Cześć!
Mam 25 lat, jestem studentką i od połowy marca przeżywam epizod depresyjny - taką dostałam diagnozę.
Wciąż zaskakuje mnie to, co się ze mną dzieje. Nie mogę się z tym oswoić i z każdym tygodniem wierzę, że to zaraz minie i że zaraz wrócę do stanu sprzed choroby...
Tymczasem leki działają tak powoli.... (biorę SSRI od dwóch miesięcy i lomotryginę od miesiąca....)
Jednym z moich najbardziej dokuczliwych objawów jest to, że nie mam ochoty na kontakty z ludźmi. Choć tak naprawdę mam, ale przychodzą mi one z trudnością i nie potrafię ukryć tego smutku, który jest we mnie... I ja i oni widzą, że nie zachowuję się normalnie - nie chcę nic mówić o sobie, w ogóle prawie się nie odzywam. Nie jestem aktywną i energiczną osobą, jaką byłam jeszcze na początku roku. Mam trudności z pisaniem maili, podejmowaniem decyzji, stworzeniem czegokolwiek (pomysłu, rozwiązania, pracy pisemnej...). Przez to musiałam zrezygnować z wielu moich aktywności - części przedmiotów na studiach, pracy z dziećmi, pracy w fajnym projekcie badawczym.
Moim problemem jest to, że wstydzę się przyznać większości ludzi, że powodem mojej rezygnacji ze współpracy i spotkań jest depresja. Samej trudno mi się pogodzić z tym, że zachorowałam na depresję. Nie umiem o tym mówić, boję się reakcji otoczenia. Boję się, że część osób nie zrozumie, nie uwierzy, źle o mnie pomyśli. Nie potrafię kłamać, a jakoś chciałabym usprawiedliwić moją nieobecność, brak kontaktu, ogromne spóźnienie w odpowiedziach na maile, zaniedbywanie niektórych obowiązków.
Jak sobie z tym radzicie?