Moja nerwica przeszkadza mi we wszystkim, musiałam zrezygnowac ze studiów z pracy, jestem z chłopakiem którego nie kocham tylko dlatego że mi pomaga to znosić i że doskonale się rozumiemy, ale wiem że gdybym była zrowa moje zycie wygladałoby inaczej. Ostatnio poznałam mężczyznę który bardzo mi się podoba ja jemu też, nie wie o mojej chorobie bo wstydze sie mu powiedziec, poza tym mysle ze od razu by zerwał ze mną kontakt. Zaproponował mi na sylwestra wycieczkę na moją ukochanę polinezję francuzką to jest podróż mojego życia, tak bardzo chciałabym tam poelcieć ale wiem że nie jestem w stanie. Zaczelam ostatnio psychoterapie ale co z tego jak wiem że to nic mi nie da, bede chodziła kilka ładnych miesięcy a moje duszności jak sa tak będą bo psychoterapeuta nie dał mi zadnej gwarancji że miną, zresztą czytam wasze wypowiedzi i wiekszość pisze że psychoterapia w tych objawach fizycznych mało co pomaga a potem i tak musicie iśc do psychiatry po leki. Dlatego zastanawiam się czy nie lepiej od razu to zrobić i wybrać się po jakiś lek, przynajmniej przestane się dusić i będe mogła wyjechac na tą cholerną wycieczkę, a tak czuję się jak w klatce bo nic nie mogę zrobić, młodośc i życie mi ucieka na siedzeniu w domu. Co ja będe miała za wspomnienia za 20 lat. Ludzie na wózkach inwalidzkich mają więcej wolności niż ja:( Co radzicie, iść do psychiatry po lek czy chodzić na ta psychoterapię ? Bo skoro dalej się będę po niej dusić to co to ma za sens?