To chyba najlepsze miejsce do opowiedzenia mojej historii...
Zalogowałam się po to aby dać wam nadzieję. Co prawda moja przygoda z nerwicą była krótka, ale bardzo bolesna. Wszystko zaczęło się od tragicznej śmierci mojej mamy.cze-t35379.html Już 2 tygodznie po pogrzebie zamiast rozpaczać i tęsknić za nią skupiłam się całkowicie na sobie. Początkowe objawy takie jak kołatanie serca, kłucie w klatce – wizyta u kardiologa- okazało się, że mam niedomykalność zastawek (ma tak co 4 osoba) dla mnie dramat, co chwila duszno, zmęczenie wysiłkowe, przyspieszone tętno, wysokie ciśnienie, kłucia, zawroty itp.typowie objawy niewydolności serca. Oczywiście Wujek Google dolewał oliwy do ognia, stan nasilał się na tyle, że na wyjazdach (urlopach) ze strachu przed zemdleniem nie podnosiłam się z łóżka a jak już wstałam to człapałam niczym staruszka aby nie pobudzić serca, a ono pięknie mi odpowiadało dudnieniem w uszach i arytmią w którą wsłuchiwałam się całe bezsenne noce. Oczywiście przy takich lękach wyniki krwi też miałam nie najlepsze więc obawa przed śmiercią potęgowała się.
Potem Nagle zrozumiałam jak to jest mieć fobie (wcześniej bałam się tylko pająków) lęk wysokości, klaustrofobia, lęk przed tłumem i wyjazdami, nawet gdy widziałam osę bałam się, że przypadkiem ją połknę i się uduszę. Nie będę opisywać jak znajdowałam u siebie ziarnicę, białaczkę, hiv-a (!) i wiele innych chorób. Rakiem przełyku żołądka płuc (refluks+duszność)
Gdy pojawiły się ataki paniki (z zawrotami głowy, nadwzrocznością, drżeniem rąk i całego ciała) potem, osłabienie które w strachu przed zemdleniem nie pozwalało mi wsiąść do samochodu. Wytrzeymałam tak ok. roku aż postanowiłam coś z tym zrobić.Oczywiście przekonana że poza nerwicą mam jeszcze niewydolność serca i pewnie raka (zespół paranowotworowy objawia sie nerwicą -kolejna internetowa rewelacja) Poszłam do poleconego mi psychiatry, ta zapisała mi coaxil (nie chciałam mocniejszych leków)i wysłała na psychoterapię. Poleciła fantastyczną panią psycholog. Od tego momentu zaczełąm się zbierać. Rodzina już po pierwszej wizycie u psychologa zauważyła poprawę. Najtrudniej było uwierzyć, że wszystkie moje objawy spowodowanie są nerwicą. Pamiętam jak na pierwszej wizycie płacząc opowiadałam jak nieprawdopodobne wydaje mi się to, że ludzie żyją nie martwiąc się tym, że umrą, jak można się tym nie martwić??? Tutaj moja pani psycholog faktycznie stanęła na wysokości zadania, podobało mi się to że nie było tam zbędnego paplania tylko dostawałam zadania do wykonania, np. cwiczenie oddechów zmierzanie się z lękami itp. Po kilku wizytach domu dostałam płytę z treningiem relaksacyjnym Schultza (chyba tak to się pisze) i stopniowo, stopniowo wracałam do normy eliminując po jednym objawie. Dając sobie coraz to nowe wyzwania do pokonania (wyjazd w góry, rower, wysiłek fizyczny po którym o dziwo wciąż żyję
Teraz nie biorę już (od 6 miesięcy) żadnych leków, nawet ziołowych, wszystkie (naprawdę WSZYSTKIE) objawy dawno minęły. Kardiolog potwierdziła przyczyny nerwicowe objawów(wypadanie płatków mam dalej, ale nie jest ono groźne) Znowu jestem szcześliwa mam milion planów i marzeń. Jedyne czego jeszcze nie przełamałam to wyjazd zagraniczny dalej niż do Czech, ale to też bardziej z braku finansów niż lęku.
Z całego serca mogę wam polecić zajęcia z Jogi (najlepiej te relaksacyjne) jest to praktycznie to samo co trening relaksacyjny stosowany w psychoterapii (rozluźnianie partii mięśni i oddechy) i działą CUDA !!! Oczywiście zdaję sobię sprawę że moja przygoda z nerwicą była krótka, może wrócić, ale teraz wiem jak się jej nie dawać :) Należę teraz do tych ludzi którzy tym, że kiedyś umrą martwią się tylko troszeczkę