Skocz do zawartości
Nerwica.com

Adekwatna

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Adekwatna

  1. Adekwatna

    [Tarnów]

    Inga_beta, jest :)
  2. Adekwatna

    [Tarnów]

    Od końca stycznia jakoś. Moja, bo tkwię w takim błędnym kole. Ona mi bardzo pomaga, miła kobieta, można z nią porozmawiać. Na jakikolwiek temat. Nie krępujesz się w gabinecie, kobieta bardzo emocjonalna. Jak zobaczy, że bardzo Cię coś boli to sama prawie zaczyna płakać. Myślę, że to plus, troszczy się o pacjentów. Ogólnie, ja nie jestem katoliczką, jak to niektórzy psychologowie robią, tak ona mnie nie próbowała nawracać i chwała. Jak dla mnie jest w porządku zazwyczaj, po wyjściu czuję się lepiej, jakoś inaczej. No i tak jakby udało jej się odblokować moje emocje, dlatego wydaje mi się, że jest godna polecenia. Niestety każdy jest inny i to co mi odpowiada może kogoś innego drażnić, dlatego trzeba spróbować.
  3. Adekwatna

    [Tarnów]

    Raźniej przy tylu osobach z Tarnowa. Witam. Ja chodzę do Justyny Nykiel Nowak, jest w porządku, 60 zł za sesję. Ale ja osobiście nie czuję się lepiej. Jednak prawdopodobnie jest to moja wina.
  4. Adekwatna

    ot

    Parodi, ja myślę, że to nie jest tak, że każda powiedzmy mniej obdarzona przez życie kobieta musi być wredna lecz ta, która leczy swoje kompleksy, poprzez szukanie wad innych osób i wartościowanie ''brzydki-ładny''. Ja nikogo ze względu na wygląd nigdy nie oceniałam.
  5. Adekwatna

    Samotność

    Dla mnie tak paradoksalnie ważna jest ta wyższa wartość, że gdybym miała siebie dać komuś tylko po to by nie być samotną, to na drugi dzień strzeliłabym sobie w łeb, bo to chyba jedyne co po mnie zostało.
  6. barbieturan, o ile dobrze zrozumiałam to o czym piszesz, to chyba mamy całkiem podobnie.. Ja mam takie odchyły, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi którzy są np. po szkole zawodowej, bo w moich oczach kipi z nich lenistwo a to mnie strasznie odrzuca... Wszystkie takie relacje zakończyłam, bo nie mogłam się dogadać, zupełnie jakby wcale nie myśleli... W związki pcham się z facetami wysoko postawionymi, albo przynajmniej wyżej niż ja, z poukładanym życiem i rodzinami. (kocham jednego, ale hamuję się i udaję, że tak nie jest, ponieważ ma już rodzinę i chcę by był szczęśliwy...) Facet dla mnie musiałby być starszy o przynajmniej 20, jak nie o 30 lat, z mega wysoką inteligencją, ciekawy, oczytany, z własną pasją. Taki który byłby dla mnie wzorem. Nie narzekam na brak powodzenia, gdybym chciała być jak inni i wiązać się jak to dla mnie wygląda ''z byle kim'' to mogłabym to zrobić nawet w tej sekundzie. Nie brak mi ludzi którzy chcieli by darzyć mnie miłością. Jednak bycie z kimś kto miałby niższe kwalifikacje ode mnie (równe jeszcze jakoś mogłabym przetrawić, ale byłoby ciężko) jest dla mnie trochę powiedzmy jak ''zoofilia'', pakowanie się w związki w ciemnotą kompletną. (przepraszam jeśli kogoś urażam, nie mam tego na celu) a z mężczyznami a raczej chłopcami w swoim wieku, jest dla mnie prawie jak pedofilia. Do tego gdyby mnie pokochał jeden z tamtych na wyższych pozycjach pewnie szukała bym wad i w końcu wycofała się z tej relacji.
  7. To ma bardzo dużo chyba wspólnego z pewnością siebie i przebywaniem wśród ludzi. Ja się zawsze mroku bałam, nie wyszłam nawet na podwórko sama, bałam się spojrzeć w okno. W którymś momencie w życiu pojawiły się osoby które mocno poturbowały moją psychikę, znęcały się, groziły mi, dzień w dzień przez półtora roku. Kiedy ten problem się kończył ja przestawałam się ciemności bać, ba, brnęłam w nią. Dzisiaj jeśli nie muszę, nie wychodzę w dzień, ponieważ bardzo mnie to męczy, dodatkowo te spojrzenia ludzi. Chodzę też późno spać, dopiero w nocy się budzę, cały dzień jakby nielatuje mi przez palce. Dodatkowo właśnie mam taki styl ubierania, lubię takie rzeczy, wszędzie ćwieki, czerń, glany, ciężkie buty, bardzo mocny makijaż, bez którego czuję się niepewnie i jakby zagrożona. Jakoś z taką ''otoczką'' czuję się jakby zabezpieczona przed tym czego tak mocno kiedyś doświadczałam...
  8. Adekwatna

    "Wyrzucić ciężar"

    Longer, to jest takie przykre... Życzę by wystarczyło Ci sił na otrzepanie piórek po tym zawodzie. Tak samo potraktował mnie pewien chłopak, rozpieprzyło mi się do dziś całe życie. Nie był to jedyny powód, ale kropla goryczy która przelała kielich. Nie odcinaj się od ludzi. Ufaj, ale tylko tym którzy na to zasłużyli. Nie izoluj się, znajdź coś co kochasz i rób to. Zapełń tę pustkę na ten moment. Gwarantuję, że jeśli zaczniesz robić to co kochasz, obok pojawi się masa fajnych osób. Dlaczego? Bo będziesz robił to co kochasz - a więc to co robić pragną wszyscy ale nie każdy ma na to odwagę. A najważniejsze, żebyś uświadomił sobie, że skoro tak Cię potraktowała, to wcale jej nie znałeś. To ona tutaj zachowała się niewłaściwie, a nie Ty. Dlatego nie masz siebie o co obwiniać. To nie dowód na to, że jesteś gorszy od innych. Prawdziwą miłość naprawdę trudno dzisiaj znaleźć.
  9. Adekwatna

    Samotność

    W końcu ktoś się zgadza z moim zdaniem. koszykova, dokładnie.... Ja jak widzę coś takiego to robi mi się niedobrze... Zastanawiam się nawet czy Ci ludzie w ogóle myślą tak jak my, może bliżej im do Neandertalczyków. Takie zachowania strasznie przypominają mi świat zwierząt... Byle się najeść, załatwić potrzeby i rozmnożyć z byle czym.
  10. Musisz trochę poczekać aż leki zaczną działać. Bądź cierpliwy. A co do tej dziewczyny to chyba rozumiem jak to wygląda, bo dużo osób tak ode mnie odchodziło i to nigdy nie była prawdziwa przyjaźń... Pamiętaj, że to nie Twoja wina, że czujesz się tak a nie inaczej. Nikt nie ma prawa by zostawiać Cię z takiego powodu...
  11. Adekwatna

    Samotność

    Żadne z podejść nie jest właściwe... Kiedyś, z 7 lat temu taka byłam, jakoś nie potrzebowałam wiele by kogoś ''kochać''. Dzisiaj mam dosłownie odwrotnie. Oczekuję miłości ZA NIC. Chciałabym, żeby ktoś mnie kochał za to, że jestem - nie za to jak wyglądam. Żeby ode mnie nie wymagał fizycznego obnażania, zapewnień, lub rzucania zainteresowań. Można powiedzieć, że mam wymagania, bo od długiego czasu nikt ich nie spełnia. Jakoś nie dogaduję się z mężczyznami, bo wydają mi się jakby byli dziećmi, albo jak gdyby nie myśleli kompletnie. Obrzydliwe jest to czego oczekują. Ale jak dla mnie to to co robi 99% społeczeństwa, szczególnie w tym wieku jest ''pseudomiłością''. Prawdziwa miłość jest rzadko spotykana i bezinteresowna. Dlatego prawdopodobnie wiele osób jej nie odnajdzie.... I to jest w tym najsmutniejsze.
  12. Racja Orf. Akurat razem z mamą zastanawiamy się nad zmianą psychiatry, albo leków, tylko ja mam już za każdym razem mniej wiary, że mogło by jeszcze być w porządku. Mam te dwie osoby, ale najbardziej paraliżuje mnie strach, że one kiedyś znikną z mojego życia, a ja już nie znajdę takich, ponieważ coraz trudniej zawierać mi tak głębokie znajomości. Wręcz nie mam już zupełnie tej umiejętności. Szukanie znajomych na ''imprezy'' czy spotkania przy kawusi nie sprawia mi problemu. Ale Ci ludzie zwykle nic nie rozumieją. Lub nie tyle nie rozumieją, co gardzą i nie mają zielonego pojęcia o tym co się ze mną dzieje. Nie mogę im wtedy niczego powiedzieć. A za rok, stracę jedną z tych dwóch osób, ponieważ jest nauczycielem. Bez żadnych ''przepytywanek'' co jest u mnie nie w porządku potrafił wydrzeć mnie z niejednego dołka, to pożyczając książkę albo motywując mnie do nauki. Gdyby nie on, to już pewnie by mnie nie było, bo relacje z mamą miałam kiepskie. Te dwa miesiące wakacji mnie przerażają, bo nie będę miała nikogo kto mnie zainspiruje, wskrzesi jakiekolwiek chęci do pracy. Po maturze nie wyobrażam sobie życia, ponieważ jest dla mnie jak mentor, jakby ojciec który zawsze siedział za granicą i właściwie dziś nie zna mnie wcale. Boję się, że już nie znajdę takiej osoby. Bo to właśnie on odkrył, że coś potrafię, że jestem do czegoś przeznaczona. Na studiach nie będę miała mamy obok ani kontaktu z nim. Więc zostanę właściwie sama, bardzo mnie to przeraża. Samotność z daleka od domu dodatkowo mnie dobija... Nie widzę przed sobą żadnych perspektyw po liceum... Nie chcę by cokolwiek się zmieniało... Chciałabym, żeby było tak jak jest dzisiaj zawsze, ale wiem, że to niemożliwe... To jest chyba mój gwóźdź do trumny który za każdym razem wywołuje u mnie łzy, panikę i uniemożliwia jakiekoliwiek działanie...
  13. Nie mam pojęcia czy istnieje w moim mieście taka możliwość... Dodatkowo teraz znowu moim rodzicom przyszła ''faza'', pod tytułem ''moje dziecko jest geniuszem'', bo nauczyciele im o mnie nagadali jaka to ja nie jestem mądra. Ale sobie nie radzę, to są odosobnione przypadki i to, że mam dobrą pamięć i uważam raczej na lekcjach. Nie uczę się poza tym w ogóle. Dla nich ani dla psychologów nie ma podstaw żeby robić jakiekolwiek przerwy w szkole mimo tego, że kompletnie sobie nie radzę. Jak tylko wejdę do swojego pokoju to płaczę i nie potrafię nic z tym zrobić. Ostatnio nawet w szkole zaczynam mieć takie napady i coraz trudniej jest mi to ukryć przed ludźmi. Nie wiem czy jakiekolwiek leki cokolwiek tu pomogą, bo przecież nie można nimi zmienić sytuacji... No i tego, że ja nie wierzę już w nic. I są tylko dwie osoby które potrafią sprawić, że się szczerze uśmiechnę tylko z jedną za rok pewnie nie będę już mieć kontaktu a mama jak już wspominałam też kiedyś umrze. Nie potrafię sobie wyobrazić dalszego życia bez którejkolwiek z nich. Widzę tylko pustkę. To najbardziej boli.
  14. Nie wiem odkąd choruję, ale w zimie zdiagnozowano u mnie depresję, nie wytrzymałam już ze sobą, więc poszłam do lekarza. Wiele razy chciałam się zabić, już stałam na balkonie, ale nie potrafiłam. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, najpierw przestałam sobie dawać rady z obowiązkami, opuszczałam szkołę, ale teraz już nic nie potrafię zrobić, ciągle tylko płaczę. W dodatku wróciła anoreksja i znów nic nie jem, boję się potwornie. Myślałam, że wyprowadzka z domu na stancję mi pomoże, że zniknie stres i będzie więcej czasu, to polepszą się wyniki w nauce, ale to nic nie dało. Chwilę było lepiej, ale potem zaczęło się pogarszać z dnia na dzień. Dzisiaj ledwo wstaję z łóżka, jestem tu sama, nie mam z kim porozmawiać o tym jak się czuję, nawet przez telefon. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Były chłopak, który był dla mnie najbliższą osobą zaraz po rodzicach, nie chciał mi pomóc, chociaż prosiłam. Ja byłam przy nim w każdym momencie aż do chwili w której mnie zdradził. Po tym poszło już z górki. Czuję, że z tego już nie ma wyjścia, wszyscy postrzegają mnie jako wesołą i wyluzowaną dziewczynę, a tak naprawdę siedzę sama, płaczę jak tylko zostanę sama i zarywam noce. Nie wiem po co mam żyć. Nikt nie chciał mi pomóc, prócz mamy i kilku znajomych, ale po czasie znajomi zrezygnowali. Nie chcę tym dalej zadręczać mamy, ona jest słaba, choruje na kręgosłup, ma na głowie jeszcze nieuregulowaną sprawę domu i nie potrafiłabym być dla niej kolejnym problemem. Gdyby nie ona i tata pewnie już dawno zakończyła bym to wszystko, bo i tak nikt by przez to specjalnie nie ucierpiał. Tylko oni mnie kochają, gdybym popełniła samobójstwo oni pewnie zrobili by oboje to samo, nie chcę żeby cierpieli. Boję się myśleć co będzie kiedy umrą, wtedy zostanę całkiem sama, już nikogo nie będzie obok. Boję się choćby skończyć szkołę, mam tam osoby które sprawiają, że się uśmiecham, ale one nie wystarczą. Z każdym kolejnym rokiem jest coraz gorzej. Nie chcę żyć, nie chcę cierpieć dłużej, do tego martwię się o rodziców, że coś im się stanie, że niedługo umrą. Tym bardziej kiedy wyjadę na studia, kiedyś nigdy bym nie pomyślała, że będą dla mnie najbliższymi osobami, bo często się kłóciliśmy. Szczególnie z mamą, a teraz widzę jak bardzo jej na mnie zależy, bardzo się zmieniła kiedy usłyszała od lekarza, że jestem chora. Jednak ja nie widzę żadnej nadziei dla mnie, od ludzi odgrodziłam się murem, zresztą chyba to jest w jakiś sposób bezpieczne, bo kiedy kogoś obcego prosiłam o pomoc to olewał to i zaraz urywał kontakt. Bardzo chciałabym być zdrowa, cofnąć czas albo zrobić cokolwiek żeby przestać się tak czuć, ale życie ucieka mi przez palce i wiem, że z nikim się nie zwiążę, bo nikt nie wytrzyma z moimi nastrojami. Tym bardziej nikt obcy bezinteresownie nie wyciągnie do mnie ręki, na pewno nie będzie stawał na rzęsach tak jak ja to kiedyś robiłam aby pomóc innym. Boję się bardzo, mam dopiero 17 lat, na jesieni będzie 18, a ja nie mam żadnych perspektyw, boję się zmian, nie mam siły na to żeby żyć dalej. Od 5 miesięcy biorę leki, ale one nic nie dają, chodzę też na psychoterapię, dobrze jest się wygadać komuś ale to nie to samo co osobie z którą faktycznie ma się jakąś więź emocjonalną.
  15. Postanowiłam, że dziś tu wejdę i napiszę, jak to się dalej w moim przypadku potoczyło i może to się komuś kiedyś przyda. (mam taką nadzieję) Wracając - męczyłam się ze wszystkim jeszcze rok. Do tego nie tylko się cięłam, ale zaczęłam się też głodzić i potwornie podupadłam na zdrowiu. Miałam lepszy okres, ale on minął i zniszczył mnie jeszcze bardziej. Upadek bolał. Dziś zostałam bez większych uczuć, jakby z pustką, jakby wszystko co się dzieje nie działo się tu i teraz tylko jakby za taką szklaną szybą, wszystko pędzi aż idzie zwariować a ja nad tym nie panuję. Myśli samobójcze nasiliły się i jedyne co mnie przed samobójstwem powstrzymywało było w międzyczasie przekonanie, że cytuję swoje myśli i odczucia ''Jestem kimś wyjątkowym i mogę zmienić świat. Muszę żyć bo ktoś musi wymierzyć sprawiedliwość.'' Na początku stycznia przestałam sobie radzić z tym wszystkim i poprosiłam mamę żeby zapisała mnie jednak na terapię, jak poleciła psycholog u której wcześniej byłam parę razy. Terapeutka z moich wypowiedzi wywnioskowała, że musi mnie skierować do psychiatry, bo prawdopodobnie będzie potrzebna farmakoterapia. Poszłam, psychiatra przepisał mi Lerivon, na lęki i na depresję ale zupełnie to nie działało. Na początku nie czułam różnicy, może lekkie polepszenie ale to trwało jeden dzień, więc musiało być tylko placebem. Później wręcz nasiliły mi się lęki, zaczęłam być agresywna i cięłam się jeszcze bardziej. Przez te nasilone lęki ostawiłam leki i we wtorek mam mieć przepisane jakieś inne, ale się boję. Przedwczoraj stało się coś dziwnego. Nie dość, że nie mogę wychodzić z domu przez lęki bo się panicznie boję, to chyba zaczęłam słyszeć głosy. Były to głosy moich znajomych, śmiały się, komentowały to co robię, wtrącały się w moje własne myśli i słyszałam je bardzo wyraźnie momentami. Wystraszyłam się ich, ale uznałam, że nie będę się nimi przejmować, bo pewnie tylko mi się wydaje. Ale one nie przeszły. Wczoraj wieczorem znowu je słyszałam, potem dzisiaj w kościele i właściwie to pojawiają się coraz częściej. Za każdym razem nie panuję nad nimi i przerażają mnie. Przepraszam, że się Wam tu tak wyżalam ale to mnie naprawdę mocno przeraziło. W pewnym momencie wczoraj jakiś męski głos mówił mi rzeczy typu cyt ''Siła świata jest w Tobie''. Zastanawiałam się co to w ogóle miało znaczyć, no i było obce. Czy jest możliwe żeby wystąpiło coś takiego po odstawieniu leku? Boję się powiedzieć o tym psychiatrze, w ogóle odnoszę wrażenie, że nie tylko on ale i wszyscy nie wierzą mi a wręcz uważają mnie za przewrażliwioną głupią małolatę która wszystko zmyśla, albo że mnie nienawidzą. Uczucie to tylko narasta i ciągle czuję się prześladowana, mam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy, że wszyscy słyszą moje myśli i mnie tu nie chcą. Boję się psychiatry.
×