-
Postów
96 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez pannanikt
-
aaaaaa Ashley po tych slowach przypomnialy mi sie piekne slowa JPII: "Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy"
-
"A jesli zabraknie mi siły by podnieść się na drodze życia, proszę - zapewnij mnie że Ty masz siłe za mnie, że jeśli tylko oddam Ci wszystko, dostane wszystko... Panie!" Moja wiara...
-
:):):):):):):):):) No... będzie normalnie żyć! W końcu nie takie rzeczy się w życiu robi:P
-
Oj tak... bo co innego do głowy, a co innego do serca... Ale będzie dobrze!:)
-
( Chciałabym... Próbuję, ale wiedza to za mało, gdy do głosu dochodzą emocje i uzależnienie, jakim jest anoreksja. Sam temat dość długo już rozpracowywuję, na pewno z dużym skutkiem na plus, jednak do zgody i miłości trochę mi brakuje... Ale nie poddaję się:) Pozdrawiam!:)
-
Perfekcjonizm, nadmierna samokontrola... omal mnie to nie zgubiło. Jestem perfekcjonistką w każdym calu - mam idealny porządek w sowim pokoju, idealnie umyte własne naczynia, idealnie ułożone książki, notatki, testy maturalne, ubrania, dosłownie wszystko. Ale w tym wszystkim najśmieszniejsze jest to, że mi i tak wydaje się, że "coś jest nie tak", że mogłoby być lepiej. Perfekcjonizm dotyczy także szkoły i nauki - nigdy nie jestem z siebie zadowolona, nawet jesli dostaję najwyższe stopnie, bo mam wrażenie, że mogłam jednak więcej. Nigdy też nie zdarza mi się nie zrobić zadania domowego czy nie przeczytać jakiejś lektury. Nawet teraz w wakacje uczę się codziennie po 6-8 godzin (to już chyba uzależnienie:/). Perfekcjonizm zrujnował mi niemal zycie. Każdy mój dzień musi być zaplanowany - określone godziny i ilości posiłków, określony czas ćwiczeń, okreslony czas na naukę i tzw "czas wolny", którego w roku szkolnym nie ma w zasadzie. Co się zaś tyczy posiłków, ta przymusowa kontrola nad wszystkim z tym także się wiąże i jako anorektyczka, każde swoje jedzenie przeliczam i zapisuję. Dokładnie, bezbłędnie. Jem także w określonych godzinach, a jeśli w danej nie mogę to po prostu nie ma posiłku. Perfekcjonizm doprowadził do tego, że obecnie nie umiem być zadowolona z siebie, nie dostrzegam swoich sukcesów - bo ciągle wydaje mi się, że to za mało. Często czuję, że marnuję czas, nie robiąc "nic". A to "nic" to na przykład sen - potrzebny przecież, żeby robić "coś"... Kiedy się uczę, mam wyrzuty sumienia, że nie ruszam się, nie ćwiczę. Kiedy zaś ćwiczę, mam je z powodu takiego, że się nie uczę. Nawet teraz, siedząc tutaj, nie mogę sobie tak spokojnie siedzieć i pisać, bo powinnam przecież robić bardziej "coś". Każda taka chwila, w której nie robię nic, wydaje mi się czasem nieodwracalnie straconym. Boję się też porażki, a porażką jest dla mnie coś zrobionego nieidealnie. W tym momencie mam na myśli konkretnie maturę, która zbliża się nieuchronnie... Mimo wielogodzinnej nauki i starań, wiem, że napiszę tak, że "mogłabym lepiej" i wtedy - nawet jeśli dostanę się na Akademie Medyczną w Krakowie - będę mieć poczucie, że mogłoby być doskonalej. Perfekcjonizm, który osiąga taki jak u mnie wymiar, jest chorobą, która bardzo komplikuje życie. Owszem, niejednokrotnie przynosi korzyści i pomaga osiągać sukcesy. Tylko co mi z nich, skoro nigdy nie jestem zadowolona? (o ile w ogóle je widzę!) Paranoja:(
-
niestety. dla mnie juz za pozno na "wychodzenie z traumy bez szwanku". teraz to ja raczej musze sie tymi "szwankami" zająć zanim mnie wykoncza...
-
tez jestem z krakowa. gg-9725716 a dobrych lekarzy tu mamy na kopernika. i na lenartowicza tez. ale to zalezy ile masz lat. jesli sie uczysz jeszcze to polecam kopernik, naprawde.
-
do lekarza SZYBKO w takim razie. cmentarze nie sa przyjemne.
-
Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''
pannanikt odpowiedział(a) na anita27 temat w Depresja i CHAD
przykro mi, ale nie mam zadnych uprawnien do wystawiania diagnoz. nikt tutaj ich nie posiada, a jelsi nawet - przez internet sie najzwyczajniej w swiecie nie da. wiec pozostaje mi napisac jedno - do psychologa/psychiatry............. -
Ale mi też tak wszystko nie do końca wyszło. Myslisz, że nie spotykam się z oburzeniem? Oczywiście, że tak! Ale nie zrażam się, w końcu coś wychodzi:)
-
Witam w słoneczny, środowy dzień:) Szukałam, szukałam i takiego postu.... nie ma:) Czy są na tym forum wolontariusze? Mam na myśli wolontariat szeroko pojęty, czyli wszelką działalność na rzecz drugiego człowieka:) Postanowiłam podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami związanymi z pomocą innym, ponieważ w dużej mierze to właśnie TO pomogło mi wyjść ze stanu zamknięcia w sobie. Od długiego czasu już działam jako wolontariuszka w Programie Pomocy Dzieciom "Starszy Brat - Starsza siostra" (( http://www.brat-siostra.org/glowna.php )) oraz w SKC, a w najbliższym czasie rozpoczynam działalność w Domu Małego Dziecka. Kiedy zaczynałam, byłam zupełnie inną osobą, zmakniętą w sobie, zmakniętą na świat i - wstyd się przyznać - na jego potrzeby. Pomagałam jedynie ludziom w najbliższym otoczeniu, ale robiłam to z obowiązku, bez wczuwania się w ich sytuację. Stopniowo coś zaczęło się we mnie zmieniać, patrzyłam na zmieniających się ludzi, na staczającą się na samo dno młodzież i nagle stwierdziłam "nie! tak nie może być!". Zrozumiałam, że narzekanie na to, jaki świat jest, nie ma sensu, jest bezcelowe. Ale każdy z nas może w jakiś sposób tą rzeczywistość zmienić! Wczuć się w sytuację sagubionego młodego człowieka, zobaczyć to, co on widzi i pokazać mu, że może być inaczej. To nieprawda, że sam pojedynczy człowiek nie jest w stanie nic zrobić, bo z małej pracy pojedynczych ludzi rodzą się wielkie rzeczy! Każdy z nas ma w sobie coś, co może dać innym, sprawiając, że jakiś człowiek poczuje się przez chwilę szczęśliwy. Nie ma większego szczęścia:) Uśmiech wędruje daleko A teraz krótkie opowiadanie... Mały chłopiec podnosi jakieś przedmioty wyrzucane na plażę na brzeg morza i wrzuca do morza. Jakiś człowiek zbliżył się do niego i zobaczył, że tymi przedmiotami które wrzucał do morza były rozgwiazdy. - Dlaczego wrzucasz te rozgwiazdy do wody? - zapytał. - Jeżeli rozgwiazdy zostaną na plaży kiedy woda odpłynie, a słońce będzie świeciło wysoko na niebie, wszystkie poumierają. - odpowiedział młody chłopiec. - To jest bzdura. Jest tysiące kilometrów plaży i miliony rozgwiazd morskich. Nie myślisz chyba że przez to co robisz możesz cokolwiek zmienić, że to ma jakiekolwiek znaczenie ? Młody człowiek podniósł następną gwiazdę, milczał głęboko przez chwilę i powiedział wrzucając gwiazdę w fale morskie: "To ma znaczenie dla tej jednej, którą teraz wrzucam." [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:40 pm ] oj, to chyba jednak ślepa byłam przeszukując forum:/ Myślałam, że to tylko w off-topicu. Bethi - a w jakim szpitalu byłaś? Choruję na anoreksję i bulimię... Jest w Polsce jeden szpital, który zajmuje się tym naprawdę - krakowski Oddział Dzieci i Młodzieży na Kopernika. Byłam tam 9 razy w ciągu tych wielu lat choroby, ale pomogło, naprawdę. I to nie tylko na objawy, ale na przyczyny także.
-
Dokładnie, nie istnieje coś takiego jak rozwód kościelny, jeśli zaś chodzi o samobójstwo - Kościół opiera się na nauce Chrystusa i tym samym podkreśla godność życia ludzkiego. Życie jest wartością podstawową i za wszelką cenę należy je chronić. Myslę, że zanim ktoś napisze coś na ten temat, ponien zagłębić się w wiarę chrześcijańską, a dopiero później wyciągać wnioski. To, co krąży "w świecie" to zwykle stereotypy. A co do postu - jestem osobą wierzącą. Bóg jest dla mnie "Drogą, Prawdą i Życiem". Tej wiary nie zachwieje nic. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego tak jest, ale dla mnie to rzecz oczywista (nie wynikająca z rodzinnych tradycji, gdyż moi rodzice są niewierzący), Bóg jest dla mnie jak żywy człowiek, którego jednak nie widzę. Ale czuję na każdym kroku, w każdej chwili mojego życia. On nadaje sens wszystkiemu, nawet cierpieniu, pomaga je znieść. Bóg jest moim Przyjacielem - najlepszym!:)
-
oto moja tapetka:) wszystko wlasnej roboty, lacznie ze zdjeciem:P http://img508.imageshack.us/img508/4695/miloscjl5.jpg mam tlyko 4 ikonki - moje dokumenty, moj komputer, kosz i przegladarka:) porzadeczek gora:P
-
Zgadzam się. Ale psychoterapia jest nieodłączna. W zdrowym ciele zdrowy duch - prawda, ale w depresji to duch właśnie jest chory...
-
Conajmniej Marsjanie ;d;d;d :)
-
Umiejętność dostrzegania codziennych radości jest niezwykle ważna. Dla mnie takim maleńkim, ale jakże ważnym aspektem codzienności, jest po prostu piękno i dobro tego, co mnie otacza. Odwzajemniony uśmiech. Pewnego dnia, myślać o świecie współczesnym, doszłam do wniosku (heh, jakże głębokiego:P), że... brakuje życzliwości. Postanowiłam przez tydzień po prostu... uśmiechać się do ludzi. I tak też zrobiłam. Pierwszego dnia, kiedy wychodząc ze sklepu powiedziałam do ekspedienta "miłego dnia", popatrzył na mnie jakby conajmniej z Marsa była. Za drugim razem uśmiechnął się do mnie, a kolejnego dnia on pierwszy z wielkim rogalem na twarzy, powiedział do mnie "miłego dnia". To takie "nic", a jednak takie wielkie COŚ! Nigdy nie zapomnę swojego "eksperymentu" i już zawsze będę uśmiechać się do ludzi:) Bo "uśmiech rozjaśnia świat" Piękno przyrody jest niemniej ważne. A raczej to, jeśli/że to piękno dostrzegamy. Warto wybrać się czasem na spacer w góry, na plażę, do lasu czy gdzie tam kto ma możliwość i po prostu poobserwować. W zupełnej ciszy wdychać powietrze, słuchać szumu wiatru. W ten sposób naprawdę można dostrzec, jak bardzo zdumiewająca jest rzeczywistość, jak PIĘKNY jest ŚWIAT! Wysiłek również jest dla mnie taką codzienną radością. Pozytywne zmęczenie odczuwa się zupełnie inaczej. Gdy człowiek podejmuje się jakiegoś zadania z myślą o celu, po jego wykonaniu nie ma poczucia bezsensu. Z tym ściśle wiąże się dla mnie wolontariat. Czasem nie mając już na nic sił, myślę o tym dlaczego, po co i dla kogo to robię. Wtedy zwyczajny uśmiech, maleńki przejaw dobra dodają sił. Wszystko zależy od nastawienia:) Ech, nieskładnie coś piszę dziś, wybaczcie:/
-
Niestety Twilight ma rację. Też to przerabiałam. Wszelkie środki i metody są pomocne w walce z objawami, ale tylko dotarcie do źródła, "przepracowanie" pewnych rzeczy może uzdrowić. Kiedy dusza choruje, nie ma co skupiać się na leczeniu ciała, choć ono też jest ważne. Na dłuższą metę takie postępowanie jest nieskuteczne.
-
chcesz czy decydujesz się?
pannanikt odpowiedział(a) na cinnamon_inspiration temat w Kroki do wolności
Racja:) -
Perfekcjonizm, nie pozwalanie sobie na porażki; bycie bardziej dla innych niż dla siebie; niskie poczucie własnej wartości aż do całkowitego zamknięcia się na własne potrzeby; odebranie sobie prawa do własnego zdania, wyrażania własnego "ja"; poczucie winy za wszystko, za każde zło tego świata prowadzące w konsekwencji do "żałuję, że żyję". No i najważniejsze - powracające wspomnienia. Hm, to było. Część jest nadal, ale już nie w takim netężeniu. Powoli uczę się pozwalać sobie na niedoskonałości, wyrażać, akceptować i nawet lubić swoje "ja". Będzie dobrze:)
-
GRATULUJĘ!! Masz całkowitą rację, czasem człowiek nie wie, ile jest w nim siły, ale grunt, że w końcu to dostrzega i odkrywa:) W końcu... przez całe życie czegoś się uczymy!
-
Wspaniały post Ashley:) Popieram w 100%:) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:56 am ] "Wiara jest światłem, które prowadzi na drodze życia, jest płomieniem, który pociesza w trudnych chwilach" :))
-
Pewnie, że nie warto się poddawać. To jest wręcz głupota. Poddając się - zamykamy sobie sami drogę do wolności. Natomiast walcząc - choćby z marnym pozornie skutkiem - dajemy sobie jakąś nadzieję i możliwości. Nawet jeśli skutek będzie taki sam, czyli coś nam nie wyjdzie, wysiłek włożony w pracę nad sobą nie będzie nigdy stracony. Zaangażowanie nigdy nie idzie na marne. Już sama nadzieja, jaką człowiek może sobie dać podczas walki jest na to najlepszym dowodem. "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą". Tak naprawdę bardzo dużo zależy od nas samych, naszego myślenia, naszych umiejętności dostrzegania sensu we wszystkim, naszych CHĘCI, by się tego nauczyć.
-
Lubić siebie... Kochać siebie... To bardzo ważna rzecz. I myślę, że każdy z nas, choć tego nie widzi, kocha siebie w jakimś sensie. Bo tylko człowiek, który sam siebie kocha (czyli ma do siebie szacunek) jest w stanie innych obdarzyć miłością. Choć podkreślam - nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę siebie kochamy. Być sobą... to niemniej istotne. Każdy człowiek dąży, bardziej lub mniej świadomie, do akceptacji ze strony otoczenia, a jednocześnie do bycia sobą. Jeśli jednak sam siebie nie akpcetuje, ucieka się do środków, mających jakoś podnieść własną samoocenę, niestety tymi środkami często są usilne próby zmieniania siebie pod jakieś wyimaginowane dyktando, które wydaje się być dobre. Niestety bardzo szybko okazuje się, że nie tędy droga i jest jeszcze gorzej. Wtedy człowiek nie ma już nic... nawet złudzeń. Ale to nie jest sytuacja bez wyjścia. To właśnie ten punkt i ten moment, w którym zaczyna się rozumieć i doceniać wartość samoakceptacji, która jest kluczem do bycia sobą, a co za tym idzie - do świadomego pokochania siebie takim, jakim się jest. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe. To największy dar. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:47 am ] Nie jesteś żałosny. Ale dopóki będziesz to sobie ciągle wmawiał, tak będziesz się czuł. Często jest tak, że nie jesteśmy najpierw tacy, jak o sobie myślimy, ale na skutek źle ukierunkowanych myśli tacy się stajemy.
-
Myślę, że zawsze mamy siebie, choć nie zawsze chcemy/potrafimy się z tym "ja" identyfikować. To nie jest tak, że przestajemy być. Dopóki żyjemy, oddychamy, istniejemy - JESTEŚMY. Tylko czasem łatwiej uciec w nie-byt... Na początku zawsze boli mniej.