Skocz do zawartości
Nerwica.com

kurkumona

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia kurkumona

  1. beznadziejnie żałosna ze mnie istota... aż wstyd żyć
  2. Jestem zmęczona... robię niby dużo różnych rzeczy w szkole, dla siebie czy innych, ale... w sumie po co? I jakoś mi się wydaje, że w zasadzie to nic. Więc i nic z tego nie wynika, zupełna bezcelowość. Bez sensu... Nikt nie doceni tego, co robię, bo w sumie nawet nie ma czego doceniać. Sama tego nie doceniam jak tak na to patrzę. Ba, ja w ogóle nie zasługuję na jakiekolwiek docenienie! Gdybym jeszcze potrafiła coś zrobić dobrze, a jestem po prostu beznadziejna. Beznadziejne, żałosne beztalencie. Nienawidzę swoich ułomności, nienawidzę siebie. Jestem wściekła na siebie za to, że jestem jaka jestem zarówno z charakteru jak i z wyglądu. Dławię się tą gulą łez jakby mnie mdliło ze smutku. I chyba znowu zacznę kłamać i wyrzucać jedzenie. Może nawet rzygać się nauczę. I ćwiczyć będę. Żebym przynajmniej taka gruba nie była... Brzydzę się siebie. I okropnie wstyd mi za siebie. Życzę wszystkim pozytywnego weekendu. Mimo wszystko.
  3. Svafa, nie zawsze jest się w stanie podjąć decyzję, kiedy ma się depresję albo konkretnego doła. Ja jak mam stany depresyjne, nie widzę sensu niczego - podejmowania jakichś decyzji też nie.
  4. kurkumona

    [Gliwice]

    Jmka, bardzo dziękuję :)
  5. pati09, samo to moje obwinianie się jest tą nienawiścią na mnie skierowaną, ale jej nie zwalczam, nie nienawidzę jej... poza tym nie wiem, co bym zrobiła bez mojego wewnętrznego kata... zupełny brak kontroli, panika, zastanawianie się "czy zmieniłam się na gorsze?"...? Wolę jak moje drugie ja beszta mnie i nienawidzi. (a że drugie ja jest mną - nienawidzę siebie; nazwijmy to "spójnością"...)
  6. 25 pkt. w skali Becka... czyli depresja nie spodziewałam się takiego wyniku...
  7. Fajnie by było żyć długo i szczęśliwie, ale to chyba tylko w bajkach... A żyć długo bez szczęścia to katorga. Mam nadzieję nie przeżyć takiej męczarni, więc... ...byle nie długo
  8. Czego najbardziej nienawidzę? siebie Poza tym strasznie nie lubię tego wszystkiego, czego można w ludziach nie lubić tj. egoizm, hipokryzja, niecierpliwość, głupota, sztuczność, płytkość, pustota, nachalność... ale to mnie wnerwia tylko i wyłącznie u siebie u innych osób jakoś mi to nie przeszkadza, a jaśli mnie to drażni u kogoś innego, to besztam siebie za to, że w ogóle przez myśl mi przeszło coś takiego, bo przecież ja jestem nie lepsza - dużo gorsza od tego kogoś (i to ja jego mogę tym denerwować)
  9. kurkumona

    [Gliwice]

    Może wznowię temat. Są jeszcze Gliwiczanie albo ludzie z okolic Gliwic na tym forum czy już poznikali wszyscy? Mam nadzieję, że są... Chciałam się poradzić odnośnie psychologa (ew. psychiatry) w Gliwicach - znacie kogoś godnego polecenia? Do kogo chodziliście / chodzicie?
  10. kurkumona

    [Gliwice]

    Może wznowię temat. Są jeszcze Gliwiczanie albo ludzie z okolic Gliwic na tym forum czy już poznikali wszyscy? Mam nadzieję, że są... Chciałam się poradzić odnośnie psychologa (ew. psychiatry) w Gliwicach - znacie kogoś godnego polecenia? Do kogo chodziliście / chodzicie?
  11. kurkumona

    Dzień dobry

    Chętnie bym nawet poszła do psychologa, ale problem bym miała z tym, co mu/jej powiedzieć, jak i od czego zacząć. Z resztą za każdym razem, kiedy się nad tym zastanawiam to po kolei odrzucam pewne informacje uznając je za błahostki i dochodzę do wniosku, że w sumie chyba nic mi nie jest, a drobne problemy ma każdy. I w sumie nie wiem czy problemy: są, ale jakby ich nie było czy nie ma ich, ale jakby były I właśnie bardzo dobrze by było jakby mnie ktoś postraszył! Jeśli wszyscy będą mnie uspokajać, mówić mi, że wszystko będzie dobrze, dam sobie radę to uznam, że leczenie jest zupełnie niepotrzebne. A sama powiedziałaś coś zupełnie innego. Za co bardzo Ci dziękuję, Atalanta :)
  12. kurkumona

    Dzień dobry

    Chętnie bym nawet poszła do psychologa, ale problem bym miała z tym, co mu/jej powiedzieć, jak i od czego zacząć. Z resztą za każdym razem, kiedy się nad tym zastanawiam to po kolei odrzucam pewne informacje uznając je za błahostki i dochodzę do wniosku, że w sumie chyba nic mi nie jest, a drobne problemy ma każdy. I w sumie nie wiem czy problemy: są, ale jakby ich nie było czy nie ma ich, ale jakby były I właśnie bardzo dobrze by było jakby mnie ktoś postraszył! Jeśli wszyscy będą mnie uspokajać, mówić mi, że wszystko będzie dobrze, dam sobie radę to uznam, że leczenie jest zupełnie niepotrzebne. A sama powiedziałaś coś zupełnie innego. Za co bardzo Ci dziękuję, Atalanta :)
  13. kurkumona

    Dzień dobry

    Ja już żałuję straconych lat. Już jak miałam 14 lat czułam się staro i bałam się żyć dalej. Nadal boję się życia, miewam myśli samobójcze, ale wiem, że to na nic, i tak się nie zabiję ze względu na wiarę (i rodzinę). No i można powiedzieć, że w równym stopniu boję się śmierci. Boję się i życia i śmierci - czy to nie absurdalne?
  14. kurkumona

    Dzień dobry

    Ja już żałuję straconych lat. Już jak miałam 14 lat czułam się staro i bałam się żyć dalej. Nadal boję się życia, miewam myśli samobójcze, ale wiem, że to na nic, i tak się nie zabiję ze względu na wiarę (i rodzinę). No i można powiedzieć, że w równym stopniu boję się śmierci. Boję się i życia i śmierci - czy to nie absurdalne?
  15. kurkumona

    Dzień dobry

    Witam. Nazywam się Kinga, mam 16 lat i jestem swoim największym i jedynym wrogiem. Nienawidzę siebie od 4-5 lat. A wcześcniej... chyba byłam dzieckiem. Ale nie chciałam nim być, jakoś mnie to denerwowało. W pewnym momencie (9 lat, 8?) zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że jestem bezczelna, pyskata egoistka; wstydzę się tych dziecinnych cech do tej pory i zwalczam je jak mogę stając się kompletnie uległą i bezkonfliktową osobą, która niewiele mówi, nie proponuje wyjść ani spotkań (ani w ogóle niczego) nie chcąc się narzucać. Ostatecznie jednak nie wiem czy nienawidzę siebie jaka byłam czy siebie jaką się stałam – po prostu nienawidzę tej osoby... ona, znaczy ja, ale wstyd się przyznać, jest beznadziejnie żałosną, nierozgarniętą i nieporadną pokraką, która do niczego się nie nadaje (kontrargument, że mam 2. najlepszą uczennicą w najlepszej szkole w mieście jakoś mnie w ogóle nie przekonuje i wydaje mi się strasznie żałosny). (Odnoszę wrażenie, że jest nas dwie – jedna jest beznadziejna, a druga ochrzania pierwszą i się je wstydzi.) Nie mogę też patrzeć na swoje ciało, zwłaszcza na nogi i brzuch. Już sama ich świadomość budzi we mnie dyskomfort i wstręt taki, że aż mnie „rozsadza”. To takie wstrętne, obrośnięte tłuszczem i to w taki nienaturalny, dziwaczny sposób... Agwr#$&!! I jeszcze mnie wszyscy bezczelnie okłamują, że jestem szczupła, ładna, mam piękne nogi! Albo są ślepi... Na początku tej nienawiści się odchudzałam. Odchudzałam się i katowałam ćwiczeniami. Zeszłam do wagi 39 kg przy wzroście 160cm, ale wtedy rodzice siłą i krzykiem mi wyperswadowali zaprzestanie odchudzania. Od tamtego czasu mam już tylko „epizody” intensywnego odchudzania z ćwiczeniami (np. w tym momencie nie), więc to raczej nie była anoreksja. Chociaż prawdą jest, że mam ogromne wyrzuty sumienia, że sporo przytyłam od tamtego czasu i panicznie się boję przytyć, a moje kompleksy co do wyglądu są większe niż były początkowo. W ogóle mam od groma kompleksów. Jestem do cna zakompleksioną osobą, co jest jednym z powodów mojej nienawiści do siebie. Prawie całą nienawićś, złość i gniew kieruję na siebie, a jeśli na kogoś innego – wtedy po pewnym czasie uświadamiam sobie, że nie mam powodu złościć się na daną osobę, bo wcale nie jestem lepsza – ba! o wiele gorsza (i wtedy „złoszczę się na siebie za to, że się na kogoś złościłam”, wiem, brzmi głupio). Często mam wrażenie, że ludzie mnie obserwują i myślą, że głupio wyglądam, że idiotycznie się zachowuję, a kiedy ktoś się śmieje (zwłaszcza dzieci i młodzież) to wiadomo, że ze mnie. Poszperałm trochę i stwirdziłam, że to prawdopodobnie urojenia ksobne. Boję się ciemności i ciszy, a ciszy w ciemności jeszcze bardziej. W nocy, kiedy jest cicho paraliżuje mnie strach, muszę mieć włączone radio i min. 1 lampę. Boję się nawet zasypiać w głuchej ciszy pustego, ciemnego pokoju – staram się wtedy nie poruszać i płytko oddychać. Poza tym bardzo się denerwuję, czasem wpadam w panikę, kiedy jest choćby niewielkie z pozoru zamieszanie, np. ktoś/kilka osób wstaje, ktoś odchodzi, przychodzi, nagle coś się dzieje i zmienia się temat, ton rozmowy, rozmowa „przyspiesza”, jeden mówi przez drugiego... Bardzo stresują mnie też kłótnie (wystarczy, że jakąś słyszę, jakąkolwiek) i jak ktoś ma kłopoty i dostaje ochrzan. W ogóle bardzo się stresuje wszelką gwałtownością i złością otoczenia. Ostatnio moja agresja do siebie znajduje ujście w okaleczaniu. Nie było przyjemnie jak rodzice zobaczyli moje blizny na zgięciach łokci. Czasem mam wrażenie nierealności, jakby wszystko, całę życie tylko mi się przyśniło, nic się na prawdę nie zdarzyło (przez jakiś czas jak miałam dość realne sny zapadające w pamięć, myliła mi się jawa ze snem i na odwrót). Czasem sama wydaję się sobie obca i jakbym nie miała osobowości; kukła bez cech własnych przejmująca zachowania, cechy i sposób/sposoby myślenia od innych ludzi. Coś jakby gra komputerowa. Nie wiem kim jestem ani jaka jestem. A jeśli się dowiem to może uznam, że tylko mi się wydaje? A może wszystko to sobie wmówiłam? Właściwie to właśnie przestałam być pewna wszystkiego co napisałam (że może wmówiłam sobie, że mam problem, więc tak na prawdę go nie mam?). Ale szkoda mi czasu, który spędziłam pisząc to wszystko, więc już to zapostuję. (Właśnie dlatego nigdy nie byłam u psychologa. Eh, te wątpliwości...) Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć, że za nic nie potrafię podtrzymać kontaktów ze znajomymi jeśli nie widuję ich "z musu" w szkole. Do tego stopnia nie chcę się narzucać, że nie zaczynam rozmów na gg, maili itp. A jak się już zdecyduję to stwierdzam, że w sumie nie mam nic do powiedzenia, że to będzie jałowa, żałosna rozmowa i wygłupię się już tym, że ją zaczęłam. Co innego face-2-face, ale żeby się spotkać trzeba najpierw napisać lub zadzwonić... Przepraszam, że tak się strasznie rozpisałam i pewnie Was zanudziłam, ale chciałam napisać wszystko... Tak, to wszystko. Przepraszam raz jeszcze i dziękuję Tym, którzy dobrnęli do końca.
×