Skocz do zawartości
Nerwica.com

boberator

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez boberator

  1. Miałem dokładnie to samo, Marlena, nie wiem, czy problem aktualny Dzień w dzień sny o tym, jak meteoryty niszczą Ziemię, same kataklizmy, przyjście Boga itp. Podobnie jak moja nerwica przyczyną było palenie gandzi i pieprzonych dopalaczy, największy błąd życia :/ Przeszło z czasem, samo.
  2. Ja rzuciłem całą chemię z końcem ubiegłego roku. I nie żałuję. Jadłem hydroxyzynę, alprazolam, diazepam i klorazepat, do tego jakieś syropy (Neospasmina bodajże) i tony melisy i innych ziółek. Teraz pozostałem tylko przy Validolu (który dzielę na 4 części i ćwiartkę ssam tylko przed snem), czasem zaparzę sobie melisę. Choć ostawienie leków było początkowo bardzo trudne. Co ważne - dla osób, które mają wszelakie palpitacje serca, arytmie i inne zaburzenia na tle nerwowym - polecam serdecznie "Tabletki tonizujące" Labofarmu (opakowanie identyczne jak popularne "Tabletki uspokajające, tylko wieczko jest czerwone, nie niebieskie). Zawiera kombinację kilku ziół usprawniających pracę serca, podpatrzyłem to ostatnio u mamy (też zestresowana kobieta...). Powiem tyle, że pomaga. Wątpię, że to placebo, choć pewności mieć nie mogę. Ale mam 100% pewności, że jest bezpieczny, a to dla mnie ważne. Dziwię się, że tak mało osób zna ten lek, w necie też niewiele o nim informacji. Nie chcę, żeby wyszło, że go reklamuję - dzielę się tylko informacją, która może być pomocna :) Trzymajcie się ciepło, Nerwusy! :)
  3. Chwilę mnie tu nie było... Miło, że ktoś to w końcu przeczytał i odpowiedział Fajnie czasem przeczytać, że nie jest się samym w tym syfie. My nerwusy musimy się wpierać, tylko my sami wiemy, co przeżywamy... :)
  4. Mam pytanie. Czy ktoś z Was ma też tak, że serce bije dziwnie i powoduje złe samopoczucie ogółem podczas zmiany pozycji, zwłaszcza ze stojącej na leżącą i odwrotnie? Wiadomo, że jak się za szybko wstanie, to można się źle poczuć, ale to inny rodzaj złego samopoczucia, bardziej odsercowy, o ile takie słowo istnieje.
  5. Ja strasznie się boję robić Holtera, ale wiem, że bez niego się raczej nie obejdzie... Chcę go zrobić, ale boję się, że dowiem się czegoś, czego nie chcę wiedzieć :/
  6. Chciałbym podzielić się historią mojej nerwicy, jest dość rozległa, postaram się streścić. Wszystko zaczęło się chyba jakoś z początkiem gimnazjum. Jako, że jestem typem, któremu od zawsze imponował slogan "sex, drugs & rock and roll" już w pierwszej klasie gimnazjum zacząłem palić papierosy, popijać piwko na wagarach, w drugiej klasie popalałem trawkę. I tak jakoś siłą rozpędu poszło, zacząłem imprezować bez opamiętania, skończyłem gimnazjum, ale liceum już mi się nie udało, rzuciłem szkołę, najpierw rozmiłowałem się w alkoholu (nie wybrzydzałem, najtańsze piwa, wina z dolnej półki (zwane siarkofrutami), potem palenie trawy stało się dla mnie codziennym rytuałem, a najmniej miło wspominam wprowadzenie Dopalaczy do Polski... Paliłem to ścierwo dzień w dzień, czułem się po nim przewspaniale, nic mi nie dokuczało, byłem fantastycznie ućpany, zero trosk, tylko czilaut. Już w tym okresie, a nawet trochę wcześniej (to ważny szczegół!) zacząłem przywiązywać wagę do swojego tętna, początkowo mało, czasem zbadałem puls, bardziej jako "badanie" po jakiej używce jak bardzo przyspiesza. Dopalacze zdelegalizowano, ja zacząłem "zapychać" ich głód (tak, głód, co prawda psychiczny, ale bardzo dokuczliwy) trawką, która już baaardzo słabo na mnie działała. Wciąż rosło moje zainteresowanie biciem mojego serca, zacząłem odczuwać dziwne nierytmiczne skurcze w okolicy tętnicy szyjnej. Myśląc błędnie, że to serce zacząłem myśleć, że mam arytmię. To spowodowało pierwsze strachy, jeszcze bardzo łagodne. Jednak wciąż piłem, paliłem trawę i fajki jak najęty (oczywiście najmocniejsze). Zacząlem udawać przy kolegach i koeżankach napady ataków serca, omdlenia (chyba potrzebowałem czyjejś uwagi na swojej osobie, zawsze czułem się odklejeńcem). Udawałem choroby psychiczne, a że robiłemto świetnie - nikt poza mną po dziś dzień tego nie wie. Był okres, że chciałem mieć schizofrenię. Miałem też przeprawę z okultyzmem i satanizmem, różne rytuały, polowałem na zwierzęta,by oddać je w ofierze szatanowi. pięknie miałem w głowie, co nie..? Dopalacze mocno namieszały mi w głowie, miałem masę dziwnych paranoi związanych głównie z Armageddonem 2012 (wówczas był chyba dopiero 2009), gandzia też dołożyła swoje trzy grosze. Miałem dużo paranoi na tle religijnym. Mniej więcej wtedy zacząłem śpiewać w nowym zespole rockowym z gośćmi po trzydziestce. Okazali się idealnymi kompanami do imprez, również ciągle pili i jarali, więc ja tym samym też, coraz więcej i więcej, nie było dnia bez piwa i jointa. I tak wracałem codziennie do domu napruty jak ruski plecak, mówiąc rodzicom, że tylko trochę wypiłem. Rodzice są bardzo porządnymi ludźmi, zagorzali katolicy, niepijący itp, więc łatwo zauważali, że jestem nietrzeźwy. Pewnego razu dopadła mnie paskudna angina (często mnie dopadały kiedy byłem mały, toteż migdałki łatwo łapały infekcję i przetwarzały ją w piekielnie mocne anginy). Jak zawsze - antybiotyk i łóżko. W dzień, kiedy wziąłem ostatnią, poranną dawkę antybiotyku zadzwonii do mnie chłopaki z zespołu jak ze mną, czy już mi lepiej i że robią dziś próbę i czy jestem już na tyle dysponowany, żeby móc przyjśc i śpiewać. Czułem się już dobrze, więc poszedłem. Oczywiście nie obyło się bez kilku piwek i skrętów. Wróciłem do domu, czułem się dobrze, jak zawsze w tym stanie, wyluzowany i zadowolony. Oglądałem tv, wtedy matka podeszła i mówi do mnie: "Ty coś piłeś?!". Ja na to: "wypiłem na próbie dwa piwka, to nic złego". A ona mi wyskakuje z lamentem i rozpaczą, że jeszcze dziś brałem antybiotyk, że jestem nieodpowiedzialny, że teraz na pewno dostanę wstrząsu anafilaktycznego, a potem już tylko zapalenie mięśnia sercowego i do piachu i że ona mnie nie uratuje jak w nocy zacznie mi się coś dziać. To zdanie zmieniło moje życie... Powiedziała jeszcze, że mam strasznie wielkie wypieki na twarzy i że na pewno się zaczyna. Ja na to, że czuje się dobrze i żeby poszła spać. Ale mimowolnie popatrzyłem w lustro... i faktycznie. wypieki. Nic strasznego, ale, że byłem jeszcze zjarany mój mózg pracował inaczej - zacząłem się nakręcać - Boże, co teraz, faktycznie umrę? Położyłem się do łóżka i nie przespałem ani minuty... Z każdą sekundą było gorzej. Duszności, potrorne drgania kończyn nie do opanowania... Jednak nie powiedziałem nikomu ani słowa, nie wiem, czy to duma, czy głupota. Najgorsza noc mojego życia. Przetrwałem tak kilka dni nikomu nic nie mówiąc. Nie mogłem już palić papierosów (kiedy się zaciągałem, czułem jakbym zalewał swoje płuca smołą, mam tak do dziś, choć wtedy jeszcze próbowałem palić na siłe, moc nałogu). O palieniu trawy nawet nie myślałem, ani na minutę nie czułem się dobrze. Potworny niepokój o zdrowie, życie. Nigdy nie byłem zbytnio aktywny fizycznie, ale moja kondycja z dnia na dzień spadła kilkukrotnie, droga z domu do przychodni, którą teraz przebywałem niemal codziennie była dla mnie mordęgą (droga to niecały kilometr). Kilka razy EKG i nic. raz w szpitalu, RTG klatki piersiowej, podstawowe badania - wszystko w normie - minimalnie obniżony potas - dostałem go w kroplówce, ale niczego to nie zmieniło, potem zażywałem Aspargin (Mg+K), piłem melisę, jakieś ziołowe tabletki uspokajające, potem Hydroxyzyna, Pramolan i masa innego badziewia. Echo Serca też wyszło w normie. Nic niepokojącego. Ataki przybierają różne formy, początkowo bóle w mostku i duszności, wielkie drętwienie rąk, potem przeszły w uczucie zatrzymania serca, które mam do dziś (włącznie),bóle lewej ręki, głowy... Ciężko to wszystko spamiętać. Zaczęły sie problemy skórne, dziwne plamy na powiekach, różne bąble, które pojawiają się i znikają po kwadransie... Ech, naprawdę dużo tego. Dotąd nikt nie powiedział mi, że to nerwica, ale to jedyna sensowna diagnoza, choć ciągle podejrzewam u siebie zapalenie mięśnia sercowego, niewydolność, chorobę wieńcową i inne choroby... Od zawsze miałem nadwagę, teraz wziąłem się za siebie i na przekór wszystkiemu kontynuowałem grę w piłkę (kiedyś byłem świetnym bramkarzem) i zapisałem się na siłownię. W trakcie wysiłku czuję się względnie dobrze, bezpośrednio po nim też, choć puls bardzo długo wraca do normalnego i ciężko mi zasnąć z walącym sercem, jednak zwykle dzień po cięzkim wysiłku (np dziś po wczorajszej siłowni) czuję się źle, to cholerne zatrzymywanie serca... Nieraz jest lepiej, objawy ustępują na kilka dni, czasem i tygodni, by potem wrócić i zaatakować z podwójną siłą na kolejne dni/tygodnie. Co ciekawe - wyczytałem, że większości nerwicowców pomagają benzodiazepiny (np relanium, xanax, afobam). Na mnie działają odwrotnie. Powodują złe samopoczucie, duszności i lęki. Podobnie jak kodeina (łapałem się czego mogłem, co uspokaja i może pomóc). Nie mam pojęcia co zrobić. Teraz nawet nie jestem ubezpieczony, nie mam jak iśc do lekarza, bo nie stać mnie na prywatne wizyty, badania... Jak już pisałem - gdyby nie moja dziewczyna, z którą mieszkam, naprawdę byłoby ze mną źle. Ciągle wstaję i zaczynam na nowo,ale to coraz trudniejsze. A najgorsze, że wciąż nie wiem, czy to nie na przykład serce zniszczone częstymi anginami, czy używkami. Choć czy wtedy zaczęłoby się to tak nagle? Mam nadzieję, że ktokolwiek przebrnął przez tą nie lada opowieść i doradzi cokolwiek. Pozdrawiam Was serdecznie!!! -- 08 sty 2013, 00:27 -- ktoś mi odpowie?
  7. Witam Was :) To mój pierwszy post, zarejestrowałem się dzisiaj, choć forum czytałem już niejednokrotnie w przypływie rozpaczy... Myślę nad założeniem nowego tematu ze swoją historią, bo choć pewnie nie odbiega od Waszych, ma kilka waznych szczegółów. Ale zobaczę, bo to mnóstwo pisania. Z nerwicą męczę się od lutego 2010... Ataki przybierały przeróżne postacie, teraz ograniczają się do tego, którego najbardziej nie lubię i najbardziej się boję... Uczucie zatrzymania serca, potem wielkie ŁUP! niemal rozwyrające klatkę piersiową... i powoli rytm wraca do normy (która też wcale nie wydaje mi się normą, na początku nerwicy tachykardia, teraz wręcz przeciwnie + uczucie arytmii). Gdyby nie moja dziewczyna, która zawsze potrafi mnie podnieść na duchu to nie wytrzymałbym tego... Wiem, że wiecie jak to jest, wiem, że to forum pomoże mi podnieść się na duchu i uwierzyć, że to "tylko" nerwica, bo wciąż jest lęk przed poważną chorobą, moja wiedza o chorobach serca jest już chyba większa od niejednego kardiologa, ciągle siędzę i czytam... ;] Najgorsze jest to, że jedynymi badaniami jakie już za mną, to EKG (kilkakrotnie) i raz Echo Serca. Niby wszystko cacy... Muszę zrobić jeszcze Holtera i test wysiłkowy, żeby na nowo uwierzyć. Ech, jest naprawdę cieżko. Pozdrawiam Was serdecznie!!!
×