Dzięki, kamastar, za Twoją wyczerpującą interpretację sytuacji, uporządkowała mi trochę myśli :)
Aborcji nie żałuję, uważam, że to były dobre decyzje. Niepokojące trochę jest dla mnie tylko to, że ostatnią aborcję odczułam jako przyjemność - takie katharsis i mam trochę ochotę na kolejną (jednocześnie się jej boję), ale już nie zachodzę w ciążę (być może już nie mogę). Moim głównym problemem związanym z aborcjami jest gwałtowna reakcja niektórych na to. Ja lubię o tym mówić, kiedyś zdarzało mi się o tym mówić wszystkim po kolei, ale znajomi mi to odradzili.
Wydawało mi się, że jestem zmotywowana. Dlaczego piszesz, że się wycofałam? Może z tą odpornością na frustrację rzeczywiście być problem. Jestem trochę wyczerpana psychicznie. I właśnie nie do końca rozumiem to, że nie mam do czego wrócić: czy chodziło o konkretne miejsce czy o jakieś środowisko społeczne czy relacje z ludźmi. On to ujął, że nie mam swojego świata. Rozmawiałam o tym ze znajomymi i jeden kolega powiedział, że ja mam swój świat.
Ja mam wątpliwość, czy terapia w nurcie psychodynamicznym jest dla mnie odpowiednia. Bo mi jest łatwo wmówić różne rzeczy i jak słyszę jakąś interpretację, to czasami przyjmuję ją jako prawdziwą nawet jeśli taka nie jest. Szczególnie pod wpływem stresu mieszają mi się takie rzeczy. Bo to chyba jest związane z niestabilnym obrazem siebie. Na przykład kiedyś po gwałcie, policjant w czasie przesłuchania powiedział mi, że jestem prostytutką. Od tamtego momentu zaczęłam czuć się jak prostytutka, po jakimś czasie tak się zachowywać, a po roku zostałam prostytutką. Dlatego się wystraszyłam, jak psychiatra powiedział mi, że się zabiję i jakoś bardzo wzięłam to do siebie. Ja raczej potrzebuję jasnych informacji, żeby się nie gubić i zbliżać się do rzeczywistości, a nie jeszcze bardziej oddalać.
Powodzenia na rozmowie i na terapii.