muszysko, cześć Nie wiem, czy sobie radzę... Żle się czuję fizycznie i psychicznie, pracownikiem jestem marnym. Radzę sobie lepiej, odkąd dałam sobie przyzwolenie, że w każdej chwili mogę się zwolnić. Kiedyś się strasznie zmuszałam do tej pracy, że muszę tu pracować i koniec. Potem był taki przełom, były bardzo niefajne wydarzenia, straszna nagonka na mnie. Wtedy o mało co się nie zwolniłam i postanowiłam, że jeśli już naprawdę nie będę mogła wytrzymać, to odejdę. Mam też takie nastawienie, że jeśli mnie zwolnią, to płakać na pewno nie będę, wręcz odczuję pewną ulgę. Nie boję się więc zwolnienia. Może to nieodpowiedzialne, ale ja z takim nastawieniem lepiej się czuję. Zresztą naprawdę nie znoszę tej pracy.
Staram się jakoś siebie zachęcić, żeby jeszcze popracować - że są gorsze prace, że umowa na stałe, że są tu też osoby trochę dla mnie przychylne, że lata pracy, składki, itd. , że te pieniądze są potrzebne, że rodzina byłaby niezadowolona, musząc mi pomóc, że i tak nie dostałabym renty ( a może kiedyś dostanę, jak całkiem padnę i/lub zwariuję ) .
Staram się też w czasie wolnym od pracy bardziej się skupić na tym, co lubię, co mnie interesuje, żeby mniej myśleć o znienawidzonej i wykańczającej mnie pracy.