Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomek83

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomek83

  1. przy jakich dawkach sulpiryd działa antyautystycznie?
  2. Od co najmniej wielu miesięcy zmagałem się z powaznym problemem tak szybkiego upływu czasu w ciągu dnia, że nie nadążałem nic zrobić. Dotychczas obwiniałem się że ten czas marnuje po prostu sam, a to przez zmulenie, a to przez oglądanie czegoś na Youtube. Faktem jest tez, że imam się kilku zajęć zawodowych i faktycznie miewam sporo obowiązków. Faktem tez jest ze sporo tego czasu sie marnowalo bo nie moglem sie skupić. Od tygodnia jestem na Mirtazapinie, moje myśli przycichły, jestem bardziej senny i powolny niż byłem ale okazuje się, że mam co raz więcej czasu, z niedowierzaniem patrze na zegarek, że dopiero 22:14. Po prostu czas zaczął mi płynąć dużo wolniej (jestem bardzo zadowolony z tego efektu). Nadążam coś niecoś zrobić. Dla zobrazowania: pamiętam kilka tygodni temu gdy rozmawiałem z psychoterapeutą o tym, żeby wygospodarować 3x5 minut dziennie na jakąś zalecaną czynność tlumaczyłem się, że tego czasu nie mam i nie mam skąd go wziąć. Że to niemożliwe wcisnąć w kalendarz te 3x5 minut (i faktycznie nie było to możliwe dla mnie, ledwo udało mi się wygospodarować 1x5min i nie każdego dnia). Wiem, że istnieje coś takiego jak gonitwa myśli ale nigdy się o to nie podejrzewałem ani nie mam takiej diagnozy. Mowie moze nieraz szybko ale skladnie,, nie skacze z tematu na temat, owszem myśli w głowie mam dużo ale są one raczej uporządkowane, gonitwa jeśli już by chcieć naciągnąć to jest wokół jednej myśli z zachowaniem jakiegoś ciągu logicznego. Tak mi się wydaje. Wiem też, że istnieje coś takiego jak lęk uogólniony (GAD) i tam występuje z kolei zadręczanie się myślami, to mam na pewno ale bez oficjalnej diagnozy. Zastanawiam się teraz z czego to wynika, ten korzystny wpływ leku na poczucie upływu czasu. Jak nazywa się ta choroba czy zaburzenie które mam i które częściowo zaniknęło? To jest tak podstępne zjawisko, że ja nie byłem w stanie zorientować się wcześniej sam.
  3. Porównanie psychoterapii do hydraulika wydającego polecenia jest dość trafne ale wymaga adaptacji. Ja myślę, że ten hydraulik który siedzi na wygodnym hotelu to hydraulik niewidomy (psychoterapeuta nie widzi naszego życia jak przedmówca napisał). Hydraulik więc tylko mówi jak mamy te rurę naprawić. Nic z tego nie wychodzi, bo my widzimy problem (własne życie) ale nie mamy wiedzy do naprawienia tej rury, którą ma hydraulik. Może nawet nie mieć po prostu pewnych umiejętności, narzędzi. Na przykład jeśli nie masz zdolności artystycznych to nie nauczysz się malować obrazów, nawet jeśli ktos Ci wytłumaczy jak to zrobić i nawet jak pokaże jak to zrobić. Ten hydraulik musi nam wszystkie niezbędne czynności wytłumaczyć, zmotywować nas, dać narzędzia. Musimy pamiętać, że nasze morale są bardzo złe bo ta woda z pękniętej rury już się leje na nas strumieniami i sytuacja jest mocno kryzysowa, a na hydraulika się nie leje, on siedzi sobie wygodnie i tylko mówi. Tak bym to porównał do psychoterapii. Szanse powodzenia nikłe. Jak z dowcipów gdy głuchoniemy z niewidomym próbowali coś robić wespół. Wracając do przemyśleń na podstawie moich wielu przebytych psychoterapii myślę, że kluczowe w niedziałaniu psychoterapii jest: - nie angażowanie się w relacje terapeutyczną przez psychoterapeutę tak mocno jak angażuje lub chce zaangażować się pacjent - brak współczucia lub udawanie współczucia przez terapeutę lub ewentualnie współczucie szczere ale zbyt krótkotrwałe w stosunku potrzeb pacjenta Kluczem jest zrozumienie, że niejeden mój były terapeuta miał tak na prawdę zupełnie wyjebane na mnie i moje życie. Tak - wyjebane! Nic nigdy go nie obchodziłem, nie obchodzę i nie będę obchodził. To jego praca, na minuty, za pieniądze, za moje własne lub publiczne NFZtu. Ja pokładałem natomiast w terapeucie wszelkie możliwe nadzieje, oczekiwałem podpory, akceptacji, współczucia, nauczyciela. Jedyne co na mnie troszkę działa to zwykłe pojedyncze konsultacje z dobrej klasy psychologami. Jak rozpoznać dobre spotkanie? Psycholog mówi dużo, tyle samo co pacjent albo więcej, ma dużo udziału czasowego w posiadaniu głosu. Pacjent nie opowiada całego życia. Konsultacja koncentruje się na teraźniejszości. Psycholog sprawdza gdzie mamy deficyty społeczne i uczy najprostych rzeczy, np asertywności na przykładzie jakiejś scenki z życia. Takiego psychologa można znaleźć na Youtube, a jako że wielu z nich daje jednocześnie darmowe wykład na YT to trzeba wybrać sobie takiego, którego sposób przekazywania wiedzy do nas dobrze dociera. Mogę polecić. Psychoterapia taka tradycyjna to kit, jej skuteczność jest dramatycznie niska. Istniejące badania skuteczności są w większości oparte o wynik po leczeniu farmakologicznym i po psychoterapii jednocześnie. Nie jest to rozdzielane w badaniach.
  4. Minęło kilka lat od tamtego posta. Mam już cztery choroby autoimmunologiczne....
  5. Po kilku latach od natrafienia po raz pierwszy na ten wątek , śmiało mogę się dopisać i stwierdzić, że w moim przypadku PSYCHOTERAPIA NIE DZIAŁA. Byłem już na trzech poważnych psychoterapiach. Efekty mizerne, niekiedy żenujące, więcej do tej pory udało mi się zrobić samemu nieprofesjonalnie tj w sposób niekontrolowany, z poczuciem krzywdy, po omacku. Aktualnie uczestniczę w czwartej w życiu psychoterapii, mam zamiar aby nie mieć wyrzutów pociągnąć ją dłużej niż tamte ale już widzę, że w relacji jest regres, raczej niczego dobrego się już się nie spodziewam. Oczywiście ktoś może powiedzieć, żeby iść na piątą, szóstą i siódmą i którąś psychoterapie. Pewnie to się stanie i może któraś w końcu pomoże, ale psychoterapeuta to nie jest internista czy kardiolog, że można sobie iść od ręki do następnego i zaraz do następnego. Psychoterapia wiąże się z wybiciem takiego szamba emocji i tak obniża stan psychiczny (często bez wsparcia ze strony terapeuty) że po najgorszej z nich potrzebowałem aż kilku lat odpoczynku zanim byłem w stanie rozpocząć nową terapię u nowej osoby. Ponadto co z tego, że może dziesiąta psychoterapia w końcu pomoże, skoro w tym czasie życie ucieka, przy n-tej psychoterapii która może mi pomoże będę już stary i rzeczy nad którymi pierwotnie chciałem pracować nie będą już miały żadnego znaczenia w życiu, bo będę mógł leczyć tylko kolejne traumy po tych nieudanych rzeczach, a problemy będę miał typu żeby dojść z chodzikiem do warzywniaka. Mimo to oszukuję samego siebie i spróbuję kolejnych terapii żeby podtrzymać życie (nie terapią tylko samą nadzieją). Dodam, że zwykli zdrowi psychicznie ludzie w przypadku wielokrotnego chodzenia do lekarzy (zwykłych, nie psychiatrów) też tak mają, że gdy nie ma trafnej diagnozy i leczenie nie odnosi skutku, muszą odpocząć od lekarzy na przykład przez kilka miesięcy, a oni nawet wcale nie dotykają spraw psyche! Wszystkie moje terapie były prywatne, jedna terapeutka to nawet certyfikowana superwizorka PTP. Czwartą terapię rozpocząłem w innym nurcie - behawioralno-poznawczym, to o niebo lepszy nurt niż psychodynamiczny bo psychoterapeutka chociażby częściej coś konstruktywnego mówi jednakże na odczuwalną poprawę się nie zanosi. Szczerze współczuję osobom które nie mają pracy i są zdani na terapię NFZ, która jest zapewne na jeszcze bardziej żenującym poziomie niż te prywatne, jak również nie macie możliwości swobodnej zmiany z jednego terapeuty na innego. Ostatnio wyrzucałem z portfela paragony na 160zł. Była ich zatrważająca ilość..... Być może problem leży we mnie jak w dowcipie. W porządku - możliwe, ale dlaczego żaden psychoterapeuta tego problemu nie wskaże, abym sam (lub wspólnie na terapii) mógł nad nim pracować aby finalnie terapia wnosiła pozytywny skutek do mojego życia? Ten dowcip, jeśli ktoś nie zna: ilu psychoterapeutów potrzeba do wkręcenia żarówki? Żadnego - żarówka musi chcieć się wkręcić sama Na co dzień staram się cieszyć z drobnych przyjemności, cieszyć życiem, żyć pozytywnie, uchodzić za bardzo pogodnego w oczach innych ludzi, to też troszkę pomaga i mi. Zapraszam na priv jeśli ktoś miałby bardziej prywatne przemyślenia do konsultowania
  6. Nie to, żebyśmy sami jakieś pornosy oglądali ale, jak wspólnie z rodzicami oglądaliśmy w miarę normalne filmy w TV i coś zaczynało się dziać to w stronę sceny łóżkowej bohaterów, to były reakcje typu "teraz będzie brzydka scena" (mama) albo głośne widowiskowe spluwanie "tfu tfu tfu" (tata) i rodzice przełączali kanał. Byliśmy już nie tacy mali, myślę, że działo się to nawet gdy miałem dobre kilkanaście lat. Komentować nawet nie mam siły. W głowie mam miliony problemów psychicznych wyniesionych z domu, to geneza tylko jednego z nich.
  7. Miałem (mam) niby normalnych rodziców, dobrą rodzinę, a mam mnóstwo cech DDA/DDD. I żadnego pomysłu żeby sobie z tym poradzić, nawet trafnej diagnozy nigdy psycholog nie postawił (nie jeden). Mnóstwo rzeczy spieprzonych w dzieciństwie i w głowie Jakie są przyczyny cech DDA/DDD w rodzinie bez dużych problemów? Nie mam sił... Nie mam Teraz zacznę czytać artykuły o DDA/DDD i okaże się że poukładam kolejne klocki. Ile do cholery różnych pasujących zaburzeń może siedzieć w jednym człowieku? Jeszcze bardziej będę musiał udawać, że jest wszystko ok, podczas gdy jeszcze bardziej nie jest!
  8. Ja bym chciał nie musieć udawać przed światem, że wszystko jest ok. PS. Kategoryzacja tego tematu chyba nie jest odpowiednia.
  9. Na dniach dowiedziałem się, że mam już drugą chorobę autoimmunologiczną. Jakkolwiek paranoiczone i absurdalnie by to nie brzmiało, śmiem twierdzić, że przyczyną chorób autoimmunologicznych może być nerwica, depresja itp. Organizm niszczy samego siebie zgodnie z naszą wolą. Niestety robi to nieskutecznie i zamiast zabić całkowicie, jeszcze bardziej utrudnia i tak już nieudane życie. Nie trzeba dodawać, że wszystkie lub większość chorób autoimmunologicznych jest nieuleczalna, bo medycyna nie wie dlaczego powstają. Jestem ciekaw jak u Was wygląda "zapadalność"?
  10. tomek83

    Manipulacja

    Dorzucę oliwy. Rozważmy taki przypadek: małe dziecko przewraca się na ulicy. Zauważcie, że jeśli nic poważnego mu się nie stało, to dziecko zaczyna płakać dopiero gdy zauważy, że rodzice to zauważyli. Manipulacja na emocjach godna bordera :)
  11. A co mówią terapeuci o sytuacji, gdy kogoś nie kocha zupełnie nikt i ten ktoś nie chce się porównywać z innymi osobami (bo nie ma z czym "startować"). Czy wtedy już psychoterapia przyznaje mu bezwartościowość, czy jeszcze nie? Edit: znalazłem potencjalną odpowiedź. Z braku takiej kochającej pacjenta osoby wmawiają pacjentowi, że Bóg go kocha, bo nie da się tego zweryfikować.
  12. Chyba nikt nie ma takiego problemu skoro nikt nie odpisał. Sądzę, że nie jeden chciałby choć na chwilę potrafić powiedzieć "wychodzę stąd" i czuć się świetnie sam na sam ze sobą....
  13. tomek83

    [Lublin]

    daj se pan spokój, do Warszawy albo eutanazja :). ew. priv
  14. Lepiej żeby kobieta najpierw Cie poznała i pokochała bez wiedzy o tych niedoskonałościach (np przez internet), a potem dopiero możesz je ujawnić. Znacznie większe prawdopodobieństwo sukcesu.
  15. Rzekome prawa do godnego życia nie istnieją, nikt ich nie gwarantuje, ani nie da się ich uzyskać czy nabyć w razie nie posiadania tych praw. Tzn państwo gwarantuje jakiś pakiet praw, ale to tylko jakiś niewielki wycinek całej rzeczywistości. Jeśli masz na prawdę ciężki przypadek nie bądź szczera, o zaburzeniach i lekach mów ale ogólnie. Nie mam na myśli mówienie nieprawdy, tylko raczej nie mówienie całej prawdy. Nawet wśród innych osób z zaburzeniami wyrozumiałość i akceptacja jest ograniczona, przejrzyj sobie takie forum jak to.
  16. Poznałem kobietę z kilkoma jej cechami, no ale nie tyloma na raz. Ciekaw jestem, jeśli jeszcze zaglądasz na forum bo post stary - jaka była jej relacja z mężem?
  17. Żaden z przedmówców nie pisał o budowaniu poczucia własnej wartości na podstawie obserwacji świata ("feedback"), tylko o stwierdzaniu jego obiektywnego poziomu na podstawie takiej obserwacji. Natomiast psychoterapia próbuje nadać człowiekowi wysoki poziom takiej samooceny na podstawie rzekomej unikatowości i indywidualności człowieka. Wysnułem tezę że nawet działa to ale w otoczeniu własnych bliskich, którzy cię kochają. Natomiast nie działa to w dalszym otoczeniu - np dla obcych. Oczywiście, nie muszę nadmieniać, że w celu pozyskania nowego człowieka nam "bliskiego" należy udać się do "obcego", który wartościuje "obcych" w sposób już obiektywny.
  18. Subiektywne to już w ogólne oszukiwanie z góry. Pacjencie, subiektywnie pomyśl sobie, że nie jesteś zupełnie do dupy :)
  19. Na planecie Ziemia mieszka ponad 7 miliardów ludzi. Nie ma nawet dokładnych obliczeń, coś około 7 miliardów 200 milionów. Populacja szczura wędrownego albo muchy domowej jest na pewno większa. Ale 7 miliardów to dla mnie nadal bardzo duża liczba. Psychoterapia wmówiłaby każdemu z tych siedmiu miliardów ludzi wyimaginowane indywidualne poczucie własnej wartości. A jakby się nad tą manipulacją zastanowić? Czy to możliwe, że każdy człowiek w skali globu jest chociażby godny uwagi? Ja pewnie nawet nie odróżniłbym z wyglądu jednego Chińczyka od drugiego. Nawet dla przyrody (ewolucyjnie, biologicznie) nie każdy osobnik ma wartość, bo przecież taki niezdolny do rozmnażania się zużywa tylko pokarm i środki, które mogłyby zostać skonsumowane przez osobniki zdrowe. A dla Boga? Też nie. Bowiem nie Bóg potrzebuje człowieka, a człowiek Boga. Więc człowiek wartością dla Boga nie jest, to Bóg jest wartością dla człowieka, bo jest potrzebą jego psychiki. Dla innych ludzi - wartością są tylko najbliżsi ludzie, a nie wszyscy ludzie. Podejrzewam, że niejeden pogardziłby nawet osobnikami wysyłającymi w kosmos sondy kosmiczne czy pracującymi nad lekami na raka. Na jakiej więc podstawie psychoterapia wmawia każdemu poczucie własnej wartości? Jest to tylko prymitywna manipulacja mająca na celu podtrzymanie życia osobnika przez łechtanie jego ego z odcięciem racjonalnych przesłanek płynących z obserwacji otoczenia dokonanych przez samego pacjenta.
  20. tomek83

    [Lublin]

    szukaj w Warszawie :)
  21. tomek83

    Samotność

    Powiem Wam, że przez jakiś czas utrzymywałem bliski kontakt z osobą z forum. Osoba ta miała (ma) borderline. W odwrocie choroby - wspaniała osoba. W chorobie - nie da się opisać słowami tych jazd, huśtawek, manipulacji, szantaży emocjonalnych, psychoz. Niestety odmawiająca leczenia i pomocy. Ale powiem wam, że mimo wszystko, chyba nawet to (cała relacja, nie sama choroba), jest sporo lepsze niż samotność
  22. Zwykle zmiana biegów przypada tak jak piszesz gdzies na 2-3 tys obr. Nie da sie z gory wyznaczyc obrotów. To zalezy od konkretnego modelu samochodu i silnika, skrzyni, ilosci osób na pokladzie, pochylosci drogi. Jak mialem manual i jechalem sam, albo wiozlem przykladowo 3 dodatkowe osoby to idealna zmiana biegu wymagała już innego dawkowania sprzęgła albo innych obrotów; mimo ze silnik nie był taki słaby. Wg mnie jazda powinna byc plynna, bez szarpnięć, w odczuciu subiektywnym pasazera ktory powiedzmy "zamknie sie w sobie" (zatka uszy i skupi sie na odczuwaniu przeciazen). W wiekszosci aut nie da sie plynnie zmienic biegu z 1-ki na 2-jkę, w szczegolnosci podczas ostrego przyspieszania. Na pozostałych biegach się da w prawie kazdym sprawnym aucie. Jesli to Ci pomoze ja moge sprobowac. Ogolnie jak sprzeglo nie smierdzi (kapustą) i nie zgrzyta to źle nie zmieniasz.
  23. Jako założyciel wątku wypowiadam się: 1) Biore dziurawiec w formie depriumu forte gdzieś od końca września. Minęło więc tylko trzy miesiące z hakiem. 2) Jak pisałem w powyzej, po odstawieniu w pierwszym czy drugim miesiacu stosowania depresja wracała błyskawicznie, w silnej formie, juz po paru dniach, przynajmniej u mnie. 3) Do tej pory działanie się utrzymuje. Nawet gdyby to mialo jutro przestac dzialac, to te 3 mc normalnego zycia u mnie były tego warte (olbrzymi odpoczynek) Ostatnio doszły nowe plusy: 4) Miałem trudną sytuacje życiową ale nie śmierć kogos bliskiego czy powazny wypadek, powiedzmy ze dla mnie średnio trudny problem psychiczny . Płakałem, było mi zwyczajnie smutno. W depresji nie mam płaczu. Byłem zdziwiony, że mam takie zwykłe ludzkie uczucia 5) Przez święta byłem w stanie normalnie oglądać telewizję i to całymi godzinami. W depresji nie jestem w stanie oglądać przez dłużej niż 5 minut nawet ulubionych programów w TV. Wydaje mi sie ze w depresji w moim przypadku ma to jakis zwiazek albo ze znudzeniem wszysktimi tematami albo z niemożnością skupienia się. 6) W tym miesiącu przestałem rozdrapywać rany na nogach które nie goiły się od około 10 lat z powodu wiecznego rozdrapywania. Długo im do zagojenia ale nie drapię już od 3 tygodni!! Rekord świata 7) Czuje ze powraca libido Dzieki za sugestie tańszych zamienników. Pewnie zamowie i bede probował
  24. Kto próbował już z dziurawcem i nie działało ale też nie szkodziło, proponuję przeczytać poniższe. W prezencie na Nowy Rok - nadzieja. U mnie już nie nadzieja, a realna znaczna poprawa. Najsilniejszym preparatem z dziurawcem jaki znalazłem jest Deprim Forte. Z deprimem zwykłym (bez forte) nie zawracajcie sobie głowy, jeśli dobrze liczę ma 15% "mocy" Deprimu Forte. A więc ulotka Deprimu forte pozwala na dawkowanie 2 kapsułki 425mg na dobę. Nie dało się u mnie jeszcze nigdy dobrać żadnego SSRI. Za namową psychiatry wziąłem więcej deprimu niż wolno (dawkę dobrałem sam, ode mnie wyszła sugestia żeby dać sobie krótki impuls dziurawcem, ale to od psychiatry wyszła sugestia przedawkowania go). SSRI albo nie działały albo dawały straszne skutki uboczne. Moja oficjalna diagnoza to depresja z nerwicą, dystymia, zaburzenia osobowości - zależnie od lekarza Deprim Forte w minionych latach w normalnym dawkowaniu na mnie cośtam działał ale bardzo króktotrwale tzn po dwóch tygodniach brania po 2 tabletki na dobę miałem lekką poprawę przez kilka dni albo tydzień góra dwa i koniec, potem już przestawał działać i nic się nie dało zrobić (zgodnie z ulotką). Zaczałem brać po 4 szt deprimu forte dziennie na dobę - i zadziałało. Czyli 1700mg (!) na dobę. Zajebiście zadziałało. Po 2 tygodniach zjechałem z dawki na 3 kapsułki na dobę (nie tyle umyślnie co zacząłem zapominać brać i przestawałem tego pilnować bo się tak dobrze czułem) Aktualnie biorę 2-3 kapsułki na dobę, jeśli poczuje się gorzej od razu skaczę na 4 kapsułki na okres co najmniej kilku dni. Zauwżyłem, że ta minimum 1 tabletka na dobę jest niezbędna. Jeśli przestanę brać deprim forte to mam gwałtowne "zejście" nastroju za 3 dni od zaprzestania. Od razu myśli samobójcze, beznadzieja, niemożność wstania, wyjścia, robi się tragicznie (ale nie gorzej niż przed rozpoczęciem brania). 4 tabetki rozkładam równomiernie na całą dobe, z zastrzeżeniem że jeśli w danym okresie dobrze śpie, to nie biorę tuż przed spaniem bo wtedy spałbym zbyt długo. Jeśli źle śpicie to czwarta tabletka tuż przed spaniem będize ok. Biorę te końskie dawki już od 3 miesięcy i organizm się nie przyzwyczaił, nadal jest dobrze! Jeśli chodzi o objawy depresji to jest rewelacja - większość ustąpiła! Trzy miesiące w miarę normalnego samopoczucia. Nadal wiem, że życie nie ma żadnego sensu ale mam siłę na drobne codzienne rzeczy, mogę normalnie wstać, mam dobry nastrój na jakieś drobne żarty, nie mam myśli samobójczych, wróciło jakieś libido, żyję z dnia na dzień, nie chcę mi się zastanawiać nad bezsensem życia, nie mam na to czasu. To jest dla mnie mega dużo. Ze skutków ubocznych nie mam nic oprócz szumu w głowie (to miałem też przy każdym SSRI). Moja obecna depresja (to trzecia w życiu) męczyła mnie już ze 2 lata ze zmiennym nasileniem więc to nie jest jakaś przejściowa na zasadzie, że sama z siebie przeszła. Szczególnie, że jak odstawie dziurawiec od razu mam powrót. Jeśli chodzi o objawy nerwicy to lęki miałem w większości zaleczone więc się nie wypowiem. Na drobne tiki nerwowe dziurawiec u mnie nie pomaga. Na lekkie rozdrażnienie pomaga - bo na stałe poprawia humor. W ogóle dobry nastrój, humor, pojawia się na poczatku dziurawcoterapii jeszcze zanim ustąpią obajwy depresji. Noga mi drżała (ale to nie tik, tylko używałem tego jako rozładowanie napięcia) i na to dziurawiec nieco pomaga - robię to znacznie rzadziej, prawie wcale. Wada to oczywiście duża cena. Jest mała ilość silnych preperatów. Jest tylko Deprimu Forte i jego cena jest dość wysoka (około 30zł za 30 tabletek). Nie znalazłem żadnych zamienników o podobnej sile nawet w tej samej cenie, a co tu mówić o tańszych. Produkcje trunku z dziurawca na własną rękę (żeby było taniej) psychiatra odradza ze względu na potencjalną niedokładność dawkowania dziurawca własnej produkcji no i w sumie ma rację. Zastanwaiam się czy w innych krajach są jakieś zamienniki - tańsze albo mocniejsze. Słońce - tego się boję. Podobno nie można eksponować skóry. Opalać się i tak nie będe, boje się zwykłego spaceru po ulicy. Będę próbówał z psychiatrą znaleźć inny lek z innej rodziny który mnie poratuje w lecie . Jeśli nie znajdę to chyba w burce będę chodził żeby tylko móc brać ten dziurawiec. Jeśli chodzi o słońce jesienne to byłem wystawiony (głowa, twarz, dłonie) przez całą 1 godzinę czasu na pełne słońce (bez zachmurzenia) w październiku - brak obajwów. No ale wiadomo, to nie było ostre słońce letnie, tylko słabsze, jesienne Każdorazowo proszę przeczytać ulotkę a przedawkowanie uzgodnić ze swoim psychiatrą. Podobno dziurawiec osłabia też działanie różnych leków, co może być groźne! Oby tylko nie przestało to działać na mnie. Ta wiedza,w/w doświadczenia to mój prezent na 2016 dla Was. Jeśli chociaż jednej osobie pomoże będę zadowolony że komuś pomogłem. Próbujcie
×