Kochani, czytam Was od pewnego czasu, a właściwie do tej pory śledziłam wątek o chad, ale niestety, nieaktualne
Dla ludzi z zewnątrz mam bajeczne, ułożone życie, męża i dwoje dzieci. W głowie niestety burdel totalny, kompletnie nie jestem pewna swoich ocen, emocji, bo te zmieniają się w ciągu dnia po kilka razy. I tak rano jestem pewna, że chcę zmienić pracę, i jestem przekonana, że to jedyna słuszna decyzja, a już po południu uważam, że to zły i ryzykowny i zupełnie bezsensowny pomysł.
Czuję pustkę, czuję się przytłoczona rodziną i obowiązkami, z jednej strony chcę wszystko robić jak najlepiej, z drugiej ogarnia mnie totalna niemoc. Mąż mnie nudzi i irytuje, z drugiej strony trzeźwo stąpa po ziemi, co mi przecież potrzebne jest. I w tym zamęcie rozpętała się bliższa znajomość z facetem, którego znałam już w sumie od kilku lat (ale tak powierzchownie, pracował dla nas na zlecenia) i kiedyś okrutnie mi się podobał. Zmienił się fizycznie na niekorzyść, ale poznałam jego myśli, jego historię i mnie to powaliło i zakręciło. Ma chad, jest mega inteligentnym i ciekawym człowiekiem. Z początku to miała być taka przyjaźń – rozumieliśmy się jako nadwrażliwcy, jednak nie ukrywam, że były momenty, że mieliśmy ochotę rzucić się na siebie. I podczas intensywnego smsowania wkroczyła jego partnerka… To ona do mnie napisała, on już nie … dół i porażka. Chociaż związku by z tego nie było, ale bardzo mi brakuje rozmowy z nim. Dobrze, że zaczynam psychoterapię w przyszłym tygodniu.
Qrva. Czy ktoś mnie rozumie, czy jestem brzydka i popaprana i nie warto tego komentować nawet?