Skocz do zawartości
Nerwica.com

ladyofdarkness

Użytkownik
  • Postów

    46
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ladyofdarkness

  1. niosaca_radosc dziękuję :) naprawdę... To niesamowite, że jest takie miejsce w sieci, gdzie całkiem obca osoba potrafi drugą osbę, której najprawdopodobniej nigdy nie zobaczy na oczy, wesprzeć dobrym słowem. To bardzo ważne dla takich ludzi jak ja... Ostatnie lata nie były najgorsze, ale nawet gdy się uśmiechałam, uśmiechały się tylko usta... Wyuczyłam się tego, żeby chodzic z podniesioną glową i udawać, że wszystko jest w porzadku... Kazdy ma swoje problemy, nie chce swoich znajomych obarczac dodatkowo moimi... Tutaj moge sie w koncu wygadac... Takze jeszcze Wam dziękuję
  2. kasiątko Bardzo dziękuję Ci za wsparcie i , że dotrwałaś do konca moich wypocin... Niestety smutne jest moje życie. Ale wierzę, że w końcu znajdę ukojenie :) Moja psychoterapeutka wyglada na taką, która zna się na rzeczy... Tknęła we mnie nadzieje, a do tej pory myślałam, że takiej nadziei nie ma... Od wielu lat już towarzyszą mi różne objawy... * stany lękowe (boję się os, śmierci, raka, szybkiej jazdy samochodem - do tej pory nie mam prawa jazdy, boje sie ze szybko umre, ze moj starszy ode mnie partner umrze... zachoruje, boje sie ze nie zajde w ciaze, ze nigdy nie bede szczesliwa, boje sie byc sama w domu, rozmawiać przez telefon .... i wielu innych rzeczy), *poczucia bezradności - w sytuacjach stresowych nie potrafie panować nad nerwami, staje jak kołek, zatyka mnie i mam totalną pustkę w głowie... *depresji *łatwo popadam w złość *czuję się opuszczona, niekochana ... w ciągłym poczuciu zagrożenia. * flaschbacki * kocham mojego mężczyznę zaborczą miłościa *Problemy ze snem. * i różne objawy somatyczne.... Jezeli uda mi się wyleczyć chociaż polowę to bęę szczęsliwa :))
  3. Ludzie przeżywają różne traumy... Jedni tracą rodziców, inni są molestowani, jeszcze inni maja problemy ze znajomymi i są przez nich szykanowani... To zależy od psychiki jak sobie dajemy z tym radę... Czasami jest warto poszukać pomocy, Twoje życie wcale nie musi być smutne. Idąc do specjalisty masz 50% szans na poprawę, nie idąc - raczej sam sobie z tym nie poradzisz skoro trwa to już kilka lat.... Nic nie tracisz... Mam nadzieje, że to co napisałeś na końcu to nie jest na "odczepcie sie"... Trzymam kciuki.
  4. Popieram niosaca_radosc .. Żałuję, że tyle lat czekałam na to, żeby skorzystać z pomocy specjalisty...
  5. Nie bede komentować zachowania Twoich znajomych, bo to jest poniżej krytyki. Z poradni psychologicznej można też skorzystać na tzw. "kasę chorych"... Ja jestem "chora" na PTSD, parę lat temu przeszłam depresję, leczenie farmakologiczne postawiło mnie na nogi... Niestety teraz znów miałam w swoim życiu ciężkie chwile i znów leczę się farmakologicznie ale trafiłam do psychoterapeutki. Kilka razy rozmawiałam z Nią przez telefon, ostatnio poznałyśmy się osobiscie i we wrzesniu zaczynam psychoterapie... Piszę Ci to ponieważ nikt do tej pory nie okazał mi tyle zrozumienia co ta osoba. Nikt. Rozumiem , ze liczysz się ze zdaniem Twojej mamy, ale skoro źle się ze sobą czujesz już tyle lat to może warto by było zawalczyć o siebie? Skoro sam nie wiesz jak , to może zostaw to specjalistom. Czasami zwykła rozmowa z kimś kto się na tym zna , pozwala spojrzeć na siebie z zupełnie innej perspektywy... :)
  6. Cos sie wydarzyło w przedszkolu po czym straciłes pewność siebie? Jak nie chcesz nie odpowiadaj. Nie każdy chce sie uzewnetrzniac na forum, ale za mało wydaje mi sie jest informacji zeby moc Ci cos doradzić. Rozmawiales kiedys z psychologiem?
  7. Masz tak od zawsze? Piszesz, ze od bardzo dawna czyli można wywnioskować ze kiedys było inaczej?
  8. Jestem na tym forum już ładnych kilka lat. Natomiast dopiero teraz chciałabym opisać swoją zawiłą historię.Muszę to w koncu z siebie wyrzucić. Jak miałam 14 lat zachorowała na raka moja mama. Przez 5 lat nasze życie kręciło się wokół jej choroby, szpitale, operacje, nadzieja... I tak w kółko. Skonczyłam L.O chociaż było mi bardzo ciężko. Strasznie się buntowałam... Moje świadectwo dojrzałości dokładnie to odzwierciedla. Po maturze zaczął się najgorszy okres w moim życiu. W trzy miesiące odeszły trzy osoby - brat mamy (rak wątroby) , dziadek od strony ojca (rak płuc)... Mama jeszcze chciała jechać na pogrzeb dziadka , ale nie dała już rady. Pamietam dzien w którym bylyśmy z siostrą i mamą na ostatniej kontroli. Lekarz poprosił mnie i siostrę do gabinetu i zapytał czy możemy poinformować mamę o tym, że nie ma już nadziei. Nie musiałyśmy nic mówić. Po tym dniu moja mama zaczęła gasnąć. Patrzyłam przez trzy dni jak odchodzi. To było ponad moje siły. Po tym zmienił się cały mój świat. Z wesołej, drobnej blondynki stałam się tłustą , zgorzkniałą brunetką. Po śmierci mamy moja rodzina zastanawiała się co ze mną zrobić. Padł pomysł , żeby wysłać mnie do większego miasta na studia. Płatne oczywiście , bo z takim świadectwem maturalnym nikt by mnie na państwową uczelnie nie przyjął. Wybrałam ekonomię, mimo że nigdy nie byłam dobra z matematyki. Mój brat był w tamtym czasie dyrektorem w dużej firmie telekomunikacyjnej. Obiecał, że jak zaliczę pierwszy semestr , to zapłaci mi za drugi. Wtedy 2 tyś. zł było dla mnie kwotą z kosmosu. Dostałam rente po mamie - 970 zł i radź sobie.... Uczyłam się dniami i nocami, żeby nie myslec. Byłam sama jak palec, z niewyobrażalną dziurą w sercu. Zaliczyłam pierwszy semestr bardzo dobrze, mało brakowało mi do stypendium naukowego... I wtedy dostałam od życia kolejny cios- brat powiedział, że skoro jestem z dorosłym facetem, to dorosły facet niech za mnie zapłaci. Musiałam zrezygnować ... Ten dorosły facet to mój obecny partner , jestesmy ze soba prawie juz 10 lat ( z roczną przerwą) a z bratem nie utrzymuję kontaktu. Później była jeszcze jedna próba studiów, kolejna porażka... Nie miałam siły. Na nic. Wyłam z bólu emocjonalnego prawie kazdego dnia. Błagałam o pomoc, ale nikt ani nic nie mogło tego ukoić. Nawet teraz jak o tym piszę , płacze jak dziecko.We wrzesniu minie 8 lat. Ojciec sprzedał mieszkanie, kupił sobie kawalerkę... Od spadku po mamie poodliczał mi za wszystko co się dało... nie chciał mnie nawet zameldować. Pół roku po śmierci mamy znalazł sobie inna kobietę. Byłam wsciekla, chociaż teraz po latach wiem , że nikt nie chce być sam... W koncu trafiłam do psychiatry. Mysle, że gdybym nie zaczęła sie wtedy leczyć , nie byłoby mnie tutaj i nie pisałabym teraz tego wszystkiego. Leczyłam się lekami przez około rok... Postawiło mnie to na nogi. Ale w miedzyczasie zaliczyłam jeszcze totalną biede... Był taki moment , że razem z moim P. , żeby przeżyć musielismy jeść przeterminowany serek i sprzedawać złom... Nasz związek się rozpadł. Nie bylismy w stanie unieść tego wszystkiego... Wyjechałam do Holandii, On do Niemiec. Tam odżyłam... Miałam świetną pracę, gdzie zostałam doceniona. Nauczyłam się szybko angielskiego, miałam znajomych, imprezy.. Po roku czasu doszło do mnie, ze nie potrafie zyc bez tego człowieka. Pojechałam do niego na urlop i zostałam.... W skali od 0 do 10 czułam się na 7... Poczatki byly trudne, ale szybko stanelismy na nogi... Dorobilismy sie fajnego auta, mamy swietne mieszkanie... Mialam gorsze dni, czesto flaschbacki z koncowych dni mojej mamy... ale dało się to znieść. Czułam , że mam nad tym wszystkim kontrolę. Gdzieś z tyłu głowy miałam nawet myśli o dziecku... Trafiłam do pracy w magazynie i tak zaczęła sie kolejna trauma w moim życiu... W pierwszy dzien pracy stawiaja młodą, swieża , nic nie podejrzewającą dziewczynę przed jego "akwarium" (oszklone biuro)... Dają do pakowania jakies artykuły... Nawiązują się pierwsze rozmowy... Wtedy nadciaga on- chmura gradowa- twarz zupelnie pozbawiona emocji. Krzyczy!!!!!!!! ze nie wolno rozmawiac.. Po czym wraca do siebie do biura i obserwuje reakcje. Czasem rzuci jakims zartem, którego sens rozumie tylko on.. Ale wszyscy sie smieją, bo on jest tam szefem. Tak zazwyczaj wyglada pierwszy dzien pracy... Moj tez tak wygladal... Dla mnie ON byl niewyobrazalnie mily. Kolejne dni ... Kolejne proby kontaktu z jego strony. Czulam sie osaczona. Do momentu kiedy to dowiedzial sie , ze mieszkam z facetem. I tak mijaja pierwsze miesiace. On siedzi w biurze i obserwuje wnikliwie ... Wylawia "slabe"cechy kazdej z dziewczyn... Po jakims czasie pozwala sobie na pierwsze niby zarty... Pamietam jak podszedl do mnie i powiedzial: "Masz taka ładną buzie , ale przydałoby Ci sie zrzucic kilka kilo"... Nie wiem, kto dał mu takie prawo. Pozniej były jeszcze ciosy wymierzone w wyksztalcenie, w sytuacje materialna, rodzinną... w wiedzę ogólną... w cokolwiek... Jak zauwaza, ze wywołuje negatywne emocje - rzuca tylko " zartowałem" i szybko odchodzi... Ale slad w psychice pozostaje... Poza tym nie daje dojsc do slowa kiedy chce cos powiedziec... Odwraca glowe kiedy chce powiedziec mu "dzien dobry"... I przez wiele miesiecy traktuje jak powietrze... Któregos dnia spoznilam sie do pracy, kazal mi zostac godzine dłuzej, mimo że cała firma konczyla prace "normalnie"... Po czym odczekał 5 minut i wyslal po mnie dziewczynę, zeby powiedziec mi ze to był tylko zart... Poryczałam sie z bezsilnosci, bo moi znajomi pojechali juz , a ja musialabym czekac na pociag godzinę.Powiedzial , ze zawiezie mnie do domu... Powiedzialam , ze nie potrzebuje... Ale on sie uparl... Chcial wiedziec gdzie mieszkam... W tej firmie rotacja jest tak wielka, ze nie jestem w stanie wymienic imion wszystkich dziewczyn, które przez te 17 miesiecy przewinely się przez tą firmę. Obserwowałam jak wykancza wszystkie dziewczyny po kolei... Az w koncu dotarlo do mnie, ze jego kolejnym celem jestem ja... Bedac za granica, zaczynajac nowe zycie - czlowiek zastanawia sie komu mozna ufac, komu wierzyc ... a kto jest wrogiem. Ja zaprzyjaznilam sie z pewną dziewczyną... Zaczelam sie jej zwierzac, mowic o swoich planach...Chyba kazdy potrzebuje kogos takiego... Jakos pol roku temu odkryłam , że ona - ta wlasnie dziewczyna, która nie szczedziła gorzkich słow pod jego adresem , stała się jego kochanką. Poczulam sie zdradzona, oszukana... Okazuje się, ze ta oto dziewczyna nagle staje się moją przełożoną i wydaje mi rozkazy... i zupelnie mnie zaczela ignorowac. Nie bylam zazdrosna... Ale dzis wiem, ze ona byla tylko marionetką w jego rękach... Wiem , że opowiedziała mu o wszystkim... O tym jak mam w domu, jakie mam plany i co mysle o tym czy o tamtym. Poczułam się jakby ktoś zdarł ze mnie ubranie i wystawił na posmiewisko... Po tej "porazce" zaprzyjaznilam sie z dziewczyna, która wydawala mi się z zupelnie innej bajki... Po paru miesiacach moja kolezanka nr II stala sie moją szefowa, a stara została zdegradowana. Moze zbieg okolicznosci? Odniosłam wrażenie, że odsuwa ode mnie wszystkie znajome. Z kolezanką nr II wciąż się przyjaźnię. Okazała się naprawdę w porządku.... Ja mimo najwiekszych staran nigdy nie usłyszałam, że zrobilam cos dobrze. Dostałam "samodzielne" stanowisko, do którego sama opracowałam sobie system. Nie bede wdawac się w szczegóły, bo nie o to chodzi. Prawie dwa miesiace wykonywałam swoje zadania praktycznie bezbłędnie... Az w koncu któregos dnia , gdy kolezanka nr II miala swoj pierwszy, samodzielny dzien na wyzszym stopniu kariery... Mialam wrazenie, ze on tylko na to czekał. Zadzwonil do niej... Kazal zwrócic mi uwage, bo popelnilam najmniejszy, nic nie znaczacy blad... W kazdym razie - wiedzial ze mnie to zaboli... Gdy rozdawał wolne... Rozdawał wszystkim życzliwym mi osobom , tylko ja mialam przyjsc na kilka godzin. A najwazniejsze jest to ze od 17 miesiecy jako jedna z dwóch dziewczyn (które pracują najdłużej) z calej grupy pracowałam przez agencję pracy... Co nie dawało mi poczucia stabilizacji i ciagle obawiałam się o to czy za tydzien pojde do pracy czy nie... Dziwnym trafem slyszalam jak wszystkim w koło proponował kontrakt , tylko mi nie. Od kilku miesiecy w ogole ze mna nie rozmawial. Nie powiem , ze nie bylo mi to na reke... Ja jego tez traktowałam jak powietrze. Rozmawial ze wszystkimi tylko nie ze mną. Do mnie potrafil tylko podejsc i powiedziec, ze ktoras z dziewczyn robi cos perfekcyjnie... Ze nigdy nie popelnia bledów... A ja od jakiegos czasu nie uczylam sie niczego nowego... Zaczelam odnosic wrazenie, ze jestem tak beznadziejna , ze nikt nie daje mi mozliwosci wykazania sie, rozwoju... Zaczelam w to wierzyc. Taka atmosfera w pracy wywoluje wyscig szczurów. Mialam wrazenie, ze nikt nie moze ze mna rozmawiac... Ze wszyscy na mnie jakos dziwnie patrza... okazało się, że wiekszosc ludzi mysli, że ja mam swietny z nim kontakt. On stwarza w ich glowach jakąs chorą iluzję. To bylo jak MATRIX. Wykonczylo mnie to psychicznie. Az w koncu wyladowalam w szpitalu z kolejnym w moim życiu zalamaniem nerwowym. Nie jestem w stanie opisac wszystkich incydentów z calej mej kariery w tym miejscu... Obecnie jestem na zwolnieniu lekarskim. Wygrałam sprawę z moja agencja pracy o odszkodowanie i czekam na ostateczne rozwiazanie tej sprawy... Trafiłam do świetnego lekarza. Znów jestem na lekach psychotropowych i jestem zakwalifikowana na psychoterapie. Byłam już na pierwszym spotkaniu, od 11 wrzesnia zaczyna się ta własciwa... Mysle, że sama juz nie bylabym w stanie podniesc sie z tego wszystkiego....Mam wrażenie , że ta sytuacja z pracy zdarła strupy z rany po śmierci mojej mamy... Znów zaczynam żyć tamtymi chwilami... Potrzebuje pomocy, bo to wszystko jest ponad moje siły...
  9. Kochana moja mama zmarla prawie 8 lat temu...Mialam wtedy 19 lat. Chorowala na raka od 5 lat. Bylam przy niej jak odeszla... Tego nie zapomne do konca swoich dni. Tez w zyciu nie potrafie sobie poradzic... Jak jestes jeszcze na tym forum to sie odezwij. Bo pod calym Twoim ostatnim akapitem moge sie podpisac... Mam dokladnie tak samo jak Ty... Chetnie bym z Toba porozmawiala...
  10. Mam depresję. Brałam psychotropy ponad rok czasu: najpierw effectin, seronil w koncu setaloft. Od dwoch tygodni jestem wolna. Odstawilam leki. Czuję sie dobrze Byłam nawet na imprezei (po raz pierwszy od dwoch lat) i bawiłam się swietnie. Wiem ze mam to za soba. Jakos cztery dni temu mialam kryzys odstawienny. Dostałam ataku histerii z blahego powodu. Boje sie tylko tego ze to wroci.... Chciałabym zapytac osoby ktore odstawily leki czy przytyły podczas kuracji? Ile przytyły i kiedy zaczęła spadać waga? Pozdrawiam
  11. Hejka :) Mnie własnie stuknął rok odkąd lecze sie na depresję. Wczesniej bralam efectin (75 mg na dobe) w tej chwili biore setaloft (100 mg na dobe). Z obydwu jestem zadowolona (no moze z effectinu trochę mniej bo po nim przytylam ok 20 kg). Obecnie biorac setaloft czuję się bardzo dobrze i zaczynam miec nawet plany całkowitego odstawienia leku :) Udało mi sie zrzucic 5kg ale na tym waga sie zatrzymala. Kto z Was mial jeszcze taki problem? Czy myslicie ze po odstawieniu lekow uda mi sie zrzucic nadprogramowe kilogramy? Pozdrawiam [ Dodano: Dzisiaj o godz. 5:49 pm ] Nie przejmuj się objawy znikną. Ja przed setaloftem tez bralam seronil i przestal dzialac. Zmieniajac seronil na setaloft dostalam nawet ataku histerii, ale przetrzymalam i teraz po czterech misiacach brania setaloftu czuje się wspaniale :) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 5:49 pm ] Nie przejmuj się objawy znikną. Ja przed setaloftem tez bralam seronil i przestal dzialac. Zmieniajac seronil na setaloft dostalam nawet ataku histerii, ale przetrzymalam i teraz po czterech misiacach brania setaloftu czuje się wspaniale :)
  12. Biorę seronil od dwoch tygodni. Muszę powiedziec ze czuję się chyba nawet lepiej niz na effectinie. Tak jak ty mialam przerwac effectin i od razu wziac seronil.Przestawienie sie z effectinu na seronil trwalo zaledwie kilka dni. Trzeba to przetrzymac... Ja mialam w ciagu tych kilku dni zle dni, raz wpadlam w histerię, ale nestepnego dnia wyszło już słonce i teraz bardzo chwalę sobie seronil. Zmniejszyl mi się apetyt , ale na razie nie odnotowałam spadku masy ciała ;( . Powodzenia...
  13. Dwa tygodnie temu zmienilam effectin na seroni, bo przy effectinie strasznie utyłam ;/ Przytyłam w ciągu 6 miesięcy ok 15 kg i bałam się, że wpadnę z jednej skrajności (depresja) w drugą (bulimia) wiec lekarz zmienil mi leki. Zobaczymy co bedzie dalej... Czy ktos miał podobne "skutki uboczne"?
  14. Witam ponownie. W srodę mam kolejną wizytę u psychiatry. Będziemy decydować czy zwiększyć dawkę do 150 mg czy pozostanę przy 75 mg. Myślę, że będę chciała ją zwiększyć, ale obawiam się troszkę działań niepożądanych. W końcu to dawka o połowę większa. Z drugiej strony gdy zaczynałam kurację nie było tak źle. Miałam tylko krótkotrwale zawroty głowy, delikatne duszności, ziewanie, suchość w ustach i pobudzenie... Ale wszystko szybko minęło... No cóż ... Trzymajcie za mnie kciuki. :) Pozdrawiam :) Dzięki laven za odpowiedź.[/b]
  15. Witam, dzisiaj dolaczylam do tego forum więc przede wszystkim chcę się ze wszystkimi przywitac Mam depresję od conajmniej trzech lat (na chwile uśpioną Mocloxilem, przepisanym przez lekarza rodzinnego, który stwierdził, że mam stany depresyjne po smierci mamy) obecnie przy powtornym, a zarazem potężnym ataku depresji leczę się Efectinem 75 er. Leczenie tym lekiem trwa od trzech miesięcy. Jestem bardzo zadowolona z jego dzialania. Na poczatku ( po tygodniu zazywania) mialam 100 % poprawę stanu zdrowia, po miesiącu moje samopoczucie spadło do 90 %, a w tym miesiącu do 80 % ale utrzymuje się na tym poziomie. Czy to jest normalne? Pozdrawiam i trzymajcie się....
  16. Witam, Od trzech lat choruję na depresję a od trzech miesięcy leczę się psychiatrycznie, sama ją u sibie zdiagnozowałam. Wiem co czujesz , gdyż mi tez nikt nie wierzył i wmawiali mi, że jestem leniem ze sobie sama wmawiam chorobę bo tak jest wygodniej... Nikt tego nie zrozumie dopoki sam nie zachoruje i nie przekona się jak to jest... Doskonale Cię rozumiem i trzymam kciuki za Twoje leczenie. Musisz wytrwac ... Pozdrawiam.
×