Masakra z tą szkołą, wykończę się, codzienne cierpienie. W szkole tyle tego wszystkiego, że czuję się jakbym miał ze wszystkiego rozszerzenia, prawie codziennie sprawdzian, ja już nawet nie wiem z czego jest i piszę go "na spontanie". Budzę się, nie mam siły wstać - czas szybko leci, idę do szkoły - czas się wydłuża, minuta jest jak godzina. Już po pierwszych lekcjach mam obolałe mięśnie od spinania się, ciągły stres, czasami aż serce staje jak mam pisać sprawdzian, oczy mgłą mi zachodzą, ciśnienie mi skacze z nerwów, inni tego nie rozumieją i nie wiedzą o moich dolegliwościach. Nie wytrzymam, tyle zadane, że głowa pęka na samą myśl, już zapowiedziane 100 sprawdzianów, projektów, prac domowych, wierszy na pamięć. Codziennie sprawdzian i sprawdzanie prac domowych, nie ma nawet plusów za dobrze zrobioną prace domową, a jak ktoś nie ma kilku zadań, bo nie umiał to już jedynkami sypią . Przychodzę ze szkoły i już nie mam na nic siły, głowa boli, żyły w oczach popękane, "worki" pod oczami, niewyraźne widzenie. Mam zszargane nerwy i nie tylko, bo mam także problemy ze zdrowiem i jelitami. Nie mogę się skoncentrować, zapamiętać czegoś, bo po kilku minutach od razu zapominam. Jak mnie czasami nauczyciel zdenerwuje w szkole, to aż mi obraz z oczu skacze. Żebym tylko nie wykończył się przez to wszystko.