Skocz do zawartości
Nerwica.com

eve11

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eve11

  1. Witam... Może ktoś odpowie może nie, a może chociaż mi się lepiej zrobi przez sam fakt napisania tego. Generalnie mam załamkę. Mam wrażenie, że straciłam zaufanie do mojej terapeutki po 11 miesiącach wspólnej pracy. Jestem do niej agresywna i opryskliwa, nie wierzę jej i nie ufam. Stało się to po kilku jej tekstach do mnie, kiedy powiedziałam że przemyca mi w swoich wypowiedziach ukryte treści, że nie jest elastyczna w swoich poglądach, ze komunikaty które buduje nie dają mi możliwości otwarcia się tylko zamknięcia bo zostanę potępiona i zaraz sprowadzona na ziemie. Chodziło o mężczyzn, o relacje, związki itp. Nie wiem, ale czuję się strasznie...czuje sie zagubiona i bezradna. Nie wiem co z tym robić, nie wiem jakie prawa ma terapeuta, nie wiem jakie techniki stosuje, nic nie wiem. Mam tylko wierzyć że chce mojego dobra. Powiedziałabym ze to swego rodzaju przemoc psychiczna i wykorzystywanie swojej pozycji. Mozna wszystko powiedzieć i zrobić a i tak komentarz na moje ew wątpliwości będzie odrzucający to co czuje, co mowie, to mi sie tylko wydaje, ona nie miała nic takiego na myśli to jest we mnie. Jak się mam czuć i co myśleć kiedy słyszę, że wolałby żeby nie wchodziła teraz w żadne związki, że boi się że ktoś może mnie skrzywdzić. Czuje się jak debil na tych spotkaniach ostatnio, nawet nie chce mi się z nią gadać, omawiać tego co czuję teraz. Od 11 miesiecy słyszę tylko ze to tylko moje wyborazenie, ze ona nic takiego nie miała na myśli. Zaraz się okaże że każdy będzie mógł mi krzywdę zrobić ale to czy to będzie krzywda czy nie będzie tylko ode mnie zależało jak to zinterpretuje.
  2. eve11

    załamka

    Witam... Może ktoś odpowie może nie, a może chociaż mi się lepiej zrobi przez sam fakt napisania tego. Generalnie mam załamkę. Mam wrażenie, że straciłam zaufanie do mojej terapeutki po 11 miesiącach wspólnej pracy. Jestem do niej agresywna i opryskliwa, nie wierzę jej i nie ufam. Stało się to po kilku jej tekstach do mnie, kiedy powiedziałam że przemyca mi w swoich wypowiedziach ukryte treści, że nie jest elastyczna w swoich poglądach, ze komunikaty które buduje nie dają mi możliwości otwarcia się tylko zamknięcia bo zostanę potępiona i zaraz sprowadzona na ziemie. Chodziło o mężczyzn, o relacje, związki itp. Nie wiem, ale czuję się strasznie...czuje sie zagubiona i bezradna. Nie wiem co z tym robic, nie wiem jakie prawa ma terapeuta, nie wiem jakie techniki stosuje, nic nie wiem. Mam tylko wierzyć że chce mojego dobra. Powiedziałabym ze to swego rodzaju przemoc psychiczna i wykorzystywanie swojej pozycji. Mozna wszystko powiedzieć i zrobić a i tak komentarz na moje ew wątpliwości będzie odrzucający to co czuje, co mowie, to mi sie tylko wydaje, ona nie miala nic takiego na myśli to jest we mnie. Jak się mam czuć i co myśleć kiedy słyszę, że wolałby żeby nie wchodziła teraz w żadne związki, że boi się że ktoś może mnie skrzywdzić. Czuje się jak debil na tych spotkaniach ostatnio, nawet nie chce mi się z nią gadać, omawiać tego co czuję teraz. Od 11 miesiecy słyszę tylko ze to tylko moje wyborazenie, ze ona nic takiego nie miała na mysli. Zaraz się okaże że każdy będzie mogl mi krzywdę zrobić ale to czy to będzie krzywda czy nie będzie tylko ode mnie zależało jak to zinterpretuje.
  3. Nie poddawaj się i pracuj nad sobą ze swoją terapeutką. Zaufaj jej i temu co robi nawet jeśli czasem masz o niej najgorsze myśli. To wszystko ma cel i sens. Ja zaczynam właśnie 9 miesiąc terapii psychodynamicznej. I jestem pod wrażeniem zmian, które się we mnie dokonały. Było kilka takich kamieni milowych podczas tego czasu...i świętą prawdą jest- ŻE WTEDY KIEDY CZUJESZ SIĘ NAJGORZEJ I MASZ OCHOTĘ IŚĆ NA WAGARY A NIE DO GABINETU TERAPEUTY, ONA WŁAŚNIE WTEDY NAJWIĘCEJ DZIAŁA. Po prostu jak ja to nazywam, odczuwam nawet jakby fizycznie, że coś właśnie pękło, jakiś wrzód się rozlał a potem już go tylko trzeba wydalić. Życzę Ci żebyś miał jak najwięcej takich momentów bo kiedy one już nastąpią...będzie już lepiej. Na jednym z ostatnich spotkań miałam sytuację, kiedy terapeutka chyba wyczuła mój stan i storpedowała mnie serią pytań...dosłownie storpedowała. I najlepsze to to, że waliła prosto w środek, a ja nie miałam już żądnego pancerza na sobie, żadnej osłony, tarczy. Czułam się bezbronna i bez sił, jakby mnie ktoś przez kosiarkę przemielił, nie miałam siły się bronić, odpowiadać, złożyć jakiegokolwiek sensownego zdania. Prawie zaczęło mi się w głowie kołować i prawie odruchy wymiotne. Chciałam uciec jak najszybciej stamtąd. Cały tydzien był do kitu a Na następne spotkanie oczywiście nie chciałam iść, ale poszłam...i będę chodzić Miałam także wcześniej takie myśli żeby się pociąc, bo chciałam wypluc tego wrzoda z siebie, żeby gdzieś wypłynął, chciałam poczuć ból, chciałam się ukarać. Sama siebie siebie się przestraszyłam. Terapeutka mi tego nie powiedziała, ale w książce wyczytałam, że to podobno oznaka że terapia idzie w dobrym kierunki. Także otwórz się na różne doświadczenia i wiedz że wszystko to co się z Tobą dzieje jest normalne.
  4. Ja właśnie zaczynam 8 miesiąc terapii psychodynamicznej. Też mam zaburzenia osobowości. Przyszłam na terapię naprawdę w ciężkim stanie. I już po 10 spotkaniu nastąpiła jakaś poprawa. Terapeutka sama zauważyła po moim wyglądzie - twarz miała mimikę, inaczej mówiłam, poczułam się lżejsza. I to był dla mnie znak, że to działa, że ma sens...takich momentów podczas terapii kiedy psychicznie i fizycznie coś we mnie pękło a ja poczułam sie lżejsza, rozluźniona było jeszcze 5 (podczas tych 8 miesiecy), ale każdy z tych momentów był poprzedzony orką samej siebie, męczarnią. Ale kiedy widzisz że coś pęka choć boli to łatwiej dalej pracować nad sobą. Ale prawda tez taka ze im wiecej peka tym wiecej odkrywam ile bagna i wrzodow we mnie jest ktorych bym sie chciala pozbyc, wypluc. Ciekawe doswiadczenie, meczace ale ciekawe -- 28 cze 2012, 16:43 -- Miałam ten sam problem a moze nadal mam ale mniejszy juz - czulam jakby moja terapeutka probowala zmusic mnie do jakiejs zmianyoceny rodzicow, do zanizania ich czynow itp. ale sie nie dalam. Wiem ze na pewno wierzyla w to co robi i tak czy inaczej osignela swoje chyba albo ja - bo w koncu ja zaczelam sie bronic i powiedzialam ze sie nie zgadzam na takei cos, na jej terapeutyczne teksty o wybaczaniu. Chciałam zeby moja krzywda w koncu zostala uznana, uslyszana od samego poczatku do samego konca. Taka jaka byla, tak jak ja czulam, bez zaslon dymnych, pudrowania i zwalania na blad percepcji. I wtedy za ktoryms razem powiedziala ze podobno sie mowi - ZE WYBACZANIE DO DOMENA BOGOW. I to mnie uspokoilo. Bo nie pozwolilam jej na kwestionowanie mojej krzywydy (obojetnie jaki miala w tym cel). I od teraz moge pracowac jakby nad wybaczeniem/odcieciem sie psychicznym od nich. Malo tego, jesli bedziemy pozwalac sobie na takie kwestionowanie naszych krzywd nigdy nie bedziem potrafili przeciwstawic sie takiemu tratowaniu w zyciu. Zawsze znajdzie sie jakies wytlumaczenie na to ze ktos nas skrzywdzil a my nie bedziemy reagowac no bo w koncu nikt nie jest idealny i trzeba wybaczac.
  5. Wiecie do czego doszłam w ostatnim czasie z tym narcyzem, przynajmniej odnośnie mojej osoby...to że ja się czuję wyjątkowa i ponadprzeciętna to nic nadzwyczajnego i nadprogramowego. Co mi też na terapii uświadomiła moja terapeutka na swój własny i zawaulowany sposób Po prostu myśli, które mam, wątpliwości, postawy, zachowania itp. ma każdy...tylko, że ja im nadaję jakiejś ponadprzeciętnej wartości. Gdybym była "zdrową", ustabilizowaną osobą, której granice nigdy nie zostały przekroczone potrafiłabym w sposób naturalny, niekontrolowany egzekwować swoje prawa. A że u mnie przez wiele lat była uległość, to jak się przebudziłam z letargu i zaczęłam sięgać po swoje...to zamieniło się to w agresywną w walkę z całym złem tego świata. Z uległości przeszłam na agresywność, pomijając stan asertywności. I swoje osiągałam, ale traciłam nie potrzebnie dużo energii.
  6. Stonka, czemu Ci pomaga terapia? miałaś jakieś momenty przełomowe na terapii? Pracujesz nad sobą? Próbujesz widzieć w życiu te zmiany, które zachodzą w Tobie? Oczywiście nie wiem jaką masz przeszłość i nie mi to oceniać, ale ja mogę napisać że mi terapia pomaga...chodzę na nią teraz 7 miesiąc, raz w tygodniu, indywidualnie na psychodynamiczną. Oczywiście moja terapeutka mnie wkurza i momentami jej nie lubię, ale wiadomo dlaczego..więc wszystko w normie. I miałam kilka takich momentów dokładnie 3, po których za każdym razem coś pękało we mnie, jakby wrzód, zbroja..czułam się źle i wyczerpana po tych sytuacjach...ale się okazywało, że to były właśnie takie kamienie milowe w tej terapii...bo potem juź było lepiej...i to na długo...po 5-6 m mój stan się wyrównał, ustabilizował, i można ze mną teraz pracować bardziej
  7. Etien, ile chodziłaś na tą terapię? przerwałaś ją czy dotrwałaś do końca? zamieniłaś na coś innego? U mnie Z tą zmianą terapii, to raczej nie jest takie proste. Chodzę bowiem na NFZ 1x w tyg. więc mam duże szczęście. Dwa może się mylę, ale nie chcę się też zachowywać jak naburmuszony bachor, któremu nikt i nic nie pasuje i w innych tylko upatruje winy itp. I rzuca coś jak mu nie pasuje i bierze się za nowe. Tym bardziej, że oprócz tego że mnie czasem wkurza ona, nie rozumiem jej i mam wrażenie że ona mnie nie rozumie...to jednak czuję się lepiej po tych 6 miesiącach i czasem jest fajnie, choć nadal jest dystans i nie czuję wielkiej więzi z nią. Ale może ona odbija tylko to co ja daje do terapii, a jestem raczej nieufna do ludzi, zamknięta, powściągliwa. Zresztą parę jej chłodnych zachowań i tekstów szybko mnie sprowadziło na ziemie, więc nie spodziewam się między nami jakiejś przyjaźni.
  8. Witam ponownie i dziękuję za odpowiedź Zdaję sobie sprawę, że z tekstu trudno obiektywie ocenić daną sytuację. Z tą zmianą terapii, to raczej nie jest takie proste. Chodzę bowiem na NFZ 1x w tyg. więc mam duże szczęście. Dwa może się mylę, ale nie chcę się też zachowywać jak naburmuszony bachor, któremu nikt i nic nie pasuje i w innych tylko upatruje winy itp. I rzuca coś jak mu nie pasuje i bierze się za nowe. Tym bardziej, że oprócz tego że mnie czasem wkurza ona, nie rozumiem jej i mam wrażenie że ona mnie nie rozumie...to jednak czuję się lepiej po tych 6 miesiącach i czasem jest fajnie, choć nadal jest dystans i nie czuję wielkiej więzi z nią. Ale może ona odbija tylko to co ja daje do terapii, a jestem raczej nieufna do ludzi, zamknięta, powściągliwa... Jedno co mnie martwi to na pewno to, że ja po prostu nie wiem jak powinna wyglądać w miarę możliwości najlepsze terapia, choćby w tym nurcie psychodynamicznym. Abym mogła porównać, ocenić, zobaczyć co mi pasuje a co nie, jakie są standardy, metody, techniki, co jest normalne a co już jest na granicy normalności. Może dla mojej terapeutki wszystko jest ok i jest pod kontrolą i ona wie że robi wszystko jak należy, bo ma jakieś doświadczenie już...dla mnie to zupełna nowość. Stąd moje obawy i te posty u Was Odnośnie tych feedbacków i atakowania mnie, to coś w tym jest. I na ten temat nawet dzisiaj rozmawiałam. I myślę, że przynajmniej czasem wina leży na pewno po mojej stronie. Powiedziała mi dzisiaj, że ja potrafię automatycznie przepuścić atak/odpowiedź, albo czasem nawet chcę ją uprzedzić i pierwsza ją atakuję, że odbieram ją tak jakby mi chciała tylko dowalić, a to nie jest jej celem wcale. I pewnie kobitka ma rację...tylko ja nie pojmuje dlaczego ja odbieram jej słowa w taki sposób w takim razie...a naprawdę czasami wbrew temu co ona mówi czuję się atakowana przez nią. I pytanie czy to są jedne z jej technik czy to jej cechy osobowości czy błędy w budowaniu feedbacków. a może chodzi o to, żę ona próbuje mnie wzmocnić takim atakowaniem, żebym ćwiczyła asertywność swoją, żeby podobne słowa od innych usłyszane nie wpływały na moją samoocenę, żebym się nie alienowała od ludzi właśnie w obawie przed atakiem, żebym miała poczucie swojej wartości niezaleźnie od mojej obecnej przejściowej sytuacji, żebym potrafiła się bronić i swoich granic? Pozdrawiam
  9. Dziękuję za odpowiedź tak szybką :0 jeśli mogę w takim razie miałabym jeszcze jedną myśl/spostrzeżenie/pytanie. Mam wyrzuty sumienia po takich feedbackach z jej strony, bo szukam winy w sobie. Że nie w pełni wykorzystuje terapię, że może arogancja przeze mnie przemawia i że nie traktuje mojej terapeutki poważnie, że to może moja wina a nie jej, że jej do siebie nie dopuszczam. Ale z drugiej strony, ja widzę poprawę w swoim zachowaniu, reakcjach czy sposobie myślenia i dzisiaj jej to powiedziałam, że nie zgadzam się jej opinią. Ale ja też nie wiem, ile i co do tej pory powinnam wynieść z tej terapii, a często słyszę że nie wykorzystuje tego co ona mi daje. Nie wiem jaka jest odpowiedzialność jej a jaka moja. Bo cały czas słyszę tylko o mojej odpowiedzialności, ile wniosę na terapię tyle wyniosę. Dzisiaj np. mówiłam o mojej oziębłej reakcji w stosunku do mojego chłopaka na wieść że jego siostra jest w szpitalu, że nie dałam mu się zmanipulować reakcją wyjścia z pokoju itp. Po czym widzę, że moja terapeutka np. trzyma się brzuch i się coś lekko krzywi, parę razy. Chciałam się zapytać czy dobrze się czuje. Ale nie zrobiłam. Ale Nie dlatego akurat, że jestem zimna albo nie chciałam się dać niby zmanipulować, ale dlatego że terapia psychodynamiczna ma tyle obostrzeń że aż rzygnąć można. Kiedyś jak się jej zapytałam czy płakała, to usłyszałam od razu jakiś wykład i chłód terapeutyczny aby tylko nie przekroczyć ram terapii psychodynamicznej. Więc teraz nie reaguje na jej zachowania i skupiam się na sobie. Ja naprawdę chce czerpać jak najwięcej, ale chcę też myśleć samodzielenie. Mam się uczyć niby dobrych reakcji na dane sytuacje a drugiej strony nawet jak zareaguje to dostaje po głowie. więc mam gdzieś jej samopoczucie... -- 03 kwi 2012, 22:24 -- samo parę razy jej powiedziałam że poruszam się na tej terapii jak we mgle, gdzie ona potem sama to przywołała, ale nie dostaje wskazówek co mam zrobić w takim razie żeby tak nie było. bo nie rozumiem jej naprawdę, niby terapia ma być odzwierciedleniem sytuacji na zew, możliwością przetestowania pewnych zachowań, ale jednoczesnie terapia psychoodynamiczna jest w moim odczuciu bardzo skostniała w takim razie. Mam problemy z arestywnościa bo albo uległośc albo agresja, ale jak grzecznie mówie ze nie musze wszytskiego przyjmować co Pani mi daje, proponuje to słyszę że nie biorę tego co ona mi daje. Jej chęci pomocy. Na zew tez wiele osób może mi mówić ze chce mojego dobra i mna manipulować jednoczesnie, wykorzystywac swiadomie albo nieswiadomie, a mi w glowie zostaje ze ja nie wykorzystuje terapii i mam wyrzuty sumienia. Wkurza mnie ta gra, te rebusy i kalambury, bo tak odbieram terapie.
  10. Witam Ktoś pomoże? ;> Jestem dzisiaj po spotkaniu u psychoterapeutki (t.psychodynamiczna, prawie 6 miesięcy, 1xw tyg.). No i dzisiaj usłyszałam, że ja martwi to że ja się dobrze czuję, że psychoterapia nie służy relaksowi a ja po spotkaniu powinnam się źle czuć. No i zgłupiałam, bo teraz rzeczywiście źle się czuję po takim feedbacku z jej strony. Pomijam kwestię, że z jakieś 10 dni wcześniej płakałam przez 3 dni i miałam poraz pierwszy myśli autoagresywne, które mnie przeraźiły. (ale to wynik nie spotkania podczas terapii tylko pewnego wydarzenia u mnie w życiu, gdzie poraz kolejny coś nie wyszło...seria nieudanych rzeczy, która mnie min doprowadziła na terapię, tylko że tym razem sobie odpuściłam, skoro życie tak mi się układa to na siłę nic nie zrobię, coś co jeszcze do niedawna wierzyłam, tylko kosztowało mnie zdrowie). Ale po tych 3 dniach jak ręką odjął, dałam upust swoim uczuciom i żyję dalej...to w końcu nie chorobą ani śmierć. Zresztą nie mam siły i energii na takie akcje co tydz. bo padnę. I bądź mądry i pisz wiersze i wiedz co masz robić kiedy wszystko do tego jest owiane tajemnicą ze strony terapeuty. Pozdrawiam
  11. Witam... Mam takie myśli i pytanka - chodzę na terapię psychodynamiczną od prawie 6 miesięcy, raz w tyg. na NFZ. Zauważam sporą różnicę już we mnie. Moja terapeutka w przeciwieństwie do tego co zazwyczaj czytam, parę razy zasugerowała a nawet powiedziała wprost na jakie zaburzenia osobowości cierpię. Ale zrobiła to tylko dlatego, że ja po pierwsze nigdy nie pytałam jej co mi jest, dwa jak kiedyś od słowa do slowa wyszło o narcyzmie, zapytała jak się czuję z taką diagnozą, zobaczyła że mnie to nie przeraża i nie wpływa na terapię, więc zaczęła bardziej sie otwierać, pod co moje konkretne zachowania mogą podlegać. Zresztą sama jej powiedziałam, że rozpoznaję w sobie kilka osobowości. No i wyszło póki co, że: o.symbiotyczna, narcyzm, masochizm, agresja. Może coś pominęłam na ten moment. I w czym jest mój problem? nie w tych nazwach, tylko w tym że ja się gubię czasem podczas tych spotkań. W takim sensie, że tematy psychologii nie są mi obce, studiowałam pokrewny kierunek, dwa w świecie rzeczywistym mam alergię na jakąkolwiek formę manipulacji mną. Wyczuwam i demaskuję to na odległość. Lubię jasne i klarowne sytuacje bez owijania w bawełnę. Natomiast na terapii czasem się czuję jakbym musiała odszyfrowywać rebusy. Czasem nie wiem, jaka reakcja jaki tekst powinnam powiedzieć. Cokolwiek bym nie powiedziała i nie zachowała się jakoś to będzie skomentowane, pod coś podciągnięte np. płacze - robię z siebie ofiarę, na tekst że jestem agresywna i masochistyczna reaguje śmiechem, usłyszałam że to taka moja maska-a podobno reagowanie śmiechem to dojrzała forma odreagowywania stresu czy rozładowywania ciężkiej atmosfery?!, jeśli nie wpadam w furię i tłumię emocje w sobie to słyszę że cały czas chcę kontrolować przebieg terapii. Ale w tym wszystkim nigdy nie słyszę jak dokładnie powinnam się zachować i wiem że nigdy tego nie usłyszę. Zaczynam już głupieć w tym, co jest właściwe a co nie i co powinnam. Druga rzecz to ta, że czasem czuję się jak taka laleczka w która wbija się szpilki z różnych stron w różnym czasie. Mam na myśli, że działa się na różne moje zaburzenia wyżej wymienione. I tak np. mam problemy z asertywnością, która zamienia się w agresję. I słyszę np. że nie daje sobie pomóc, odrzucam pomoc, nie wykorzystuje terapii, tego szczęścia które mam. Ale z drugiej strony kiedy mówię, spokojnie że nie muszę wszystkiego przyjmować tak od razu, bezkrytycznie tylko dlatego że Pani tak mówi. To chyba z kolei zdaję test na asertywność I teraz jak czerpać z tej terapii jak najwięcej? mam wyrzuty sumienia i zastanawiam się jak przyjąć pomoc a jednocześnie zachować siebie. Po to tam jestem przecież, bo jednak coś ze mną nie tak, i poszłam po pomoc i nauczyć się czegoś ale z drugiej strony nikt nigdy nie mówi na co teraz działamy, na jaki defekt osobowości ani jaka powinna być właściwa pomoc. Trudno jest mi tak po prostu wszystko przyjąć co moja terapeutka mi daje, choć może ma rację i szczere chęci... Po raz kolejny upomniała się, że nie nawiązuje z nią kontaktu wzrokowego. Ale mi jest trudno z nią nawiązać kontakt. To nie jest dla mnie spotkanie przy kawie. Oczekuje ode mnie szczerości, ale to ja jestem ciągle obserwowana przez nią, oceniana,i to ja tylko o sobie mówię, otwieram się przed nią i nie gram. Trudno jest mi się do końca przed nią otworzyć, a kontakt wzrokowy byłby chyba właśnie takim czymś, skoro wiem że ona nie jest ze mną szczerą i na swój sposób bawi się mną. To nie jest naturalna relacja a ode mnie oczekuje szczerości. ehhhh. Zadaje mi pytania typu, co by Pani chciała na dzisiaj ode mnie? a ja głupieje! co mam jej powiedzieć, skoro i tak na moje postawione pytanie usłyszę: a wg pani jak powinno być? itp. wiec po co ta cala szopka. Zazwyczaj mówię, że nic nie chce, albo nie wiem. Poproszę o coś to będzie że jestem zależna, nie jestem samowystarczalna, nie poproszę to z kolei podejdzie pod narcyzm. O cokolwiek bym nie poprosiła będzie pod coś zaklasyfikowane a ja będę się czuła jak czubek, tak jak w życiu. więc o nic nie proszę i wolę liczyć na siebie. Wkurza mnie to udawanie przyjaciółki która powtarza ze nie chce przyjąć jej pomocy a jednocześnie to ciągłe pilnowanie się jej i bycie terapeutką. Czy ktoś rozumie to co ja czuje i jest w stanie w jakikolwiek sposób pomóc?
  12. hej... Ja niby jestem narcyzem, ale to o czym wy piszecie czyli o fizyczności jest mi zupełnie obce. Przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście facet musi mi się podobać, ale to nie oznacza że każdy z nich był ucieleśnieniem Apollo, absolutnie tak nie było. Dwa dbam o siebie i chciałabym żeby facet też o sobie dbał. Otyły facet nie ma szans u mnie, ale to nie oznacza że jakaś nadwaga czy mankament urody by go skreśił u mnie. Inie tyle otyłość byłaby dla mnie problemem to to co się za tym kryje i jakie niesie konsekwencje. A odnośnie emocji to mam podobnie generlanie. Beton jest we mnie ale pracuje nad tym.
  13. Podobno ja mam osobowość narcystyczną - chodzę na psychoterapię indywidualną w nurcie psychodynamicznym. Mogę w czymś pomóc?
  14. .Zachęcam też do wzięcia udziału w dyskusji ,dlaczego ludzie boją się chodzić do psychologa. Jeśli mogę spytać na łamach tego wątku.Piszecie o wielu psychologach ,że sparzyliście się bardzo i potem rodziły się problemy z pójściem dalej w stronę wyleczenia.Co w Was u psychologów najbardziej odpychało,zrażało,powodowało że "mieliście po prostu dość" Witam... Jestem na terapii psychodynamicznej, chodzę raz w tygodniu, teraz chyba będzie to moja 15 wizyta. Napiszę na przykładach co mnie drażni/drażniło: - Pani nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje życie (hmmmmm, cokolwiek ma na myśli...dwa tekst który słychać na wielu terapiach, jakbym była jednym z wielu produktów na taśmie w fabryce); - szuka Pani współczucia, użala się nad sobą i robi z siebie ofiarę (ciekawy tekst, tym bardziej że min mam właśnie pracować nad otwarciem się i zaufaniem do innej osoby, tego że to nie wstyd czuć się czasem słabym i sobie popłakać itp.) - jest Pani wartościową osobą niezależnie od okoliczności życia (jakbym słuchała jakiegoś kaznodziei i żyła w Bieszczadach a nie w XXI wieku w mieście); - na wszystko w życiu mamy wpływ, wszystko od nas zależy (uważam, że tego typu teksty są pierwszym krokiem żeby wprowadzić kogoś w kompleksy i frustrację, filozofia sekretu i wielu książek typu jak odnieść sukces 10 dni, przeczy to ten tekst trochę w moim doświadczeniem i wykształceniem - socjologia).
×