Witam!Mam na imię Anna i 23 lata.
Od grudnia uczestniczę na terapii grupowej i dopiero ostatnio "oswoiłam" się ze swoją choroba tzn próbuję ją zdominować i pokonać.Od niedawna potrafię o niej mówić,przyznać się,że jest ze mną non stop...
W takim małym skrócie opiszę co i jak żebyście mnie lepiej poznali...Na razie na tyle się odważę,później może moja fotka
Oto moja historia
Tak, tak- mam nerwicę wegetatywną-chorobliwe lęki…
A wszystko zaczęło się od niewinnych objawów fizycznych, duszności, zawrotów głowy, kołatania serca. Wyniki badań ciągle wychodziły idealne, a ja czułam się coraz gorzej.
W tym czasie poznałam mojego obecnego męża. To on i moja mama byli przy mnie gdy kolejny raz jechałam do szpitala, dzwonili po pogotowie…No i wreszcie diagnoza-nerwica wegetatywna…I nagle cały świat się zmienił, musiałam zrezygnować z pracy, wziąć urlop dziekański na uczelni-moje codzienne normalne życie stało się dla mnie olbrzymim wyzwaniem z którym nie dawałam sobie rady. Zaplanowaliśmy ślub…trzeba było pozałatwiać wszystkie sprawy, wybrać suknię, poszukać mieszkanie…A ja dostawałam ataku lęku w najmniej odpowiednim momencie…Nie potrafiłam iść na zakupy do supermarketu, nie potrafiłam wsiąść do autobusu, wszędzie łapały mnie lęki. Któregoś dnia trzeba było podpisać papiery w agencji nieruchomości a ja poczułam, ze muszę stamtąd uciec, muszę jak najszybciej znaleźć się w domu bo zaraz zemdleję. Zawał?! Może to zawał?! Nie, przecież mam nerwicę a nie problemy z sercem…Uciekłam. W domu długo nieumiałam się uspokoić.
Zbliżał się termin ślubu a ja bałam się, że ucieknę w ten najważniejszy dzień w życiu bo nie pokonam swoich lęków. Ale chciałam być z moim mężem, chciałam mieć normalne życie.
Zaczęłam szukać pomocy w poradniach i z rozczarowaniem muszę stwierdzić ,że mało jest lekarzy, którzy potrafią pomóc. Po intensywnych poszukiwaniach trafiłam wreszcie do Poradni Leczenia Nerwic i tam z pomocą Pana doktora dobraliśmy odpowiednie dla mnie tabletki i w czerwcu mogłam stanąć na ślubnym kobiercu. Teraz nadal walczę z moją chorobą, chodzę na terapię grupową i wierzę, że to się kiedyś skończy…że pójdę do pracy, skończę studia, urodzę mężowi cudowne dzieci (na razie z uwagi na stan zdrowia psychicznego moja ciąża jest bardzo niewskazana).Są gorsze i lepsze dni, ale na szczęście mam przy sobie osobę która mnie kocha, rozumie, zawozi do lekarza, i przytula mnie w momencie gdy łapie mnie atak lęku.
To na tyle o mnie :) Jeszcze raz witam Was serdecznie :)