Skocz do zawartości
Nerwica.com

ifa

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ifa

  1. dlaczego pozwoliłes na to az tylu osobom? ja wiem co pisze, ale skad ty wziales taka interpretacje?
  2. nie rozumiem skad wyciagnales taki wniosek i jak dla mnie jest on bez zwiazku z moja wypowiedzia rozumiem natomiast jedno: jakas kobieta niezle zalazla ci za skore i nadal tam siedzi...
  3. piszac ze nie dla wszystkich priorytetem jest jakosc zycia wewnetrznego mialam na mysli takie przypadki jak ty, nie siebie, bo to ty zdaje sie pisales o akceptacji tego co i jak jest a moze sam masz schizofrenie? w jednych tematach sie buntujesz i kipisz cynizmem nad swoim losem, a w innych piszesz o koniecznosci zaakceptowania tego co nam sie przydarza...
  4. i jak chcesz to osiagnac nie zajmujac sie swoim wnetrzem?
  5. a co dla Ciebie znaczy 'normalne zycie'? nie jestem terapeuta zeby podawac konkretne rozwiazania...co wiecej, jakos nie wierze w konkrety w kwestii ludzkiej psychiki, to nie matematyka poza tym jakos sobie nie przypominam, zebym gdziekolwiek mowila o przeskakiwaniu ptsd bez urazy, ale obejde sie, poklasku nie szukam
  6. to powodzenia tym ktorzy sie godza na takie zycie, nie dla wszystkich priorytetem jest jakosc zycia wewnetrznego...
  7. tak nie chyba tylko na pewno to moze okazac sie droga na cale zycie, ale ja to wlasnie uczynilam celem swojego zycia przykre, bo zamiast sie rozwijac, trzeba sie naprawiac, ale dla mnie do przodu mozna isc tylko wtedy, kiedy z tyłu wszystko jest wyprostowane...
  8. to dlatego ze wracamy tam po to, by sie nad soba uzalac, ale to nie po to powinno sie tam wracac, tylko po to by zmienic nasze reakcje na dana sytuacje... ja nie chce znajdowac sobie odpowiedniego zajecia, bo ja nie zamierzam zapomniec... i tu wlasnie sama udzerzylas w sedno sprawy, z nikim ani nigdzie sie nie ucieknie, jedyna droga do wolnosci to powrot i zmiana spojrzenie na dana sytuacje, dla mnie zapomniec i zyc dalej wpedzajac sie w jakies zajecia i nimi zabijajac mysli to porzucanie prawdziwego siebie i napedzanie sobie w przyszlosci chorob psychosomatycznych niestety gro psychiatrow tego nie rozumie, brak im wrazliwosci, cierpliwosci, powolania, sami nie sa zorganizowani na odpowiednio wysokim poziomie,a moze sa po prostu zazdrosni ze ktos ma wieksza intuicje niz oni sami wielce przeciez wyksztalceni w tym kierunku...
  9. przeciez tego co bylo nie mozna odciac jak kwitka, to i tak w nas jest i albo to zepchniemy gleboko i pozwolimy w sobie gnic, albo sie tym zajmiemy, to przykre i trudne do zaakceptowania, ze nie wszyscy maja zycie po to by sie beztrosko nim cieszyc i sie rozwijac, niektorzy musza w sobie grzebac, bo brak im podwalin pod rozwoj, ja nie jestem w stanie zaakceptowac tego co we mnie, czuje sie z tym jak kupa, nie wyobrazam sobie zapomniec i isc dalej ja mialam juz wiele 'zajec' by zapominiec, u mnie to sie nie sprawdza, to nie jest rozwiazanie a kwestia dorosniecia, coz jak ktos za szybko musi wydoroslec to potem tak to sie konczy, zalem i rozpacza, ze obdarto go z dziecinstwa a odpowiedzialnosc, jak wokol nie bylo odpowiedzialnych ludzi to dlaczego nagle ja mam byc odpowiedzialna? nie jestem herosem i brzydze sie herostwem i mestwem...
  10. ja tez od swoich problemow, sytuacji rodzinnej i zyciowej uciekalam w nauke i oj uwierz mi, jak sie czlowiek zapedzi to tylko w ksiazkach siedzi i juz swiata poza nimi nie ma, nie z zainteresowania ale dlatego ze to dobrze wyłącza i tylko po głowie biegają wyrazy z ksiazek a nie z rzeczywistosci, to jak uciec w narkotyki albo alkohol tyle ze w ksiazki... tez w dziecinstwie mialam wypadek, ktory oszpecil mi twarz, uderzylam glowa a raczej twarza w ziemie z impetem, od tamtej pory boje sie ze zapomne jak sie oddycha, czasem mam takie napady, ze wiotczeje mi jezyk, krtan i nie moge oddychac jakbym zapomniala jak to sie robi albo tracila władze nad ukladem oddechowym, nie wiem czy to stres i depresja, z ktorych powodu nieprzerwanie cierpie, czy rzeczywiscie cos mam uszkodzone ja tez nikogo nie mam, najmniejszego wsparcia, ani jednej osoby, ktora rozumie co sie ze mna dzieje, nie dosc ze nie pomagaja to jeszcze z premedytacja szkodza, tylko we mnie uderzaja, nie wiem co to za swiat i co za ludzie, a juz najgorsza jest rodzina. Ja tez nie wiem co robic, nie radze sobie, nic nie robie, za nic sie nie zabieram, niczego nie zaczynam..chcialabym uciec, ale nie fizycznie, tylko psychicznie, zeby nie bylo tego co sie stalo, zebym sie obudzila i zeby okazalo sie ze to tylko zly sen bo nie moge zrozumiec jak doszlo do tego ze jest jak jest, to jakies wielkie nieporozumienie, chcialabym sie obudzic u normalnych szanujacych sie ludzi i przesiaknac ich atmosfera wlasnej godnosci i poczucia wlasnej wartosci, ale taka juz nigdy nie bede i tylko z zazdroscia moge patrzec na tych co takimi sa...chcialabym myslec 'boze to sie chyba w rzeczywistosci nie zdarza'... ja cale zycie tez udawalam kogos innego, bo myslalam ze wszyscy tylko udaja i to sie nie dzieje na prawde, bo to bylo zbyt straszne aby bylo prawdziwe, teraz nie wiem kim jestem, w ogole nie czuje siebie, nie ma mnie, czasem moje cialo chodzi puste
  11. czesto 'robie sobie krzywde', to nie jest swiadome, ze na przyklad lubie bol i chce sie karac, wrecz przeciwnie, nie chce doznawac urazow, lecz mam do nich niesamowita sklonnosc: tu przez jakas nieuwage sie uderze, tam sie poparze, tu sie przetne lub zadrape, przed chwila uderzylam sie reka w kant stolika i to tak ze teraz bede musiala isc do chirurga czy nie mam zlamania, bo jest ooogroomny obrzek i bol, fakt nie walnelam reka zupelnie przypadkiem tylko w zlosci , ale tak mocno, ze boje sie ze zlamalam kosc, po prostu o wieeele za mocno niz jestem w stanie zniesc, choc ja nie mam swiadomosci jak to robie, ze to jest za mocno, kiedys rabnelam reka w szklana szybe drzwi tak ze posypala sie w kawaleczki a szklo sterczalo mi na sztorc z dłoni...po prostu jakby moje cialo przyciagalo do siebie fizyczna krzywde, nie robie tego bo lubie widok krwi, ja prawie mdleje jak mam jakikolwiek uraz 'pozwalam' tez innym ludziom robic sobie krzywde, nie reaguje na to, pol roku temu spotykalam sie z kims kto zrobil mi takie urazy ze blizny mam do dzis, a ja w ogole nie reagowalam zeby przestal, tak samo jest z przemoca psychiczna czy werbalna, tez nie reaguje na nia, nawet nie wiem kiedy ona ma miejsce, nawet ta fizyczna tez nie czuje ze ma miejsce, dopiero jak mam glebokie urazy czy blizny to sobie uswiadamiam ze tak byc nie powinno, zero jakiegokolwiek poczucia, ze dzieje mi sie krzywda
  12. tez miewalam swedzenie w mozgu, wstretne uczucie,nie wiem co to jest dzialo mi sie to w czasach gdy myslalam o swoich problemach, zyciu, probowalam nad soba 'pracowac', teraz juz dalam spokoj, wylaczylam sie (nie sadze ze to dobrze i nie polecam rezygnowania z pracy nad soba, pisze jedynie o swoich spostrzezeniach) i swedzenie przestalo mi dokuczac, choc na depresje cierpie nadal ale juz nic z tym nie robie
  13. moja matka 'wysysa' ze mnie moja energie zyciowa, ja sama czuje sie jak pusty wór, wrak bez sił, nie ma mnie jako oddzielnej osoby, ja po prostu nie istnieje w swojej wlasnej glowie, wydaje mi sie ze matka i ja to jedno i to samo. Ona robi to celowo, zawsze chciala ukrasc moje zycie i pokierowac nim tak jakby ona dostala drugie swoje: wybierala mi szkoly, zajecia, w ogole nigdy nie pytajac czy ja mam na to ochote, a ja nie oponowalam bo nigdy nie czulam ze takie pytania powinny padac ze w ogole istnieja, do dzis tego nie czuje i tylko z ksiazek psychologicznych to znam, wiec ona wybierze mi meza, znajdzie prace. Ostatnio zauwazylam, ze on chyba sfiksowala juz do reszty: udaje moje gesty , moja mimike, ubiera sie i czesze jak jakby byla mna, nie ma jej jako matki, jest jakby moje odbicie w lustrze, moze ja zaczelam sie nieco bardziej 'ujawniac' jako JA, bo do tej pory w jej poblizu zastygalam i wstrzymywalam oddech (o czy dowiedzialam sie przypadkiem od kogos postronnego, ze ja po prostu nie oddycham). Czuje sie strasznie z ta kobieta, mam wrazenie ze jestem 'gwalcona' nie w sensie fizycznym ale w kazdym innym tak, po prostu nie moge byc soba, nie moze byc mnie bo ona zaraz 'kradnie' moja osobowosc nie wiem co zrobic, jak sie 'oderwac' , bardzo zle sie czuje, a chyba jeszcze bardziej boje sie przyznac przed soba i poczuc, ze przez tyle lat ona okradala mnie ze mnie wlasnej i nie pozwalala 'oddychac' wlasnym cialem i zyciem, cokolwiek bym nie zrobila jakiejkolwiek decyzji nie podjela samodzielnie ona to krytykuje. Chciazby na przyklad jak kupie sama troche szynki to zaraz slysze ze jest nieswieza i ze w tym sklepie nie powinnam kupowac, jak kupie swiezy chleb to tez wybrzydza, ze przeplacilam, bo ona kupuje taniej, nic swojego kupic nie moge bo ona zaraz 'zabija ' mnie za to wzrokiem, w ogole ma manie oszczedzania, najchetniej to odlaczylaby prad i zakrecila wode, nie da sie z nia zyc wychowywalam sie bez ojca, zawsze od najmniejszego czulam ze ona nie traktuje mnie tak jak zdrowa matka powinna traktowac swoje dziecko, ona traktowala mnie jak konkurencje, ktora odebrala jej męża, pamietam, zw od zawsze nasladowala moja mimike, mowila mi ze mam brzydkie oczy i ze jestem swoim ojcem, bo bylam do niego bardzo podobna, jak mialam 5 lat i wyrazilam swoje maloletnie zdanie (bylam wtedy dosc pyskata i nie pozwalam sie jej tak traktowac ale w koncu skapitulowalam, bo sie wystraszylam ze umre z glodu bo mi jesc nie da albo cos a ja jednak chcialam zyc) kazala mi sie pakowac i "'wypier..lac' do tatusia niech mnie gwalci i glodzi", na 18 urodziny tez uslyszalam ze mam sie wynosic z domu ale ja nadal tu mieszkam, bo raz ze nie mam gdzie isc, a dwa ze ona sie czasem zachowuje jakby tego wszystkiego nie bylo i bylo 'normalnie' wiem ze strasznie duzo napisalam, mam po tym poscie straszne wyrzuty sumienia i ogromne poczucie winy, ze to 'upubliczniam' i naprawde nie wiem czy powinnam to pisac, moze ja na to zasluzylam i tak powinno byc
  14. qrcze mam tak samo, zresetowalam sie, eszystko czego nauczylam sie w szkole, doswiadczenie jakie zdobylam (i to trywialne jak np. sekwencja zakupow: wybierasz produkt, idzies zdo kasy i placisz wychodzisz ze sklepu) to wszystko mi sie powalilo razem, jak robie zakupy to tez sie boje czy aby nie zapomne zaplacic albo ze po prostu przejde kolo kasy, bo akurat bede miala taka zamulajaca luke w glowie, ze nie wiem co robie i wydaje mi sie ze mnie nie ma, jak ide ulica to widze ze ludzie sie na mnie dziwnie gapia, czasem sie zastanawiam czemu i lape sie na tym, ze gabam sama do siebie!!!wygladam jak lump, bo nie mam ani ochoty ani potrzeby zeby sie np. umyc czy uczesac jak wychodze kupic cos do jedzenia w sumie to jest mi obojetne co ludzie pomysla a niech se mysla, nie spotykam sie ze znajomymi, bo nie mam takch potrzeb i ni elubie ludzi, w sumie nawet nie wiem czemu pisze
  15. ja kiedys zebrałam sie na odwage -a bylo mi bardzo trudno- i poszlam do psychiatry, bo czulam, ze potrzebuje fachowej pomocy i sama sobie rady nie dam. Nie wiedzialam w ogole gdzie szukac, nie mialam pieniedzy na prywatna wizyte i poszlam na kase chorych w moim miecie. To byl blad jakiego juz nigdy nie popelnie. Bo tez nigdy juz nie pojde do zadnego psychiatry ani temu podobnego. Pani doktor przyjmujaca w budynku pogotowia przyjela mnie. Juz od wejscia sie przerazilam, sam jej wyglad byl odstraszajacy, no ale nie, zdecydowalam, ze jak juz jestem tak daleko (znaczy w gabinecie) to pociagne to dalej, bo co zrobie? No i zaczelam opowiadac o sobie i swoich problemach, lękach, nastrojach. Bylo mi bardzo trudno to robic, czułam sie strasznie głupio wyłuskując to wszystko z siebie, to co najbardziej mnie gryzło, dusiło latami , zabijało. Kiedy juz skonczylam, usłyszalam odpowiedz Pani doktor. Myslalam , ze mam omamy słuchowe, albo ze film ogładam i to horror w dodatku, bo CZEGOS TAKIEGO nie spodziewalabym sie NIGDY po lekarzu psychiatrze, ktory myslalam ze jest od pomagania ludziom. Oto co usłyszalam, cytuje za pania doktor: "niech pani wraca do domu i z niego nie wychodzi. Ja tez mam syna w pani wieku (mialam wtedy 19 lat) i nie zyczyłabym sobie, zeby chodzil po ludziach i rozpowiadal co sie w domu dzieje. A depresje to pani bedzie miec jak pani bedzie miala 6 dzieci, meza alkoholika, co pania bedzie lał i jak nie bedzie za co jedzenia kupic" Minelo od tej wizyty 7 lat, ja te słowa słysze w swojej głowie do dzis, nie mam znajomych,ani chłopaka, do lekarzy zadnych z mojej miejscowosci nie chodze, bo mam wrazenie, ze oni o tym wiedza i sie ze mnie smieja. To samo jest z praca w mojej okolicy. W zyciu nie podejme.Pomocy tez juz nie szukam. Zycia sobie nie ulozylam i w zasadzie juz go sobie nie zamierzam ulozyc. Dalam sobie spokoj. Siedze w domu jak przykazala pani doktor, bo wychodzenie z niego to moj głowny lęk. Jedna wizyta ustawiła mnie na cale zycie. A był to dla mnie czyn heroiczny, zeby sie na nia zdobyc.
×