Od tej depresji rzucam się na jakąkolwiek możliwość bliskości. Znowu wybrałam faceta nie dla mnie, tylko dlatego, że był w zasięgu, a ja czułam się już taka samotna i potrzebowałam jakiegokolwiek oderwania od tej pustki.
Mój obecny mężczyzna już jutro będzie były, jak tylko będę miała możliwość pogadania z nim. Nie toleruję "przyjaźni" z "koleżankami", powinnam była wcześniej zauważyć, że on tak ma, typ imprezowicza. Oglądanie w internecie zdjęć z niedawnych imprez, na których się dwuznacznie obściskuje z wylewnymi pannami to dla mnie za dużo, chce mi się rz*gać. Nie wierzę, że to "tylko koleżeństwo". Jeszcze z byłą, która nie ma pojęcia, że on kogoś ma. Koniec z tym. A myślałam, że w końcu spotkałam kogoś normalnego, kto będzie mnie traktował z szacunkiem i liczył się z moimi uczuciami... Miałam nadzieję na coś poważnego. Tymczasem byłam zagraniczną rozrywką. Słabo mi. Nawet nie chce mi się płakać.
A dopiero co wyszłam z naprawdę toksycznej relacji. Przytłacza mnie to wszystko. Akceptuję chyba byle ochłapy, żeby tylko z kimś być i czymś się zająć... Muszę naprawdę pobyć sama jakiś czas. A już było ze mną lepiej. Znowu nie mam siły na nic. Może przesadzam.