Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marla_30g

Użytkownik
  • Postów

    90
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marla_30g

  1. Rzeczywiście to wcale nie jest taka łatwizna..Mnie psychiatra powiedziała że wcale nie jest tak prosto się zabić...a wiem o tym że tak jest bo mnie się nie udało po tych trzech próbach..nawet jak łyknęłam parę lat temu prawie całe opakowanie Tisercinu bo wtedy naprawdę chciałam żeby koszmar się skończył..To wylądowałam w szpitalu ze śpiączką i po 3 dniach się obudzilam i wiecie co..mimo że dalej jest nie tak jak być powinno,że znów wróciłam do gabinetu u psychiatry i zaczęłam łykać psychotropy i mam dalej myśli żeby zasnąć i się więcej nie obudzić w chwilach okropnego samopoczucia to jednak coś mi mówi we mnie gdzieś tam głęboko, że nie mogę tego już wiecej zrobić,że mam dziecko dla którego jestem narazie całym światem mimo ze nie potrafię sie zbliżyć do niego tak jak powinnam i nie daję mu tyle miłości ile ono potrzebuje..
  2. Ja rownież nie mówię wprost dziecku, że mama jest trochę nie tego...Zwyczajnie się tego wstydzę..Czytam Wasze posty po kilka razy i za każdym razem mówię sobie..Dziś spróbuję porozmawiać z synkiem..Zrobię tak jak Wy,bo wiem że to jest najlepsze co można zrobić..Być szczerym wobec dziecka.Ale nie umiem się przełamać.. i czuję złość do siebie przez to..
  3. Cześć... Dziś jest okropna niedziela dla mnie.....I znów sama jak ten pies..Znów łzy i smutek..Miałam dziś jechać do znajomych bo zapraszali już kilka dni temu..mój facet poprosił mnie abym z nim pojechała do niego do domu przed odwiedzinami u znajomych..A ja się tam fatalnie czuje..i on tego nie potrafi zrozumieć...Tam,u niego nikt mnie nie lubi,siostry jego potrafią się do mnie nie odezwać nawet jednym słowem jak tam jestem u niego..Totalnie mnie ignorują i okazują to na każdym kroku...Nie iwem co im zrobiłam złego że tak mnie nie lubią,przecież nie powiedziałam im nigdy nic złego,zawsze starałam się być mila i przyjacielska..Czy to przez to że mam dziecko i jestem po rozwodzie...?Dlatego mnie tak nie akceptują w Jego domu...?A tak cholernie chcę mieć rodzinę..tak bardzo za tym tęsknię żeby móć mieć oprócz dziecka i swojego partnera rodzinę,bo oprócz starej Mamy nie mam już nikogo na swiecie.. Byłam taka szczęśliwa jak sie poznalismy..wierzyłam,naprawdę wierzyłam że wreszcie będę miała rodzinę...a skończyło się na tym że nie akceptują mnie w ogóle..nie lubią mnie i mam wrażenie że jak coś mówię to mówię same idiotyzmy,zawsze się spoglądają na siebie jak coś mówię..Czuję się tam jak kompletna idiotka z której się każdy podśmiewa..A on tego nie rozumie..nie widzi tego..i dziś się na mnie obraził i pojechał sam.Prosiłam żeby spróbowal chociaż zrozumieć że nie chcę jechać tam gdzie się zle czuję,że psychiatra mi powiedziała ze mam unikać miejsc gdzie się żle czuję a przebywać z tymi którzy mnie kochają i szanują..A on mnie ciągnie tam na siłę..i dzis sie postawiłam..nie pojechałam do niego do domu..i tak jak było w miarę dobrze wczoraj i dziś rano tak teraz wszystko jest do niczego..Co ja im zrobilam że mnie tak olewają i ignorują...To jest naprawdę przykre i nie potrafię się tym nie przejmować bo bardzo mnie to boli..Przepraszam za tak dlugi post i że tylko tak o sobie..ale musiałam to z siebie wywalić..Chociaż lepiej jest mi tylko troszkę...
  4. Marla_30g

    Cześć

    Witaj,witaj..bądź z nami.Pozdrawiam.
  5. Kasiaq88 Nie wiem czy zajrzysz tu jeszcze na forum,ale napisałaś coś co jest nam bardzo potrzebne..wiara w to że jest w nas jeszcze na tyle siły żeby to przetrwać i wygrać...Nawet nie wiesz jak są potrzebne takie słowa..Ja osobiście Ci dziękuję.Pozdrawiam Cię mocno,mocno.
  6. Marla_30g

    Witam

    Witaj Ann82.Pozdrawiam Cię serdecznie.
  7. Witam Chciałam się Was zapytać jak reagują Wasze dzieci na depresję i nerwicę u Was..Jak one są radzą z Waszą chorobą? Mój siedmioletni synek podczas moich okropnych stanów depresyjnych,ataków szału zamyka się w sobie,nie odzywa się i widzę że się mnie boi..Najbardziej przykre jest dla mnie to że mały obwinia się za to że ja się zachowuję źle,jest pewny że to przez niego mama jest wsciekła i krzyczy,jeśli odważy się wtedy do mnie w ogóle cokolwiek powiedziec to pyta czy ja się na niego nie gniewam i przeprasza mnie za coś czego nie zrobił..,pyta czy ja go kocham..wiem że mały czuje się wtedy sam..odrzucony przeze mnie i odczuwa całkowity brak zainteresowania z mojej strony..Jeśli płaczę to przychodzi do mnie i przytula się do mnie mocno .Jezu,mnie jest tak bardzo żal tego dziecka bo wiem że go krzywdzę i zamiast być przy nim całą sobą to ja jestm daleko,nie umiem się nim zająć tak jak powinnam...Boję się tego co będzie dalej,jak mały zacznie dorastać..boję się że poprostu ode mnie odejdzie bo nie wytrzyma..I tak już za dużo w swoim krótkim życiu widział..Narazie w zerówce jest,ma dobre wyniki,zachowanie jest też dobre ale ja wiem że przeze mnie i tak nie funkcjonuje normalnie..Zaczełam już brać leki od wczoraj..i mam nadzieję, że po kilku tygodniach będę bardziej normalna i zacznę być lepszą mamą...Pozdrawiam.
  8. Kasieńko..Jak Ci się udało zacząć"nie przejmować się"?Ja się tym bardzo przejmuję i nie umiem tego zmienić.Czytałam na forum wypowiedzi dziewczyn na temat reakcji ich bliskich na zachowania i rzeczywiście większość z Was nauczyła się z tym żyć ze poprostu zdrowy nigdy chorego nie zrozumie..Ja też się z tym całkowicie zgadzam ale nie potrafię się jednak pogodzić z tą (pozorną?)obojętnością,nawet powiedziałam żeby ode mnie odszedł bo tylko ma same problemy przeze mnie i ze nie chcę aby się ze mną męczył i że tylko przeze mnie zmarnuje sobie życie..a z drugiej strony nie chcę żeby tak się stało bo wtedy jak zatrzaśnie za sobą drzwi to będzie tragedia..Tyle sprzeczności we mnie jest...A co do tłuczenia naczyń i trzaskania drzwiami to mam to opanowane do perfekcji. .i nie myślę wtedy że mały śpi,że są sąsiedzi...potrafię w łazience wszystko pozrzucać na podłogę,i rzucam dosłownie każdą rzeczą jaka jest w pobliżu..Koszmar jakiś..Mam manię wyrzucania do śmieci wszystkiego co wydaje mi się w tym domu nie potrzebne,żeby było czysto,tak jak bym coś z siebie chciała wyrzucić,pozbyć się czegoś ale nie wiem czego..Ech..szkoda gadać...Pozdrawiam cieplutko.
  9. Witam Bardzo dziekuję Wam za słowa otuchy.Dziś idę na 15.30 do psychiatry.I cieszę się z tego że udało mi się w ogóle wyjść i pójść do tej przychodni,ale modliłam się zeby było w kolejce do rejestracji jak najmniej ludzi,żeby nie słyszeli jak mówię, ze się chcę zapisać na wizytę.Wiem że to głupie i nie powinnam tak reagować.. GRACJA : Nie tak do końca jest z tym wsparciem i zrozumieniem..Choć rownież bardzo bym tego chciała,facet przeważnie albo odwraca to w żart bo tak naprawdę nie wie co ma mi powiedziec zebym się lepiej poczuła,albo jeśli własnie mam napad szału to w trybie natychmiastowym buduje mur,nie patrzy w moją stronę,zamyka się w sobie,nie odzywa się nawet jednym słowem..a jak mówię"powiedz coś"to on mi "ale co ja mam ci powiedziec"i to tyle co w takich momentach jest zdolny mi przekazać..I jego spokój i opanowanie jeszcze bardziej wzmaga we mnie wściekłość,bo tak naprawdę większość z nas w takich momentach(tak myślę)potrzebuje własnie reakcji drugiej osoby,przytulenia,powiedzienia kilku słów..a tu nic..dosłownie twierdza nie do pokonania,potem potrafi się do mnie nie odezwać przez cały dzień..A ja wtedy oczywiście że to tylko moja wina i to przeze mnie to wszystko itd..i zaraz myśli samobójcze,i wszystko,wszystko co Wam też jest tak dobrze znane...Jezu..jak ja bym chciała normalnie żyć..Jak widzę te uśmiechnięte dziewczyny na ulicy,ludzi wychodzących codziennie do pracy,zwyczajnie sobie żyjących to nienawidze się jeszcze bardziej i nienawidzę również ich..Ech..kończę te głupoty pisac,ale Wam naprawdę z całego serca życzę żebyście się wydostali na powierzchnię i czerpali z życia wszystko co najpiękniejsze.Pozdrawiam.
  10. Marla_30g

    Witajcie Kochani.

    Witam Qrcze,nie myślałam że zostanę tak ciepło przez Was przywitana..To jest naprawdę bardzo miłe i mocno podbudowujące..Dziękuję Wam za to.Tym bardziej że,nie wiem czemu,boję się czytać każdej odpowiedzi,każdego posta który jest odpowiedzią na mój post..Ubzdurałam sobie w głowie że zaraz przeczytam coś nie miłego i przykrego dla mnie..Też tak mają niektórzy z Was...?Pozdrawiam mocno.
  11. Animko Nie wiem co się wydarzyło w Twoim życiu tak bardzo złego,że mówisz że zawalił Ci się świat...że nie chcesz żyć a jednoczesnie chcesz brać to życie pełnymi garściami...Tyle co mogę Ci powiedziec na tą chwilę to to że po mgle i ciemnych chmurach zawsze jest słońce..czasem wystarczy mały promyk aby poczuć się lepiej..Kochana,wiem jak bardzo potrafi być ciężko,bo ja też ledwie wiążę koniec z końcem a jeszcze mam tą znienawidzoną depresję i nerwicę,gdzie nieraz tak bardzo mnie boli pod żebrami że muszę bez ruchu siedzieć 3 godziny aż mnie puści i ataki krzyku i histerii...W każdym razie spróbuj pomyśleć choć trochę pozytywnie,że jesteś na swiecie po to aby być komuś potrzebna i któremu bardzo trudno by bylo bez Ciebie życ..Trzymaj się i pozdrawiam Cię i ściskam.
  12. Zapomniałam się zapytać..Kasienka 125. W jaki sposób kierujesz swoją zlość w siebie?Pozdrawiam.
  13. Dzięki za wsparcie i rady.dziś idę do internisty po skierowanie do psychiatry choć byłam już nie raz w swoim życiu..ale było by za dużo czytania wiec dlatego nie napisałam więcej,ale myślę ze rzeczywiście tak jak na forum wielu użytkownikow wypowiadało się ze źle dobrane leki albo poprostu nie działają w ogóle albo wręcz mogą zaszkodzić..U mnie chyba był ten pierwszy przypadek..bo pamiętam że po Tisercinie to spałam na lekcjach i żadnych innych objawow działania tego leku nie było..Dzisiaj jestem w dobrym nastroju i przyjmuję do siebie wiecej informacji i łapię więcej z otoczenia.Nawet porozmawiałam z moim facetem o tym wszystkim.ze wcale ta złosć moja nie jest specjalnie wymierzona w niego,że te ataki złości są ode mnie silniejsze i nie potrafię nad tym zapanowac..W odpowiedzi usłyszałam że jesli będę czuła że nie długo będę miała atak to mam założyć czerwoną czapkę i on wtedy będzie wiedział jak ma reagować i jak sie zachować... Pozdrawiam Was mocno
  14. Witam wszystkich Otóż na tą paskudną chorobę jaką jest nerwica choruję już od bardzo długiego czasu..właściwie od dziecka.teraz jeszcze doszła okropna depresja..Nie potrafię sobie poradzić ze sobą.Nienawidzę się tak bardzo że mam myśli żeby skończyć ze sobą..Tak jak napisałam w moim pierwszym poście w temacie przywitań,że naprawdę trudno mi o tym pisać..ale przemogłam się uznając że poprostu muszę o tym napisać bo już do końca oszaleję o ile już tak nie jest,nawet teraz jak chcę o tym powiedzieć to myślę że nie potrzebnie się nad sobą użalam i roztkliwiam,jak to już słyszałam wiele razy...Moje huśtawki nastrojów zmieniające się w ciągu krótkiego czasu wykańczają nie tylko mnie ale moje najbliższe otoczenie.Moje ukochane dziecko boi się mnie(takie odnoszę wrażenie)a facet jest widzę wykończony moim okropnym zachowaniem..Otóż jak jest przez kilka dni wszystko cudownie tak w jednej chwili nagle ogarnia mnie czarna rozpacz..Wszystko jest złe,wydaje mi się ze nikt mnie nie akceptuje,ogarnia mnie zlość na wszystkich i wszystko i oczywiście wyżywam się na najbliższych,czyli wrzeszczę na swojego synka,czepiam się namniej znaczących rzeczy,oskarżam mojego partnera o wszystko i słownie go naprawdę ranię zupełnie bezpodstawnie mówiąc mu bardzo przykre i pełne złości słowa..Moja agresja wyzwalana jest poprzez krzyk u mnie aż do zmęczenia i całkowitego wyczerpania..Po takim ataku przychodzi płacz,poczucie winy i jak zawsze naprawdę szczerze przepraszam za swoje zachowanie,czuję się nikim,nie potrzebna nikomu,wszyscy są mądrzejsi ode mnie,lepsi i ładniejsi,tyle w życiu osiągnęli a ja co?Nawet nie mogę normalnej pracy znaleźć bo nikt mnie nigdzie nie chce...Przez terapie u psychologów przechodziłam już wiele razy..Szkoła skierowała mnie do Zagórza koło Wawy bo moje wyniki w nauce i nerwowe załamania doprowadzały nauczycieli do szału..Tam zrobiłam maturę i naprawdę czułam się tam dobrze bo byli tacy jak ja i naprawdę wspaniali nauczyciele..Ale cóż..Wtedy było dobrze..Dostawałam sinequan,tisercin i jakoś w miare normalnie funkcjonowałam..Teraz w dorosłym życiu wszystko wróciło do "normy"czyli znów myśli o tym jaka jestem do niczego..Tłumaczę sobie tym że jeśli przez wiele lat w domu słyszalam od rodziny że ja to nerwus jestem,że do niczego się nie nadaję i nic w życiu nie osiągnę,porównywanie mnie z kimś tam w rodzinie kto ma same dobre wyniki w nauce a potem ze ma dobrą prace i zarabia duze pieniądze a ja to co??Jak zwykle nic sobą nie reprezentuję..To boli..To naprawdę cholernie boli,ale z tego tłumaczenia nic i tak nie wynika..Wszystko tak bardzo emocjonalnie przyjmuję do siebie i każde wydarzenie kończy się u mnie włąsnie krzykiem,straszną złością wobec siebie i bliskich,których przecież kocham ponad wszystko...Piję melisę i łykam valerin..przynajmniej po tym sie wyciszam na trochę..do następnego ataku nerwów i złości i poczucia że jestm nikim.Może ja rzeczywiście jestem chora psychicznie tak jak to mi bardzo często powtarzał mój były mąż z którym się rozwiodlam,bo nie mogłam wiecej wytrzymać w toksycznym związku ale to akurat jest chyba mało istotne..Pozdrawiam Was serdecznie i jeśli będziecie mieli choć jakąś małą radę to będę Wam bardzo wdzięczna..
  15. Marla_30g

    Witajcie Kochani.

    A więc zdecydowałam się napisać kilka słów o sobie,choć nie ukrywam że musiałam do tej decyzji dojrzeć,mimo że jak wcześniej czytałam Wasze posty to w wielu z nich odnajdywałam również siebie...Mam na imię Magda i oprócz siedmioletniego synka,Mamy i partnera(który jest chyba zmęczony mną)to nie mam nikogo..Kurcze..trudno mi tak pisac o tym co siedzi w środku,co przeszkadza i wygryza z każdym dniem coraz więcej mojej energii na życie...Ale póki co to bardzo się cieszę ze znalazłam to forum,gdzie nie jestm sama,że są ludzie którzy również mają naprawdę poważne problemy i otrzymują tutaj duże wsparcie od innych i co najważniejsze zrozumienie bo z tym niestety w otoczeniu jest najtrudniej..Pozdrawiam Was serdecznie. Magda.
×