Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czarindia

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Czarindia

  1. Czarindia

    Witam

    witam serdecznie :)
  2. ja aktualnie chodzę na terapię grupową od grudnia (kończy się w kwietniu) i mam też zmienne nastroje aktualnie od dwóch dni mam nasilone objawy lękowe i czuję się fatalnie przeraża mnie znowu to co się ze mną dzieje,ale myślę,że to właśnie efekt terapii inni ludzie z mojej grupy też tak mają...więcej napiszę jak się pozbieram
  3. ja tak jak niektórzy z poprzedników nielubię upałów...boję się,że braknie mi powietrza...wtedy moje lęki się bardzo nasilają zobaczymy jak będzie tego lata...ale nie tęsknię za upałem...
  4. Czarindia

    Czołem!

    witam serdecznie
  5. ja kiedyś słuchałam tylko łubu dubu i całego tego techno,ale odkąd dopadła mnie choroba skończyły się dyskoteki i moja przygoda z tą muzyką.Teraz kocham piosenki bollywoodzkie (kino indyjskie),strasznie mnie uspokajają i zabierają w świat 1001baśni :)
  6. Na początku dostałam Rexetin ale tak mnie zwalił z nóg,że niewytrzymałam okresu skutków ubocznych i odstawiłam.Następnie dostałam Fluoksetynę i Cloranxen.Teraz biorę już tylko Fluoksetynę...też popełniłam błąd i sama je ostawiłam...Niestety lęki wróciły i znowu biorę Fluoksetynę a Cloranxen mam na totalny kryzys somatyczny...Wszystko to trwa od jakiegoś roku.
  7. no olbrzymi stres,a ja na dodatek w tym okresie miałam takie lęki,że z domu niewychodziłam,ale na ślub się zdecydowałam,bo zależało mojemu mężowi i nie chciałam go ranić przekładając daty...wkońcu był i jest przy mnie w najgorszych momentach i nie chciałam go krzywdzić,ale gdyby nie tabletki to niedałabym rady
  8. ja niewychodziłam z domu w ogóle,później zaczęłam z mężem,sama jeszcze nie wychodzę...ale chodzę na terapię i widzę minimalne zmiany...np dzisiaj poszłam do pubu z mężem,pierwszy raz od ponad roku i nie miałam lęku...mam nadzieję,że będzie już lepiej ale wiem,że na pewno kiedyś znowu niewyjdę z domu...trudno,na pewno jest to jakiś proces leczenia...
  9. ja aktualnie nie piję w ogóle-wstręt do alkoholu...ale jak wychodziłam za mąż to brałam duże dawki tabletek,żeby nieucieć sprzed ołtarza (już wtedy walczyłam z nerwicą i gdyby nie tabletki to nie wiem czy bym wyszła wtedy za mąż czy nieodkładałabym tego aż wyzdrowieję-czyli niewiadomo kiedy) i lekarz zabronił mi wypić cokolwiek poza toastowym szampanem i to małej dawki :) a ja i tak miałam w kieliszku picolo :)
  10. Czarindia

    mam doła!

    ja często mam takie "porażki" dlatego aktualnie mam urlop dziekański bo lęki mnie pokonały i nie dałam rady z nauką ale nie martw się i niezałamuj bo najważniejsze,że wiemy co nam jest i się leczymy...a na naszej drodze do zdrowia jest prosta droga jak i ostre zakręty,ale wszysyc damy radę i kolejne dni będą słoneczne :)
  11. po terapii poszłam się spotkać z ludzmi których widziałam na oczy pierwszy raz(łączy nas hobby) i nieuciekłam z pubu :) moje pierwsze wyjscie do ludzi od chyba ponad roku :) fakt,że byłam z mężem ale i tak to był mój pierwszy krok do przodu...
  12. Witam!Mam na imię Anna i 23 lata. Od grudnia uczestniczę na terapii grupowej i dopiero ostatnio "oswoiłam" się ze swoją choroba tzn próbuję ją zdominować i pokonać.Od niedawna potrafię o niej mówić,przyznać się,że jest ze mną non stop... W takim małym skrócie opiszę co i jak żebyście mnie lepiej poznali...Na razie na tyle się odważę,później może moja fotka Oto moja historia Tak, tak- mam nerwicę wegetatywną-chorobliwe lęki… A wszystko zaczęło się od niewinnych objawów fizycznych, duszności, zawrotów głowy, kołatania serca. Wyniki badań ciągle wychodziły idealne, a ja czułam się coraz gorzej. W tym czasie poznałam mojego obecnego męża. To on i moja mama byli przy mnie gdy kolejny raz jechałam do szpitala, dzwonili po pogotowie…No i wreszcie diagnoza-nerwica wegetatywna…I nagle cały świat się zmienił, musiałam zrezygnować z pracy, wziąć urlop dziekański na uczelni-moje codzienne normalne życie stało się dla mnie olbrzymim wyzwaniem z którym nie dawałam sobie rady. Zaplanowaliśmy ślub…trzeba było pozałatwiać wszystkie sprawy, wybrać suknię, poszukać mieszkanie…A ja dostawałam ataku lęku w najmniej odpowiednim momencie…Nie potrafiłam iść na zakupy do supermarketu, nie potrafiłam wsiąść do autobusu, wszędzie łapały mnie lęki. Któregoś dnia trzeba było podpisać papiery w agencji nieruchomości a ja poczułam, ze muszę stamtąd uciec, muszę jak najszybciej znaleźć się w domu bo zaraz zemdleję. Zawał?! Może to zawał?! Nie, przecież mam nerwicę a nie problemy z sercem…Uciekłam. W domu długo nieumiałam się uspokoić. Zbliżał się termin ślubu a ja bałam się, że ucieknę w ten najważniejszy dzień w życiu bo nie pokonam swoich lęków. Ale chciałam być z moim mężem, chciałam mieć normalne życie. Zaczęłam szukać pomocy w poradniach i z rozczarowaniem muszę stwierdzić ,że mało jest lekarzy, którzy potrafią pomóc. Po intensywnych poszukiwaniach trafiłam wreszcie do Poradni Leczenia Nerwic i tam z pomocą Pana doktora dobraliśmy odpowiednie dla mnie tabletki i w czerwcu mogłam stanąć na ślubnym kobiercu. Teraz nadal walczę z moją chorobą, chodzę na terapię grupową i wierzę, że to się kiedyś skończy…że pójdę do pracy, skończę studia, urodzę mężowi cudowne dzieci (na razie z uwagi na stan zdrowia psychicznego moja ciąża jest bardzo niewskazana).Są gorsze i lepsze dni, ale na szczęście mam przy sobie osobę która mnie kocha, rozumie, zawozi do lekarza, i przytula mnie w momencie gdy łapie mnie atak lęku. To na tyle o mnie :) Jeszcze raz witam Was serdecznie :)
×