Skocz do zawartości
Nerwica.com

millie

Użytkownik
  • Postów

    82
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez millie

  1. LucP84, napisałam, że mają łatwiej pod jednym względem;) Co do tej zaradności, jak najbardziej sie zgadzam -chcąc nie chcą kiedy dorosły facet nie jest samodzielny, to dużo o nim świadczy. Zeby nie było - ja tam nie osądzam takich facetów, bo sama nie jestem lepsza. Ja po prostu ROZUMIEM. Tak samo o kobiecie która nigdy nie była w związku z żadnym facetem można coś powiedzieć - osobiście odbieram to jako niepodwazalny i obiektywny dowód na brak atrkaycjności dla facetów, fizycznej i osobowościowej;p Sa może przypadki kiedy "nikt nie byl wystarczajaco dobry", ale nawet wtedy ma się jakąś liczbe krótkich związków, bycia podrywaną itp za sobą. Poza tym jako stara panna kiedys wierzyłam, że znajdzie sie facet, który doda mi skrzydeł i zaczne pracowac nad sobą. To samo mogłoby dotyczyc facetow. Kobieta u boku mogłaby ich zmotywować, potwierdzić ich męskość. CHcoiaż istnieje teoria, ze meskość/kobiecość to nie jest coś może uleczyć partner/partnerka, bo to sie wynosi z rodziny, bardzo wazny jest tu ojciec zarówno u facetów jak i o dziwo u kobiet.
  2. O nie, pierwszy raz od... zawsze? czuję się zrozumiana, pomimo, ze jeszcze nic nie napisałam. Ja też jestem niedojrzała. Może nie śpię z misiem, nie chodzę w różowych spódniczkach, nie mam tapety z jednorożcem, ale jednak jestem jakaś taka życiowo nieprzystosowana... do niczego. Gniję w domu i przez to czuję sie jak człowiek bez doświadczeń, bez przeszłości... A mieszkam w łóżku dopiero od roku, niestety widocznie to wystarczająco długo, by zapomnieć o poprzednim życiu. Mam 26 lat. Kiedy byłam nastolatką zamiast palić fajki za winklem musiałam juz się zmagać z problemami, m.in fobią szkolną, ale takie tam pierdo....nie. W sumie tylko wakacje spędzłam pijąc wino w plenerze, ale tak poza tym życia jakie powinien prowadzic nastolatek nie miałąm. Poza tym wtedy czułam się jakoś tak mimo wszystko doroślej niż rówieśncy, nawet w ubiorze miałam ochotę to akcentować, oczywiscie nie chodziłam w garsonkach:D Ale zamiast trampek wolałam kobiece, subtelne, bardziej romantyczne stroje (niekoneicznie babskie) Potem były studia i nagle wszystko zmieniło się o 180 stopni, fobia szkola znikneła (pewnie jej wcale nie było), im blizej konca tym bardziej czułam się dziecinna w stosunku do ludzi, ktrozy powoli zakładali rodziny, szukali pracy, wynosili się z domów... To zagubienie przeniosło się także na stroje, gdybym mogła chodziłabym w trapkach i smiesznych koszulkach, ale miałam wrazenie ze po prostu nie pasowalo to do osoby, która wszyscy znali. Teraz nadal z zazdroscią patrze na nastolatki, zazdroszczę im wszystkiego. tego, że wszystko im wypada, ze mają czas na popełnianie blędów, na zdobywanie doświadczeń w bezinteresownych kontaktach z drugim człowiekiem (tzn chodzi o inna 'interesownosc' niz dorosli), a nawet tego im zazdroszczę, że ktoś jeszcze moze ich do czegokolwiek zmusic!! Mnie już do niczego nikt nie może zmusić, na nikogo nie mogę zwalić winy za to,co sama robię z moim życiem. Czuję się zmęczona życiem a jednoczesnie jak dziecko. W sumie to taka kobieta bez wieku ze mnie, zdarza mi sie na ułamek sekudny zapomnieć ile naprawdę mam lat.
  3. Hm, czy jest na forum podobny temat dla kobiet, które nigdy nie byly w poważnym związku, dla starych panien mam na myśli? Na tytułowy problem mam swoje dwa grosze do dodania, w mysl zasady nie znam się, to się wypowiem (z powodów j/w): chłopcy mają łatwiej pod jednym względem. My stare panny mamy zryte berety, bo brak doświadczeń w związkach nadrabiamy oglądaniem filmów i czytaniem durnych ksiązek, w którym zawsze pojawi się jakiś wspolczesny pożal się Boże książe. Przez to dużo trudniej dorosnąć do poważnego związku, kiedy przychodzi co do czego i trzeba zweryfikować poglądy. Faceci mniemam, że poza tanią pornografią nie mają aż takich fantazji które poźniej muszą przekładać na normalne życie. po drugie faceci bez doświadczeń w kontakach intymnych - zawsze mogą powiedziec, ze to sprawa światopoglądowa (niekonicznie religijna), częsc kobiet łyknie to, w końcu każda chciałaby być jedyna i wyjątkowa. heh
  4. millie

    Niechęc do pracy

    Carlos, strasznie krytycznie do siebie podchodzisz. Tak jakbyś faktycznie wierzył w to, ze to tylko lenistwo. Ja oczywiście nie znam Ciebie ani Twoich przeżyć, ale jakoś mam wątpliwości czy ktoś 'normlany' () zrezygnowałby tylko przez lenistgwo z tego co daje praca(niezależność, kasa, ludzie itp). Czy poza tym nieszczesnym lenistwem masz jakies inne teorie? O ile chcesz się z nimi podzielić. Jestem ciekawa w czym inni ludzie doszukują sie 'winowajcy'. To pytanie oczywiscie kieruje do wszystkich, którzy tu przyłażą. ja w wolnym czasie (ten zwrot mnie nawet śmieszy, bo okazuje się, ze mam tylko wolny czas...) oglądam regularnie z kilkanaście seriali amerykanskich:] czasem jakis film, niestety nieproduktywne spedzanie czasu spowodowało, ze mogę obejrzec po 3 miesiacach ten sam film i czasem sie zdarza, ze dopiero na samym koncu przypominam sobie, ze przeciez go widzialam. to samo z ksiazkami, wchlaniam wszystko byle tylko oderwac sie od nedzy tego świata, wciagam sie jak w narkotyk, a potem autoamtycznie zapominam co czytalam/ogladalam. to chyba jakis rodzaj uzaleznienia, przynajmniej przez kilak godzin moge nie myśleć. heh powinnam miec nick miernota gorsza od niczego:D żeby było śmiesznie i tak jakos mi nie przeszkadza fakt, ze jestem najgorasza z najgorszych pod kazdym wzgledem. odkąd zamieszkałam w łóżku nawet bywaja momenty, że mi dobrze tak.
  5. millie

    Niechęc do pracy

    kurde, wyskoczyło mi, ze post się wysłał, a tu go nie ma, hm... szanse na zostanie żoną i matką mam takie same jak na pojscie do pracy:].. do psychiatry pojde, ale sam fakt, ze nie bardzo wierze, ze leki pomogą, automatycznie mnie zniechęca i mam wraznenie ze takie nastawienie ma wpłw na skutecznosc leczenia. zreszta nie wiem jakie chcialabym leki... z jednej strony jestem nerwowa, a czasem to co się dzieje nocami to jak najgorszy horror. z drugiej strony nie mogę brać leków na sen, bo nie mogę ze względu na zdrowie mocno spać, bez przerwy mogę spać tylko 3h, a potem musze wstawac po leki co 3 godziny. jestem tak wyczerpana, ze ledwo daje rade, a jednoczesnie czuję taką NIEMOC, ze nie mam siły szukac pomocy. ja zdrowia nie mam, a przez to ze je zaniedbuje pewnie długo nie pociągne. wiem, ze kazdy na swoj sposob wyolbrzymia problemy, ale ja śmiem twierdzić ze mam duzo gorzej niz inni, bo w kazdej dziedzinie zycia mam przeje.... jestem jak hiob, tylko ze on wytrzymał próbe, a z moejgo cierpienia nie wynika niestety nic dobrego czasem nie wierze, ze jeden człowiek musi z tylkoma rzeczami sie mierzyc. swoja droga to niechodzenie do pracy to w sumie najprzyjemniejsza rzecz w moim zyciu. chciałabym wygrac w lotto, by nie musiec pracowac. kto powiedzial ze pieniadze szczescia nie daja, jest zakłamanym dupkiem.
  6. millie

    Niechęc do pracy

    Dokładnie tak samo - unikam ludzi, bo ich pytania o pracę już nie tylko wprowadzają mnie w zakłopotanie, ale i wkurzają coraz bardziej. A tym bardziej, że teraz moi już szczątkowi znajomi tez wszyscy sa na etapie pierwszy prac i ten temat jest nie do unikniecia. Tez mam takie wrazenie, ze gdyby rodzice odcieli i wyrzucili z domu to pewnie trzeba byloby sobie radzic. ale moi tego nie zrobią, zresztą chyba bym im powiedziala ze od razu ide skoczyc z mostu jak małe dziecko.... zreszta ja w ogole jestem bardzo niedojrzała, chociaz juz strasznie zmęczona życiem. Miotam się po internecie bo juz sama nie wiem co mi ejst, myslalam ze to dda, depresja, zaburzenia lękowe uogolnione (pasują najbardziej) ale te autodiagnozy to sobie moge w tylek wsadzic. nie wiem i nie rozumiem co sie ze mna dzieje. ciagle przeskakuje od 'to moja wina, jestem leniwa i wygodna' po 'to jakas choroba, niemozliw zeby na wlasne zyczenie tak sobie niszczyc zycie'. kiedsy stawiałam facetów na złotym piedestale, uwazając, ze to bez nich nigdy nie będę szczesliwa i njie zaakceptuje siebie. teraz juz wiem, ze brak faceta przy braku pracy to pikus. nie wiem czy mozna przezyc zycie bez pracy... czasem łapie się na tym, że myśle o tym, jak fajnie byłoby zachorowac i miec rente (tak zaniedbuje moje zdrowie, ze niebawem doczekam sie bardzo powaznych komplikacji), oczywisci potem czuje do siebie obrzydzenie, ze w ogole tak mysle... eh, niestety nie panuje juz w ogole nad moim zyciem, a nie stac mnie na psychoterapię. chodzilam kiedys, ale wtedy w porownaniu do 'teraz' to byla sielanka...
  7. millie

    Niechęc do pracy

    Nie dałam rady przebrnąć przez cały wątek, ale widzę, że to temat chyba dla mnie. Czuję okropny lęk i niechęć do pracy. Przez to moje poczucie własnej wartości z bardzo niskiego opadło na dno. Rok temu skończyłam studia i od tej pory siedzę w domu. Niby to 'tylko' rok, a ja już mam poczucie, jakbym cały zycie nic innego nie robiła jak tylko 'niepracowała':] Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że przecież w wieku 15 czy 20 lat nie miałam 'moralnego' obowiązku pracować. Niemniej jednak ten rok siedzenia w domu z jednej strony mnie dobija, bo moje życie polega raczej na wegetacji i to ograniczonej głownie do jedzenia spania i siedzenia przed kompem. Czuje się jak ostatni nieudacznik, pasożyt, nierób, zyciowa kaleka. szkoda gadać. A najgorsze jest to, że ta sytuacja wcale mnie nie motywuje do zmian. doszłam do wniosku, że nie umiem i niestety niechcę zrezygnować z komfortu psychicznego jaki daje zostanie w domu (to naprawde naduzycie, bo o jakim komforcie mówimy, kiedy mieszkam w nieco patologicznej rodzinie i nie posiadam innego życia niż tylko to z rodzicami, z któyrch jedno pije...). pracowałam przez 10 dni i chociaz praca miala obiektywnie plusy i minusy, to stres jaki się z nią wiązał, czarne mysli w nocy, koszmarne poranki pełne paniki... nie wyobrazam sobie, zeby znowu to przezywac. jestem w stanie zrezygnowac z jakiegokolwiek zycia (usamodzielnienie, niezaleznosc finansowa, prowadzenie zycia towarsyzkeigo) za cene niechodzenia do pracy. po prostu tez stres jest tak silny, ze mogę do konca zycia siedziec w pokoju, by tylko nie musiec pracowac. dodam, że rodzaj pracy nie ma znaczenia. czuje się jak śmiec, bo nawet nie potafię wytlumaczyc najlizszym dlaczego nie pracuje, oni nie chca nawet zrozumiec. wcale nie mysle o tym, zeby sobie cos zrobic, ale tak realnie - ja po prostu mam zamiar przetrawc reszte zycia nie robiąc nic. mam tez poczucie, ze skoro nie pracuje, nieośmielam się nawet spędzac czasu czy wydawac kasy rodzicow na jakiekolwiek przyjemnosci czy pasje. nie znam drugiego takiego nieudacznika pod kazdym mozliwym wzgledem jak ja... dobrze ze chociaz jest ten wątek, przynajmniej widzę, że unikanie pracy, niechęć i lęk do niej to nie tylko moj wymysł.
×