Skocz do zawartości
Nerwica.com

just_girl

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez just_girl

  1. Cieszę się bardzo,zobaczysz nie będzie tak żle,najgorszy jest pierwszy krok,potem będzie z górki.Ja też myślałam,że umrę ostatnio,spotkałam sąsiada i musiałam z nim porozmawiać z grzeczności-nie umarłam,ta głupia choroba chce zniszczyć nam życie,nie zwlekaj jak ja ,bo potem jest trudniej,dasz radę tak jak ja dałam wczoraj,będę próbować do skutku,aż wrócę do normy,pozdrawiam:-)
  2. Udało mi się iść samej na rower,mało się nie udusiłam z nerwów przez pierwsze 15minut,spociłam się z nerwów podwójnie,ale potem jakoś poszło,nawet pojechałam na dworzec i stałam w kolejce w kiosku bo pić mi się chciało strasznie i nie miałam wyjścia,jakoś dałam radę,dzisiaj jestem trochę padnięta po tym wyjściu ale jest coraz lepiej,dzieki za wsparcie,buziaki
  3. Ja jestem chora jakieś 6 lat,oczywiście liczę łączny czas,bywało super albo żle,ale taki stan jak teraz mam dopiero drugi raz,pierwszym razem z nerwów mdlałam,jak udało mi się zwalczyć chorobę to teraz mnie dusi i to wcale nie kiedy się boję czegoś,więc nie wiem kiedy tak naprawdę mnie złapie,to bardzo utrudnia sprawę,gdybym miała normalne życie pewnie bym o tym nie myślała,ale moje życie to porażka a mojego chłopaka znam 12 lat,bardziej mnie już nie pozna,a może nie chce poznać. Wiecie co jest chyba dla mnie najgorsze?Znajomi mówią,że jestem pierdolnięta i leniwa(przepraszam za słownictwo to cytat) bo nie pracuję,a jestem mądra,znam języki i na wszystkim się znam.Nikt nie wie,że jestem chora,więc jestem jeszcze dobrą aktorką,ale strasznie mnie to męczyło,że zrobili ze mnie lenia.Najgorzej jest iść w gości do kolegi mojego chłopaka,jego matka pracuje w dziekanacie,muszę wysłuchiwać,że nie chcę tam pracować,że wygodna jestem itp....dzisiaj się wkurzyłam.....naprawdę miałam dość,bo czekałam na chłopaka,aż wróci z pracy i gdzieś pójdziemy na spacer - a on mi na to że idzie do tego kolegi.Ja bym nie przeżyła tego wysłuchiwania na nowo tekstów jego matki.........więc byłam taka otwarta i kazałam jej przekazać,że jestem ciężko chora na nerwice i depresje i nie przyjdę.........podobno szczęka jej spadła ......i wiecie co ?Zrobiło mi się lepiej! Oczywiście musiałam wysłuchać najpierw,że jestem pierdolnięta bo nie chcę iść do nich..........ale dzisiaj nic mnie nie ruszy _________________________ Paweł nie przejmuj się,ja sama kładłam kafle i robiłam regips w przedpokoju u rodziców,(nie licząc tego,że jestem babką i to nie powinna być moja specjalizacja) to rodzice zobaczyli (wyszło naprawdę jak z katalogu)i dostałam opierdziel,że trwało to miesiąc ,nawet nie usłyszałam dziekuję.........nikt nie wpadł na to że kamienne kafle pół metrowe nie są łatwe w układaniu w pojedynke
  4. Dzisiaj zrobiłam krok do przodu i pojechałam na rowerze do castoramy(market budowlany)byłam tam z pół godziny i zastanawiałam się,dlaczego mi nic nie jest,wszystko było super aż nie wróciłam do domu i zrozumiałam dlaczego jestem chora - nikt w domu mnie nie wspiera,nikogo nie obchodzi,że zrobiłam wielki krok,mój chłopak wyskoczył tylko z pretensjami,że na giełdę nie chcę pojechać kupić satelity(poświęciłam tydzień na porównanie sprzętu,cen i sklepów,wybrałam najlepszy i najtańszy,do tego telewizję cyfrową,w zamian usłyszałam,że on zrobił by to w 5 minut!)Człowiek się stara jak może a i tak usłyszy,że do niczego się nie nadaje.Taki piękny dzień,zero doła i stresu a teraz sie pobeczałam i już nie jest mi fajnie,ale dzięki za wsparcie :-)
  5. Masz rację,ja najgorzej reaguję jak już wyjdę z chlopakiem i okaże się,że mnie dusi i żle się czuję i chce wrócić a on na to dla zabawy mi mówi,że nie mam kluczy a on nie wraca do domu,dla niego to zabawa a dla mnie tragedia,potem odchorowywałam to pare dni,teraz przygotowuję się psychicznie do wyjścia na rower sama w dzień,bardziej niż wyjścia boję się ,że kogoś spotkam,to chyba ostatnio moj największy problem - boże jaka ta choroba jest powalona,czasem już nie mam siły z nią walczyć,ale truć się seroxatem to też nie wyjście,pozdrawiam cie i wszystkich tych,którzy mają problem z chorobą ,NnNn co u ciebie,trzymasz sie?Tobie się udało iść do pracy,nie poddawaj się,bo doszedłeś daleko,nie warto się cofać i myśleć o śmierci
  6. Wiolka ja jestem dokladnie na tym samym etapię,lubię swoją samotność i mojego chłopaka,a cała reszta jest beee,jak mam się spotkać ze znajomymi to jestem chora,odpada wychodzenie do rynku itp,lubię jeżdzić metrem ale może dlatego ,że u nas nie ma,co co autobusu to nie dziękuję,tramwajem ok jak jedzie szybko i nie stoi w korkach,bo wtedy mam tragedię,ogólnie nie jeżdze bo żadko wychodze,a jak już to mam rower i samochód.Do pracy też nie daję rady chodzić,do marketów też lubiłam chodzić i ich się nie boję do czasu ,aż spotkałam tam koleżankę ,teraz mam tragedię,że spotkam kogoś znajomego. Ja też zajmuje sie sprzątaniem i gotowaniem no i hobby sobie stworzyłam,zeby nie zwariować,teraz mam rybki,ale to dużo nie zmienia. Przed tymi atakami duszności też wychodziłam sama,nawet do sklepu z rybkami potrafiłam sama pojechać na rowerze,teraz gorzej,boję się ataku duszności,choć wczoraj zrobiłam z chłopakiem 30km na rowerku i nie umarłam,raz mnie tylko troche dusiło ale staram się opanować,zwalam to na katar itp,żeby się nie wkręcać
  7. Ja byłam tak zrozpaczona,że chciałam wyjść i w sumie to miałam już gdzieś czy umrę na dworze i czy się uduszę i wiecie co?Przejechałam na rowerze 30km i mnie nie dusiło a wieczorem poszłam na spacer daleko od domu i mnie nie złapała choroba,to cholerstwo łapie jak tylko się nad sobą rozczulimy,ten seroxat to tylko lek "przeciwbólowy"na strach,brak go powoduje powrót do choroby wiec bez sensu brać go i psuć organizm bo i tak to ic nie da. Ja też mieszkałam za granicą rok i miałam nawroty choroby,ale to były włochy i morze,jak mi było żle to szłam nad morze i nastroj wracał,w dużych miastach jest do d.....w końcu boimy się wszystkiego,ja żeby odpocząć muszę jechać 15km na rowerze z dala od ludzi i autostrady nad rzekę i tam jest mi super! Drugi problem (u mnie) to brak stałego kontaktu z ludzmi,nie pracuję i siedze w domu sama,też teksty o zrobieniu dziecka słyszałam od chłopaka,tylko ciekawe jak taka znerwicowana osoba ma urodzić zdrowe dziecko!Jak mam iść do lekarza to też jestem chora,ale nam nic nie jest,ja nawet zrobiłam test na helicobakterie w żołądku bo one powodują wrzody itp. i nic,test można kupic w aptece jak ciążowy i samemu sprawdzić. Ostatnio czytałam,że organizm potrafi się zbuntować nawet po 2 miesiącach od niemiłego wydarzenia(ja się tak wystraszyłam w drodze z wakacji do polski jak mi się akumulator zapalił w aucie)a teraz odreagowuję po miesiącu cały ten stres. Najgorzej mam w tygodniu,sama przed kompem i obowiązkami domowyymi,tylko w weekendy coś się zmienia,człowiek może tak zwariować z samotności i braku powietrza
  8. Witam ponownie. tak się napisałam,że udało mi się pozbyć choróbska i co?Wielkie g...tak owszem wyleczyłam lęki i wszystko było super,aż zaczęło mnie dusić na rowerze i się załamałam,teraz siedzę na balkonie i patrzę jak ludzie żyją z góry,zadzwoniłam po psychiatrę (170zł w plecy) zapisał mi seroxat w sumie bez zbędnych pytań,czego nie rozumiem,bo w koncu to psychotropy i warto dowiedzieć się czegoś więcej,a może mam inna chorobę ,że mnie dusi? Nabawiłam się tak lęku,że mnie dusi,że jak wychodzę to mnie tak spina,że nie moge oddychać,co w porównaniu do wcześniejszej choroby (lęki,zawroty głowy,kołatanie serca) to masakra,bo nawet jak chce wyjść to i tak mnie dusi. Nie należe do osób,które się poddają i staram się sama pozbyć lęku,nie wziełam seroxatu bo ma skutki uboczne dla mnie masakryczne(kiedys go brałam)ale mam małe pole do popisu,mieszkam na skrzyżowaniu w centrum,dużo znajomych mieszka obok,nie chce ich spotkac w takim stanie bo każdy stres mnie dusi bardziej,więc wychodzę wieczorem z chłopakiem,staram się zaczynać po mału......i może byłoby dobrze ale niestety on pracuje cały tydzień do wieczora,ma już gdzieś wychodzenie na spacer,wczoraj powiedział mi,że ma dość chodzenia po podwórkach po ścianach i woli oglądać tv,co ja teraz zrobie?Chciałabym bardzo się wyleczyć ale sama nie daję rady wyjść,tzn. wyjdę ale bardzo mnie dołuje to ,że nie ma nikogo przy mnie,całe dnie jestem sama w domu,do nikogo nie mogę się odezwać,mam tylko kota i rybki,dlatego tak wariuję,nawet powiedziałam kolezance ,że jestem chora ale ona myśli,że ta choroba to jak grypa i samo mi przejdzie,olała mnie i nie stara się wgłębiać o co chodzi,rodzice też olali temat (przestan robić z siebie sierotę-mówia). Życie nie jest kolorowe,ale nie zamierzam się zabijać,mam 29lat i żyję ze świadomością ze nawet nie będę miała dziecka,bo w takiej chorobie nie donoszę ciąży a jeżeli nawet uda się to jak ja się zajmę dzieckiem jak same nie umiem sobie poradzić ?
  9. Staram się być na bierząco, widzę że nie jest to takie proste jak u mnie,kluczem do samowyleczenia nie jesteśmy tylko my ale i to co nas otacza,np. budzę się i jest mi żle,za dużo myślę o chorobie,śmierci i innych bzdurach,chcę się przykleić do mojego chłopaka,który śpi obok a tu bankrut.......burczy na mnie że mu gorąco,zawija się w kołdrę i odwraca tyłkiem do mnie ......a wystarczyło by żeby poświęcił mi 2 minuty i by mi przeszło a tak się męczę.Ja też mam bałaganiarza w domu,pracuje ale poza tym nic nie robi,o cokolwiek poproszę jestem olewana,moje potrzeby są na końcu,fakt że ja jakoś daję sobie radę ze sobą (ale tylko dlatego ze jestem weteranką ten choroby)rano wstaje i zabijam się o ciuchy na ziemi, w kuchni syf po śniadaniu i dzień zaczyna się na nowo,sprzątanie,pranie,gotowanie a i tak wieczorem będzie syf i nikt nie zauważy,że coś zrobiłam ,a jeszcze dostanę opierdziel,że nic nie robie i jak mogę być zmęczona!Wieczorem biorę rower i robię następne 30km,żeby mnie nic nie bolało jak się obudzę,ale i tak rano boli mnie brzuch i ostatnio plecy między łopatkami,w upał nie oddycham. Wiem i jestem pewna,że to co nas otacza wpływa bardzo na to jak będzie wyglądał nasz dzień,10 rano a ja użalam się nad tym dlaczego nie jest tak jak sobie wymarzyłam,spokojny i troskliwy mąż,spokojne życie,czas na zainteresowania .... Jak już pisałam gdzieś wcześniej byłam w takim związku opartym na spokoju i zrozumieniu i choroba zniknęła (a miałam naprawdę ciężki stan) Dla zajęcia myśli kupilam sobie rybki i się nimi zajmuje w wolnym czasie,co sprawia mi frajdę,ale jedyne co słyszę to tylko to,że rybki są dla małych dzieci i że tylko kasę przejadają a nic z nich nie ma ....i od razu chce mi się ryczeć a dzień robi się tragiczny. Na szczęście dla mnie dzieci nie mam,nie to że ich nie chcę ale myśl,że urodzę kopie mojego chłopaka ,która będzie taka jak on ......nie dałabym sobie rady,podziwiam cie NnNn,że jeszcze dajesz radę,nie załamuj się,tylko postaraj się powoli jakoś to zmienić na swoją korzyść. Na mnie nikt nie zwróci uwagi,czy mi słabo,czy się żle czuje,ale jak obiadu nie ma 3 dni to zaraz jest zainteresowanie Każdy ma jakiś sposób,jeżeli go nie ma to trzeba rzucić to i zacząć od nowa,trzymajcie się ciepło,buziaki
  10. Nie tylko ty masz duszności,ja duszę się już od tygodnia i to nawet nie jest efekt stresu,po prostu jest okres gdzie się duszę a potem nagle przestaję miec te objawy,staram się nie myśleć o tym bo wtedy duszę się jeszcze bardziej,jakby to się nakręcało moimi myślami,ratuję się wodą z lodem,czasem podczas upału po deszczu mam wrazenie że się uduszę,wtedy jest najgodzej.Czasem ratuje się papierową torebką i przez nią oddycham,to czasem pomaga choć wydaje się głupie.Bolą mnie nogi i mi puchną od gorąca jak by mi miały odpaść albo mnie boli brzuch rano,takie objawy nie ustępują do puki nie opuszczę domu i nie wyjadę jak najdalej,dom i rodzice powodują u mnie nieuleczalną nerwice,niestety trudno mi na raz zacząć pracę i znależć mieszkanie,pewnie bym odżyła,starzy wysysają ze mnie całą energię. Każdy ma jakiś ukryty powód choroby i czasem problem jest bardziej lub mniej złożony,na pewno objawy nie miną ,musisz nauczyć się być szczęśliwy i znależć swoje miejsce w tym cholernym świecie,wtedy jest szansa ,że wszystko wróci do normy.Masz obowiązki i rodzinę ,musisz pracować to oczywiste,ale postaraj się też czasem zrobić coś o czym marzysz od dawna,pocieszysz tym własną duszę i będzie ci lżej. Mi już raz udało się w ciągu paru dni pokonać chorobę ,a zrobił to chłopak ,którego poznałam,który rozumiał o czym mówię i jaki mam problem,który zaakceptował mnie taką jaka jestem,to momentalnie zrzuciło mi kamień z pleców i przestałam się bać i przejmować,a ból ustąpił...........niestety rozstaliśmy się a choroba zaatakowała podwójnie. Jednak chcę podkreślić,że jest mozliwe że nagle nam przejdzie,potrzeba to tego cudu bądz czegoś co sprawi,że będziemy chcieli żyć ,miłości,zrozumienia bądz innej indywidualnej potrzeby,całuski dla wszystkich
  11. Może to głupie co piszę i większość normalnych nie będzie wiedziała o co biega,ale ja ciągne do wakacji tylko dlatego bo tobie się udało NnNn,wiem że dni bywają do dupy i że czasem masakra wstać z łóżka i iść do pracy jak ból przebija cie z kazdej strony,mam to samo,dzisiaj mialam jakies koszmary ,jak wstalam to nie moglam oddychać i bolało mnie wszystko,ale wstałam bo musiałam posprzątać i zrobić pranie,obiad,już mi lepiej,ważne żeby się napędzać,niedługo jadę na wakacje do wloch samochodem z chlopakiem,na bank bede miala rewolucje,dusznosci,brak snu itp,ale wiem ze jak dojadę nad morze to zniknie choroba w 90%,dlatego nie moge sie doczekać,jak tak mam,daleko od domu choroba mnie nie dosiega. Co do wszelkich wrzodów to nie stres je powoduje tylko helicobacterie,test kosztuje w aptece 30zl i w 2 minuty powie kazdemu czy bedzie mial wrzody czy nie,70% ludzi ma te bakterie,niektórzy chorują ,a ja ich nie mam (na szczescie)Leczenie też jest krotkie antybiotykiem (to tak z nowinek medycyny) NnNn wiem,że życie jest do dupy w takim stanie ale wal do roboty,za zarobione pieniądze zabierz rodzinke na weekend z daleka od domu,to relaksuje i nie bój się wyjść bo to strach nakręca chorobę. Ja sobie teraz wmawiam,jak się wywale na ulicy to trudno, jest lato i sie nie pobrudze hehe,wstane i doczołgam sie do domu i jakos nie padam
  12. Pewnie,że będziesz żył a wakacje zapiszesz w historii jako powrót do zdrowia i będziesz mógł opowiadać każdemu na forum jaki jesteś kozak,że tak szybko udało ci się stanąć na nogi!!!!!!!!!Gratulacje!!! A żołądek wróci do normy,nawet zdrowi mają takie problemy jak idą pierwszy dzień do pracy,ja jak nie mogę nic przełknąć to kupuje sobie zupkę chińską z makaronem łagodną ,taką "kimlan"i ją męczę,żeby nie zagłodzić żołądka,bo potem jak nie zjesz to będzie cie wszystko bolało rano,jedz magnez i witaminy,nie pij kawy,coli i mało herbaty albo owocową a objawy miną,kup sobie rumianek zamiast herbaty;-).Nie zajadaj się tabletami bo po nich rzuci ci się w końcu na żołądek i jelita.Jedz częściej a mniej i nie bardzo tłusto,a potem to zapomnisz,że coś cie boli,będziesz jadł wszystko i żył a to najważniejsze,jestem z ciebie dumna!!!No i nie siedz długo przed kompem,od tego kompa to można też świra dostać,już to przerabiałam,mało ruchu,słabe krążenie i ból pleców,ale teraz będziesz miał zajęcie no i masz rodzinę,która na ciebie czeka,buziaki
  13. Ja dzisiaj postanowilam sama pojechac do hipermarketu kupic sobie klapki na pasażu,przy okazji odważyłam się zadzwonić do banku bo do dziś nie miałam karty do bankomatu,jakoś mi się to udało,zaczęłam wychodzić z założenia,że jak NnNn potrafi iść do roboty to ja umiem ruszyć tyłek sama bez pomocy chłopaka i nawet byłam na placu kupić sobie warzywa i nikt mnie nie zjadł
  14. Ja jestem już weteranką tego świństwa i też mnie bierze,to ta pogoda do niczego i spadki ciśnienia,do tego masz prawo się bać w końcu idziesz do nowej pracy,każdy zdrowy by z muszlą gadał od rana a co dopiero my walnięci ...w końcu co masz do stracenia,na pewno nie umrzesz po drodze,te bóle są na tle nerwicowym,mnie kłuje tak często,w klatce,pod łopatkami,mam ucisk na szyję,w zależności od dnia,czasem mnie tak brzuch boli że nie mogę chodzić,trzymaj się mocno!
  15. Ja też nie byłam w kinie już z 10 lat,od tej pory mamy nawet multiplexy a ja nie wiem jak to wygląda w środku,ja też zaczynałam od chodzenia po ciemku,żeby nikt mnie nie zobaczył i stopniowo chodziłam dalej (u mnie to porażka bo wszędzie ludzie,panika że kogoś spotkam,mieszkam w centrum ) Potem prawie biegiem do parku bo tam spokojniej,mało ludzi i jak się przewrócę to na trawę i nikt nie zwróci uwagi,teraz czasem wraca choroba ale człowiek przyzwyczaja się do tego i już tak nie reaguje paniką,podchodzę do tego spokojnie,bo wiem,że mi przejdzie,są rzeczy nie do przeskoczenia i brakuje mi czasem po prostu z kimś o tym porozmawiać,bo tak naprawdę nie wiele osób rozumie co znaczy "nie móc wstać i czegoś zrobić" Ludzie często mówią mi ,że jestem powalona,z takimi zdolnościami że nie pracuję,że napewno jestem leniem i tyle,a ja co mam im powiedzieć ,że mam nerwicę z napadami agorafobii?Nikt by się do mnie nie odezwał ze strachu ,że jestem nienormalna,najlepiej mnie oddać do czubków jak mówi zawsze mój ojciec i problem z głowy. Dlatego walcie do przodu i nie pozwólcie by choroba była silniejsza od was!!!!!!Buziaki
  16. Dasz radę,nie zadręczaj się czy ci się uda bo się wkręcisz i będzie gorzej,pomyśl,że nic się nie stanie jak ci nie wyjdzie,w końcu próbujesz,ja na pewno będę z tobą,wiem jakie to trudne,jak nie dla siebie to zrób to dla mnie,bo mi się nie udało a wiem że ty dasz radę !!!!!Ja dzisiaj w tesco jak byłam to zaczepiła mnie jakaś dziewczyna i zaczęła pytać który szampon jest wg. mnie lepszy i nie chciała się odczepić,od razu zaczęło mi się robić słabo i zastanawiałam się co będzie jak padnę na środku wielkiego sklepu,ale wstyd,nie ma nawet na czym usiąść,po czym pomyślałam ,że ty dałeś radę iść do pracy a ja mam padać w sklepie bo jakaś panienka mnie denerwuje.......i jakoś mi przeszło.Muszę ci podziękować,twoja siła dodała mi siły. Staraj się nie układać scenariusza w głowie,co będzie jak......myśl o wszystkim byle nie o pracy,idz tam nie myśląc o tym,bo i tak będzie całkiem inaczej,będzie napewno ok.Wiem,że ta choroba to przekleństwo i że łatwo jest mówić,że to proste,ale ja też z tym żyję ,często wolę nie żyć,ale dziś wiem ,że dasz radę,trzymaj się mocno i daj znać jak to jest w normalnym świecie ;-)))) buziaki
  17. Ja też jestem w szoku i trzymam kciuki,bo większości z nas nie udało się tego zrobić w tak krótkim czasie ,a ja do dzisiaj nie pracuję i męczę się w domu,ale cieszę się,że tobie się udało!!!!Buziaczki dla ciebie :-x A to że czasem kręci ci się w głowie,olej to,mi się kręci non stop,kiedyś to tak walnęłam fikołka na przystanku,że dziwię się,że mam jeszcze głowę w całości(potem nie chciałam chodzić na przystanki tranwajowe)ale teraz wmówiłam sobie,że jazda tramwajem jest fajna i już nie jest tak żle.. Ostatnio znów mi się pogorszyło,ale wiem czemu,za dużo siedzę sama w domu(wtedy szukam dziury w całym),moj chłopak pracuje nawet w sobote,więc wariuję sama,cały dzień przed kompem i coca cola zabija każdego!Znowu boli mnie szyja i kręgosłup,rano boli mnie brzuch...i też zawsze mi się zdaje ,że umrę już niebawem.......a tu dupa i muszę się męczyć dalej! Więc zrób to dla siebie (i za mnie też) i goń do przodu a niebawem zobaczysz,że objawy choroby zamienią się w pozytywne doznania(ja już to przerabiałam)powoli zapomnisz ,że coś cię boli i że nie możesz sobie dać rady .Fajnie,że masz spokojną pracę i że nie jest tak strasznie:-) Wiesz co ja kiedyś zrobiłam?Jakieś 3 lata temu jak mi się pogorszyło(bo raz na jakiś czas mnie to dopada)kazałam się wywieżć 2000km od domu,we włoszech dostałam pracę na winogronie(żeby praca mnie nie stresowała-a lubie kopać w ogródku) i tam zostałam na rok zupełnie sama,to było wyzwanie,mieszkałam w domu z 20 osobami i musiałam się dostosować - to chyba był jedyny okres kiedy byłam naprawdę samodzielna i dawałam sobie świetnie radę,może ludzie dziwnie trochę na mnie patrzyli,bo potrafię dogadać się w każdym języku i trochę miałam lepsze wykształcenie(więc co robię na polu:-p)ale mnie to się podobało.Niestety okolica zrobiła się niebezpieczna(jak mówią obecnie w wiadomościach i musiałam wrócic) Chciałabym tylko móc pójść na prawo jazdy,to mnie naprawdę dobija,umiem jeżdzić autem i nie ma dla mnie różnicy jakie to auto,kocham samochody i dobrze się na nich znam,większość rzeczy naprawiam sama(choć to może trochę dziwne bo jestem dziewczyną)tylko nie dam sobię rady z testami (na bank będę miała mętlik w głowie i wszystkie wzorki świata przed oczami)a na jeżdzie jak pomyślę,że ktoś będzie się do mnie wydzierał to od razu zemdleję i jeszcze kogoś zabiję! Samochód zamieniłam na rower i wszędzie się na nim poruszam,bo nie kręci mi się w głowie(nie wiem czemu właśnie na rowerze dobrze się czuję,jest dla mnie jak ławka na ulicy,kiedy mam wrażenie że padnę i marzę ,żeby usiąść i sie nie przewrócić) Jak pomyślę ile w rzyciu straciłam okazji na pracę życia bądz możliwość mieszkania w kurortach europy to mam ochotę się zapaść pod ziemię,wszystko to tylko lęk ,na pewno nas nie zabije ,tylko nam się tak wydaje Trzymaj się mocno a ja będę trzymać za ciebie kciuki i postaram się nie rozklejać jak czytam forum ,ale to chyba jest częsta przypadłość ;-))))!!!!!
  18. Witam, jestem nowa na tym forum ale nie nowa w tym temacie,przeczytałam dziś te 12 stron od deski do deski.Ja mam nerwicę już jakieś 10 lat (a mam prawie 30lat) Szczerze mówiąc nie jestem fanką leków i psychiatrów od kiedy byłam w takim stanie jak kolega NnNn(tzn.wyjście z domu graniczyło z cudem,zakupy-nie,ludzie-nie,wszystko-nie,nawet jedzenie -nie)Kazałam rodzicom zadzwonić po psychiatrę bo miałam dość,oczywiście rodzice stwierdzili ,że coś wymyślam i mnie olali! W końcu psychiatra dotarł ale olał mnie totalnie,o chorobie kazał poczytać w necie i książkach (a że wcześniej miałam dużo czasu na to -gdyż nie wychodziłam z domu to trochę się już zapoznałam z tym)Kazał brać leki,ja odpowiedziałam że marzę o lekach bo mam dość choroby,ale o dziwo przepisał mi jakieś tanie gów....,więc po tym jak tylko usłyszałam nazwę kazałam sobie przepisać coś innego,droższego i mniej uzależniającego i rzuciłam nazwą -a on dostosował się do mnie!!!!! Byłam w szoku że osoba "psychiczna"(bo za taką się uważałam może wybierać leki ) Leki wzięłam,z 90 tabletek na miesiąc zeszło na 30 ,lek nie powodował zmian i bardzo pomógł,potem odstawienie było tylko męczące,trzęsłam się jak narkoman i przewracałam idąc do łazienki. To był początek a zarazem koniec fazy wstępnej tej choroby,od tego momentu wszystko co robię jest tylko moją zasługą,nie mam wsparcia,rodzice mnie olewają a chłopak nie rozumie co mi jest,choć wie doskonale na co jestem chora ,jakoś brakuję mu na to wyobrażni. Uwierz albo nie NnNn doskonale Cię rozumiem ,sama przeszłam to samo,z domu wychodziłam na 3schodki w dół i siadałam,bo myślałam że umrę,mamy tylko jedne schody w bloku a ja mieszkam na samej górze,po drodze każda sąsiadka tylko czeka ,żeby ktoś schodził to sobie pogada,ogólnie masakra. Jeszcze do tego mieszkam we Wrocku,tu nie ma pola czy łąki,pod domem mam skrzyżowanie,nie ma gdzie usiąść i dokąd uciec,opisać to wszystko zajęło by mi tydzień,ale najważniejsze to nie poddawać się ,bo jak tylko odpuścimy to choroba wraca jak bumerang,psychoterapia wkurza ale z tego co widzę to trochę jednak pomogła,ja się zraziłam na początku,dlatego może na nią nie chodzę,a może powinnam.Nauczyłam się radzić z problemami sama,choć czasem nie jest to łatwe. Ostatnio znowu mnie dopada brak chęci,nawet zrobiłam sobie testy z apteki czy nie mam helico bakterii w żołądku,bo brzuch mnie boli cały czas,ale niestety a może stety ich nie mam. Wszystkiego człowiek jest się w stanie nauczyć od nowa,nawet chodzenia do tesco,teraz nawet to lubię,ale jednego się panicznie boję-chodzić sama na pocztę,zawsze ktoś mnie wyręcza!No i do dziś nie pracuję!
  19. do Ann82-ja też to miałam,nigdzie nie wychodziłam,nawet na schody,można wszystko wyleczyć nawet bez terapii!!Tylko nie załamuj się.Jak uwierzysz w taką terapię to i ona ci pomoże,czasem wystarczają proste rzeczy i wiara w to że można się wyleczyć Witam was,ja z nerwicą borykam się od ok.10 lat i podchodzę już do niej nieco spokojniej,zawroty głowy to u mnie normalka,duszności,panika i wszystko co tylko możliwe,przestałam się leczyć dzięki lekarzowi,którego sama sobie wybrałam na wizytę prywatną bo wydawało mi się,że lekarz psychiatra pracujący w szpitalu wrocławskim będzie super,napewno mi pomoże i wiecie co?Patrzył tylko na zegarek,w sumie nic mi nie powiedział,tylko zapytał czy ćpam(a ja nawet kawy nie pije!!!)powiedział,że jestem kumata i mam internet więc sobie poczytam o tej chorobie,a leki to takie i takie może mi dać i przepisał mi 90 tabletek na miesiąc kuracji.Zrobiłam wielkie oczy a że w tym czasie faktycznie dużo czytałam na temat leków z góry zapytałam dlaczego przepisuje mi leki uzależniające i nie polecane.Odpowiedz była krótka-"bo są tanie".Po dyskusji sama wybrałam lek i go dostałam bez problemu z tym że na miesiąc (seroxat)który zdziałał cuda,więc jeżeli boicie się wyjść,mdlejecie na ulicy a zakupy to koszmar,polecam. Więcej nie poszłam do lekarza a zawroty głowy wróciły po pół roku,co było spowodowane stratą chłopaka i póżniejszą depresją. Od tej pory radzę sobie sama.Moje sposoby na zawroty głowy i panikę. Proste ale skuteczne: -jak nie miałam z kim wyjść "za rękę" brałam rower i już nie byłam sama,nikt cie nie zaczepia,a na rowerze do ławki szybciej dojechać w razie ataku lęku.Potem tylko nie wpadać w panikę i oddychać wolno,starać się nie myśleć. -zakupy to tragedia,zaczęłam własną terapię od zakupów na placu,gdzie mogę pojechać rowerem i trzymać się go w razie napadu,zawsze można wybrać stragan bez kolejki na początku,kupować mało i za odliczone pieniądze,wtedy szybciej idzie,potem człowiek sam dochodzi do wniosku,że nikt mnie tam nie zje i ludzie chętnie rozmawiają o bzdurach,co pozwala na oswojenie się z obcymi. Potem hipermarket i tu pomoc mojego chłopaka albo duży wózek który powoduje,że trzymam się na nogach i nie myślę,że zemdleje,najwyżej wpadne do wózka :-),przy kasie skupiam się na ławkach na pasażu wmawiając sobie,że wrazie napadu dojde tam spokojnie i jak usiądę to mi przejdzie,każde denerwowanie się kolejką i wyprzedzanie myśli kończy się mdleniem,czasem żeby zabić myśli otwieram komórkę i gram w gierkę w kolejce,to mnie dekoncentruje i mogę wytrwać do końca. -jazda tramwajem i autobusem to była tragedia,pierwszy raz zemdlałam na przystanku i to jeszcze wywaliłam głową w chodnik,to był dla mnie super lęk,ale wybrałam krótki odcinek przy domu,prosiłam chłopaka,żeby ze mną pojechał i tak w kółko,aż mogłam się sama przejechać,ważne żeby się przyzwyczaić,potem lęk mija a zaczyna się frajda,żeby nie myśleć o jeżdzie można liczyć drzewa przelatujące,przynajmniej ma się zajęcie:-) Najgorsze jest to że nie mam prawa jazdy a jeżdze dobrze,od 10 lat jestem pilotem mojego chłopaka na drodze,mieszkając we włoszech jeżdziłam normalnie autem do pracy,znam sie na autach nawet je naprawiam,niestety nie potrafię iść na egzamin a jazdy z obcą osobą mogą się zakończyć tragicznie,boję się nawet myśleć o tym że mogę zemdleć prowadząc samochód.Nawet zdrowi mają z ty problem a co dopiero ja! Ktoś ma na to radę?
  20. Witam, ja brałam seroxat i bardzo mi pomógł,przedtem nie mogłam wstać z łóżka,zrobić sama kroku,opuszczenie mieszkania kończyło się mdleniem,nie chciałam jeść,nie wiem dlaczego lekarz najpierw powiedzial mi że muszę brać leki a potem nie pozwolil mi ich brać więcej niż miesiąc,pomogły bardzo,wszystkie objawy ustąpiły,niestety po miesiącu nie miałam leku,troche mnie telepało jak odstawiałam go,ale warto naprawdę,szkoda że nie wiedziałam,że można go brać dłużej bo pewnie dzisiaj bym już nie była chora a tak choroba wróciła po pół roku (po stracie chłopaka)a ja już nie miałam siły na psychiatrę
  21. just_girl

    Witam:-)

    Cześć.Mam na imię Gośka i cierpię na nerwicę lękową i przy okazji na depresję.Na forum rafiłam przypadkowo,szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytania a przy okazji może uda mi się komuś pomóc,podzielić się moimi doświadczeniami,jestem już chora od ok 10 lat i staram się z tym żyć i radzić sobie z pokonaniem naszego wspólnego wroga-nerwicy
×