witam, na wstępie przepraszam jeśli w złym miejscu piszę.
zaczęło się pierwszy raz we wtorek siedząc w restauracji w trakcie rozmowy poczułam jak drętwieją mi policzka, wyszłam na zewnątrz i miałam wrażenie ,że zaczynam żle mówić, zaczął mi sztywnieć język a skóra na głowie miałam wrażenie ,że ktoś ją ściąga.
wylądowałam na pogotowiu, starsza pani dr stwierdziła,że mam atak nerwicy( no jak skoro siedziałam rozmawiałam było przyjemnie i sympatycznie) czym jeszcze bardziej mnie zdenerwowała. wracając do domu ten sam atak i znowu wylądowałam na światecznej opiece medycznej. zrobili EKG i dali zastrzyk na uspokojenie. przeleżałam całą środę a w czwartek znowu coś. Pojechałam do przychodni. Dr który był akurat (starszy co wzbudziło moją złość- bo pewnie się nie zna!)zbadał mnie bardzo spokojnie. Kazał opisać dokładnie co robiłam , co jadłam. Sprawdził wszystkie odruchy neurologiczne, myślę sobie wtedy" a jak mam guza w mózgu to przeciez mu to nic nie da".
dał mi recepte na Hydroxyzinum , gastroli i miligamma, oraz badania krwi- poza wbc wszystko dobrze.
o dziwo nic na razie mnie atakuje ale jestem mega słaba . Ciśnienie mam 108/76 chyba przez te leki.
czy to nerwica nie wiem ale prawdą jest ,że o jakiej chorobie słyszę zaczynam szukać u siebie symptomów. zreszta 1,5 roku temu straciłam nagle tatę, mama zachorowała na raka piersi i zmarła kochana babcia, straciłam pracę , znalazłam nowa, nowi ludzie wyzwania.
nie wiem czy szukac dalej chorób czy zostać przy nerwicy:)