Skocz do zawartości
Nerwica.com

momentintime

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez momentintime

  1. Wagary wagarami, też to robiłam, na szczęście udało mi się zmieścić w regulaminowych 51% obecności. Wiedziałam, że będę mieć dużo nieobecności, dlatego starałam się lepiej uczyć. Bo najgorsze co mogłabym zrobić to olać szkołę totalnie. A tak, może nie byłam częstym bywalcem, ale nie miałam też problemów z zagrożeniami w szkole. (Poza matmą, bo ten przedmiot to dla mnie czarna magia i choćbym uczyła się godzinami to nic nie rozumiałam). Ale udało się na te 2,5 zaliczyć Najważniejsze jest żeby nie zawalać samej nauki. Po latach jest to dla mnie łatwe. Teraz przyszły studia i pracuję nad tym, żeby na zajęciach okazywać wykładowcy zainteresowanie przedmiotem. Wtedy mam mniejsze obawy, że w razie większej liczby nieobecności zapamięta moją twarz i przy zaliczaniu poszczególnych tematów na konsultacjach będzie dla mnie łagodniejszy. Pamiętam jak dwa tygodnie przed zakończeniem szkoły, kiedy były już wystawione oceny, moja wychowawczyni stwierdziła, że nie usprawiedliwi mi godzin. Byłam przerażona, że przez to nie skończę szkoły. Dyrektora miałam normalnego, więc poszłam do niego żeby on mi usprawiedliwił (5 dni, przez które naprawdę byłam chora, jakiś sezon na grypę wtedy był). Poszłam z nim do szanownej pani Wychow. i powiedziała, że może mi to ostatecznie zaliczyć, ale nie mam co liczyć na dobre zachowanie. Szczerze? Chciałam jej powiedzieć, że mam w czterech literach jakie zachowanie mi wystawi, przecież w ostatniej klasie to do niczego się nie przydaje. Wtedy zaczęła mi wypominać, że powinnam przeprosić klasę, bo na apelach podsumowujących semestry mieliśmy niską frekwencję. (Jakby ich to w ogóle interesowało ) Wtedy odważyłam się powiedzieć jej wszyściutko jak ze mną było przez ostatnie lata, nie wiem czy zrozumiała, raczej w to wątpię. Powiedziała tylko, że cieszy się, że jej o tym powiedziałam. A ja byłam wkurzona na siebie, że płaszczę się przed tą babą. To było moje ostatnie spotkanie z nią. Widziałam ją tylko raz w zeszłym roku. Zdecydowanie wystarczy na wiele lat
  2. U mnie nauczyciele myśleli, że ściemniam, że to jest spowodowane moim lenistwem. Miałam takie przypuszczenie, że skoro są to nauczyciele to przynajmniej powinni ogarniać podstawowe problemy ludzkiego umysłu. Po tym jak wychowawczyni nie chciała mi usprawiedliwiać nieobecności: Bo nie są one spowodowane chorobą. Moja mama załatwiała u lekarza zwolnienia, tylko w taki sposób miałam szansę na skończenie średniej. Poczułam ogromną satysfakcję kiedy dowiedziałam się, że mam jeden z lepszych wyników z matury ustnej z polskiego i pisemną j. angielskiego. Pupilki klasowe zawaliły maturę, a ja nie. A próbowano mi wmówić, że jej nie zdam. Większość z klasy nie wzięła żadnego dodatkowego przedmiotu, ja postanowiłam dołożyć dwa. Pamiętam jak wychowawczyni próbowała się ze mnie nabijać, że po co to robię skoro sobie nie poradzę. Generalnie jestem osobą, która nauczyła się olewać to co mówi do mnie ktoś, kogo nigdy w życiu nie postawiłabym za swój autorytet. I tak było w tym przypadku. Mam swoją 'filozofię' i według niektórych jest to pójście na łatwiznę, dla mnie więcej czasu na życie i bycie sobą. Tym bardziej satysfakcjonująca była informacja, że zdałam maturę, a w lipcu kolejna, czyli dostatnie się na uniwerek, gdzie 3/4 "klasowych prymusów" się nie załapało. Niestety z powodu nerwicy nie dałam rady i po raz trzeci staram się skończyć studia.Obecnie z marnym skutkiem. Nigdy nie byłam prymusem w szkole. Może w podstawówce były piątki, ale z czasem zrozumiałam, że nie na tym polega nauka. Co mi da fakt, że mam średnią 5,0 w gimnazjum? Nic. Oprócz wyczytania na apelu, jakimś upominku zupełnie nic. Dlatego uczyłam się na tyle, żeby zdać. Jak widać wystarczyło :) Dopiero na studiach staram się uczyć jak najlepiej, zdobywać piątki, bo wiem, że dzięki temu mogę odciążyć finansowo rodziców. Mam nadzieję, że ten rok studiów będzie dla mnie z dnia na dzień lepszy, że w końcu będę mogła bez problemu pójść na każdy wykład, bo wbrew temu co często mówią, że wykład to nuda, ja z chęcią na taki pójdę.
  3. A próbowałaś trenować jakąś dyscyplinę sportu? W moim przypadku to pomaga.
  4. Mi pomaga muzyka, niby taka błahostka, a jednak. Jeśli jest to podróż dłuższa niż 30 minut to próbuję zasnąć, oczywiście nie zawsze można się "zmusić" do spania, ale wtedy zamykam oczy i poruszam wodze wyobraźni w pozytywnym kierunku. Układanie historyjek, myślenie o czymś co chciałabym osiągnąć (w moim przypadku sport), czasem to nie działa, ale najważniejsze żeby nie nakręcać się bardziej, łatwo mówić inaczej to osiągnąć. U mnie jeszcze działa myśl: Skoro w zeszłym tygodniu jechałaś kilkadziesiąt km pojawił się jakiś lęk, a przeżyłaś to masz 90% szans, że tym razem będzie tak samo. 10% to ta niewiadoma: może akurat będę jechać 22.12 i nadciągnie apokalipsa, o której kiedyś było głośno
  5. bodziec nr 1 http://www.youtube.com/watch?v=Ys629ROKYtI&noredirect=1 Jak to nie wystarczy to mogę użyć innych środków
  6. Pomijając oczywiste rzeczy, które bardzo mnie mówiąc ładnie wkurzają, to chyba nie ma dla mnie nic bardziej żałosnego jak osoby, które gdyby tylko chciały robiłyby wszystko. Ostatnio zamiast wkurzenia odczuwam żal w stosunku do osób, dla których największą tragedią jest to, że nie ma z kim pójść na imprezę, albo chłopak nie jest cały czas z nią tylko spotyka się z kolegami. Po prostu w takich momentach mam ochotę oblać ich zimną wodą. To chyba dzięki temu, że przyczepiła się do mnie nerwica mam inne spojrzenie na to co dzieje się wokoło i niespecjalnie "przeraża" mnie błahostka w stylu nie mam w co się ubrać, on mnie nie lubi etc.
  7. a) ataki w domu – o wiele bardziej wolę mieć je w swoim pomieszczeniu, bo mam pewność, że po godzinie, dwóch on na pewno odejdzie - oglądanie filmów – głównie te, które już kiedyś widziałam, zauważyłam, że najbardziej pomagają mi w „przeżyciu” ataków nastoletnie, czasem głupiutkie dramaty. Skoro działają to nie będę na siłę oglądać Forresta Gumpa ( który de facto jest jednym z moich ulubionych filmów) i na swoim komputerze mam małą biblioteczkę tego typu filmów - muzyka – nie jest to zwykły relaks przy muzyce, od dziecka chciałam śpiewać, tańczyć. Tego pierwszego jakkolwiek bym pragnęła nie mogę wykonywać, bo niestety talentu wokalnego nie mam, pozostaje mi tylko karaoke, taniec – przez moją odwieczną kompankę Nerwicę „musiałam” porzucić. Wracając do meritum, wkładam słuchawki i włączam coś co lubię i wyobrażam sobie, że to właśnie mój koncert. Bardzo mi pomaga takie zatracenie w mojej wyobraźni: tłumy szaleją, a ja o dziwo potrafię śpiewać - manicure – siostra charytatywnie zakłada tipsy, więc kiedy miałam ataki paniki zabierałam jej sprzęt do swojego pokoju, włączałam muzykę, albo jakiś film i malowałam swoje paznokcie na miliard sposobów - gadanie z nerwicą – mówię do niej żeby dziś spadała, bo mam ważniejsze sprawy i niech odwiedzi mnie w jakiś inny dzień. Mówię, że jest mi jej żal, bo nikt jej nie lubi, a ona na siłę wpycha się w czyjeś życie b) ataki poza miejscem zamieszkania – z nimi jest o tyle trudno, że nie potrafię za nic w świecie uspokoić się tak żeby przez dalszą część dnia funkcjonować. Oczywiście do momentu kiedy wrócę do domu, wtedy wszystko wraca do normy. Najczęściej ataki zdarzają mi się w środkach komunikacji miejskiej, a najgorszy jest przejazd przez zakorkowaną, ogromną krzyżówkę, most, albo długa trasa, na której nie można spotkać jakiegoś domku, sklepu itd. - tak jak poprzednio słuchanie muzyki - czytanie książek, chociaż bardziej uspokaja mnie czytanie mało wymagających gazet -wyobraźnia: wyobrażam sobie różne sytuacje np. wygrywam 10 milionów w Toto Lotku co z nimi zrobię, a żeby rozplanować taką kwotę potrzebne jest trochę „wyobraźniowego czasu ), jestem na gali i otrzymuję nagrodę w jakiejś kategorii, spotykam swojego ulubionego aktora, sportowca, muzyka i tak w myślach sobie gadam ( nie żebym słyszała głosy, czy widziała ludzi, których nie ma, po prostu mam więcej wyobraźni niż przeciętna osoba, tak mi się przynajmniej wydaje) - zauważyłam również, że podczas ataku uspokaja mnie jakkolwiek to zabrzmi skubanie skórek przy palcach, dziwne, ale czasem pomaga - surfuje po Internecie, głównie facebook, bo tam zawsze znajdzie się coś co zajmie Twoje myśli: a to ktoś coś komuś powiedział, pani XY ma kolejnego chłopaka etc. - liczenie od stu w dół – metoda stosowana w wielu przypadkach związanych ze sprawami psychologicznymi. Niby tylko liczenie, a jednak pomaga. Jeśli ktoś już wiele razy liczył i znudziło się mu, to może postawić poprzeczkę wyżej i odejmować, dodawać liczby, które akurat przyjdą na myśl
×