Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nikita1982

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nikita1982

  1. Kurcze ja w samym twoim wpisie wyczuwam jakiś konflikt. Piszesz, że zdrowiejesz ale jednak musisz pogodzić się z chorobą. Rozumiem, że człowiek nie do końca musi być super zdrowy szczególnie w tej chorobie(mam zdiagnozowane to samo), ale zdrowienie i pogodzenie się z chorobą to do mnie nie przemawia.
  2. słońce i ładna pogoda-tylko i niestety, bo nastrój jest do du...
  3. To że siłuje się sama ze sobą i zapaliłam dzisiaj jednego tylko papierosa.
  4. Ja w dniu psychoterapii-przed- zastanawiam się o czym chce powiedzieć terapeutce, a-po-psychoterapii mam tak poruszone emocje, że czasami mam objawy np. trzęsę się jak galareta, ale to znaczy tylko tyle że poruszyła temat z którym muszę się skonfrontować. Fajnie, że chodzisz 3 razy w tygodniu, ale wydaje mi się że to jest bardzo bardzo intensywna terapia, ja chyba bym nie dala rady, bo muszę mieć czas i przestrzeń żeby zastanowić się nad tematami, które poruszyłam na terapii.
  5. A ja zdecydowałam się na psychoterapie kiedy stanęłam pod ścianą lęku, strachu i pytania "co dalej". Nie miałam już innego wyjścia, albo psychoterapia albo szpital. Wybrałam psychoterapie i powoli wracam do życia. Chociaż jestem zła na terapie bo pokazuje prawdę o sobie, to nigdy nie będę jej żałować. Wszyscy w około mi odradzali babranie się w psychice, ale ja po pierwsze nie miałam wyjścia po drugie wybrałam powrót "do domu"-czyli powrót do siebie.
  6. słońce październikowe i piosenka w radiu "Mimozami jesień się zaczyna"
  7. Ja chodzę na akupunkturę-mam silną nerwice i zaburzenia depresyjne.Bardzo dużo osób chodzi w moim mieście na akupunkturę-prowadzi ją lekarz nauk medycznych.Chodzę leczyć szumy uszne które wystąpiły po bardzo silnym lęku-ale czy się wylecze przez akupunkturę to nie jestem pewna.Jednak po takim sensie czuje sie rozluźniona.
  8. Wydaje mi się,że ten wątek na tym forum jest nie odpowiedni.Każdy kto ma nerwice powinien chociaż spróbować psychoterapii-skoro nie daje rady sam.Psychoterapia działa-ale tylko z odpowiednim psychoterapeutą czyli takim,który ma doswiadczenie w leczeniu takich stanów.Jeszcze pare miesiecy 4 miesiace temu miałam strasznie nasilone lęki i jakoś dzieki sobie (nie psychoterapii) wychodzę z tego, psychoterapeuta mi pomaga.Nie wiem czy mi sie uda,ale chociaż spróbowałam bo nie miałam juz zadnej wiary w to ze mój stan się polepszy.Chciałam dodać że też mam za sobą spotkania z zwykłym psychologiem,który praktycznie mi nie pomógł,ale naszczęście trafiłam do psychoterapeuty(prywatnie),który leczy w osrodku leczenia nerwic i narazie mi pomaga-a też nie wierzyłam że pomoże
  9. A jeśli ktoś zaliczy tzw."wpadkę" to co ma zrobić? Ja w ciąży czułam sie w miarę dobrze i nie brałam leków.Lęki wystąpiły na dwa tygodnie przed porodem i były związane właśnie z tym zdarzeniem.Nigdy nie zdecydowalabym się na usunięcie ciąży-miałabym chyba gorsza nerwice i depresję jaka mam teraz.Naprzyklad znana siatkarka Agata Mróz tez miała nie decydować sie na dziecko bo miała raka? Naprawdę nie ogarniam tego co piszecie.
  10. Jak można proponować aborcje-nie rozumiem.Ja mam nerwice i mimo to urodziłam-miałam cesarke z powodu właśnie nerwicy.
  11. Witam.Szukam osób które mają dużą nadzieję na wyjście z zaburzeń psychicznych-nerwica,depresja itd.Czemu szukam-bo mnie jej brak-nie umiem,nie potrafie dac jej sobie w takim cierpieniu jakie mnie spotkało.Jestem chora od 2008 roku-prawdopodobnie na nerwice (tak twierdzą lekarze) ja jednak sadze że to za mało powiedzine-ja mam jakieś naprawde duze problemy psychiczne.Opiszę Wam moja historię choroby-może ktoś mam podobne doswiadczenie i z tego wyszedł-bardzo bym chciała poznać osobę której się udało.Zachorowałam zaraz po moich zaręczynach-wkurzyłam się bardzo na mojego obecnego męża-moja wtedy złosc na niego siegneła zenitu-i to był mój gwóźdz do trumny-dostałam ataku paniki najpierw w domu póżniej w kościele-przy czym ten atak to pikuś w porównaniu z tym co jest obecnie.Znalazlam się w gabinecie u psychiatry,przepisał mi Paro-merc-brałam ten lek przez 1,5 roku wszystko wróciło do normy-funkcjonowałam normalnie jak każdy pracowałam,miałam znajomych,jeździłam na wakacje-normalne życie.Po 1,5 roku zdecydowałam się odstawić lek-mój lekarz psychiatra powiedział że najlepsza przy odstawieniu leku bedzie psychoterapia-więc poszłam byłam u psychoterapeutki moze ze 6 razy-miałam jeszcze wtedy na tyle silną psychikę że zdecydowałam że sama wyjde z leków i lęków-byłam poprostu nieświadoma tej choroby.Przeczytalam książke o mindfullnes "Życie piekna katastrofa" ta pozycja przyczyniła się do tego że wyzdrowiałam,praktykowałam uważność,relaksowałam się przy medytacji uważności.Cały rok 2010 żylam normalnie bez leku i moich lęków.Koszmar zaczoł się w 2011 roku i trwa do dziś-z tym że to dziś to jest cierpienie dla mnie przekraczajace wszytkie moje mozliwości.Na poczatku roku 2011 zdecydowałam się otworzyć sklep z ciuchami-wowczas odeszłam juz z mojej poprzedniej pracy (praca biurowa).Był to dla mnie stres-tym bardziej że tu zaszło jakieś nielogiczne moje rozumowanie-najpierw chciałam sklep otworzyć-a jak doszło do otwarcia chciałam go zamknąć-stwierdziłam ze nie dam rady i mi się poprostu nie chce(wtedy też nawiedziły mnie obsesyjne myśli typu:nie uda się ,nie dasz rady,wyśmieja cię,wogóle jak ten sklep wyglada nie tak jakbyś chciała itd itp.).zamknelam sklep w dwa miesiace po otwarciu w międzyczasie mój mąż dostal w nagrode od firmy wyjazd zagraniczny-wscieklam się strasznie.Po tych wydarzeniach nastąpił tak silny atak paniki że myslałam że schodze z tego świata-cały tydzień niespałam, trząsłam się,niewobrażalne wyczulenie na bodźce,oczy zamglone,pisk w uszach,napiecie ciała takie ze chciało mnie rozerwać.Mój mąż nie pojechał na wycieczkę-z mojego wzgledu.Nie wiedziałam czy mam śmiac się czy płakać.Po tym wydarzeniu juz nic nie było takie samo.Po takiej traumnie dostałam obsesyjnych myśli i zachowań kompulsyjnych.Trwały może ze 2 miesiace-też koszmar.zaczełam brać jednak lek antydepresyjny troche pomógł,ja wówczas też miałam jeszcze nadzieje że tak być nie może-tak się nie żyje.Zaczełam czytać ksiązki : jak wyjść z nerwicy ,zaczełam się relaksować,wizualizować,stosować afirmację,poszłam do psychologa na terapie (do psychologa nie psychoterapeuty) itd itp.Pomogło jak sie okazuje tylko na dziewięć miesięcy.W 2011 roku zaszłam w ciąże jeszcze bedąc na lekach antydepresyjnych (moje obsesje własnie dotyczyły tego że nie bede miała dziecka w takiej chorobie)-udało się zaszlam w ciaże i myslałam ze wszystko wróci do normy-dziekowałam Panu Bogu za to ze dał mi taką szanse.Myślałam ze dziecko wszystko zmieni-bardzo,bardzo sie pomyliłam.Te prawie dziewieć miesiecy przechodziłam bez leków w miarę normalnie-zdarzały sie ataki leku ale nie tak silne jak na poczatku 2011 roku.Na dwa tygodnie przed pójsciem do szpitala znowu to samo tak silny lęk przed pójsciem do szpitala i urodzeniem dziecka ze myslałam ze zwarjuje wszystkie-bardzo silne objawy tętno przez 2 tygonie to jakieś 170/100 puls ok.100.Nawet to ze miałam cesarskie ciecie nie pomogło uspokojić moich odczuć i myśli.Prosiłam tylko Boga zeby dziecko urodziło sie zdrowe a ja moge iść do ziemi-mnie było juz to obojętne.Szkoda tylko że do tej ziemi nie poszłam bo moje życie po urodzeniu dziecka to koszmar.Wiem że nie powinnam tego pisać-że moze grzesze tak myśląc-ale ja naprawdę straciłam już nadzieje.Ważne że urodziłam zdrowe dziecko (hym urodziłam-wyjeli mi je).Pobyt w szpitalu to był koszmar balam się że zamiast na porodówke wywioza mnie na odział psychiatryczny.Z dziewczynami w szpitalu wogóle nie rozmawiałam-chciałam jak najszybciej do domu.Myslałam ze w domu sie uspokoje ale nic z tego od 3 miesiecy żyje w ciagłym lęku i depresji.Nie karmie małego piersią bo moja psychika nie wytrzymała musiałam wziąść leki.Wypróbowałam chyba z 7 rodzajów leków.Zostałam narazie przy Ketrelu i Sertalnalinie plus psychotrop przy duzych objawach.Zaczełam też odrazu psychoterapie.Znalazłam sobie psychoterapeutke,która pracuje w poradni leczenia nerwic.Chodzę na terapie 2 razy w tygodniu.I tak nic mi juz nie pomaga.Straciłam wszystko a najgorsze jest to ze stracilam nadzieje.Wszystko mi ta choroba zabrała i wszystko zniszczyła-całe moje życie.Nie chce mi sie wstawać,nie chce mi się żyć,codziennie modle sie żebym sie juz nie obudziła.Nie wychodze z domu poza wizytami u psychologa i psychiatry.Wszystkiego się lękam i boje.Mam dość.Nie wierze juz w zadne terapie,leki,medytacje,afirmacje itd.Jestem teraz w takim stanie że nie wierze,ze z tej choroby sie wychodzi i to jest najgorsze.Chodze tylko do psychoterapeutki dlatego że mój mąż mi każe.leki biorę tylko dlatego zeby zmniejszyły moje cierpienie fizyczne.Psychicznie jestem wrakiem człowieka i nie wiem czy się z tego podniosę..............
×