Cześć wszystkim!
Znalazłam to forum, bo szukam osób które boją się...no właśnie czego? Tak z pozoru banalnej rzeczy jaką jest szkoła.
Mam 23 lata, od 6 klasy szkoły podstawowej mam zdiagnozowaną fobię szkolną. Przez cała 6 klasę i 1 gimnazjum chodziłam do psychologa i brałam leki (wtedy jeszcze pomagał mi persen...) Potem nastąpiła poprawa aż do liceum gdzie fobia wróciła ze zdwojoną siłą (znów wycieczka do mojego lekarza- terapia + leki), doszło do tego, że klasy licealne i maturę miałam w trybie indywidualnym. Po maturze myślałam, że z lękami koniec - w końcu obowiązek szkolny już mnie nie dotyczył. Jakże okrutnie pomyliłam się bo już na 2roku fobia zaatakowała ponownie. Dziś jestem po wielkich mękach po zaocznym licencjacie, na lekach (Xetanor 2tabletki po 20mg i Cloraxen 5mg), w trakcie nieustannej terapii i przed poniedziałkowym stresem...tak, ja człowiek fobia zapisałam się na studia dzienne magisterskie. W dodatku w innym mieście niż moje rodzinne. Moja terapeutka jak i lekarz uważają, że dam sobie radę. Jednak ja uważam, że nie. Żyję w tak silnym stresie, że zaczęłam uważać, że moje leki są za słabe-co zignorował mój lekarz mówiąc "każdy z moich pacjentów bierze jedną tabletkę ty jedyna dwie, więc powinno działać". Ponad to, zauważyłam, że u mnie największym problemem jest, co może wydać się dziwne "usiedzenie" tych 1.30h wykładu. Po prostu zaczynam się strasznie źle czuć, jest mi niedobrze, duszno itp. Kiedyś moja psycholog robiła mi test w którym wyszło jej, że moja nerwica to 8 w skali do 10. Nie wiem co robić, chyba potrzebowałam to komuś opisać kto choć po części zrozumie to co przeżywam. Czy odłożyć studia na czas nieokreślony i poczuć się w końcu "wolna" czy iść i przeżywać mękę każdego dnia? Takie niby błahostki dla kogoś a dla mnie to codzienna walka do... spokoju.