Skocz do zawartości
Nerwica.com

Josephine29

Użytkownik
  • Postów

    152
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Josephine29

  1. wiem, ze rozmowa jest bardzo ważna. Ale ja czasami nie mam juz siły rozmawiać. A z tym mężczyzna to nic nie daje, do niczego nie prowadzi. teraz patrze na telefon i ostatkami sił powstrzymuję się zeby do niego nie napisać. Gdyby jednak ktos poprosił mnie o radę w podobnej sytuacji wiedziałabym co powiedziec, co nalezy zrobić i co jest sluszne. Ale to nie pomaga mi samej. czuje sie taka samotna i niekochana. dobrej nocy wszystkim, niech noc ukoi wasze smutki, lęki i niepokoje
  2. Transfuse, no to siedzimy w tym samym. ja ostatnio po uszy. jestem teraz w takiej dziwnej relacji z facetem. Nie wiem własciwie co to jest,a le jak ktos patrzy na to z zewnątrz, to sie pewnie zastanawia co ja durna robię. On ma 35 lat i jest niby wolny. Spotykamy sie juz 5 miesiecy, ale w czasie wakacji on zniknął na 3 tygodnie. napisał mi tylko sms, ze musiał niespodziewanie gdzies wyjechac. Nie odbieral mojego telefoonu. pozniej sie pojawił i jak powiedzieł, ze nie moze powiedziec gdzie był. To ja mialam postanowicz czy dalej sie spotykamy, czy nie. A, że ze strachu przed odrzuceniem i porzuceniem jestem w stanie zrobic wszystko... do teraz nie wiem gdzie był i z kim. boje sie zapytac. wiem, ze ma to zwiazek z jego bylą. w zasadzie to wiele mi nie odpowiada w tej relacji, na przykład dni bez kontaktu z jego strony. wszystko to takie jakies poplątane, a ja wolę udawac, ze wszystko jest ok. I nawet nie pytam, bo uznaje ze nie mam prawa, bo to jego prywatne życie, ale tak naprawde boje się co mogę usłyszec, ehhhh teraz nie odzywa sie od kilku dnia a ja się staram trzymac, zeby nie napisac do niego pierwsza -- 01 lis 2011, 14:00 -- ok, ale zarzucam Was moimi historiami tak w pierwszym dniu, może nie powinnam ? Może trzeba się tu trochę poznac, na kawki razem pochodzic a pozniej szczerze o sobie nawijac? :)
  3. ja natomiast bardzo często boje się prawdy. wolę zamykac oczy i udawac, ze czegoś nie ma. Jak nie ma, to nie zaboli. wynika wiele trudności z tego dla mnie i pewnie w konsekwencji jeszcze więcej bólu. To tak jakbym na jakis czas, jakąs krótką chwilę, weszła do swojej norki i udawała, ze mnie nie ma, wtedy nikt mnie nie skrzywdzi, ból nie dopadnie. Często się zastanawiam, czy nie tylko ja mam tak wszystko pokręcone. Rozważam siebie i rozbieram na milion kawałków czasem, po to żeby zrozumiec ten cały mechanizm mojego funkcjonowania. Ale nawet kiedy juz wiem, nie powoduje to żadnej zmiany we mnie. Może jest to ciągły proces, coś czego nie widzimy na poczatku, a co dostrzegamy dopiero przy okazji czegos innego?
  4. no tak, daty z lewej strony :) girl anachronism, czytałam to co pisałas o postawieniu diagnozy. To jest wazna sprawa, ja sama wiele razy probuję uzyskac od psychiatry jasnośc. ostatnio jednak nie przyniosło mi to nic dobrego. po ostatniej wizycie lekarz zmienił leki i powiedział, ze to moze byc dwubiegunówka. jak wyszłam od niego, to bardzo się cieszyłam, ze mam wreszcie jasną diagnozę, bo co tam sama depresja, dwubiegunowa to jest coś hahha. po zmianie lekow, całe samopoczucie mi sie zawaliło. Juz czulam sie dobrze, a tu nagle grugi biegun. I na dodatek zdalam sobie sprawe z tego, ze ta choroba oznacza iz w moim życiu raz bedzie lepiej, raz gorzej i tak na okraglo. załamałam się całkowicie. Dopiero moja terapeutka mnie pocieszyła. jaki z tego morał, czasem nie jest dobrze wiedziec na co sie choruje, bo to może przybic
  5. dzięki za powitanie. napisałam coś do Was, ale widzę, ze nie wyslało. Ciężko jest mi jeszcze zrozumiec funkcjonowanie tej stronki i gubie sie z tym co poszło a co nie. Ile czasu jesteście już na forum? Dlugo się znacie?
  6. cześć, jestem tu całkiem nowa. cały czas szukam dla siebie miejsca, w którym będę zrozumiana. gdzie ludzie nie będa dziwic się moim myślą i samopoczuciu. Może troche o mnie, na poczetek. Mam 28 lat, pierwszy raz zachorowałam jakieś 6 lat temu, właśnie wtedy poszłam pierwszy raz do psychiatry po leki. Ale moja przygode z terapią zaczęłam w wieku 18 lat, kiedy to nie umiałam poradzić sobie z tym co mnie otacza. Po roku, terapia zakończyła sie powodzeniem. Na tamten okres mojego życia to wystarczało. W wieku 22 lat czułam, że moje życie jest nie do zniesienia. Poszłam do psychiatry dostalam leki. Po jakimś czasie pomogły. W miedzy czasie chodziłam do kilku terapeutów, z marnym skutkiem, bo zawsze ucinałąm terapię. 3 lata temu, miałam silny nawrót depresji. Nie byłam w stanie funkcjonować. spędziłam 2 miesiące w łóżku, nie mając nawet siły na codzienna toaletę. Znowu leki i kolejna poprawa. Mniej wiecej rok pożniej kolejny nawrót. Tym razem, dzięki swojej interwencji, trafiłam do szpitala psychiatrycznego na 3 miesiące. kiedy wyszlam, nie do końca umialam sie przystosować do "normalnego życia" poza murami szpitala. tam mieliśmy ochrone i dbano o nas, nie musiałam się bac, że z lęki i bezsilności postanowie z sukcesem zakończyć własne życie. Na szczęście znalazłam terapeutkę świetna, do której chodze już połtorej roku. Od tego czasu chodze też do nowego psychiatry z którym nawet dobrze mi się pracuję (odpowiada mi rola królika eksperymentalnego, kiedy zmienia mi kolejne leki). A teraz jestem tu, w domu mojej mamy i czekam kiedy wrócą wszyscy z cmentarza z grobu mojego ojczyma, którego nienawidziłam przez całe życie. Tyle o mojej przeszłości, teraz jest teraźniejszość z którą staram się sobie radzić. Na prawdę potrzebuje przyjaciół, choćby takich wirtualnych, którym nie obce będzie to, co czuje i jak się czuję. Mimo, iz mam znajomych w realu, nie zawsze moge im mówić jak się czuję. kKiedys powiedziałam mojej przyjaciołce, ze mam mysli samobójcze, na co usłyszałam, ze dla niej to za dużo i mam jej takich rzeczy nie mowić. Sami rozumiecie.... teraz zmykam na obiad i z niecierpliwością bede czekała, na to, czy znalazł się ktoś...z kims....komu....i o kim
×