Właściwie, to nie mam pojęcia, od czego zacząć i co właściwie tutaj robię. Cokolwiek bym nie napisała, poniekąd sądzę, że to będzie bezsensowne i bezwartościowe. Ja, taka jestem. Bezsensowna i bezwartościowa. Muszę jednak przyznać, iż pomimo braku jakiejkolwiek wartości, panicznie lękam się śmierci; niegdyś była mi obojętna, myśli o niej, pozwalały mi twierdzić, że może śmierć będzie moją wolnością. W końcu (możliwe, że to efekt licznych pobytów w szpitalu,z całkiem różnych przyczyn), doszłam do wniosku, że nie może ona być dla mnie żadną wolnością. Jedynie zyskanie jakiejkolwiek wartości sprawi, że poczuję się uwolniona. Od samej siebie. Ponieważ sama siebie zniszczyłam, potrafię to przyznać. Mam dziewiętnaście lat, a wiecie, czym się zajmuję? Oddycham, żywię się strachem. Śpię. Śpię nawet, gdy moje powieki nie są zamknięte; nie robię nic więcej. Wybrałam tą drogę, dla siebie.
Miałam kiedyś marzenia, ale wiecie, co? Mi nie wolno jest marzyć. Nie zasługuję na posiadanie marzeń. Ni tym bardziej, na ich spełnienie.
Czy wiecie, jak nazywano mnie w szpitalu? (nie, nie psychiatrycznym. Zwykłym). Nazwano mnie histeryczką; ale nie powiedziałam im, bo jakoś nie sądzę, by to cokolwiek zmieniło, ba, nie wierzę w to absolutnie. Nie powiedziałam, że bólu psychicznego mam na tyle dosyć, by nie potrafić znieść fizycznego.
Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe tego, że 'wygadam się', w jakimś temacie, co jakiś czas. Pomaga mi to. Uspokaja mnie. Codziennie obawiam się, że nie obudzę się następnego dnia. Pisząc to ^, poczułam się troszkę lepiej. No i mam również nadzieję na to, że nie uznacie mnie, za psychicznie chorą (właściwie nie wiem, czy jestem, czy nie), albo coś podobnego. Przepraszam :)
więc,
hej.