Skocz do zawartości
Nerwica.com

aboaterica

Użytkownik
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aboaterica

  1. To może jak mi się uda, to i ty uwierzysz w siebie ? ;-)
  2. Obawiam się porażki, ale chyba najbardziej boję się, że braknie mi siły do walki. Wiem, że małe niepowodzenie, potrafi powalić mnie na kolana. A w tej sprawie, jeśli się nie uda, to nie wiem czy się szybko podniosę (jeśli w ogóle). Boję się też, że pomimo moich starań, okaże się, że jednak to wszystko na nic, bo nie pasujemy do siebie, bo jesteśmy z innych światów itp. Bo przecież często się zdarza, że "Po ziemi gonimy marę, którą każdy nosi we własnym sercu i dopiero gdy stamtąd ucieknie, poznajemy, że to obłęd."
  3. Marshal2, może jakbym miała kilkanaście lat mniej, to bym tak zrobiła. Ale w mojej sytuacji, będę czekać na odpowiedni moment, na jakieś "przypadkowe" spotkanie, w końcu mamy wielu wspólnych znajomych. A jeśli to się nie uda, chyba pogodzę się z rzeczywistością, tłumacząc sobie wszystko zdaniem "tak miało być".
  4. Marsal2 Najgorsze jest to, że wiem, że powinnam sie do niego odezwać, pokazać, że on też mi nie jest obojętny. Wydaje mi sie, że on czekał na to dość długi czas, ale ja nie dawałam żadnego znaku. Wręcz przeciwnie, bo gdy spotkałam się z nim (on przyszedł do mnie do szkoły i zaprosił na wspólne wyjście), ja zachowywałam się w stosunku do niego ozięble, obojętnie. Nie moge pogodzić się z tym, że zmarnowałam, może jedyną szansę. Przez ten czas było kilku facetów, którym zależało na mnie, ale wszystkich odtrąciłam. Teraz nie mam nic.
  5. A ja nie jestem w niczym dobra. Nie umiem grać na gitarze, skrzypcach czy pianinie. Nie umiem nawet dobrze grać w karty. Zazdroszcze wielu ludziom, którzy są w czymś dobrzy. Miotam się pomiędzy różnymi zawodami, które mogłabym wykonywać, ale nie mam sprecyzowanych planów. Chyba ostatnio łapie się na tym, ze zaczynam sobie wmawiać, że coś mnie interesuje, tylko dlatego aby mieć jakiś punkt zaczepienia. Szukam czegoś, co pozwoli mi przestać myśleć o tym jaka jestem beznadziejna. Mam kilka koleżanek, bo przyjaciel to dla mnie zbyt mocne słowo. Ale czasami wolałabym zerwać z nimi wszelki kontakt, bo przy nich czuje się zawsze najgorsza. Czuje się jeszcze brzydsza, grubsza. A od dłuższego czasu kocham kogoś, ale przez własne kompleksy nie potrafię zrobić jakiegoś kroku do przodu. Stoję w miejscu, cofam się. Wiem, że on też coś do mnie czuje, że nie jestem mu obojętna, ale nadal jesteśmy osobno. To zabrzmi banalnie, ale nigdy nie spotkałam takiej osoby jak on. I mieszkam kilkanaście kilometrów od niego, w każdym momencie moge sie do niego odezwać, ale nie potrafię. Strach mnie paraliżuje. Nieśmiałość mnie paraliżuje. Kompleksy mnie paraliżują. A przez to nie umiem normalnie funkcjonować. Nie umiem myśleć o niczym innym, szukam miejsc, w których mogłabym go znaleźć, wyobrażam sobie nas i wiem, że jesteśmy dla siebie. Chyba czekam na cud...
×