odpieralem ich ataki (slownie zawsze ich przegadalem, fizycznie w miare mozliwosci, ale tez dawalem rade). I tak wkoncu jak kilka razy osmieszylem ich ciętym dowcipem na oczach calej klasy odpuscili i ... zaproponowali mi bym do nich dołączyl. Ja mimo tego,ze ich juz nie lubilem to jednak wiedzialem,ze maja ogromne znajomosci w szkole i dzielnicy, w ktorej mieszkam (a byłem tu nowy, bo przeprowadzilem się z rodzicami z osiedla do domu) tak wiec z checia na to przystalem. No i od tej pory życie na ziemi było dla mnie prawdziwym rajem .. Zmieniłem się. Zacząlem zwracac uwage na swój wygląd. Zapuścilem zawsze do tej pory obciete krotko ‘na jeza’ wlosy, ladnie wycieniowalem, zafarbowałem na czarno i miałem zaczesaną do góry grzywke, troche jak elvis. Zaczalem uprawiac wyczynowo sport, chodzic na siłownie, schudnąłem. Z grzecznego nieśmiałego chlopczyka z brzuszkiem zmienilem się w, cholera, dosc przystojnego faceta z wysportowaną sylwetką. Patrząc w lustro az sam nie wierzylem, ze to ja. Nawet zdarzało się,ze skladalem wizyte w solarium. Zgolilem swój hodowany od kilku lat ‘meszek’ pod nosem i depilowalem wlosy w miejscach intymnych. Zaczalem tez inaczej się ubierac, zwracalem uwage na modne i dobrze dopasowane ciuchy. Sprecyzowałem swój gust muzyczny, zaczalem sluchac alternatywy, szukac wartosci w muzyce i probowalem się w niej odnalezc. Czesc starych znajomych z gimnazjum nie poznawala mnie już na ulicy. Szkoła .. generalnie trafilem do takiego liceum, w którym nie trzeba się było duzo uczyc. Tak wiec nie uczyliśmy się. Czas na lekcjach spedzalismy rozmawiajac o kolezankach z rownoleglej (a pozniej także tych mlodszych) klasy. Oczywiście przeszkadzalismy na lekcjach, wagarowalismy, dogadywalismy nauczycielom, dokuczalismy innym uczniom. Przerwy spedzalismy albo w ubikacjach na papierosach (czasem tez pilismy alkohol .. kilka razy nawet ktos cos ‘wciagal’), albo na korytarzu podrywając dziewczyny lub wyglupiając się. Jednym słowem totalny rozpierdol i olewka na wszystko. Jednak mimo to nie byliśmy jakimis takimi ‘żulami z osiedla’ i prostakami, nie mielismy problemów z nauką, ba, w sumie to mielismy nawet dosc dobre stopnie w wiekszosci. Niestety nasze zachowanie chcac nie chcac odbijalo się w znacznym stopniu na ocenach. Najciekasze było jednak to, co dzialo się poza szkołą .. zaczely się pierwsze w moim życiu imprezy, pierwszy kontakt z alkoholem i innymi używkami, pierwsze dziewczyny, które wzbudzaly we mnie uczucie porządania. Stety/niestety bardzo mi się to spodobało. Nie będę jednak już tutaj wchodzil w szczególy, bo naprawde jest tego sporo, a nie o wszystkim tez chce mowic. W kazdym razie mój normalny dzien w 1, 2 i polowie 3 klasy LO wygladal tak ... rano wstawalem o 7.30, szybka toaleta, pakowanie plecaka, herbata i wybiegałem z domu na przystanek, o 7.50 miałem autobus do szkoly. Do sali dochodzilem najczesciej po 8(po drodze jeszcze trzeba było kupic bułkę i pogadac z panem w sklepiku), oczywiście obowiazkiem było się spoznic na pierwsza lekcje :) lekcje konczyly się przewaznie ok. 14-15 .. szybki powrot do domu, plecak w kąt, obiad i znow wychodzilem. Wracalem najczesciej ok. 22/23 często odurzony róznymi substancjami, do tego stopnia, ze niekiedy zwykła kąpiel była prawdziwym wyzwaniem. Szybko kładłem się do lozka, po to by następnego dnia o 7.20 znow uslyszec wsciekly dzwonek budzika, rozpoczynający kolejny dzien na lekkim kacu .. wstawalem, mylem się, pilem herbate i wybiegałem z domu na przystanek .. tak to sie kręciło. I teraz sedno sprawy. Takie życie wiązało się również ze spora iloscia stresów. W szkole czasem nie było wesolo. Z jednej strony narzekania i szykany nauczycieli na nasze zachowanie. Wizyty u dyrektorki na dywaniku były prawdziwym koszmarem. Do dzis dzwoni mi w głowie ten dzięk przemieszczających się 100kg na butach z 10cm szpilkami. Brr co za wstrętne babsko. Bywaly również telefony do domu, wzywanie rodzicow do szkoly, po kazdej wywiadowce nasze mamy musialy zostawac. To z kolei odbijalo się na sytuacji w domu. Awantury, ze się nie ucze, ze jestem arogancki, ze jak ja wyglądam, ze co to za fryzura i opuszcone spodnie,ze mam nieodpowiednie zachowanie,ze nie zdam matury i nie dostane się na studia. Pytania, gdzie przepadam na całe dnie, dlaczego czuc ode mnie alkohol. Co się wogole z Toba stalo, nie poznajemy Cie synu. Krzyki, wyzwiska, kary, zakazy, pozniej także groźby zmiany szkoly i wyrzucenia z domu. Na domiar złego ja niewiele sobie z tego robiłem. Z drugiej strony klopoty już zupelnie osobiste. W 2 klasie ‘awansowałem’ już do rangi ‘szkolnego kozaka’ i niesety wiązalo się to z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami. Miałem troche przyjaciól,powodzenie u dziewczyn, byłem rozpoznawalny w szkole, ale było tez duzo wiecej zazdrosnych wrogów. Były zaczepki, przepychanki, kilka razy zostałem naprawde konkretnie ‘urządzony’ przez konkurencyjnych ‘kozakow’ lub przez jakiegos jednego kolesia, któremu podpadlem, i który był ode mnie silniejszy. Poza terenem szkoly tez trzeba było się pilnowac, by przypadkiem nie wejsc wieczorem w złą bramę (co zresztą kilka razy mi się zdarzylo). No i wreszcie problemy sercowe, czyli perypetie z płcią piękną. Oh ale o tym to nie chce mi się już pisac, może kiedys cos dopisze, bo to temat rzeka. :) w kazdym razie było podobnie jak z kolegami – wiele wspanialych niezapomnianych chwil i wiele porażek, rozczarowań, smutku, nerwów. W połowie 3 klasy liceum, czyli maturalnej, przyszła nagła zmiana. Nie wiem do końca skąd ona się wziela, to była chyba naprawde jakas siła wyższa, która mną pokierowala.. Na feriach zerwala ze mna dziewczyna, z która byłem z przerwami już dlugi czas i w ktorej byłem zakochany. Zrobila to w wyjatkowo okrutny sposób, calkowicie zmienila podejscie do mnie, na takie oficjalne, oschłe, obojętne i zerwala ze mna jakikolwiek kontakt. Jakbysmy się wogole nie znali.Zalamalem się. Uspokoilem się. Przestalem wychodzic z domu, moje życie zatrzymalo się. Coś we mnie pękło. Mimo tego,ze co najmniej kilka razy ją zdradzilem w trakcie trwania naszego zwiazku to bardzo ja kochalem i myslalem,ze będziemy już zawsze razem.. a tu nagle taka strata.. Stracilem ochote na cokolwiek. A lista zaleglosci w nauce liczyla sobie jakies hmm.. 900 stron ksiazek z matematyki.. nie mowiac o innych przedmiotach, jedynie z angola byłem na biezaco bo rodzice zapisali mnie na prywatne lekcje. Zacząlem się uczyc. W polowie lutego zaczalem przygotowania do majowej matury. Zadeklarowalem,ze będę zdawal rozszerzoną matematyke i rozszerzony angol. Polski podstawa. Uczylem się dzien w dzien, od rana do poznego popoludnia, niezadko po 8-9 godzin dziennie. Przeczytalem 1000 stronicową księge żeby zrobic wypowiedz ustną na mature z polskiego. Nie poznawalem sam siebie, nagle moją ambicją stalo się jak najlepsze zdanie matury! W miedzy czasie zostalem przymusowo przeniesiony przez dyrektorke do innej klasy (mimo tego,ze wylaczylem się niemal calkowicie z pozaszkolnego zycia towarzyskiego to jednak w szkole nadal byłem ‘niegrzeczny’), co wyszlo mi na dobre, zaczalem uwazac na lekcjach matematyki i nawet przychodzilem na dodatkowe przygotowujace do rozszerzonej matury. No i zdałem. Świetnie zdałem. Dostałem się na kazda uczelnie, na która zlozylem papiery. W tym mniej wiecej czasie poznalem nową dziewczyne i wspolnie z nią spedzilem najlepsze wakacje mojego zycia ... :) kontakt z ‘kolegami’ po maturze i rozdaniu swiadectw zupelnie się urwał. Przestałem pic, przestalem cpac, szlajac się po nocach. Cale dnie spedzalem z nową dziewczyna, w ktorej szybko sie zakochalem. Wszystko się rozpadło, z tego co wiem to dziś już prawie nikt z naszej paczki nie utrzymuje kontaktu ze znajomymi z liceum. Jakoś nie było mi nawet żal. Zycie było piękne.. W tamtym czasie nie zdawalem sobie sprawy z istnienia czegos takiego jak nerwica lękowa, nerwica natręctw itd. Podobno jakis uczen w naszej klasie bral psychotropy. Ale nic mi to nie mowilo. Mam nadzieje,ze to nie przez nas. Jednak zawsze było cos, co odroznialo mnie od reszty moich znajomych – była to ta moja pieprzona wrażliwosc. Nie wiem, jakos zawsze wydawalo mi się,ze ja czuje i widzę wiecej niż inni. Czesc z Was zapewne wie o czym mowie. Niektóre sytuacje poruszaly mnie duzo bardziej. W zasadzie cale liceum gralem kogos innego, kogos kim wewnetrznie nie byłem. Zgrywałem twardziela, sam nie wiem do kocna dlaczego. Może taki był mój ideał charakteru? A może podsiwadomie balem się niezaakceptowania przez grupe? Często miałem rozne wyrzuty sumienia. Duzo myslalem, niektóre sprawy mnie wkurzaly. Nie podobal mi się sposób w jaki ‘loza szydercow’ traktowala innych uczniow. Często było mi zal jak się nad nimi znęcali. Jeszcze jakies tam slowne dogadywanie to rozumiem, ale oni często przesadzali. Pamietam,ze jednemu chlopakowi nawet kiedys rozwalili nos podczas przepychanki za nic:/ Znalem tego chlopaka i lubilem go, czasem spedzalem z nim przerwy. wtedy nie wytrzymalem. Uderzylem wlasnego, dobrego kumpla prosto w twarz. Nie podobalo mi się, ze się tak unosza nad slabszymi, którzy w dodatku nic im nie zrobili. Ale znowu nie moglem tak za często reagowac, bo uznaliby mnie za ‘ciote’ i usuneli z paczki. A wtedy bardzo mi na tym zalezalo. Zreszta obrona tego chlopaka duzo mnie pozniej kosztowala. A takich sytuacji, w których nie reagowałem było mnóstwo. Musiałem patrzec na to, jak poniżają i uzywaja przemocy wobec tych biednych chlopców. Dwoje z nich przepisalo się do innych klas z tego powodu. Nie mogłem nic zrobic, zawsze gdy do tego dochodzilo, probowalem odwrocic ich uwage, mowilem,ze już wystarczy itd., ale często nie byłem w stanie nic zrobic. Bo nawet gdybym się im postawil to i tak niewiele bym pomógł. No i tez nie miałem odwagi. Ale mimo tego,ze tacy byli lubilem spędzac czas w ich towarzystwie, jeśli nie robili nikomu krzywdy, było naprawde świetnie. Mielismy 1000 pomyslow na minute. Czas szybko leciał. Również szybko się zakochiwałem. Jeśli chodzilo o moje uczucia do dziewczyn w tamtym czasie to byłem bardzo niezrownowazony emocjonalnie. Przez to często niestety byłem raniony, bo wiekszosc z nich miała w glowie tylko zabawe, a nie powazne zwiazki. Nie mowiac już o wielu konkurentach heh. A dziewczyny, podobnie, jak faceci przywiazuja ogromna wage do wygladu :) przynajmneij w tym wieku. Tak wiec jej serce zdobywal najprzystojniejszy, problem w tym, ze w moim otoczeniu niemal wszyscy faceci byli przystojni. No i to bylyby takie ‘fundamenty’ mojej nerwicy, choc wówczas jedynymi objawami jakie miałem, to kolatania serca od czasu do czasu. Nawet kiedys byłem z tego powodu u lekarza i przepisal mi ‘propanorol’ (?) czy jakos tak, który mi pomagal, wiec zapomnialem o sprawie. Nerwica z pełną mocą zaatakowala na 1 roku studiow, na pierwszej sesji. Poszedlem na ta uczelnie bo tak ojciec chcial. Sam jest inzynierem, wiec chcial,zebym ja tez był .. a studia na polibudzie to zupelnie inny swiat niż moje liceum. Od poczatku mi się tam nie podobalo. Mimo tego,ze z moimi wynikami z matury byłem w pierwszej 10 kandydatow na ten wydzial (btw. To wlasnie na nowej maturze wychodzi kto jest naprawde inteligentny i potrafi myslec, a kto tylko duzo kuje na pamiec po nocach i dobrze lize dupe nauczycielom) to nie pasowalem tam. Zupelnie nie. W grupie same kujony, pelna koncentracja, nikt nawet slowa nie piśnie, nikt się do nikogo nie odezwie. Każdy ma w glowie podrecznik od matematyki. Wyglądali dziwnie. Porozmawiac z nimi można było w zasadzie tylko o nauce, bo o niczym innym Ci ludzie nie mieli pojecia. Czulem się troche jak w jakiejs szkole specjalnej. Wyklady i cwiczenia zdawaly się pochlaniac ich bez reszty, podczas gdy mnie to wogole nie interesowalo, rozumialem tylko pierwsze kilka wykladow z matematyki, pozniej to już była czarna magia jakas. Podobnie było z kilkoma innymi przedmiotami. W domu tez nie potrafilem się tego nauczyc, mimo,ze się staralem (choc nie poswiecalem nauce zbyt duzo czasu, duzo spedzalem go z dziewczyna i jej znajomymi). Ilosc materialu mnei przytlaczala. Po 3,5 roku nic nie robienia w liceum nie potrafilem się przestawic na taką intensywna nauke. Zaczely się nerwy. Czy ja jestem jakis nienormalny? Czy jestem gorszy od tej bandy kujonow, ze nie potrafie się tego nauczyc? Co powiem rodzicom jak nie zalicze egzaminow? Tak się cieszyli, gdy dostalem się na te studia.. znow ich rozczaruje.. co będę robil? Przeciez po liceum nie mam zadnego zawodu, będę do pazdziernika na bezrobociu? I tak dalej .. No i nie zaliczylem sesji. W polowie lutego zabralem papiery z uczelni. Powiedzialem starym. Wkurzyli się, ale nie zrobili z tego w sumie jakiejs tragedii, myslalem,ze będzie wielka awantura, ale nie było w sumie nic. Jako,ze teraz wolnego czasu miałem w nadmiarze a niebardzo miałem co ze soba zrobic to znow siedzialem w domu i myslalem .. i nagle, nie wiem skad, doslownie chyba z nieba spadła mi nerwica. Było kilka takich dni,ze czulem się gorzej, ale nie zwrocilem na to jakiejs szczegolnej uwagi, bo już kiedys tak miałem. Ale niestety do tego gorszego samopoczucia doszly jeszcze lęki. Nie wiedzialem co się dzieje, podejrzewalem,ze to może być nerwica, wiec wklepalem w google i tarfilem na to forum .. kilka tygodni pozniej doszly do lekow jeszcze natrectwa... kolatania serca, bole żołądka, uczucie,ze zara zemdleję i tak dalej .. Nie wiem wogole skad to się u mnie wzielo, podejrzewam,ze teraz, po czasie wychodzi to,co we mnie siedzialo od dawna. Te konflikty wewnetrzne i wyczerpujące dla organizmu i psychiki życie z liceum. Jakos przetrzymalem do pazdziernika, były okresy lepszego samopoczucia i gorszego .. zaczalem studia na innej uczelni. I niestety tu już jest masakra. Na wykladach mam lęki, uczucie ze zaraz zemdleję, zawroty głowy, kolatania serca, natrectwa ... bleh po prostu nie mogę wysiedziec dluzej niż 3h ... nie mogę się skupic na zajeciach,bo caly czas nerwica daje mi się we znaki. To samo jest na miescie, w sklepach itd.. i w tym roku znow nie zalicze sesji, bo już chyba od 3 tygodni nie jezdze na uczelnie,nie mam sily już przez ta nerwice, i nie wiem co się tam dzieje nawet. Na to wszystko jeszcze nalozylo się rozstanie z dziewczyną. Powiedzialem już jej (jestesmy teraz przyjaciolmi) i mamie o nerwicy. Jeszcze czeka mnie rozmowa z ojcem, ktorej się obawiam. Bo zaraz będzie ... co? Jaka nerwica? Ten leń się wogole nie uczy i ma wszystko i wszystkich w dupie! Kolejny wykret od nauki! Bla, bla, bla. Zastanawiam się czy jest wogole sens by z nim o tym rozmawiac. Dzieki jednej z forumowiczek mam nr do dobrej psycholozki (dziękuje Atkaa) i musze zadzwonic i umowic się na wizyte .. i zamierzam rozpocząc leczenie.. chciałbym jakies leki na poczatek, bo ostatnio mój stan się pogorszyl, mam nawet mysli samobojcze.. no i oczywiście psychoterapie.. No i to by było na tyle ... pozdrawiam wszystkich :) chcialem się po prostu wygadac ..
×