Skocz do zawartości
Nerwica.com

kam80

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kam80

  1. kam80

    Jestem nikim...

    Witam ponownie. Odwiedziłam w ostatnim czasie dwóch psychologów. Jeden, a raczej ta pierwsza, stwierdziła, że nie zajmuje się takimi przypadkami jak mój. A druga, to ta zakonnica. Bardzo miła kobieta. Pozwoliła mi mówić i mówić i nie zadawała zbędnych pytań. Nie odniosłam wrażenia, że ją zanudzam swoją osobą. Uśmiechała się przyjaźnie i traktowała jak kogoś bliskiego. To było bardzo miłe. Mimo bariery dzielącej nas - pacjent-lekarz, odczuwało się bliską więź. I przede wszystkim nie wystawiła opinii po pierwszym spotkaniu ! Tak jak uczyniono dwa lata temu. Z miłą chęcią do niej wrócę. Ma przemiły, ciepły i spokojny głos. Terapię zaczynam już 7go grudnia. Będzie trwała zapewne długo. Po pierwszym tym spotkaniu uzmysłowiłam sobie, że ja chcę żyć. I chcę być szczęśliwa. I jak bardzo zniszczyłam swoje życie- bo pozwoliłam swoim lękom zadomowić się w mojej głowie i pozwoliłam im sterować swoim życiem. Ale przede mną do omówienia setki tematów. Niejednokrotnie poświęcając na dany temat kilka godzin. Boję się tylko, że mój zapał szybko zniknie. A i spotkania te nie przyniosą skutków. Nie ze strony psychologa, ale z mojej. Że ja nie podołam zadaniu. Że nigdy nie odzyskam wiary w siebie i spokoju ducha. Ale mimo obaw jestem pełna nadziei. ostatnio mam ciężki okres. Ale daję radę. W pracy wiele nieprzyjemności. Wielu ludzi wkrótce zostanie bez pracy, co odbija się na tych co pozostaną w pracy. Wiele złośliwości, wiele podłości. W efekcie tych zawirowań, doznałam kontuzji ręki, co wykluczyło mnie z gry (pracy) na kilka-kilkanaście dni. Nikt mi za to nie zapłaci. Nie ma się komu nawet poskarżyć, że pani x z panią y zmuszają człowieka do pracy ponad siły i jeszcze się z niego naśmiewają, bo go coś zabolało. mobbing. Ale trzeba to przetrwać do końca roku. W związku z kontuzją, miałam okazję odwiedzić w końcu lekarza i wziąć skierowanie na badania tarczycy, bo schudłam 6kg w przeciągu 3 miesięcy. I generalnie mało jem. Nie chce mi się jeść. I wiele innych dziwnych dolegliwości- bezsenność, zbytnie pobudzenie, nierówne ciśnienie, drżenie rąk. I... receptę na Tabex. Rzucam palenie:D. Oby się udało! Zaczynam od jutra wieczora. Na samą myśl o niepaleniu zaczynam się denerwować. Mimo silnego postanowienia, reakcja mojej świadomości jest straszna, bo zaczynam się denerwować. inna sprawa, że od dwóch miesięcy nie widziałam się z chłopakiem. Ciągle się kłócimy. Ciagle jest źle. Mimo moich starań, tłumaczeń, próśb... Bez skutku. Stwierdził ostatnio, że jestem tak bardzo pomylona, że mnie już nie chce i nie chce rozumieć moich problemów. Wizyta u psychologa go nie ucieszyła. Chyba liczył na to , że zamkną mnie w wariatkowie na wieki wieków. Zaskoczył mnie pytaniem- a jaką diagnozę postawiła psycholog? Powiedziałam, że żadną bo za wcześnie na szufladkowanie, to stwierdził, że muszę zmienić psychologa. Chyba naprawdę wolałby usłyszeć, że jestem psychicznie chora. Tak czy siak stanęło na tym, że mnie nie chce bo sie mnie boi i mu tylko życie zatruwam. Przykre. Ale jakoś straciłam już energię na staranie się by było lepiej. Na razie muszę wrócić do zdrowia - fizycznie i psychicznie. Od wczoraj towarzyszy mi lęk, że przez tą kontuzję stracę pracę. Że odesłanie mnie na zwolnienie (mogę wykonywać lżejszą pracę- umierająca nie jestem) jest pierwszym stopniem do wyrzucenia z pracy. Bardzo się boję. Przełożony do tej pory był zadowolony ze mnie, z mojej pracy, z mojego zaangażowania... Nic nie wspominał, że chce się mnie pozbyć, a mimo to przeczucie mam takie, że wylecę. Nie umiem żyć bez pracy. Siedzenie w domu, takie bezczynne dobija mnie. Popadam zaraz w czarnowidztwo i w depresyjny stan. Ale mimo to, jestem silna.
  2. Żałuję, że nie mogę dołożyć więcej fotek. Nie wiem czemu. Może limit wyczerpałam, a może to wina transferu. Niestety mam neta bezprzewodowego i hula jak chce :/. Założyłam swój temat z myślą, że wkleję tu więcej swoich prac. Póki co, mogę zainteresowanych odesłać do swojego bloga. Są zdjęcia także. Narazie niewiele, bo skupiłam się bardziej na swoich problemach niż rozwijaniu swoich wizji tego co mnie otacze. http://kamien25.blog.onet.pl/ -- 31 paź 2011, 12:35 -- PS!!!! Dzięki za miiiiłe komentarze!!!:) Choć i słowa krytyki będą mile widziane:D
  3. kam80

    Jestem nikim...

    To jakis zart??? Modlitwa!! jestescie zlosliwi i wredni. i tyle w temacie. Ja w swoim temacie napsialam gdzie ide na terapie i do kogo , a z calego tematu rozwinela sie glupia dyskusja na temat kosciola! a swoj cynizm wsadz sobie w d...! bedzie ci zdecydowanie lepiej. a inna sprawa MODLITWA JEST MOJA I TYLKO MOJA PRYWATYNA SPRAWA a skoro wy tego nie potraficie zrozumiec, to wasz problem ale nie macie ZADNEGO PRAWA kwestionowa, zartowac i obrazac z tego powodu mnie, czy innych osob tu wierzacych. bo nikogo to nie powinno obchodzic!!! a co do "terapii tutaj" to sorry, ale nikt z was nie ejst kompetentny by leczyc innych. i swoja terapia mzoecie co najwyzej wpedzic kogos do grobu. glaskanie po glowie? hahahahaah . dobre! od nikogo nie cozekuje glaskania po glowie, a inna sprawa. wlazlam tu po to by znalezc wsparcie i ludzi sobie podobnych, a nie idiotow, ktorzyx an dzien dobry polewke sobie ruzadzaja z wiary! Zegnam. Mozesz sobie blokowac , Pani Moderator czy tma Administrator. nie obchodzi mnie to! chcialam tylko z kims pogadac. a nie rozbebeszac sie an temat wiary, kosciola. co was to k.... obchodzi!!!!!! ja sie nie wtracam w wasze wierzenia i rpzekonani i g... mi do tego. i tym samym wam powinno byc do moich wierzen. a twoja rado MODLITWA to gorzej niz cynizm. jestes wstretnym czlowiekiem. i chyba terapie tobie by sie rpzydala- jak szanowac innych i wyzbyc sie taniej zlosliwosci. fuj!!! wstydz sie pani moderator. Jesli ty masz takie zasady, to nie dziwie sie, ze na tym forum nie ma zasad.
  4. kam80

    Jestem nikim...

    Ale macie problem. Pnie Moderatorze, balagam Pana, niech Pan zalozy swoj osobny temat na temat swojej neicheci do Ko/scioła Katolickiego, swoich poglądów religijnych itp, bo to staje się nudne to raz, a dwa jest kompletnie nie na miejscu. Jeśli abrdzo chcesz usłyszec odpowiedzi an swoje pytania, to jeden , zadzwoń do Michnika on ci rpawdę powie, ewentualnie do Faktów i Mitów , gdzie red, naczelnym ejst morderca Popiełuszki i zapewne wspólny temat znajdziedzie, ewentualnie zapraszam na forum katolickie, gdzie będziesz mogł sobie podsyskutować i walić cytatami ze soborów i encyklik. I proszę więcej nie pisać w moim temacie jeśli ma Pan zamiar poruszać kwestię wiary. nikt mnie tutaj nie uraził, i wiele osób jest życzliwych , dzieki POLAKITA. Jak dla mnie Panie Moderatorze, moze się Pan faszerować czym Pan chce, robić ze swoim ciałem co się Panu żywnie podoba, i dbać o swój spokój duchowy lub nie bo mało mnie to obchodzi ale jadem proszę nie rzucać na nikogo, bo swiadczy to tylko o Panu i Pana tolerancji. I nazywanie kogoś fanatykiem!!! To już do KEFAS. Sorry! Ale fanatyzkami największymi to są ludzie zapiekleni na Kościół. wspomnieć słowem nie można by zaraz jakiegoś sporu nie było. Eno! dajcie żyć! Żyjcie sobie włąsnym zyciem i według własnych zasad i reguł, ale w moje zycie, w moją wiarę, w moje poglądy i w moje postanowienia proszę się nie wtrącać. I jeszcze raz proszę Pana Moderatora, by swój problem przeniósł do swojego tematu. Jakoś nikt nie pisze o mojej zbolałej duszy (depresja to choroba duszy) tylko o Kościele i swoim problemie do Kościoła. No Nie wszyscy, są i tacy, którym to nie przeszkadza. A ja mam dziś faaaaatalny dzień !!! Jestem zła! I wszystko mnie boli. I mam ochotę krzyczeć na wszystkich. Zna ktoś jakis fajny sposób na ukojenie nerwów i jakieś ćwiczenia na panowanie nad emocjami?? Pozdrawiam Wszystkich!
  5. kam80

    Jestem nikim...

    skomentuje na szybko, bo nie mam juz czasu ostatni akapit. moja zakonnica psychoterapeutka jest wyspecjalizowana w tych dziedzinach zarowno nerwicy jak i depresji jak i DDA. i nie neguje jej autorytetu i kompetencji. okaze sie fatalna, pojde do innego. a tuz obok niej jest lekarz psychiatra. swiecki! zobacyzmy jak bedzie. a przede man jeszcze i tak kompleksowe badania neurologiczne i tarczycy i mojej anemii ( na wlasny koszt! bo ani psychiatra ani internista nie chca dac mi skierowania na badania). setki razy oberwalam po glowie, w dodatku trulam sie toksynami i mialam rowniez wstrzas mozgu ale nikogo to nie obchodzi z lekarzy. w warszawie psychiatra rozmawial z emna 10min! a psycholozka , łacznie! 2h. wiec o czym tu mowa? nie ebde faszerowala sie pigulkami i robila z siebie krolika doswiadczalnego. a inna sprawa, ja sie na terapie grupowa nie nadaje (zadna). moze sie to zle dla mnie skonczyc. w gre wchodzi tylko indywidualna. na prywatna mnie nei stac i wykaldac meisiecznie 400zl a w panstwowym osordku serwuja po dluuugich miesiacach oczekiwania w kolejce tylko dzienna a ja pracuje i cche rpacowac. Osrodek, ktory wybralam, sam wpadl mi w rece. nie szukalam go. ale to ejdyny osrodek , ktory zajmie sie mna na dluzej niz 4x45min. i bede meic opieke psychologa i psychiatry. a czemu zakonnica? bo tylko ona zajmuje sie w tym osrodku takimi problemami jak moje. jesli uzna, ze powinnam isc do kogos innego to pojde. a poza tym korzystalam juz z wizyty u psychologa swieckiego ale strikte zwiazanego z wiara i duchowoscia. fenomenalny facet! ale przyjmuje tylko w warszawie. i bardzo mi pomogl. i pomogly siostry zakonne w moemcie, keidy zalamanie nerwowe szlo za zalamaniem i nie bylam w stanie juz funkcjonowac. pomogl mi skiadz. i nie cierpialam przez dlugi rok. a dzis wszystko wrocilo do punktu wyjscia, ale nie na tyle mocno bym konala z bolu. i bralam wtedy leki i zadna osoba duchowna nie kazala zaprzestac ich brania. leki od psychiatry! hahahaah na sen. stwierdzil, ze nie sa mi potrzebne zadne leki.
  6. kam80

    Jestem nikim...

    Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą. Dla mnie to jakiś bełkot bez składu i ładu i nie będę wchodzić nawet w polemikę. Wspomnę tylko, że Twoje negowanie kompetencji psychologów duchownych jest pozbawione jakiego kolwiek sensu. I jest to pomniejszanie ważności i wartości Kościoła Katolickiego. A jeszcze inna sprawa, nikogo na tym forum nie powinno interesować to, gdzie kto i z kim chce leczyć swoją duszę i za ile. To jest sprawa każdego z nas i nikomu nic do tego. To tak jak ja bym kwestionowała prywatne centra pomocy psychicznej i mówiłą, to tylko biznes i każdemu wmówią mega choroby byleby tylko wyciągać kasę z kieszeni. Do tego doprowadza Twoja logika. Niestety, tysiące psychologów nie ma odpowiedniej wiedzy i odpowiednich kompetencji, czy to sa buddyści, czy katolicy, czy inni wyznawcy boga słońca czy boga drzewa. Dla mnie to bez znaczenia, gdzie i kto chce odnależć ciszę i spokój. Mnie pomaga Pan Bóg, w niego wierzę i wierzę w Kościół Katolicki i nikomu nic do tego:):):). Moja prywatna sprawa. a inna sprawa Wiara i Religia się ze sobą nie wyklucza. Wiara to przyjęcie istnienia czegoś bez żadnego dowodu wiarygodnie potwierdzającego ten fakt. I to się nazywa akt wiary. A religia to system wierzeń i praktyk (w religi katolickiej jest to praktykowanie według dekalogu m.in.). Jak masz jakieś wątpliwości to udaj się do pierwszego lepszego księdza a wytłumaczy Ci to dokładnie, według teorii katolickiej. Może będziesz miał lepszy obraz na ten temat niż karmiąć się setkami książek negujących Katolicyzm. I uważam, że ta dyskusja jest 1. głupia, 2. kwestionująca moją decyzję, 3. nie ma żadnego sensu. Bądź sobie takiej wiary jaka Ci pasuje najbardziej, a mnie zostaw w spokoju w imię szacunku do bliźniego. Bo to, co wiekszość z Was napisała , negując moją decyzję, jest zwyczajnym brakiem szacunku. A jeśli nadal ktoś chce sobie podyskutować na ten temat, to w osobnym temacie, nie w moim, bardzo proszę :). A jak byłabym buddystką i poszła an terapię duchową do centrum buddystycznego i tam poddawała się medytacji i innym rozmowom filozoficznym, to byłoby super? A chodzenie do psychologa duchownego będącego zwiazanym z Kościołem Katolickim to źle? Super myślenie. Dzięki za wsparcie . Ale ludzie którzy negują decyzje innego człowieka (rozmówcy) nie wspierają a przeszkadzają. Witam wszystkich serdecznie:). I zapraszam do rozmowy odnośnie problemów a nie wiary, bo po to tu chyba wszyscy jesteśmy , by sobie pomagać i zrozumieć. Bo każdy kto wchodzi na tego typu fora szuka akceptacji, zrozumienia i jakiejś pomocy. A nie negowania. Bo więcej z tego szkody niż pożytku. I tyle w tym temacie.
  7. kam80

    Witam! Problem z samym sobą

    Iluzjonista!!!!!!! Suuuuuper!!!! zawsze mnie ciekawiło jak się robi takie sztuczki:D. Extra!!!! Przepraszam, ze nie napiszę już nic więcej dzisiaj bo zbieram się wlasnie na nocna zmiane (bluesa) a jutro przyjaciolce mam pomagać wybrać farby (to bedzie koszmar dopiero :/. jej niezdecydowanie). Ale odezwe sie napewno do Ciebie:). Teraz lece na kolacje i do pracy. Praca, to jedyna sensowna rzecz w moim zyciu. Trzymaj się i wyspij sie porzadnie i zacznij realizowac swoje marzenia!!! Byles moze w Mam Talent? :) Obiecaj sobie, że zmusisz się do kontynuowania nauki w iluzji:). Super!!! Masz talent! Mnie natura nie obdarowałą żadnym talentem. dwie lewe nogi do tanczenia, glos zarzynanej swini:D, a i talent palstyczny to taki mooocno dziecięcy:D . kompletnie w niczym nie ejstem dobra:D. Wiec ciesz sie swoim darem i go szanuj! Szanuj siebie:):):). Masz znajomych iluzjonistów?? Nie? To szukaj i działaj:). Ups! sklamalam. mam jeden dar. widze piekno w brzydocie. Robie zdjecia. Ale sie nie rozwijam. Ale bede!:) Tak postanowilam:). Trzymaj sie i nie daj sie demonom :)
  8. kam80

    Witam! Problem z samym sobą

    Naprawdę przejdzie. Tylko musisz chcieć wyjść z tego stanu. Apatia wykańcza, to fakt. Ale może napiszę inaczej. Pomyśl, że dałeś jej wolność i ona teraz jeszcz szczęśliwa i ciesz się jej szczęściem. Wybacz. Nikt nie mówi o zapominaniu. Wszystko samo sie wyklaruje. Wiem, co znaczy iść do pracy, wrócić i nic nie robić. I doskonale wiem, co znaczy, mieć wokół siebie ludzi a być samotnym. Może rpzeczytaj Małego Księcia? Lubisz czytać? Dla mnie to kraina zapomnienia. Odskocznia od życia. Sama mam poważne problemy ze samą sobą. Lęki, strachy, widma, zjawy, brak snu, nerwica... depresja, DDA . Dla mnie książki to zycie. Ostatnio stwierdziłam, że nie ma to jak dokształcanie się. Przeczytałąm książkę WSPOMNIENIA WOJENNE KAROLINY LANCKOROŃSKIEJ. Jej haryzma, siłą, wola życia, walka tak bardzo wpłynęła na moja psychikę, że stwierdziłąm, jak bardzo jestem beznadziejna użalając się nad sobą. A mój sąsiad, lat 11- zanik mięśni, wózek inwalidzki i każde rpzeziębienie, które może skończyć się śmiercią dla niego?Nie chodzi, nie rusza rękoma... Całkowicie zleżny od rodziców. On jest taaaki radosny i pełen życia! Imponuje mi swą postawą. A ja przy nim czuję się jak nic nie warta istota, bo nie potrafię uszanować takiego daru jaki mi dano - ŻYCIA. Musisz zacząć chcieć zmian. Pokochać siebie i wierzyć w to, ze jesteś wartościowym człowiekiem. I przestać mówić, że ejstes brzydki.Uroda to pudełeczko, które szybko się niszczy, a piękno jest w nas. W środku. Tam są skarby jakimi dysponujemy. Otworzyć się na siebie i na to, co wokół Ciebie. Łatwo się mówi a trudniej zrobić. Ale chcieć warto. I nawet trzeba, bo inaczej zwariujesz. Nie jesteś zły. Twoja ponad przeciętna wrażliwość to dobra cecha, lecz zgubna. Wrażliwość świadczy o nas, o tym ile mamy w sobie dobra i miłości. Chcesz to tanio sprzedać? Nie warto. Masz dopiero 23lat i całe życie przed sobą. Nie warto zatracać się dla jednej osoby. Która nie jest warta tego. Co lubiłeś robić zanim ją poznałeś? Jakie maileś zainteresowania? Czemu najwięcej czasu poświęcałeś? Co to za koncert był? Fajnie było? Swojego czasu, jak w kieszeni miełam więcej geltu niż dzisiaj, a czułam, że moja psychika zaczyna siadać, pakowałam plecak i jechałam na Mazury. Do dziadków. W miejsce dla mnie taaaaak bardzo ważne. Tam się urodziłam. Tam są moje korzenie. I tam zaczyna się moja historia. Dwa dni!!! Chociaż dwa dni w swojej oazie ciszy i spokoju. Wracałam. I żyłam. Było mi cudownie. Wielkomiejskie życie mnie wykańcza. Masz swoja mekke?? Ja dzis nie mam na tyle pieniędzy, by móc wsiąść w pociąg i pojechać naładować baterie. Właśnie tam! Ponoć najtrudniejszą rzeczą dla człowieka jest przebywanie samym ze sobą. dla mnie nie jest. Umiem i to lubię. Kiedyś nie umiałam i godzina w samotności kończyła się źle. Dziś popadłam w skrajność bo w ogóle rpzestałąm przebywać z ludźmi. Nie lubię ludzi. Chodzę do rpacy, bo tam nie myślę o swoim zyciu, ale jak słucham ludzi i ich problemów związanych z pieczeniem ciast, czy z nowym radiem do samochodu to narasta we mnie mega złość. Nie pogadają o niczym ważnym, bo są zbyt płytcy. Zawsze sie wyróżniałam i będę wyrózniać na tle innych. To męczy i boli. Czemu nie chcesz wyjść do ludzi? Otworzyć się na życie? Masz przyjaciela? Nie marnuj czasu i życia. Ja mam 32 lata i uwierz mi.... więcej czasu spędziłam w chorobie niż na życiu. Bo moje życie tak naprawdę skończyło się z dniem kiedy zostałam zgwałcona. Miałam 17 lat. I setki innych plag. Ale żyję! Choć o śmierci myśle setki razy dziennie. Żyję i chcę żyć, choć moje życie to kupa gówna. Walczę. Ty też zawalcz o siebie. I bądź sobą. I nie pozwól by ktoś Ci to kiedykolwiek odebrał. Bo amsz tylko jedno życie, tu i teraz. I tak żyj, byś nie musiał płakać i cierpieć w samotności. Wyjdź i żyj dla samego siebie. Bo twoje życie to twój najcenniejszy dar jaki posiadasz. Nie marnuj go.
  9. kam80

    Witam! Problem z samym sobą

    Witaj. Właśnie, czas leczy rany. I powiem brutalnie, nie ty pierwszy i nie ostatni. Takie ejst życie. Mnie też zostawił chłopak, z którym byłam 6 długich lat. raz gorzej raz lepiej bywało, ale kochałam mocno. Zbyt mocno. I żyję, choć przez rok nie mogłam się pozbierać do kupy. Rozstać się to jedno ale oszukiwać to drugie. Mnie oszukiwał. Przez pół roku spotykał się z inna (teraz już zoną) i to bolało tak długo. I boli nadal. Najwyraźniej nie była Ciebie warta. I co to za dziewczyna, która będąc z jednym, zrywa i antychmiast idzie do drugiego? Poważna? Raczej nie. Nie kochała Cie i nie kocha, bo to nie ejst miłość. Ty miałeś i masz swoje życie. I doskonale Ciebie rozumiem, co znaczy poświęcić się dla drugiej osoby. Wyżekłeś się swojego życia, swojego JA na rzecz kogoś, kto na to nie zasłużył. Morał z tego taki, że nie ważne jak kochamy i jak nam zależy, nie warto zamykać wszystkich drzwi naszego własnego życia. Dziś nie wiesz co masz ze sobą począć. Zacznij zyć własnym życiem . To, co zrobiłeś dla niej, bylo z jej strony czystym egoizmem, ze na to ci pozwoliła (żeby sę nie kłócić!). Bo nie powinna dopuścić do tego, byś dla niej rezygnował z siebie i tego co twoje. I tak to sobie tłumacz- nie zasłużyła na mnie. Sorry za brutalność, nie mam na celu ranić Cię jeszcze bardziej, ale nie mam ochoty też nikogo głaskać po głowie i utwierdzać w przekonaniu, że jest inaczej. Sama przez 6 lat zrezygnowałąm z siebie na rzecz tego jedynego. Tego na całe życie. Hahahaha. Zapomniałam kim jestem. Żyłam nie swoim życiem. Poświęciłam każdą minutę. A jak sie rozstaliśmy nie wiedziałam, co mam dziś robić i czym się zająć. Nauka życia od nowa. Z nim spędzałąm każdą wolną chwilę, wszystkie weekendy. Z przyjaciółmi widywałąm się raz na kilka miesięcy. I nagle zostałam sama. sama ze sobą i pustką wokół mnie. I nie z braku miłości, ale dla tego, że oakzało się, że nie mam włąsnego życia. Bo nie żyłam swoim życiem! To było najbardziej bolesne. Każdą jedną rzecz robiliśmy wspólnie przez 6 lat. Trzy miesiące zajęło mi odbudowywanie swojego życia. Nagle okazało się, że wszystko co lubiłam nie było moje. Bo to moje było pochowane głęboko w pudłach. Dokopanie się do tego było moją deską ratunku. Cały kwiecień i cały maj i czerwiec porządkowałąm swoje JA i zbierałam swoje ukochane zabawki. W lipcu spakowałam plecak i pojechałam na samotne wczasy z aparatem i muzyką na uszach. Morze, Mazury... Wszystko dla mnie! Dziś wiem, że nie warto dla nikogo poświęcać przyjaciół, swoich zainteresowań i siebie samego. Oddać komuś an tacy całe swoje życie , założyć czyjeś szaty i udawać, że się właśnie tym kimś jest. Bo potem nie mamy nic. A pozbieranie się po porażce jest trudniejsze. Więc głowa do góry i żyj swoim życiem. Bo nic nie jest cenniejsze od nas samych, przyjaciół i tego co lubimy i kochamy. Rozstanie boli. A utrata własnego życia jeszcze bardziej. A zabijanie się z miłości to głupota. Czy to była miłość? Odpowiedz sobie sam na to pytanie. Za miesiąc, dwa będzie mniej bolało. Za pół roku prawie w ogóle, a jak poznasz inną będziesz się sam z siebie śmiał. Tak to działa. Możesz upierać się rpzy swoim, takie amsz prawo, ale każda jedna osoba, którą spotkał zawód miłosny, powie, że to mija - prędzej czy później. Ściskam mocno! I zazdroszczę, że mieszkasz na Mazurach! Aaaaaaaaa! Cuuuuudo!
  10. Chciałam załączyć więcej moich obrazków, ale coś mi nie chce załadować. Trudno. Może innym razem się uda.
  11. Interesuję się fotografią od 17lat. Pierwszy aparat dostałam na 15te urodziny. Zwykły głuptak, ale cieszył bardzo. Potem zbierałam na ZENITA , ale jakoś nigdy nie mogłam uzbierać. Więc odłożyłam swoje plany bycia fotografem do szuflady i rpzykryłam stertą rupeci. Pewnego dnia kupiłam NIKONA D40 i cieszę się nim do dzisiaj, chociaż od roku leży i się kurzy, bo choroba mi odebrała chęci. Dostałam kilka obiektywów do niego, trochę w niego zainwestowałam... Tysiące pomysłów mam w głowie, tylko ruszyć z miejsca nie mogę. Nie mam sił. Mam nadzieję, że uda mi się wkleić tutaj kilka swoich prac. Nie jestem dobra w tym co robię, bo się nie rozwijam. Plany z pójściem do szkoły fotograficznej też odłożyłam na inny czas. Boję się iść. Boję się ludzi i boję się krytyki. Boję się, że nie dam rady wśród ludzi. Że będę najgorsza w grupie. Boję się, że ta szkoła odbierze mi całkowicie radość z fotografowania.
  12. kam80

    chora zazdrość

    A ja Ciebie doskonale rozumiem. Jestem w podobnej "nienawiści do byłych i potencjalnych przyszłych". Rozwaliłam dwa związki przez chorobliwą zazdrość. Ale ostatni to zazdrość wyniknęła z faktu jaki zaistniał między mną a moim , już byłym, chłopakiem. Też miał romans ze starszą od siebie (on jest starszy o 7 lat ode mnie) i się z nią zaprzyjaźnił. W momencie kiedy zaczął ze mna być , ona chciała by z nią uprawiał sex przed kamerką by dopiec swojemu byłemu. A on się zgodził!!!! Od tamtej pory mam totlanego fioła na jej punkcie. Wystarczy, ze usłyszę jej imię, czy najdzie mnie myśl dostaję totalnej histerii. Drgawek. Szał ogarnia cały mój zdrowy rozsądek. Nie wiem czy z nią spał, twierdzi że nie, ona twierdzi, ze tak. Starsznie ta sytuacja zniszczyła mnie, i nas jako związek. To się wydarzyło 2 lata temu. Po niej był serwis sympatia.pl, bo sie pokłóciliśmy i muuusiał szukać innej dla pocieszenia. Tej starej zdradził moje tajemnice. Okazał się nielojalny. Napisał jej, że ją kocha, dodając potem że jak rpzyjaciela. Że jest piękniejsza ode mnie i żadna nie jest w stanie dorównać jej urodzię i inteligencji. Tłumaczył się tym, ze ją tylko pocieszałą, ale ja nie wierzę. Od tamtej pory stałąm się wredna su... Nienawidzę jej za to. I jego, że się zgodził! Jestem chorobliwie zazdrosna. Ale ta zazdrość wynika z tego, że każdy mój związek kończył się odejściem chłopaka do innej (jeden anwet do panny z burdelu :/). A Wcześniej nie byłąm zazdrosna. Obce było mi to zjawisko. Mówił, że zależy mu i wierzyłąm. Ślepcem byłam. Od tamtej pory, gdy wyszło an jaw, że zgodził się na sex z nią , nie jestem w stanie mu wierzyć i ufać. Nie jestem w stanie funkcjonować z nim jako z partnerem. Chciałam się rozstać to mnie błagał, przekonywał. Jak przebłagał, to znalazł inna. I tak aż do teraz. Inne- bo ze mna nie można rozmawiać, bo ja nie daję mu spokoju, bo ja jestem gorsza od innych. Bo ze mną nie czuje się swobodny, bo czego nie powie, to ja jestem zazdrosna. Nie widujemy się często bo mieszkamy od siebie 300km. nawet oświadczył mi się rok temu , bo miał andzieję, że zamknie mi tym usta i przestanę być zazdrosna. A ja z miesiąca na miesiąc jestem coraz bardziej. Chociażby z racji tego, że za kazdym razem jak rpzyjeżdżam do niego, to ma jakąś nowa sieciową koleżankę. A mnie krew zalewa. Duszę wszystko w sobie, a potem wybucham jak wulkan i niszczę co jest po drodze. Nie jesteśmy juz że sobą. Nie potrzebuję kogoś, kto od początku mnie okłamywał . Dla niego każda była była mało ważna a potem moje zdjęcie zasłaniał zdjęciem innej bądź poświęcał długie godziny na wspominaniu innych. Wykończyło mnie to. Zwłaszcza, ze wcześniej byłąm z chłopakiem 6 lat i mnie zostawił dla innej spotykając się z nią przez pół roku za moimi plecami i serwując mi mega kłamstwa. I mnie i jej. A ja do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie tego przeboleć. Psychiatra? Psycholog? Oby i mnie pomógł. Tobie też tego życzę. Zazdrość wyniszcza związki i nas samych. A zazdrość to nie tylko nasz problem, osób zazdrosnych. Nie byłąm zazdrosna do póki coś się nie wydarzyło. W tym rpzypadku zgoda na sex i te piękne słowa dedykowane starej babie. Nie mnie. Strata zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Mój partner tego nie potrafił zrozumieć, ze nabroił i broi dalej. według niego, to ja go ograniczam w kontaktach z innymi paniami. Ograniczam, owszem, bo sobie tego zwyczajnie w świecie nie życzę. To nie są ansze wspólne znajome, tylko panny wyrwane w sieci na portalach randkowych. Takie to żałosne. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz posypią się tutaj teksty, że to mój problem, że jak nie byłabym zazdrosna, to on nie uciekałby ode mnie do innych. Ale nie ja zaczęłam ten epizod w naszym związku i zanim zaczęliśmy ze sobą być lojalnie uprzedzałam i ustaliliśmy pewne zasady w tym temacie. To czemu je złamał. Lamał każdą daną obeitnicę? A na końcu zatrzasnął drzwi bo poznał ciekawsze panie w internecie. Nie pomógł ani mnie ani nam. Tak więc dziewczyno, bierz się do dzieła i nie pokazuj swej słąbości przed nim. Ponoć terapie skutkują. Inaczej zniszczysz swoje życie i doprowadzisz się do riuny emocjonalnej jak ja. Będziesz mieć 32 lata i będziesz sama i będziesz płakać skrycie jaka to jestes samotna. Głowa do góry i staraj się uwierzyć w jego szczere intencje wobec ciebie:). Powodzenia!
  13. kam80

    witam

    A w czym mnie możesz pomóc??
  14. kam80

    Jestem nikim...

    Widzę, że wprowadziłam małą dyskusję na temat tego, czy psycholog świecki czy psycholog ściśle związany z wiarą i kościołem. Dla mnie to ważne. Nawet bardzo ważne. Ale nie zmienia to faktu, że różnicy między taki a takim psychologiem nie ma żadnej. Nikt nikogo nie namawia do wiary w Boga i nie stoi z kijem i nie każe chodzić do Kościoła. Niezależnie od tego, czy jest to O., Brat, Siostra czy Ks. , to są ludzie wykształceni w kierunku pomocy człowiekowi. Mają pokończone Uniwersytety, Akademie, Kursy itp. i są dla nas. Moja decyzja o wyborze tego ośrodka i tej psycholog (sa również świeccy psychologowie i świecki psychiatra) wzięła się z tego m.in., że na wizyte w ośrodku nie czeka sie miesiąc, dwa czy pół roku, tylko tydzień, maź. dwa. I ode mnie samej zależy czy będę chodzić na spotkania raz w miesiącu czy cztery razy w miesiącu. I nikt nie zostawi mnie samej sobie po czterech spotkaniach tylko będę uczęszczać tak długo na terapię ile będzie to konieczne. I to jest zasadnicza różnica między Katolickim Centrum Pomocy a Państwowym. A inna sprawa, że ja mam poważne problemy z akceptacją starzenia się i odczuwam ogromną złość w tym aspekcie życia, panicznie boję się śmierci i nienawidzę ludzi. Mam wielki problem z wybaczaniem innym tego, co mnie złego zrobili. I inne. I uważam, że nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na moje pytania lepiej niż osoba duchowna, z racji tego, że sami są osobami wierzącymi tak jak ja. I nie ejst to szukanie ukojenia w Bogu, w wierze, czy szukanie ratunku w Niebie. Chodzi o punkt patrzenia na świat przez pryzmat Pana Boga. Nie piszę tego po to, by nagabywać ludzi (Was) do chodzenia do Kościoła, a wyjaśniam tylko, skąd moja decyzja. Nie wiem czy ktoś z Was był chociaż raz na izbie przyjęć w psychiatryku i przeżył koszmar z tym, jak tam traktuje się ludzi. Mnie osobiście potraktowano jak narkomankę, która przyszła wyludzić psychotropy. Lekarz byl taaaak wstrętny w obyciu, że moje załamanie nerwowe nasiliło się. Krytykował mnie, obrażał, w dodatku nie prowadził ze mną rozmowy tylko osąd przy dziesięciu studentach. Nie docierało do niego to co mówię. A we mnie narastała ogromna rozpacz, bo wiedziałąm, że ten lekarz nie pomoże mi chocbym tam umarła, i wielka agresja, że miałąm ochotę go zabić. Wyszłąm z gabinetu i położyłam się przed wejściem do budynku i płakałam i nikt się mną nie zainteresował, a lekarz w bezczelny sposób powiedział do studentów i do osoby , która mnie zaprowadziła do niego i trzymała za rękę, że "to kalsyczny przykład wyłudzania leków przez narkomanów". Ilu jest takich lekarzy? Ilu jest takich psychologów, którzy mają nas gdzieś i traktują podle? Nie jestem odosobniona w tym temacie. Stąd moja decyzja, że nie pójdę więcej do Państwowego lekarza i ośrodka. Chyba, że zamkną mnie w szpitalu- wtedy wyjścia mieć nie będę. Kazdy szuka pomocy tam, gdzie uważa za słuszne. I wybiera takiego psychologa, terapeutę czy lekarza, który mu najbardziej odpowiada. Jedni szukają pomocy na wszystkie możliwe sposoby, a inni nie robią nic. Tacy jesteśmy. Jestem zdeterminowana , dokonałam wyboru, bo ja nie jestem w stanie dłużej funkcjonować w społeczeństwie. Czuję, że balansuję na granicy obłędu, i że za chwilę stanie się tragedia. Mam problem z akceptacją życia, akceptacją samej siebie a tym samym nie akceptuję innych i życia innych. Czuję wielki gniew do ludzi, którzy w minimalny sposób skrytykują mnie lub zwrócą mi uwagę na coś. Przez lata przechodziłąm pranie mózgu jaka to ja głupia i tępa,że do niczego się nie nadaję, że pochodzę z patologicznej rodziny. Zostałąm zgwałcona. Piłam i ćpałąm by zapomnieć. Nie zapomiałąm, nie wybaczyłam, a gniew jest większy niż przed laty. Do takiego stopnia jestem zniszczona emocjonalnie, że boję się smej siebie, boję się żyć, boję się oddychać. Uciekam przed ludźmi bo boję się ich. Nie jestem w stanie szukać ambitnej pracy, bo boję się odpowiedzialności. Dzień w dzień prześladują mnie aktastroficzne wizje ze śmiercią w roli głównej. Mało sypiam. Nie ejstem w stanie wysłąwiać się porządnie w czasie rozmowy, tylko zaczynam się jąkać i blokują mi sie myśli. Jestem tak mocno zestresowana, że czasami zapominam jak mam na imię. A wiara w Boga i jego miłość do mnie jest jedynym punktem zaczepienia, bo inaczej już dawno doszłoby do tragedii. Może ktoś uznać wiare za akt desperacji, ale ważne, ze jest coś, co nas jeszcze trzyma przed śmiercią. -- 24 paź 2011, 15:30 -- Ps. Edytowałąm teks wyżej, ale niestety nie udało się, więc wybaczcie podwójną wiadomość. I chciałąm dodać, że nienawidzę samej siebie. Tak bardzo nienawidzę! , że nie jestem w stanie żyć i cieszyć się tym co mam. Moje życie jest odstraszające. Nie mam nikogo! Nikt mnie nie kocha. Nikt nie jest w stanie ze mną wytrzymać. Ja sama nie jestem w stanie ze sobą wytrzymać. Patrzę w lustro i widzę życiową niedojdę. Śmiecia, który nie powinien żyć!!!! Bo jestem śmieciem. Nikim ważnym. Nikim! -- 24 paź 2011, 21:09 -- Czas na hydroxyzynę i do wyra kochać się z sennymi koszmarami. Pływać z nimi w oceanie nienawiści. Poddawać się ich torturom. Co dziś mi zrobią? Wyrzucą z okna z 10go piętra? A może spalą żywcem? A moze pozwolą odpocząć bym im się tak szybko nie przekręciła na drugą stronę? Co by poczęli jakby stracili zabawkę swoją najlepszą? Nie mieliby radości. Na mnie już pora. Podałąm rękę na przywitanie i już wołają. Boję się. -- 25 paź 2011, 15:50 -- Dzis nocna zmiana. Praca- moje wyzwolenie. Kocham pracować. Tylko tam nie myślę o sobie i o tym co w sercu piszczy. Jeszcze 5h i opuszczę swe sanktuarium ciemności. Dziś i tak wstałam lewą nogą i w jeszcze większym dole niż wczoraj. W dodatku strasznie jestem zdenerwowana. Sama nie wiem czym. Mój mózg domaga się chyba adrenaliny, a ja sie powstrzymuję (uzależniony od awantur). Cała się trzęsę i pocę. Takie to straszne. nienawidzę tego stanu. Więc czekam z utęsknieniem, kiedy znajdę się w pracy i będę ogła wyżyć się na rzeczach martwych i daść upust toksynie zatruwającej moje parszywe życie. Noc straszna. Koszmary. Cieszę się, że dziś mnie to ominie.
  15. kam80

    Jestem nikim...

    Powinnam. Ale nie leczę się i nie chodzę na terapię. Mieszkałam w Warszawie i tam miałam już załątwioną terapię ( na którą miałam czekać rok!) i nie dostałam żadnych leków. Tj. terapię grupową na oddziale dziennym , na która się nie kwalifikuję, bo może być opłakana w skutkach dla mnie (dla mnie tylko terapia na oddziale całodobowym- według lekarzy) , i zostałam wpisana na listę tylko na moją prośbę i na moją odpowiedzialność. Ale nie mieszkam już w Warszawie, a w swoim rodzinnym mieście muszę zacząć wszystko od nowa. nawet przeniesienie kartoteki jest bardziej skomplikowane niż myślałam. Ale podjęłam decyzję, że zadziałam. Jestem osobą wierzącą i tylko dla tego jeszcze nie umarłam i nikogo nie zabiłam (niestety moje napady złości narastają do granic apogeum) i wybrałam już ośrodek i psychologa. Nie wiem czy dam radę, bo po ostatniej wizycie u psychologa wylądowałam na izbie przyjęć w szpitalu psychiatrycznym (w Warszawie) na zastrzyku uspokajającym, bo dostałam załamania nerwowego. W tamtym okresie miałam załamanie za załamaniem. Dziś pod tym względem ejst nieco lepiej, ale mimo wszystko się boję. Paraliżuje mnie sama myśl o ośrodku i o mówieniu o sobie komuś prosto w oczy. Wolałabym pozostać anonimowa. W Warszawie zdiagnozowano u mnie tylko DDA, silną nerwice (m.in. lękową) i silne zaburzenia osobowości. Dziś podejrzewam, że mam borderline i depresję dwubiegunową. Ale to tylko moje podejrzenia i bardzo sie tego wszystkiego boję. A przede wszystkim wstydzę się iść do ośrodka. I martwie tym, że pójdę , spotkam sie z psychologiem 4razy a potem mnie zostawią samej sobie ze skierowaniem na OZ tak jak w Warszawie. U mnie w mieście jest ośrodek katolicki i tam jest m.in psychologiem siostra zakonna. Ponoć bardzo fajna. Wybieram się do niej. Bo moje problemy osobowościowe to nie wszystko. Jak wspomniałam wyżej, jestem osobą wierzącą a ostatnio mam problem ze swoją wiarą. Obraziłam się na Boga i mi dodatkowo ciężko. Wiem, że słowo WIERZĄCA+BÓG mogą kogoś tu śmieszyć , ale mnie nie i jest to dla mnie bardzo ważne. Ciężko mi się zebrać w sobie i tam dojść. I zacząć walkę o siebie. Mam przyjaciółkę, która cierpi na nerwicę i jest po terapii i dziwi się mnie, że jeszcze funkcjonuję i podziwia, że daję radę sama. Jakoś daję. Choć ostatnio jest mi coraz trudniej.
  16. kam80

    Jestem nikim...

    Obawiam się, że nikt nie jest w stanie mi już pomóc, oprócz mnie samej. Ale to prawda. Jest ze mna fatalnie. Myśle, że straciłam nadzieję i żyję, bo żyję. Napisałam, jeden ze swoich tekstów, myśli jakie mi towarzyszą każdego dnia, a potem układają się w słowa. Mam na imię Kamila. Mam 31 lat... Cierpię na nerwicę , depresję i DDA od zawsze. Świadomości w tym temacie nabrałam 2 lata temu. Na moją głowę spadł czarny grad informacji. Złych informacji. Złych rzeczy. Brak pracy, brak perspektyw, mieszkanie pod jednym dachem z ludźmi, z którymi nie da sie normalnie żyć. Jestem chodzącą bombą zegarową. Nie sypiam, nie jem, nie mam siły oddychać. czuję, że sama się wpędzam w obłęd. Nie potrafie uczepić się czegoś pozytywnego i tym się karmić. Czasami myślę, że na moich barkach siedzi anioł ciemności i steruje mną tak jak uważa za słuszne i głośno przy tym smiejąc się mi do ucha. Jestem obolała od tego. Zatykam uszy, ale to nie pomaga. Zwierze, które wpada w potrzask, a się samo nie uwolni, zdycha. I ja czuję, że jestem w potrzasku. Nie ma dnia bym nie myślała nad odejściem do krainy umarłych. Ale Bóg mi nie pozwala. Każe żyć bez duszy, w pokracznym ciele i z demonem na plecach. Pokutuję za grzechy i ucieram scieżkę do raju. Hahaha. Zabawne. Raj dla obłąkanych. Czuję ogromny ból w sercu, chaos w głowie... Cierpię bardzo. Dzisiaj cierpię a jutro będę skrajnie zadowolona, że zyję. Na karuzeli apatii i euforii żyję każdego dnia. Wymiotuję tym. A w między czasie zabijam słowem. Zabijam ludzi mi bliskich. Oddaję w odwecie. Cała jestem obolała. Nie wiem kim jestem i kim się staję. Jestem jak DR. Jekyll i MR. Hyde.
  17. kam80

    Witam

    Hej Też udaję przed światem, że jest ok. W czterech ścianach dopiero czuje, że jestem Ja, ta prawdziwa . I też, tka jak Ty, mam serdecznie dosyć udawania, że wszystko jest ok. Cierpię potrójnie, bo mam silną nerwicę, jestem dzieckiem alkoholika, w dodatku mam depresję. Nie wiem co gorsze. Życie z alkoholikiem doprowadziło do ruiny moje poczucie bezpieczeństwa. Stany lękowe, sikanie do łóżka, strach paraliżujący. Bicie, wyzywanie... Gdy nie wytrzymałam zaczęłam wąchać klej w wieku 11 lat. To było moje okaleczanie. Trwało to blisko 10lat. Dziś jestem strzępem człowieka. Emocjonalnie wypruta. Agresywna w słowach. Nie panuję nad emocjami. To bardzo rpzykre, bo w ten sposób niszcze związki. Tak naprawde aż całe dwa. Ale zniszczyłam. I związki z ludźmi, znajomymi. Mało z kim się kontaktuję, bo ich nie chcę. Nie zależy mi na ludziach. Nie lubie ludzi. Całe życie zmagałam się z byciem gorszą na podwórku, w szkole, z biciem i terroryzowaniem mnie. Mam 31 lat. I nie mam zycia. Mam starsznie niską samoocenę, poczucie własnej wartości, nie mam ani honoru ani godności. Boję się ludzi, boję się wszystkiego co obce. Boję się sama siebie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma wśród mnie nikogo , kto by mnie potrafił zrozumieć. Jak się dzisiaj miewasz?? Pocieszyłabym Cię jakoś, ale nie uważam, że to mało skutkujące. Taki pocieszanie i mówienie, że wszystko będzie ok. Nie wiem czy będzie, ale mam taką nadzieję, że jeśli tego będziesz mocno pragnąć ( i każdy z nas) , to osiągnie się cel. Nie mam pomysłu na słońce dla Ciebie, ale wierzę, że możemy nawiązać więź i nawzajem sobie pomóc. Chociaż troszkę. Bo świadomość, że się nie ejst samemu na świecie ze swoim problemem, w jakiś sposób pomaga. Pozdrawiam Cie. Nikt ważny.
  18. kam80

    Jestem nikim...

    Witam wszystkich. Czuję, że moją dusza ugrzęzła na bagnach mojego ciała. Jest niezdolna do podrywu, by żyć. By ciało me napełnić żywodajnym płynem. Duszę się cała. Kompletnie pozbawiona iskry. Czuję tylko ból. Słodkawy, wylewający się z czary goryczy. Jest mdły. Robi mi się niedobrze od niego. Sparaliżował mój umysł. Już nie działam, tylko wegetuję. Żyję z dnia na dzień. Oddycham, ale to za mało by żyć naprawdę. Ktoś, coś, odebrało mi chęci. Oślepiło, zakneblowało i ogłuszyło duszę. Dusza to życie. Brak duszy równa się ze śmiercią. Tą wewnetrzną, bo ciało wciąż żyje. Jestem, ale mnie nie ma. Żyję, choć nie żyję. Nie płaczę, choć wyję. Chodzę, choć stoję w miejscu. Działam, chociaż nie robię nic. Jestem nikim. Dni spędzam na udawaniu, że szcześliwa jestem bez duszy. Noce spędzam na rozmyślaniu, kim w rzeczywistości się stałam. Ja to nie ja. Ja to inna Ja. Mnie nie ma. A tak bardzo pragnę uwolnić swą duszę z więzienia. By napełniła mnie słońcem i radością. By dała wiarę w życia sens. Bym wkońcu zaczęła widzień kolory, czuć smaki, słyszeć dobro. Bym odnalazła drogę do Boga. Tak bardzo to boli. Jestem tylko połową mnie samej. Moja dusza jest nierozerwalnym elementem życia. Bez niej nie jestem w stanie żyć. Nie chcę żyć. Nie takim pustym życiem. Nie jestem w stanie dać siebie nikomu, bo mnie nie ma. Nie jestem w stanie nikomu dać dobra, bo dobra we mnie nie ma. Czarna dziura. Nie jestem w stanie nikomu dać radości, bo radości we mnie nie ma. Nie ma mnie. Więc po co żyć? Jestem nikim. . .
×